Kornel Filipowicz - KOBIETA CZEKA.pdf

(49 KB) Pobierz
Kornel Filipowicz - "KOBIETA CZEKA"
(opowiadanie ze zbioru "Mój przyjaciel i ryby", 1963)
W dzie
ń
by
ł
pot
ęż
upa
ł
, a teraz niebo jest ciemnogranatowe, prawie czarne, pe
ł
ny
ne
drobnych, ostrych gwiazd; niemal
ż
czarna tak
ż
jest woda. Tylko brzeg w t
ę
noc wydaje
e
e
si
ę
jasny, jakby by
ł
negatywem lub jakby wydziela
ł
w
ł
asne
ś
iat
ł
o. Na ko
ń
tamy
w
cu
wybiegaj
ą
daleko na wod
ę
siedz
ą
dwaj m
ęż
cej
czy
ź
i
ł
owi
ą
ryby. Nie z
ł
owili jeszcze nic,
ni
ale czekaj
ą
na chwil
ę
kiedy odezwie si
ę
nareszcie jedna z czterech w
ę
,
dek. Namioty, w
których mieszkaj
ą
oddalone s
ą
od tego miejsca o dobre sto metrów; ich zarysy ledwo
,
widoczne s
ą
na tle czarnego nieba. Na prawym skraju stoi namiot m
ł
odego ma
łż ń
e stwa.
Jest najlepiej widoczny, bo o
ś
wietlony od
ś
odka. W jego wn
ę
r
trzu gra cienkim, s
ł
abym
g
ł
osem radio i s
ł
ycha
ć
od czasu do czasu rozmow
ę
kobiety z m
ęż
czyzn
ą
W namiocie z
.
lewej strony mieszkaj
ą
oni, dwaj m
ęż
czy
ź ł
owi
ą
w
ł
a
ś
ryby, a w
ś
odkowym mieszka
ni,
cy
nie
r
Lena. Posz
ł
a na dalek
ą
tam
ę
i nie wida
ć
jej. Gdyby si
ę
dobrze wpatrzy
ć
da
ł
oby si
ę
,
zobaczy
ć
tam bia
łą
plam
ę
to r
ę
;
cznik, który Lena po
ł
o
ż ł
a na kamieniach. Ucich
ł
y ostatnie,
y
ś
iszcz
ą
loty dzikich kaczek, jest bardzo cicho. Wielka rzeka przesuwa mi
ę
w
ce
kko,
bezg
ł
o
ś
mas
ę
wody. Jeden z m
ęż
nie
czyzn zapali
ł
papierosa; b
ł
ysk zapa
ł
ki, a potem
ż
rzenie si
ę
papierosa w tak ciemn
ą
noc o
ś
a
lepia wzrok i czyni ciemno
ść
jeszcze bardziej
nieprzeniknion
ą
.
- Dzisiaj, zdaje si
ę
nie b
ę
,
dzie ksi
ęż
yca - powiedzia
ł
Rudolf.
- Nie, dzisiaj nie b
ę
dzie - odpowiedzia
ł
Emil.
- Ryba lepiej
ż
ruje w tak
ą
noc.
e
- Chyba tak. A pami
ę
tasz noc u uj
ś
Sanu, jakie w
ę
cia
gorze wtedy z
ł
owili
ś
my?
- Tak. By
ł
a pe
ł
nia, by
ł
o tak jasno,
ż
mo
ż
by
ł
o czyta
ć
e
na
.
- A pami
ę
tasz noc na lewym brzegu Wis
ł
poni
ż
Zawichostu? By
ł
o ciemno, cho
ć
oko
y,
ej
wykol. Ty gra
ł
e
ś
z Adamem w karty i nie chcieli
ś
w ogóle wychodzi
ć
z namiotu. Kiedy
cie
szed
ł
em wtedy nad wod
ę
to maca
ł
em dooko
ł
a siebie jak
ś
epy, a jak rzuca
ł
em, to nie
,
l
widzia
ł
em w ogóle, dok
ą
o
ł
ów leci, s
ł
ysza
ł
em tylko plusk. Raz nie us
ł
ysza
ł
em w ogóle
d
plusku, bo haczyk zawis
ł
na drzewie. Ale pami
ę
tasz, jakie ja wtedy pi
ę
kne brzany
wyci
ą ą
em?
gn
ł
- Czyli nie ma
ż
dnej regu
ł
a
y.
- Bo ja wiem? Chyba jest jaka
ś
regu
ł
a, tylko my jej nie znamy.
- Taka jest regu
ł
a,
ż
nigdy nic nie wiadomo.
e
- Cholera wie, jak to z tym jest.
Tak rozmawiali dwaj m
ęż
czy
ź
Mówili cicho, powoli, robili d
ł
ugie przerwy, gdy
ż
ni.
nas
ł
uchiwali i starali si
ę
w ciemno
ś
ciach zobaczy
ć
gin
ą
im z oczu szczyty w
ę
ce
dzisk.
Ka
ż
z nich my
ś ł
te
ż
znacznie wi
ę
dy
la
cej, a tak
ż
nie ca
ł
kiem to, co mówi
ł
. Emil na
e
przyk
ł
ad zastanawia
ł
si
ę
nad tym, sk
ą
si
ę
bierze przekonanie,
ż
niektórzy ludzie
d
e
posiadaj
ą
jak
ąś
specjaln
ą
a nawet tajemn
ą
wiedz
ę
o
ż
ciu ryb. Aby wykry
ć
jakie
ś
prawo,
,
y
jak
ąś
prawid
ł
owo
ść
w
ż
rowaniu ryby, trzeba by zna
ć
zespó
ł
wszystkich elementów
e
dzia
ł
aj
ą
cych w danej chwili i w tym konkretnym miejscu: ci
ś
nienie, wilgotno
ść
powietrza,
temperatur
ę
wody, jej ustawicznie zmieniaj
ą
si
ę
poziom i sk
ł
ad chemiczny, stopie
ń
cy
jonizacji powietrza i wody i mas
ę
innych czynników, które nie sposób nazwa
ć
poniewa
ż
,
nic o nich nie wiemy poza tym,
ż
czujemy,
ż
istniej
ą
i dzia
ł
aj
ą
Ile
ż
na ka
ż ą
mijaj
ą ą
i
e
e
.
d
c
nadchodz
ą ą
chwil
ę
sk
ł
ada si
ę
ż
c
nych zmieniaj
ą
cych si
ę
nieuchwytnych,
,
niedostrzegalnych rzeczy. Jak
ż ż
wi
ę
trudno by
ł
oby powiedzie
ć ż
dzisiaj, takiego to
e
c
, e
dnia, miesi
ą
i roku, ryba b
ę
ca
dzie albo nie b
ę
dzie bra
ł
a. Lepiej wi
ę
nic nie mówi
ć
c
,
milcze
ć
Niech gadaj
ą
ci, co nie zdaj
ą
sobie sprawy z tego, co gadaj
ą
bo my
ś ą ż
co
ś
.
,
l , e
wiedz
ą
M
ł
odzi, niedo
ś
.
wiadczeni ludzie, z którymi Emil spotyka
ł
si
ę
cz
ę
nad wod
ą
sto
,
odznaczali si
ę
wielk
ą
gadatliwo
ś ą
Z ogromn
ą
pewno
ś ą
siebie wyg
ł
aszali ró
ż
zdania
ci .
ci
ne
na temat rybo
ł
ówstwa; niekiedy, nawet dosy
ć
cz
ę
sto, zdarza
ł
o im si
ę
efektownie trafia
ć
.
Równocze
ś
nie, lub mo
ż
tylko od czasu do czasu, Emil my
ś ł
o czym
ś
ca
ł
kiem innym: o
e
la
Lenie, kobiecie, która towarzyszy
ł
a im i spa
ł
a samotnie w namiocie. My
ś ł
: Czy ona
ż ł
a
la
y
wczoraj z Rudolfem? Jak
ąż
mo
ż
mie
ć
pewno
ść ż
tak nie by
ł
o? Rudolf wychodzi
ł
w
e
, e
nocy z namiotu, co do tego nie by
ł
o
ż
dnych w
ą
a
tpliwo
ś
Emil dobrze pami
ę ł
,
ż
namiot
ci.
ta e
by
ł
zasznurowany od góry do do
ł
u, a ostatnia p
ę
przyszpilona do ziemi ko
ł
tla
kiem
pochylonym w prawo, bo tak by
ł
o mu wygodniej wbija
ć
Rano, kiedy wsta
ł
pierwszy, ko
ł
ek
.
pochylony by
ł
w lewo. Oczywi
ś
cie, Rudolf móg
ł
wstawa
ć
nie po to, aby pój
ść
do niej. Ale
ż
to powiedzia
ł
Rudolf wczoraj w nocy, kiedy Emil czyta
ł
ksi
ąż ę
k ?
- D
ł
ugo b
ę
dziesz czyta
ł
?
- A bo co?
- Cholernie chce mi si
ę
spa
ć
.
- Zaraz gasz
ę
- odpowiedzia
ł
Emil i pomy
ś ł
,
ż
nie jest wcale tak pó
ź
By
ł
a dopiero
la e
no.
jedenasta. Z namiotu, gdzie mieszka
ł
o m
ł
ode ma
łż ń
e stwo, s
ł
ycha
ć
by
ł
o d
ź ę
radia. Na
wi k
par
ę
minut przedtem, kiedy Rudolf prosi
ł
go,
ż
by zgasi
ł ś
iat
ł
o, Lena spyta
ł
czy ju
ż
e
w
a,
ś
i
ą
Odpowiedzieli obaj,
ż
jeszcze nie, a Rudolf powiedzia
ł
nawet,
ż
ju
ż
zasypia. Lena
p .
e
e
ż
czy
ł
a im dobrej nocy, potem zapali
ł
a papierosa, s
ł
ycha
ć
by
ł
o trzask pocieranej zapa
ł
y
ki.
Siedzia
ł
a widocznie jeszcze przed namiotem na sk
ł
adanym krzese
ł
ku.
Teraz siedzieli obaj m
ęż
czy
ź
w ciemno
ś
ni
ciach, o dwa kroki od siebie i milczeli. Z odleg
ł
ej
tamy s
ł
ycha
ć
by
ł
o, jak Lena nuci jak
ąś
fantazyjn
ą
melodi
ę
Melodia ucich
ł
a raptem, potem,
.
po chwili, Lena zacz
ę
a znów
ś
iewa
ć
Emil za
ś
ł
p
.
wieci
ł
latark
ę
wisz
ą ą
na piersiach i rzuci
ł
c
ostry, w
ą
snop
ś
iat
ł
a na ko
ń
ski
w
cówk
ę
swojego w
ę
dziska. O
ś
wietli
ł
tak
ż
po kolei
e
wszystkie pozosta
ł
e w
ę
dziska, zgasi
ł
latark
ę
i powiedzia
ł
:
- Nic.
- W tej chwili nic, a za dwie minuty...
- Pami
ę
tasz, cztery lata temu, jakiego tu z
ł
owi
ł
e
ś
sandacza?
- To by
ł
o zdaje si
ę
na tamtej tamie.
- Chyba tu. A ja mia
ł
em wtedy
ł
adnego w
ę
gorza i dwa sumiki, takie po pó
ł
tora kilo.
Teraz z kolei Rudolf o
ś
wietli
ł
latark
ą
w
ę
dziska. W ciemno
ś
ciach jawi
ł
y si
ę
na moment ich
szczyty, nieruchome, ostre jak strza
ł
Rudolf zgasi
ł
latark
ę
i zapali
ł
papierosa; siedzieli
y.
znów w milczeniu. Lena przesta
ł
a
ś
iewa
ć
Nie by
ł
o wida
ć
jej bia
ł
ego r
ę
p
.
cznika na tamie.
Pewnie posz
ł
a do namiotu. Ale nagle da
ł
si
ę
s
ł
ysze
ć
jej g
ł
os z bliska:
- Id
ę
do was!
Emil pstrykn
ą
kontaktem latarki i skierowa
ł
snop bia
ł
ego
ś
iat
ł
a w stron
ę
sk
ą
zbli
ż ł
a
ł
w
,
d
a
si
ę
Sz
ł
a po kamiennej, naje
ż
.
onej ostrymi g
ł
azami, ko
ł
kami i faszyn
ą
tamie. Gramoli
ł
a si
ę
niezdarnie, potyka
ł
a, chwilami podpiera
ł
a si
ę
r
ę
kami, w ko
ń
zacz
ę
a le
źć
na
cu
ł
czworakach. Emil pomy
ś ł
,
ż
Lena jest niezgrabna,
ż
ma szerokie i ci
ęż
biodra. By
ł
la e
e
kie
z
ł
y na ni
ą
ale równocze
ś
mia
ł
dla niej tkliwe uczucie. Wyobrazi
ł
sobie,
ż
jej bose nogi
,
nie
e
st
ą ą
po ostrych kamieniach. Krzykn
ą
:
paj
ł
- Po co leziesz, jeszcze skr
ę
cisz sobie nog
ę
!
- Nie krzycz. Chc
ę
zobaczy
ć
co robicie - powiedzia
ł
a Lena i sz
ł
a uparcie dalej.
,
- Nic nie robimy, siedzimy - powiedzia
ł
Rudolf.
Emil pomy
ś ł
,
ż
powinien,
ż
wypada pój
ść
naprzeciw niej, wzi
ąć
j
ą
pod rami
ę
i
la e
e
przeprowadzi
ć
przez kamienie, ale zaraz uprzytomni
ł
sobie,
ż
przecie
ż
wczoraj w nocy u
e
tej kobiety móg
ł
by
ć
Rudolf; niech on idzie. Rzeczywi
ś
cie, Rudolf wsta
ł
i poszed
ł
naprzeciw Leny. Wzi
ą
j
ą
za r
ę ę
i przeprowadzi
ł
a
ż
do miejsca, gdzie tama rozszerza
ł
a
ł
k
si
ę
i tworzy
ł
a masywn
ą
zbudowan
ą
z ciosanych bloków ostrog
ę
Lena wyprostowa
ł
a si
ę
i
,
.
sz
ł
a teraz po równych kamieniach lekko i pewnie. Nie by
ł
a ju
ż
t
ą
pe
ł
zaj
ą ą
niezdarnie i
c
wlok
ą ą
za sob
ą
ci
ęż
nieruchomy odw
ł
ok poczwark
ą
Roz
ł
o
ż ł
a na kamieniach swój
c
ki,
.
y
r
ę
cznik i przybory do mycia, potem przez d
ł
ug
ą
chwil
ę
jak uk
ł
adaj
ą
si
ę
kot, wybiera
ł
a
,
cy
sobie miejsce. Usadowi
ł
a si
ę
nareszcie blisko Emila, niemal dotykaj
ą
jego ramienia.
c
Wierci
ł
a si
ę
szukaj
ą
czego
ś
po kieszeniach dresu, co Emila okropnie denerwowa
ł
o;
,
c
wreszcie znalaz
ł
a papierosy i zapa
ł
ki. Zapali
ł
a papierosa i spyta
ł
a:
- Z
ł
apali
ś
co?
cie
- Na razie nic - odpowiedzia
ł
Emil.
- Nic nie z
ł
apiecie, bo ryby posz
ł
y spa
ć
.
Lena mówi
ł
a cicho, jakim
ś
sztucznym, gard
ł
owym g
ł
osem, jakby ba
ł
a si
ę
sp
ł
oszy
ć
ryby.
Jej sposób mówienia wyda
ł
si
ę
Emilowi nieprzyjemny, pretensjonalny, poza tym zupe
ł
nie
niestosowny do chwili i miejsca. Mia
ł
na ko
ń
j
ę
cu zyka jakie
ś
z
ł
o
ś
liwe powiedzenie, ale
pohamowa
ł
si
ę
Od strony brzegu dolatywa
ł
y lekkie, ciep
ł
e podmuchy wiatru i przynosi
ł
.
y
d
ź ę
których przedtem nie by
ł
o s
ł
ycha
ć
szeroki, rozwlek
ł
y chór
ż
bich g
ł
osów; kiedy
wi ki,
:
a
wiatr przestawa
ł
zawiewa
ć
g
ł
osy cich
ł
,
y.
- A kiedy ryby
ś
i
ą
- spyta
ł
a Lena.
p ?
- Oj, Lena... - j
ę ą
Rudolf.
kn
ł
- No co?
- Nic, g
ł
upio gadasz.
- Wam to si
ę
wydaje g
ł
upie, a mnie to interesuje. A mo
ż
wy nic nie wiecie o rybach, poza
e
tym oczywi
ś
cie,
ż ż
j
ą
w wodzie, jak si
ę
nazywaj
ą
i co jedz
ą
e y
?
- Mo
ż
e.
By
ł
o teraz tak cicho,
ż
s
ł
ycha
ć
by
ł
o wyra
ź
trzask
ż
rz
ą
e
nie
a cego si
ę
papierosa.
- Ojej! - krzykn
ę
a nagle Lena.
ł
- Co si
ę
sta
ł
o?
- Myd
ł
o wpad
ł
o mi do wody.
Emil zapali
ł
latark
ę
Pochylili si
ę
oboje nad w
ą ą
g
ł ę
.
sk ,
bok
ą
szczelin
ą
mi
ę
dzy kamieniami.
Na jej dnie, w
ś
faluj
ą
ród
cych, poruszanych pr
ą
dem wody alg, bieli
ł
o si
ę
myd
ł
o. Lena
zanurzy
ł
a r
ę ę
w wodzie i usi
ł
owa
ł
a je pochwyci
ć
k
.
- Nic z tego, mam za krótk
ą
r
ę ę
k .
Emil zdj
ą
koszul
ę
po
ł
o
ż ł
si
ę
na kamieniach i w
ł
o
ż ł
r
ę ę
do wody.
ł
,
y
y k
- O, tu gdzie moje palce, ale jeszcze dalej - powiedzia
ł
a Lena. Le
ż
ko
ł
o siebie. Emil czu
ł
eli
zapach jej skóry, dotyka
ł
jej d
ł
oni. Myd
ł
o ucieka
ł
o w wodzie jak
ż
we.
y
-
Ś
liskie jak
ż
ba - powiedzia
ł
.
a
- Ale ciep
ł
a woda, co? - powiedzia
ł
a Lena cicho do Emila. Jej odezwanie wyda
ł
o si
ę
nagle
bardzo intymne, skierowane do niego samego.
- Wydaje si
ę
ciep
ł
a, bo robi si
ę
ch
ł
odno na dworze.
Emilowi uda
ł
o si
ę
nareszcie pochwyci
ć
myd
ł
o.
- Dzi
ę ę
Jeste
ś
d
ż
kuj .
entelmenem - powiedzia
ł
a Lena.
- Ja bym mia
ł
co do tego pewne w
ą
tpliwo
ś
- powiedzia
ł
Rudolf.
ci
- Nie, co do tego,
ż
Emil jest d
ż
e
entelmenem, nikt nie mo
ż
mie
ćż
dnych w
ą
e
a
tpliwo
ś
Ale
ci.
dzisiaj by
ł
pi
ę
kny dzie
ń
no nie? - powiedzia
ł
a Lena znów tym samym, nieprzyjemnym
,
tonem.
- Za gor
ą
Nie znosz
ę
takiego skwaru, jaki by
ł
dzisiaj - powiedzia
ł
Emil.
co.
- Ja dobrze znosz
ę
W ka
ż
.
dym razie wol
ę
upa
ł
ni
ż
zimno - powiedzia
ł
Rudolf.
- Ró
ż
nicie si
ę
bardzo mi
ę
dzy sob
ą
- powiedzia
ł
a Lena.
- Ka
ż
cz
ł
owiek jest inny - powiedzia
ł
Emil. Zapali
ł
latark
ę
i o
ś
dy
wietli
ł
po kolei w
ę
dziska.
Ich cienkie, po
ł
yskuj
ą
od rosy ko
ń
ce
cówki by
ł
y idealnie nieruchome. Zgasi
ł
latark
ę
g
ę
; sta,
t
ę
ciemno
ść
ogarn
ę
a natychmiast tam
ę
pa
ł
.
- No i jak d
ł
ugo b
ę
dziecie tu siedzie
ć
Chod
ź
spa
ć
robi si
ę
zimno - powiedzia
ł
a Lena.
?
cie
,
- Kto
ś
musi zosta
ć
- powiedzia
ł
Emil.
- Po co?
- Przecie
ż
w
ę
dziska zarzucone.
- To niech zostanie Emil. On mówi,
ż
dobrze znosi zimno - powiedzia
ł
a Lena. Siedzia
ł
e
a
pochylona, trzyma
ł
a brod
ę
opart
ą
o kolana. Ramieniem dotyka
ł
a Emila; wydawa
ł
o mu si
ę
,
ż
tr
ą
go nawet
ł
okciem. "Oczywi
ś
- pomy
ś ł
- niech ja zostan
ę
e
ca
cie
la
...".
- Zwijajcie w
ę
dziska i chod
ź
spa
ć
cie
.
- My chyba posiedzimy jeszcze troch
ę
prawda, Emil? - powiedzia
ł
Rudolf.
,
- Posiedzimy.
- To sied
ź
cie. Ja id
ę
bo zaczynam marzn
ąć
- powiedzia
ł
a Lena, ale nie ruszy
ł
a si
ę
z
,
miejsca. - Który to dzisiaj? - spyta
ł
a.
- Zdaje si
ę ż
siedemnasty - powiedzia
ł
Rudolf.
, e
- S
ł
uchaj, Emil, móg
ł
by
ś
mi po
ż
yczy
ć
latarki?
- Daj jej, przecie
ż
ja mam. Wystarczy jedna - powiedzia
ł
Rudolf.
Lena spróbowa
ł
a zapali
ć
latark
ę
potem j
ą
zgasi
ł
a. Spyta
ł
a:
,
- Powiedzcie, co to wczoraj w nocy tak hucza
ł
o w powietrzu?
- Hucza
ł
o? Nie s
ł
ysza
ł
em - powiedzia
ł
Rudolf.
- Mo
ż
samolot?
e
- Nie, nie samolot. Jakby ptak.
- Mo
ż
ptak.
e
- A wy nie marzniecie w nocy? - spyta
ł
a znowu Lena po chwili.
- Ja nie.
- Ja wczoraj nad ranem troch
ę
zmarz
ł
em - powiedzia
ł
Rudolf.
- A ja potwornie marzn
ę
Budz
ę
si
ę
naci
ą
.
,
gam na siebie co si
ę
da, ale to nic nie pomaga.
Trz
ę ę
si
ę
jak galareta i nie mog
ę
d
ł
ugo zasn
ąć
s
.
- Mog
ę
ci po
ż
yczy
ć
koc - powiedzia
ł
Emil.
- Nie mog
ę
ci zabiera
ć
koca.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin