Mallory Sarah - Miłość w czasach wojny.pdf
(
1363 KB
)
Pobierz
Sarah Mallory
Miłość w czasach wojny
Tłumaczenie:
Barbara Ert-Eberdt
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Minęła dopiero godzina. Czas dłużył się mu niemiłosiernie. Randall spojrzał na ze-
gar. Z natury był mało towarzyski, wolał kameralne spotkania z najbliższymi przyja-
ciółmi. Chciał jednak zadowolić siostrę i dlatego stawił się na tym przyjęciu, gdzie
było mnóstwo obcych mu ludzi, i udawał, że doskonale się bawi.
Hattie przekonywała, że gospodarze byli parą poczciwców, którzy wypełniali so-
bie czas goszczeniem interesujących ludzi. Aż roiło się od intelektualistów, artystów
i ateistów.
– Nie zapominaj o kupcach – dodał z przekąsem.
– Bentinckowie zapraszają ludzi ze względu na to, co mają do powiedzenia, a nie
z powodu ich pozycji towarzyskiej! – Roześmiała się na widok zdegustowanej miny
Randalla. – Musisz pójść ze mną, będą zachwyceni widokiem hrabiego, prawdziwe-
go para. Na dodatek żołnierza.
– A czy biskup aprobuje wasze uczestnictwo w tego rodzaju spotkaniach? – zapy-
tał, mając na myśli ją i jej męża, wiejskiego proboszcza.
– Nie do końca, ale Theo lubi tam chodzić. Uważa to poniekąd za swoją misję.
Twierdzi, że Słowo Boże należy głosić właśnie wśród nienawróconych, a nawet he-
retyków.
Patrząc na szwagra na drugim końcu salonu, Randall doskonale wiedział, co ma
na myśli. Theo Graveney prowadził gorącą dysputę z grupką dżentelmenów. Gesty-
kulowali gwałtownie, wchodząc sobie nawzajem w słowo.
Większość towarzystwa stanowili pisarze i uczeni. Nie brakowało kupców i arty-
stów. Znalazła się też para francuskich emigrantów. Nie było natomiast żadnego
wojskowego oprócz niego. Całe towarzystwo było zajęte wyłącznie sobą; nie zwró-
cił on niczyjej uwagi. Kobiet było niewiele – ale wszystkie wypowiadały się równie
śmiało, co mężczyźni.
Randall nie przepadał za takim głośnym i rozgadanym towarzystwem, więc sam
również trzymał się od niego z daleka w odległym kącie pokoju. Wiedział z góry, że
tak będzie, i teraz wyrzucał sobie, że powinien zostać w Somervil. Uległ jednak na-
mowom siostry i przyszedł. Pani Bentinck, dość serdeczna przy powitaniu, ostrzegła
go, czego może się spodziewać.
– Nie robimy ceregieli, milordzie. Nie mamy zwyczaju nikogo przedstawiać. Musi
pan sam sobie radzić, jak reszta gości.
Rzekłszy to, oddaliła się z Hattie, pozostawiając mu wybór grupki, do której mógł-
by się przyłączyć. Ale Randall nie chciał się do nikogo przyłączać. Bonaparte ma-
szerował przez Francję i Anglia znowu znalazła się na krawędzi wojny, nie w głowie
mu były jałowe dysputy.
– Co myślisz o naszym małym zgromadzeniu, Randall? – zagadnęła siostra, która
wróciła do niego z kieliszkiem wina.
– To ma być „małe zgromadzenie”, Hattie?
– Niektórzy z nich przybyli z daleka, specjalnie po to, żeby wziąć udział w tym
spotkaniu – oznajmiła z dumą.
– Możliwe, ale takie towarzystwo nie jest w moim guście. Jestem żołnierzem,
wolę zwykłych, prostych ludzi.
– Justin, nie wybrzydzaj, proszę. Na pewno znajdziesz kogoś godnego uwagi, tylko
nie zadzieraj nosa. Rozchmurz się i rozejrzyj dookoła. Jesteś światowym człowie-
kiem, nic nie powinno cię dziwić. – Pogłaskała go na odchodnym po ramieniu.
Randall wiedział, że nie może stać przez cały wieczór w jednym miejscu, więc za-
czął spacerować po pokoju i przysłuchiwać się konwersacjom, lecz włączał się do
nich tylko z rzadka. Nie miał na sobie munduru i zaczynał żałować, że go nie włożył.
Przynajmniej byłoby wiadomo, kim jest, i nie proszono by go o opinie na temat tomi-
ku poezji, jaki się właśnie ukazał drukiem, ani nie pytano by, czy czytał jakiś nowy,
bardzo zawiły traktat religijny. Zastanawiał się właśnie, kiedy będzie mógł taktow-
nie opuścić to zgromadzenie, gdy za plecami usłyszał czyjś cichy, melodyjny głos.
– Czuje się pan chyba trochę zagubiony.
Odwrócił się. Głos należał do kobiety. Nie powinien być zaskoczony jej śmiałością,
zważywszy na zwyczaje panujące w tym towarzystwie. W jej wyglądzie nie było ni-
czego nadzwyczajnego. Miała na sobie niebrzydką suknię z kremowego muślinu.
Płowych włosów spiętrzonych na czubku głowy nie zdobiły żadne wstążki czy kwia-
ty. Zachowywała się pewnie, co mogło dziwić w jej młodym wieku – wyglądała bo-
wiem najwyżej na dwadzieścia dwa lata. W zielonych oczach czaiły się iskierki hu-
moru. Nie uśmiechnął się jednak do niej.
– Nie zagubiony, lecz rozmarzony, łaskawa pani – odpowiedział.
– Nig
dy pana tutaj nie widziałam. Jestem Mary Endacott. Pani Bentinck jest moją
kuzynką.
Zamilkła. Najwyraźniej oczekiwała, że on również się przedstawi.
– Jestem Randall – rzucił, zaskoczony jej bezpośredniością.
– Hrabia? Brat Harriett? – Uniosła brwi.
– Jest pani zdziwiona?
Zimny ton powinien podziałać na nią deprymująco, ale Mary Endacott tylko się
uśmiechnęła.
– Owszem. Nie powiedziałabym, że jest to pana zwyczajowe towarzystwo… tak
ekscentryczne w swoich poglądach.
– Otrzymałem zaproszenie w ostatniej chwili.
– I nie znalazł pan wiarygodnego usprawiedliwienia, aby nie przybyć.
– Jestem zadowolony, że się tu znalazłem – odparł ostrożnie.
– Ale wolałby pan nie spotykać się z nami na niwie towarzyskiej. Obserwowałam
pana, milordzie, nie wygląda pan, jakby dobrze się bawił.
– Tylko dlatego że mam myśli zaprzątnięte czymś innym.
– Może zbliżającą się konfrontacją z Napoleonem?
– Między innymi.
– Zgadzam się, że rozprawianie o sztuce i filozofii, gdy ważą się losy Europy, jest
raczej nie na miejscu.
– Właśnie. – Popatrzył na jej dłonie, w których trzymała zamknięty wachlarz. Nie
miała na palcu prawej dłoni obrączki, wypowiadała się jednak z pewnością mężatki.
Rozejrzał się po pokoju.
– Który z dżentelmenów jest pani mężem?
– Nie jestem zamężna! – Zachichotała. – To samo odnosi się do większości obec-
nych tu kobiet, lecz w moim przypadku nie jestem także z nikim w związku. Wielu
tutejszych gości jest przeciwnych koncepcji małżeństwa, jaką znamy – wyjaśniła. –
Żadna uroczystość kościelna nie jest w stanie związać mężczyzny z kobietą, może
to uczynić tylko miłość. Miłość i wspólnota intelektualnych zainteresowań, rzecz ja-
sna.
Patrzyła mu śmiało w oczy. Odnosił wrażenie, że próbowała go zgorszyć.
– I pani podziela takie przekonanie?
Z satysfakcją zauważył, że jego bezceremonialne pytanie zachwiało jej pewnością
siebie. Zrobiło mu się jednak z tego powodu trochę przykro.
– Tak zostałam wychowana.
– Ja zaś uważam, że trzeba wielkiego zaufania ze strony kobiety, żeby wejść
w związek z mężczyzną bez błogosławieństwa Kościoła. Taka kobieta rezygnuje
z ochrony, jaką daje nazwisko męża.
– Owszem, ale zachowuje wolność. Obecnie obowiązujące prawo jest skandalicz-
nie niekorzystne dla kobiet.
– Trudno się z tym nie zgodzić, panno Endacott.
Musiał przyznać, że miała zdecydowane poglądy.
– Och, Mary, widzę, że poznaliście się już z moim bratem.
Randall nie zauważył, kiedy Harriett podeszła. Kobiety objęły się serdecznie.
– Przedstawiliśmy się sobie – powiedział lakonicznie.
– Zbędna formalność – odparła Harriett. – Zauważyłaś jego nos, Mary? Wszyscy
Latymorowie mają taki… i wielu mieszkańców wioski także, dzięki naszemu papie.
W Chalfont nie można zrobić kroku, żeby nie spotkać jego bękartów. Nie patrz tak
na mnie, Randall, Mary wie wszystko o rozwiązłości naszego ojca. Jesteśmy starymi
znajomymi. Byłyśmy razem na pensji panny Burchell.
Randall uspokoił się nieco. Postępowa panna Endacott była jedną z wolnomyśl-
nych przyjaciółek Harriett ze szkolnej ławy.
– To wiele wyjaśnia – mruknął.
– Czyżby Mary zdążyła już zgorszyć cię swoimi radykalnymi poglądami? Jej rodzi-
ce byli wielkimi admiratorami Mary Woll
stonecraft
[1]
. To na jej cześć nadali córce
imię.
Mary Endacott zaśmiała się wdzięcznie.
– Oczywiście, że starałam się go zgorszyć, Hattie, ale twój brat nie połknął przy-
nęty.
– Jest żołnierzem i dowódcą oddziału wyjątkowych… jak by to ująć… zabijaków.
Nie tak łatwo go zgorszyć.
Randall poczuł się nieswojo pod ciężarem spojrzenia dwóch par roześmianych
oczu. Skinął głową i odszedł. Na Boga, wolałby stawić czoło szarżującej francuskiej
kawalerii niż tym dwóm dworującym sobie z niego kobietom! – pomyślał i minął
Theo, który otoczony grupą duchownych wytaczał raczej dziwnie brzmiące w jego
ustach argumenty za przyznaniem pełni praw publicznych katolikom. Zbliżał się do
młodych ludzi dyskutujących o twórczości romantycznych poetów z Krainy Jezior,
Plik z chomika:
halina21
Inne pliki z tego folderu:
Mallory Sarah - Miłość w czasach wojny.pdf
(1363 KB)
Inne foldery tego chomika:
Aleksander Meg
Aleksander Victoria
Anderson Gabriella
Andrews Virginia C
Ashley Anne
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin