Wojciech Lipowski - Twórca obrazów.pdf

(62 KB) Pobierz
WOJCIECH LIPOWSKI
Twórca obrazów
DL 2000, nr 4/5 (162/163)
„Pisarze przed filmem, przed wynalezieniem taśmy rejestrującej obraz
a później dźwięk, byli tymi, którzy przed oczami czytelników
uruchamiali doskonały ciąg obrazów, czyli jakby film” - mówił w
jednym z wywiadów Kornel Filipowicz, przyznając, że on sam dość
często podczas ponownej lektury własnych tekstów wywoływał taki
próbny łańcuch obrazów, co umożliwiało porównywanie własnych
intencji artystycznych z gotowym utworem literackim. Może ów
warsztatowy zabieg, nieobcy zapewne wielu pisarzom, sprawił, iż w
pewnym momencie Filipowicz postanowił, wykorzystując narzędzia
adaptacji filmowej oraz własne teksty literackie, spróbować sił jako
scenarzysta i mieć znacznie większy wpływ na - jak to określał -
bezpośrednią kreację rzeczywistości. Niestety, mimo że krytyka
literacka towarzyszyła jego dokonaniom prozatorskim i poetyckim,
właściwie tylko incydentalnie pisano o nim jako o twórcy dramaturgii
filmowej, radiowej czy teatralnej. Pisarz niezbyt często omawiał tę
dziedzinę swej pracy artystycznej, choć napisał sporo tekstów
przeznaczonych do realizacji na planie filmowym czy teatralnym. Być
może uważał, że to zajęcie stanowiło tylko tło jego artystycznej,
aktywności, gdyż jako scenarzysta nie miał w zasadzie wpływu na
kształt finalny swojej pracy: „każdy pisarz jest reżyserem swojego
tekstu, a pisząc na użytek reżysera, który jest kimś innym i ma swoją
własną wizję utworu, to znaczy filmu - musi się wyrzec całej sfery
realizatorskiej” - stwierdził w wypowiedzi prasowej. Poza tym zdawał
sobie sprawę z ograniczeń i trudności, z jakimi musi się zmagać
prozaik-scenarzysta chcąc przełożyć swą wypowiedź fabularną z
jednego systemu znaków na inny. Obawy Filipowicza dotyczyły tu
przede wszystkim ograniczeń struktury obrazu filmowego, który nie
jest w stanie przyswoić tych utworów literackich, gdzie celem jest opis
tego, co w człowieku ukryte najgłębiej, więc nieosiągalne środkami,
jakimi
posługuje
się
film.
Na
początku
swych
zmagań
ze
scenariuszem artysta nie bardzo mógł sobie wyobrazić jak opanowane
przecież
w
stopniu
doskonałym
instrumentarium
technik
prozatorskich, zmierzających do opisu doświadczeń wewnętrznych
człowieka, będzie funkcjonować w dziele filmowym. Jak służąca temu
opisowi refleksja, przemilczenie, dygresja, czy inne „tajemne zamiary”
wykorzystywane i sprawdzone w epickiej opowieści mogą znaleźć dla
siebie miejsce w sferze, w której ostateczną postać scenarzysta nie
może ingerować. Obawy okazały się bezpodstawne, może dlatego, że
Filipowicz nie pracował sam, sekundowali mu w większości produkcji
bracia
Tadeusz
i
Stanisław
Różewiczowie.
Za namową Tadeusza Różewicza doszło do powstania pierwszego
wspólnego scenariusza, który był adaptacją opowiadania Filipowicza
„Trzy kobiety z obozu”. Obraz wyreżyserowany przez Stanisława
Różewicza miał swą premierę w maju 1957 roku. Losy trzech kobiet w
różnym wieku, które po obozowym infernum próbują powrócić do
świata ludzi wolnych i stworzyć wspólny dom, dopełnione udanymi
kreacjami
aktorskimi
m.in.
debiutującej
na
ekranie
Anny
Ciepielewskiej, okazały się dobrym materiałem na filmową opowieść.
Filipowicz skomentował to przedsięwzięcie następująco: „Tak się
zaczęło. Scenariusz pisaliśmy wspólnie z Tadeuszem, i wtedy to, w
asyście reżysera, przeszliśmy obaj „szkołę podstawową” pisania dla
filmu”. Co prawda autorowi „Ulicy Gołębiej” trudno było przyzwyczaić
się do nie-przystawalności własnych wyobrażeń związanych z tekstem
scenariusza do obrazu filmowego, lecz nie zakłócał pracy reżysera na
planie dając mu wraz z Tadeuszem Różewiczem pełną swobodę
działania.
O
działalności
reżyserskiej
w
jednej
z
wypowiedzi
prasowych powiedział: „Stanisław Różewicz w swojej pracy nie szedł
na efekty łatwe. Wyrzekł się „dziwności”, odrzucił wszystko, co trąci
pretensjonalnością
i
minoderią”.
Następny pomysł związany z filmem kryminalnym o intrygującym
tytule „Hiena” nie doczekał się realizacji, może opowieść o złodziejach
cmentarnych nie przypadła do gustu ówczesnym decydentom. Kolejne
wspólne przedsięwzięcie scenariuszowe Filipowicz-Tadeusz Różewicz
powstało specjalnie dla potrzeb filmu. W 1960 roku odbyła się
premiera „Miejsca na ziemi”, filmu w reżyserii Stanisława Różewicza,
wyróżnionego na festiwalu w San Sebastian. Maria Dąbrowska w
„Dziennikach” tak pisała o tej zapomnianej już dziś opowieści: „Jest to
film o „kluczowym” zagadnieniu młodego pokolenia: alienacja i
poczucie bezsensu życia. Charakterystyczna oszczędność dialogu,
który w ogóle w nowoczesnych filmach sprowadza się do półzdań i
pojedynczych słów, co mi zresztą odpowiada”. Scenariusz i film
precyzują obszar zainteresowań scenarzystów oraz reżysera. W jego
centrum znajduje się człowiek, często samotny, zagubiony, stawiający
pytania, które wywołuje obawa i zdziwienie światem. Autorzy
świadomie starają się zwolnić tempo narracji, wyhamować pośpiech,
panować nad precyzyjną kompozycją ujęć, tak aby całą uwagę skupić
na tych trudnych do wyrażenia kwestiach. To jedna z cech stylu
filmowego, który wypracowała z dobrym skutkiem „spółka twórcza”
Filipowicz-Różewiczowie.
Pomysł innego scenariusza oraz filmu przyniosło życie. Zapis sądowy
procesu oszustki podającej się za medium, która wraz ze wspólnikiem
wykorzystywała naiwność oraz nieszczęście ludzkie, wzbogacony
kilkoma fikcyjnymi wątkami, był inspiracją powstania obrazu „Głos z
tamtego świata” (1962). Autorzy próbowali pokazać, jak człowiek
dręczony samotnością i chorobą, stojący w obliczu śmierci nie bacząc
na słabość własnej psychiki szuka oparcia i pomocy u pary oszustów.
Nietypowym przedsięwzięciem zespołu była „nieludzka komedia”,
której filmowy tytuł brzmiał: „Piekło i niebo” (1966 r). Wychodząc z
założenia, iż piekło i niebo istnieją dla tych, którzy w nie wierzą,
autorzy
scenariusza
zaproponowali
widzowi
zabawę
własnymi
wyobrażeniami dotyczącymi zarówno piekła jak i nieba, zapraszając
każdego, kto ma na to ochotę do przejrzenia się w krzywym
zwierciadle i odnalezienia tam własnych słabości oraz wad. Trzeba
zaznaczyć, że Filipowicz przygotowywał swe teksty dramaturgiczne nie
tylko dla potrzeb filmu. W tym miejscu przypomnijmy, że już w roku
1952 z Władysławem Jaremą był autorem przedstawienia teatralnego
dla krakowskiego teatru Groteska pt. „Nowy Guliwer. Widowisko dla
teatru lalek w 7 obrazach z prologiem i epilogiem”, wraz z Tadeuszem
Byrskim,
dyrektorem
Teatru
dla
w
Gorzowie
potrzeb
Wielkopolskim,
swą
dramaturgiem,
zaadaptował
scenicznych
mikropowieść „Pamiętnik antybohatera”. Sztuka miała prapremierę
właśnie w Gorzowskim Teatrze im. J. Osterwy, w roku 1964.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin