Jerzy Parfiniewicz - Dwa wcielenia.pdf

(655 KB) Pobierz
Jerzy
Parfiniewicz
DWA
WCIELENIA
MORDERCY
WYDAWNICTWO
MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ
Okładkę projektowała
TERESA KAWINSKA
Redaktor
WANDA STEFANOWSKA
Redaktor techniczny
RENATA WOJCIECHOWSKA
Parfiniewicz Jerzy: Dwa wcielenia mordercy.
Wwa 1974
Wydaw. Min. Obrony Nar.
16° s. 160 ‒ Labirynt
Powieść polska ‒ XX w.
884‒31
Współczesna powieść sensacyjno-szpiegowska.
Pięć tysiącu czterysta sześćdziesiąta druga
publikacja Wydawnictwa MON
Printed in Poland
Wydawnictwo Ministerstwa obrony Narodowej
Warszawa 1974 r.
Wydanie I
Nakład 120 00C+343 egz.
Objętość 6,41 ark, wyd , 5,0 ark, druk.
Papier druk, sat. V kl. 65 g, format 61X86/32.
Zakłady Celulozowo-Papiernicze
im. J. Marchlewskiego we Włocławku.
Druk ukończono we wrześniu 1974 r.
Wojskowa Drukarnia w Łodzi.
zam, nr 565 z 5 marca 1974 r.
Cena zł 10.‒
C-6
ROZDZIAŁ I
Jestem już zmęczony… Czy to normalne? Mam przecież dopiero
czterdzieści pięć lat. Co jest tego powodem? Praca? Raczej nie…
Pracę mam trudną, odpowiedzialną, absorbującą. Nie wiem nigdy,
kiedy wrócę do domu, kiedy będę musiał wyjechać z miasta na kilka
dni, kiedy zaskoczy mnie niespodziewany telefon i przerwie zasłu-
żony wypoczynek. Mimo to jestem gotów stawić się na każde we-
zwanie i natychmiast przystąpić do pracy, która nigdy nie jest nudna
i jednostajna. Wiem, że dziś czy za dwa dni będę robił zupełnie co
innego, niż robiłem wczoraj… Czy taka praca nie męczy? Cóż za
pytanie! Wyczerpuje, zwala z nóg, ale mnie się podoba. Ani przez
chwilę nie mogę pozwolić sobie na lenistwo, na rozprzężenie uwagi.
Na odłożenie sprawy na później. Mój umysł musi pracować bez
przerwy… Muszę pamiętać o najdrobniejszych szczegółach… Potem
zestawiam je w misterną całość.
Po przeciwnej stronie biurka siedzi człowiek. Obserwuję twarz
bez wyrazu, każdy gest, każde drgnienie mięśni jego twarzy… Muszę
zwrócić uwagę nie tylko na to, co mówi, ale również na to, jak mó-
wi. Chwila nieuwagi z mej strony, przeoczenie jakiegoś gestu,
5
zmiany intonacji głosu może doprowadzić do zniweczenia wysiłku
wielu ludzi. A do tego nie mogą dopuścić. Mogłoby to pociągnąć za
sobą nowe ofiary… Taka praca szarpie nerwy, ale nie nudzi. Nie
zamieniłbym jej na żadną inną. Że ciągle obcuję z brzydotą, z ludz-
kimi ułomnościami? To prawda! Poznaję życie człowieka od jego
najgorszej strony. Alkoholizm i wynikające z niego konsekwencje:
degeneracja, nędza, upodlenie, zezwierzęcenie i zbrodnia ‒ to spra-
wy, które trafiają do mnie Zastanawiam się, dlaczego stykając się z
tym bez przerwy sam pozostaję nadal człowiekiem… Człowiekiem
uczciwym. Może na tej zasadzie, na jakiej ucieka się z zadymionego,
dusznego, zatłoczonego miasta na otwartą przestrzeń. Między drze-
wa, jeziora, kwiaty.. Im duszniej, tym większa tęsknota za wolną
przestrzenią, tym bardziej doceniamy ożywczy zapach łąk i lasów.
Od dzieciństwa natura ciągnęła mnie na swoje łono. Upłynęło 25
lat od dnia, w którym byłem na wycieczce. Organizacja młodzieżo-
wa, do której wówczas należałem, urządziła majówkę. Poznałem
wtedy studentkę Akademii Sztuk Plastycznych. Wydała mi się zjawą
nieziemską, nimfą, aniołem. Zakochałem się. Nie bez wzajemności.
Pobraliśmy się. Żona skończyła studia. Mamy dwoje dzieci: dziew-
czynkę i chłopca. Czy miałem jakiś wpływ na ukształtowanie swego
losu? Czy znając obowiązki wynikające z mojego zawodu mogłem
myśleć o założeniu rodziny? Czy postąpiłem słusznie? Teraz mam
wiele wątpliwości. Wówczas jednak był to jedyny cel, który pragną-
łem osiągnąć. Robiłem wszystko, aby zapewnić rodzinie dostatni
byt, by jak najlepiej wychować swoje dzieci. Pragnąłem otoczyć
6
je miłością i opieką. Sądzę, że nie udało mi się zrealizować swych
planów. Co wiem o mojej rodzinie? Przecież ja nie znam swojej
żony. Nie wiem, o czym myśli, co przeżywa, gdy ja, prawie gość w
domu, zajęty jestem swoją pracą. Z jakiego powodu zrezygnowała z
ambicji artystycznych, ograniczając się do chałupniczej produkcji
biżuterii z przedziwnych materiałów? Co za tęsknotę zamyka w tych
drobnych, niespokojnych arcydziełkach? Co wiem o dzieciach? Żyją
już własnym życiem, wyłamując się spod matczynej opieki. Czy w
tej sytuacji mogę mówić o prawdziwym życiu rodzinnym? O domu?
Mój ulubiony felietonista, Tomasz Domaniewski, w jednym z felie-
tonów, publikowanych w „Expressie Wieczornym”, zapytywał, dla-
czego w żadnej powieści o nas nie wspomina się ni słowa o naszych
żonach? Że my prawdopodobnie nigdy ich nie mamy. Bo i po co,
redaktorze? Stale poza domem. A gdy już w nim jesteśmy, chcemy
robić jedynie to, na co mamy ochotę. Tymczasem żony czekają, na-
rzekają, są niezadowolone… Mają rację! Ale ja nie wiem, czy będę
miał jutro wolne popołudnie! Czy za trzy dni będę mógł pójść z żoną
do teatru, do którego otrzymała bilety ulgowe?
Nie chcę być skrępowany. Chcę robić to, co mi daje zadowolenie.
Za trzy tygodnie będę miał sprawę rozwodową… Tak, jestem zmę-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin