Zagubieni w milosci.pdf

(193 KB) Pobierz
Jan Izydor Korzeniowski
„Zagubieni w miłości”
Copyright © by
Jan Izydor Korzeniowski,
2016
Copyright © by
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.,
2016
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana
i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Redaktor prowadząca:
Renata Grześkowiak
Skład:
Jacek Antoniewski
Projekt okładki:
Jakub Kleczkowski, Małgorzata Korzeniowska
Korekta:
Marlena Rumak, Marianna Umerle
Ilustracja na okładce:
Małgorzata Korzeniowska
ISBN: 978‒83‒7900‒668‒7
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3/325, 62‑510 Konin
tel. 63 242 02 02
http://wydawnictwo.psychoskok.pl
e‑mail: wydawnictwo@psychoskok.pl
Kup książkę
Spis treści
Sanatorium. Życie za kulisami . . . . . . . . . . . . 4
W okowach uczuć . . . . . . . . . . . . . . . . . 187
3
Kup książkę
Miłość dla człowieka, to nektar życia -
rabowany przez kolibry czasu
Sanatorium. Życie za kulisami
N
iskie kamieniczki i wieża kościelna pokryte były śnie­
giem. Drzewa uginały swoje gałęzie pod masą białego
puchu strącanego podmuchami wiatru. Było już po­
łudnie. Słońce, blado oświetlając wąskie uliczki, po których
kręcili się nieliczni przechodnie, odbijało się od mokrej jezdni
i chodników, i uderzało pierwszymi nadziejami bliskiej wiosny
w szyby okienne. Przystanek autobusowy, osłonięty od strony
zachodniej murem, upstrzony był plakatami, które – źle przy­
klejone – powiewały jak kolorowe chorągiewki. Mur kończył
się na najbliższej kamienicy o dużych oknach, ukazujących
starannie ułożoną wystawę owoców i jarzyn.
Jacek Lange wysiadł na tym przystanku i rozejrzał się wokoło
bezradnie. Dreptał przez chwilę w miejscu, nie mogąc się zde­
cydować, w którym kierunku pójść. Długi mur od przystanku
do sklepu miał w sobie coś z drogowskazu, więc podświadomie
ruszył wzdłuż wskazanego mu kierunku, minął sklep warzywny
4
Kup książkę
i skręcił w biegnącą w dół uliczkę. Kiedy znalazł się przy ostat­
nim budynku przystanął zdezorientowany na mostku, przestę­
pując z nogi na nogę, ubijając warstwę śniegu (w tym miejscu
jeszcze dość świeżego), patrzył na ścianę starych świerków
pokrytych białym puchem, wyrosłych niespodziewanie przed
nim. Ciężkie buty uderzały głucho o deski mostku, pod którym
szkliła się taflami lodu wartko płynąca rzeczka.
Było oczywiste, że obrał zły kierunek. Ulica urywała się na
mostku i uciekała wąską ścieżką w las. Jacek Lange, czterdzie­
stoletni mężczyzna, szczupły, o dobrej prezencji, oczach niedź­
wiadka koala, zielonoszarych i naiwnych, źle się czuł z torbą
przewieszoną przez ramię, której pasek wciskał się w kożuch
ściągając rękaw.
Ale nie ta torba była powodem, że czuł się nieszczęśliwy
i patrzył niechętnie na ten świat, w którym dość nieoczekiwanie
przyjdzie mu spędzić najbliższe cztery tygodnie. Towarzyszyło
mu uczucie osamotnienia i opuszczenia.
Bronił się przed tym wyjazdem, ale kadrowa i kierowniczka
działu w banku, gdzie Lange był podrzędnym urzędnikiem,
uknuły – jak to nazywał – spisek przeciwko niemu i wysłały
go do sanatorium. Nim się zorientował, miał już skierowanie
w rękach i nie pozostawało mu nic innego jak pakować torbę
i jechać. Wiedział po kilku latach pracy w tej niewątpliwie sza­
cownej i zasłużonej, obracającej tonami banknotów instytucji,
że wszelkie opory wobec tych kobiet na nic by się nie zdały.
Wolał nie ryzykować gorzkimi wymówkami, szczególnie w sto­
sunku do kadrowej – suchej, kościstej, jeszcze młodej kobiety
o szarej, papierowej cerze na brzydkiej twarzy. Jego szefowa to
tęga kobieta, wiecznie zakochana, tym razem w Jacku Lange.
Nie, nie czuł się chory. Cieszył się dobrym zdrowiem, a małe
niedotlenienie mięśnia sercowego nie miało większego znaczenia,
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin