Mortimer Carole - Sekret wielkiej aktorki.doc

(401 KB) Pobierz
Zupełnie jak w powieści

 

Carole Mortimer

 

Sekret wielkiej aktorki

 

 

 

 

Rozdział  1

– Doktor Leonora Winston, jak przypuszczam?

Leonie została niedawno wprowadzona do salonu przez pokojówkę. Teraz spojrzała w stronę, skąd dobiegł głos. W otwartych drzwiach stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna.

Jest przystojny – przemknęło jej przez myśl. Arogancki – dorzuciła, widząc jego minę. Zimne zielone oczy wpatrywały się w nią badawczo. I nadęty – uzupełniła pierwsze wrażenie.

Były także dwa inne powody, które sprawiły, że ten mężczyzna od razu wzbudził w niej niechęć.

Po pierwsze, rzeczywiście miała na imię Leonora – Leo to było imię dziadka, a Nora – imię babci – ale nikt nigdy tak jej nie nazywał. Zawsze mówiono do niej: Leonie. Po drugie, była pewna, że kiedy Stanley aranżował to spotkanie, rozmawiał z kimś innym, na pewno nie z tym mężczyzną.

Przystojniak stał w drzwiach słonecznego salonu i najwyraźniej nie był zachwycony jej wizytą. Świadczył o tym lekceważący ton i przenikliwe spojrzenie kocich oczu. Język ciała.

Leonie nie wiedziała, skąd takie wrogie nastawienie u człowieka, którego widziała po raz pierwszy w życiu...

Ich spojrzenia spotkały się.

– Pan Luke Richmond, jak sądzę? – odezwała się obojętnym tonem, unosząc brwi.

Nie chciała dać mu satysfakcji, że na chwilę zbił ją z tropu. Oczywiście natychmiast domyśliła się, kim jest.

Zielone oczy zmrużyły się ironicznie.

– Myśli pani, że to zabawna sytuacja, doktor Winston...

– Proszę nazywać mnie Leonie – przerwała mu.

– Poza tym źle pan odczytał mój nastrój, panie Richmond. Uważam tę „sytuację” – jak to pan nazwał – za niezręczną, niekoniecznie zabawną.

– Dlatego że miała pani zobaczyć się z moją matką, a nie ze mną? – Pokiwał głową, jakby odpowiadając na swoje pytanie. – Proszę się nie martwić, zobaczy ją pani. Rachel notorycznie się spóźnia – dodał z niechęcią. Widocznie nie akceptował tego zwyczaju. Wszedł do salonu i powoli zamknął za sobą drzwi. – Chciałem porozmawiać z panią na osobności, zanim się spotkacie.

Leonie stała po drugiej stronie pokoju, odwrócona tyłem do okna. Słońce grzało ją w plecy, ale gdy Luke postąpił parę kroków i spojrzał na nią, poczuła lodowaty chłód.

Nie tylko z powodu jego wzroku.

Był bardzo wysoki. Miał krótkie ciemne włosy, szerokie, muskularne ramiona, długie nogi. Nosił czarną koszulę i czarne spodnie. Wszystko w nim – oprócz zielonych oczu – było ciemne, ponure, marsowe...

Nie bądź śmieszna! – Leonie przywołała się do porządku. Ten mężczyzna nie jest zbyt przyjazny, ale może tu nie chodzi o ciebie, może ma po prostu zły dzień. Możliwe, że arogancja to jego cecha dominująca, nie odbieraj tego tak osobiście!

Zmusiła się do uśmiechu.

– To chyba jakaś pomyłka... – zaczęła.

– Jeśli nastąpiła pomyłka, to pani ją popełniła – przerwał jej ostro. – Nie wiem, jakiego podstępu pani użyła, żeby zaaranżować spotkanie z moją matką, ale zapewniam...

– Panie Richmond...

– ...że to nic nie da...

– Panie Richmond!

– ...ponieważ moja matka nigdy nie udziela wywiadów dziennikarzom...

– Nie jestem dziennikarką!

– ...ani biografom – zakończył Luke z satysfakcją. – Z oczywistych powodów – dodał.

Jeden z tych powodów Leonie znała. Była to nieautoryzowana biografia Rachel Richmond, gwiazdy ekranu, która pojawiła się w księgarniach dwa lata temu. Zawierała sporo insynuacji i domysłów na temat barwnego życia aktorki. Nie znalazło się w niej nic zniesławiającego, ale nie była to lektura przyjemna w czytaniu. Kolejny „oczywisty powód” stał właśnie przed nią...

Luke Richmond był człowiekiem sukcesu. Miał trzydzieści siedem lat i zdobył już kilka Oscarów za swoje scenariusze. Każdy byłby dumny z takiego syna – przynajmniej na zewnątrz tak to wyglądało.

Rachel Richmond, gwiazda filmowa i teatralna od ponad pięćdziesięciu lat, nigdy nie wyszła za mąż. Nigdy też nie wspomniała, kto jest ojcem jej dziecka.

W połowie lat sześćdziesiątych decyzja o samotnym macierzyństwie była odważna – nieślubne dziecko mogło być początkiem końca jej kariery.

Gwiazdy kina w owym czasie musiały być wzorami moralności, było to bezwzględnie wymagane przez wytwórnie filmowe. Jednak Rachel Richmond uparcie pozostawała samotną matką, a syn towarzyszył jej wszędzie, gdziekolwiek wyjeżdżała. Była idealną matką i widzowie pokochali ją w tej nowej roli. Trafiła do ich serc. Nigdy nie zdradziła, kto jest ojcem dziecka, i na ten temat zawsze krążyły plotki.

Leonie, patrząc teraz na Luke’a, zastanawiała się, jak on sobie radził z tymi plotkami przez całe życie. Chyba że matka powiedziała mu prawdę i nie musiał przejmować się insynuacjami.

Wzięła głęboki oddech.

– Przypuszczam, że mój przyjazd spowodował zamieszanie, ale...

– Mam nadzieję, że wyrażam się jasno – znowu jej przerwał. – Wiem, że jest pani utalentowaną autorką. Czytałem pani książkę o Leo Winstonie – dodał, widząc jej zaskoczoną minę.

– To nie była książka trudna do napisania. Leo Winston jest moim dziadkiem – wyjaśniła.

Luke kiwnął głową.

– Ale jego działalność była jednym z najbardziej strzeżonych sekretów brytyjskiego rządu podczas drugiej wojny światowej.

– Tak... – Leonie była zdumiona. On naprawdę czytał jej książkę!

– Moja matka najpierw przeczytała tę książkę i dała ją mnie. Jej zdaniem, życie pani dziadka to świetny materiał na scenariusz.

Leonie wiedziała, że dziadek byłby przerażony tym pomysłem.

– Mój dziadek woli być znany ze swoich opracowań historycznych, a nie z tego, co zrobił albo czego nie zrobił w dawnych czasach – powiedziała.

– Według mnie – kontynuował Luke – ta książkowa relacja jest trochę szablonowa.

Jeśli chciał ją urazić, to mu się udało. Postanowiła jednak przełknąć krytykę i milczeć.

Zerknęła na zegarek. Luke miał rację. Rachel spóźniała się na spotkanie już piętnaście minut.

– Pani dziadek przekonał mnie – ciągnął Luke – że nie ma żadnego dobrego powodu – oczywiście jego zdaniem! – żeby opracować tę historię na duży ekran. Poza tym – w zimnych oczach Luke’a pojawiły się wesołe iskierki – nie mogliśmy się dogadać co do odtwórcy głównej roli...

Leonie zmarszczyła czoło. Nie miała pojęcia, że dziadek poznał tego człowieka, a co dopiero mówić o planach jakiejś wspólnej pracy. Nigdy jej o tym nie wspomniał.

– Mój dziadek lubi się sprzeciwiać – bąknęła i wzruszyła ramionami.

Luke popatrzył na nią.

– To chyba rodzinna cecha? – zapytał ironicznie.

Leonie nabrała powietrza. Nie miała pojęcia, co takiego zrobiła, że ten arogant ciągle ją atakuje.

Prawdopodobnie nie. To pewnie antagonizm bez realnej przyczyny. Ale pora z tym skończyć.

– Panie Richmond! Może...

– Witaj, droga Leonie! Przepraszam, że musiałaś na mnie czekać. – Rachel Richmond pojawiła się w salonie niczym świeży powiew. Jej obecność natychmiast rozproszyła ciężką atmosferę panującą w pokoju.

Aktorka wyglądała wspaniale. Zachowała znakomitą figurę, co podkreślała obcisła zielona sukienka. Jej twarz o regularnych rysach prawie nie miała zmarszczek, jasne włosy w naturalny sposób spływały do ramion.

– Witaj, Luke. – Rachel pocałowała go w policzek. Potem znowu zwróciła się do Leonie: – Jesteś absolutnie urocza! – wykrzyknęła, ściskając jej dłonie.

Po lodowatym powitaniu Luke’a taka reakcja była dla Leonie miłym zaskoczeniem. Radość aktorki wydawała się szczera. Jej zielone oczy były radosne, a promienny uśmiech – znany od lat z niezliczonych zdjęć i filmów – po prostu zniewalający.

Jednak określenie Leonie jako „absolutnie uroczej” było grubą przesadą. Wyglądała jak biznes-woman w swoim szarym kostiumie i białej bluzce. W butach na obcasach górowała wzrostem nad Rachel. Miała jasne włosy do ramion, które same układały się po umyciu w łagodne fale. Jej twarz nie wydawała się szczególnie piękna, szare oczy, pełne wargi, mały nos, szpiczasty podbródek.

Jej wygląd mógł zdradzać profesję: była historykiem, podobnie jak dziadek.

– Dziękuję – odparła trochę zmieszana egzaltowanym zachowaniem aktorki.

Zauważyła ironiczny uśmieszek Luke’a. Nie była pewna, czy w końcu nie wolałaby raczej chłodniejszego przyjęcia, w którym bez wątpienia był mistrzem.

– Rachel, może już puścisz ręce doktor Winston – odezwał się. – Jest zakłopotana. – Spojrzał na Leonie i znacząco uniósł brwi.

Leonie zaczerwieniła się.

– Nieprawda – odparła i zwróciła się do aktorki:

– Pani syn chyba myśli, że jestem intruzem...

– Owszem! – wtrącił się. – Bo taka jest prawda.

– Ależ, Luke... – Matka odwróciła się do niego z łagodnym uśmiechem i wreszcie puściła dłonie Leonie. – Ona nie rozumie twojego poczucia humoru.

Poczucia humoru? Czy ten zarozumialec w ogóle wie, co to takiego?! – pomyślała Leonie. Tylko łagodna i tolerancyjna matka może tak to określać.

– Mylisz się, Rachel – odparł Luke. – Jestem pewien, że doktor Winston rozumie mnie doskonale.

Leonie odwróciła się do Rachel.

– Pani Richmond...

– Proszę, mów mi po imieniu. – Aktorka nie przestawała się uśmiechać. – Luke, kochanie, czy poprosiłeś Janet, żeby przygotowała dla nas herbatę? – Spojrzała na syna pytająco.

– Nie. – Zacisnął usta.

– Więc to zrób – poleciła i ponownie zwróciła się do Leonie: – Jestem pewna, że masz ochotę na spacer, zanim podadzą nam herbatę. – I nie czekając na odpowiedź, wzięła Leonie pod rękę i poprowadziła w stronę drzwi do ogrodu rozświetlonego słońcem. – Musisz mi o sobie opowiedzieć – zaćwierkała zachęcająco. – Nigdy nie spotkałam kobiety historyka. To musi być fascynujące zajmować się przedmiotem tak zdominowanym przez mężczyzn. A co dokładnie...?

Leonie słuchała jej nieuważnie, ale aktorka była tak zajęta swoim szczebiotaniem, że wcale nie oczekiwała odpowiedzi. I żadnej nie otrzymała.

Leonie zastanowiła wściekłość na twarzy Luke’a, kiedy wychodziły do ogrodu. Było dla niej jasne, że gdyby mógł wyrzucić ją z tego domu, nie denerwując przy tym matki, zrobiłby to bez wahania.

– Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać, moja droga. – Rachel ścisnęła mocniej jej ramię. – Przeczytałam twoją ostatnią książkę.

– Moją pierwszą książkę – sprostowała Leonie.

– I zarazem ostatnią – dodała gwoli prawdy.

– Mam nadzieję, że nie ostatnią, Leonie. Mogę ci mówić po imieniu, prawda?

– Tak, proszę. Pani Richmond...

– Rachel – poprawiła ją aktorka lekkim tonem.

– Wszyscy zwracają się do mnie po imieniu. Nawet Luke.

To Leonie akurat już usłyszała i uznała za dziwaczne. Sama miała obiekcje, czy powinna zwracać się do niej tak poufale. Rachel była gwiazdą dużego formatu. Wzbudzała nadal wielkie zainteresowanie. Gdy od czasu do czasu występowała w teatrze, publiczność szczelnie wypełniała widownię. Miała dominującą osobowość, tego też Leonie mogła doświadczyć...

– Rachel... Twój syn chyba uważa... – zaczęła.

– Nie zwracaj na to uwagi, kochanie – przerwała jej aktorka. – On jest taki opiekuńczy! A poza tym był zawsze bardzo poważnym chłopcem.

– Chłopcem? – W wieku trzydziestu siedmiu lat nadal był nazywany „chłopcem”?!

Rachel roześmiała się, widząc jej reakcję.

– Dla mnie zawsze będzie chłopcem. I mogę cię zapewnić, że więcej warczy, niż gryzie.

– Możliwe – odparła.

Poza tym zachowanie Luke’a nie miało dla niej znaczenia. Nie spędzi w jego towarzystwie więcej czasu niż to konieczne. Za parę minut stąd wyjdzie i rzuci tylko chłodne „do widzenia”.

Zerknęła na zegarek.

– Robi się późno, pani... eee... Rachel – poprawiła się w porę, widząc jej spojrzenie.

– Jak długo jechałaś tutaj? – zainteresowała się aktorka.

– Ponad godzinę. Mam dziś jeszcze jedno wieczorne spotkanie w mieście, więc...

– To miło z twojej strony, że poświęciłaś sobotnie popołudnie, żeby tu przyjechać. – Rachel pokiwała głową. – Ostatnio rzadko bywam w Londynie. Lubisz wiosnę? – Nagle zmieniła temat, jakby zapomniała o poprzedniej uwadze Leonie. Z satysfakcją rozglądała się po ogrodzie, w którym kwitło mnóstwo kolorowych kwiatów. – Wszystko jest takie świeże. Życie się odradza.

Leonie lubiła wiosnę, ale miała ku temu bardziej praktyczne powody. Wiosna oznaczała koniec długich zimowych wieczorów i szarych poranków. Nie znosiła jeździć do pracy na uniwersytecie w mroku i wracać do domu w ciemnościach.

– Tak – powiedziała krótko i spróbowała wrócić do sedna sprawy. – Rachel, zadzwoniłaś do mnie w ostatni weekend, nie wiadomo dlaczego. Poprosiłaś mnie o spotkanie. Byłam kompletnie zaskoczona. Może mi w końcu powiesz, o co chodzi? – Zmarszczyła czoło.

Rzeczywiście była kompletnie oszołomiona, gdy niespodziewanie zadzwoniła do niej słynna Rachel Richmond, i zgodziła się natychmiast na to spotkanie. Teraz było dla niej jasne, że Luke się pomylił. Uważał, że to ona poprosiła Rachel o rozmowę.

Z radością wyprowadziłaby go z błędu – gdyby tylko miała okazję!

Wielokrotnie myślała o tym, co skłoniło wielką artystkę, by się z nią skontaktowała, poprosiła nawet o opinię Jeremy’ego, ale zażartował, że Leonie zadaje się tylko z bogatymi i popularnymi.

Jeremy...

Uśmiechnęła się na myśl o nim. Był wykładowcą na tym samym uniwersytecie, zwariowanym komputerowcem, który z pasją przekazywał swoją wiedzę studentom, tłumnie uczęszczającym na jego zajęcia.

Typowe przyciąganie przeciwieństw. Leonie interesowała przeszłość, a Jeremy uwielbiał błyskawiczne zmiany i rozumiał zaawansowane technologie, które zdominują przyszłość.

To z jego powodu chciała już wracać do Londynu. Byli umówieni na kolację.

Rachel puściła ramię Leonie, spojrzenie zielonych oczu stało się poważne, badawcze, jak spojrzenie starszej kobiety. Już się nie uśmiechała.

– Naprawdę nie domyślasz się, dlaczego do ciebie zadzwoniłam?

Leonie pokręciła głową.

– Nie mam pojęcia. – Uśmiechnęła się niepewnie.

– Ach tak... No więc przeczytałam twoją książkę o Leo Winstonie...

– To już wiem, twój syn mi o tym wspomniał.

– Jakoś nie mogła wymówić jego imienia. – Cieszę się, że ci się podobała...

– Moja droga, nie prosiłabym cię o przyjazd tutaj tylko dlatego, by cię chwalić za tę książkę – zaczęła Rachel z wyrzutem. – Mogłabym to zrobić przez telefon. Zaprosiłam cię, bo chciałabym, żebyś napisała moją biografię. Oficjalną i aktualną – dodała nieco sztywno.

Leonie patrzyła na nią ze zdumieniem.

Rachel chyba nie mówiła poważnie!

 

 

 

Rozdział  2

– Naprawdę to zaproponowała? – zapytał Jeremy.

Siedzieli przy kolacji w małej restauracyjce.

Leonie potwierdziła skinieniem głowy.

– Podobno od dawna poszukiwała osoby, która napisałaby o niej całą prawdę.

– I zdecydowała, że to będziesz ty. Dobry wybór!

Leonie uśmiechnęła się niepewnie.

– Próbowałam jej powiedzieć, że właściwie nie jestem biografem, ale Rachel oczywiście nie słuchała. Przeczytała moją pierwszą książkę o dziadku i bardzo by chciała, żebym spisała jej historię. Tak samo ciepło, wnikliwie i szczerze.

– Przecież jesteś biografem. – Jeremy uśmiechnął się szeroko.

Miał dużo chłopięcego wdzięku. Jasne proste włosy, trochę za długie, grzywka spadała mu na oczy w kolorze letniego nieba. Był szczupły, niewysoki.

– Bardzo dziękuję, sir. – Leonie z przyjemnością przyjęła ten komplement.

– Spotkało cię wielkie wyróżnienie. Naprawdę! – Jeremy pokręcił głową z niedowierzaniem. – Taka wielka gwiazda jak Rachel Richmond musiała brać pod uwagę wielu biografów. A jednak chciała się spotkać tylko z tobą!

Leonie także nie mogła się przyzwyczaić do tej myśli. Sama nie mogła w to uwierzyć. Poza tym nie była wcale pewna, czy chce się podjąć tego zadania.

Nie była to praca, która by ją jakoś szalenie pociągała, ale też jej nie odstręczała. Wiedziała, że badanie faktów to jej hobby. Sceptycyzm Leonie wobec tej zaskakującej propozycji można było określić tylko dwoma słowami: Luke Richmond.

Nie widziała go przed wyjazdem z posiadłości. Nie raczył też pojawić się w salonie, gdy piły tam razem herbatę. Leonie była pewna co do jednego – jeśli Luke dowie się, że ona będzie pisać biografię Rachel, uzna, że w jakiś sposób przekonała aktorkę do swojego niecnego planu. I podstępnie zmusiła ją, by wyraziła na to zgodę.

I właśnie z jego powodu Leonie poprosiła Rachel o czas do namysłu – miała na to tydzień.

– Oczywiście przyjęłaś propozycję? – Jeremy mierzył ją badawczym wzrokiem, jakby znał jej myśli. – Musisz to zrobić! – wykrzyknął, widząc jej niepewną minę. – Dziennikarze tropią fakty z jej życia od ponad czterdziestu lat! Może ona wreszcie chce ujawnić nazwisko tajemniczego ojca jej ukochanego dziecka? Tak, na pewno! – Sam sobie odpowiedział na to pytanie. – Nie chciałaby wydania pełnej biografii, gdyby miał w niej zostać pominięty tak istotny fakt.

Ale był jeszcze inny powód, który sprawiał, że Leonie tak się wahała przyjąć propozycję Rachel.

Nie wiadomo dlaczego, Luke czuł do niej niechęć. Nie lubił jej. A co będzie, jeśli obarczy ją odpowiedzialnością za ujawnienie rodzinnych sekretów?

– Właściwie nie pytałam jej o szczegóły – powiedziała. – Ale nie o to chodzi, Jeremy. – Lekko zmarszczyła czoło. – W zasadzie... to nie jest moja działka... Sam to powiedziałeś po jej telefonie. Ja nie zajmuję się bogatymi i sławnymi ludźmi z show-biznesu. Piszę prace z dziedziny historii...

– Ale będziesz bardzo bogatą i sławną historyczką, jeśli napiszesz tę książkę – zauważył z uśmiechem.

Bogata, sławna historyczka – Leonie była pewna, że wcale nie chce nią być.

Lubiła swoje skromne życie: wykłady na uniwersytecie, wycieczki historyczne podczas długich weekendów lub świąt, małe dwupokojowe mieszkanko, okazjonalne wyjazdy do rodziców do Kornwalii lub wizyty u dziadka w Devonie.

W sobotnie wieczory wychodzili z Jeremym na wspólne kolacje, a w inne dni do teatru lub do kina.

– To mi wypełni cały wolny czas – wytoczyła kolejny argument. – W tygodniu mam zajęcia na uczelni, więc Rachel zaproponowała, żebym na każdy weekend przyjeżdżała do niej, do Hampshire, by pracować razem nad książką. Jeśli się zgodzę na tę współpracę – dodała.

– Musisz się zgodzić! Powinnaś od razu do niej zadzwonić! – Jeremy nie tracił entuzjazmu. Wyciągnął rękę nad stolikiem i chwycił dłoń Leonie. – Chyba nie martwisz się o nas, prawda? – Popatrzył na nią badawczo.

Mimo woli zaczerwieniła się, słysząc, że użył słowa: „nas”. Spotykali się dopiero od kilku miesięcy i nie bardzo wiedziała, jak Jeremy to traktuje, ale ona bardzo go lubiła i czekała na te wspólne wyjścia do miasta.

– Hej, przecież to nie potrwa wiecznie – zapewnił. – Moim zdaniem to tylko parę miesięcy. Jakoś to wytrzymam, jeśli tylko chcesz, chyba że martwi cię coś innego? – spytał z żartobliwym błyskiem w oczach.

Wolała nie wspominać o synu Rachel, wstrętnym Luke’u Richmondzie. Może dlatego, że czuła do niego tak silną antypatię jak on do niej. A może nie potrafiła tego wytłumaczyć... Po prostu dziwnie się czuła w towarzystwie tamtego człowieka...

Nie zapytała Rachel – wydawało jej się to niegrzeczne – czy syn mieszka z nią, czy tylko przyjechał ją odwiedzić podczas weekendu. Jeśli tam mieszkał na stałe, Leonie nie wyobrażała sobie pracy w tym domu – z obrażonym i wściekłym Richmondem czyhającym w pobliżu!

– Nie jestem pewna, czy chcę się tego podjąć, Jeremy – powiedziała szczerze. – Mam jakieś... niedobre przeczucia. – Niestety, nie potrafiła wyrazić tego jaśniej. Dzisiaj miała ochotę wybiec z tamtego domu i nigdy więcej nie wracać. Niewiarygodne, ale prawdziwe.

– Czy Rachel rzeczywiście jest tak piękna jak na fotografiach? – zapytał Jeremy.

Leonie uśmiechnęła się.

– O tak – odparła bez wahania. – Może tajemnica polega na tym, że nigdy nie wyszła za mąż – dodała żartobliwie. – Zmartwienia nie wyryły na jej twarzy żadnych zmarszczek.

Jeremy pokręcił głową.

– Wątpię, żeby przez te lata obywała się bez męskiego towarzystwa.

– Nie, tam jest L... hm... jej syn – poprawiła się szybko.

– Nie miałem na myśli związku tego rodzaju.

– Jeremy skrzywił się łobuzersko. – W każdym razie, Leonie, musisz przyznać, że to bardzo kusząca oferta. Warta rozważenia.

Niewątpliwie kusząca. To było także wyzwanie.

Leonie postanowiła, że musi jeszcze sprawdzić parę rzeczy, zanim zadzwoni do Rachel z odpowiedzią za kilka dni...

 

– Zaskoczyłem panią swoją wizytą. – Luke Richmond stał na schodach prowadzących do jej drzwi, miał słońce za plecami, więc nie widziała jego twarzy.

Oczywiście, że ją zaskoczył! Ciekawe, skąd wziął jej adres, skoro nawet jego matka znała tylko numer telefonu do pracy. Poza tym nigdy by się nie spodziewała jego wizyty. Nic nie wskazywało podczas wczorajszego spotkania, żeby miał ochotę jeszcze kiedykolwiek ją widzieć.

Poza tym nie była odpowiednio ubrana. Miała na sobie stare, spłowiałe dżinsy i spraną różową koszulkę, była boso.

– A więc? – zagadnął, ponieważ uparcie milczała.

– A więc co, panie Richmond? – odpowiedziała lodowato.

Jakim prawem zakłócał jej niedzielne popołudnie?

– Nie zaprosi mnie pani do środka? Czy to jakiś kłopot?

– Niby jaki, panie Richmond? – odparła sucho.

– Może ktoś jest u pani... – Zmrużył oczy.

Miała wrażenie, że z niej szydzi.

– Mieszkam sama – wycedziła i otworzyła szerzej drzwi, żeby mógł wejść.

– Nie wiedziałem, że to może być przyczyną nie przyjmowania okazjonalnych gości. – Stanął obok niej. Zdecydowanie zbyt blisko.

Dlatego jej odpowiedź była ostrzejsza niż żwykle:

– Niech pan nie mierzy innych własną miarką.

Uniósł brwi.

– Czy sądzi pani, że Rachel zaakceptowałaby tabun kobiet w swoim domu?

– Mieszka pan w Hampshire ze swoją matką...?

– To pytanie dręczyło ją od wczoraj.

Wzruszył ramionami.

– Spędzam tam większość czasu. Tak jak pani, mam mieszkanie w Londynie. Ale rzadko w nim bywam.

– Co za luksus – stwierdziła cierpko. Musiała długo oszczędzać, żeby kupić małe mieszkanie.

Była pewna, że jego londyńskie lokum wygląda całkiem inaczej.

– Może przejdzie pan do salonu?

– Już myślałem, że mnie pani nigdy nie zaprosi – odparł ironicznie.

Leonie rzuciła mu szybkie spojrzenie, po czym zlustrowała skromnie umeblowany pokój. Na szczęście panował tu porządek. Miała zwyczaj sprzątać mieszkanie w niedzielę, ale dzisiaj jeszcze tego nie zrobiła. Nie było tak źle, tylko wczorajsze gazety leżały porozrzucane na małym stoliku.

Wnętrze wydawało się całkiem surowe – tylko stolik i trzcinowe krzesła, na drewnianej podłodze nie było dywaników, ścian nie ozdabiały fotografie ani kolorowe reprodukcje.

Leonie szybko zebrała gazety ze stolika.

– Napije się pan kawy? A może czegoś innego? – zapytała.

– Kawy, bardzo proszę. Na „coś innego” jeszcze trochę za wcześnie. – Luke popatrzył niepewnie na trzcinowe krzesło. – Czy ten mebel wytrzyma mój ciężar? – mruknął.

– Jeśli nie, to nie będzie mój problem – odparła, ale zaraz przywołała się do porządku. Ten facet był arogancki, ale to nie znaczy, że musi się zniż...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin