Na podstawie analizy podanych fragmentów Granicy Zofii Nałkowskiejscharakteryzuj postawę moralną Zenona Ziembiewicza. Oceń postępowaniebohatera, wykorzystując znajomość całego utworu.
GRANICAFragment 1.[Zenon] Nagle urwał [czytanie], niespodzianie zobaczywszy u dołu kartki odpowiedź napytanie, które przesłał Karolowi w ostatnim liście. Nie przeczytał tych słów, tylko jezobaczył. I powtarzał bezmyślnie: „Więc jednakże tak, więc jednakże…”Te słowa były: „Adela już nie żyje, umarła trzydziestego lipca w szpitalu de la Charité”.Szukał po liście jakiejś jeszcze wzmianki o tym, jakiegoś szczegółu – nic. Od dawna wiedział,że nie będzie żyła. I nie mógł już wtedy dłużej czekać na jej śmierć, musiał wyjechać.Zostawił ją samą w nadziei, że jeszcze zdąży na czas powrócić. I nie zdążył. I już jej nigdynie zobaczy, i żadnym ostatnim słowem nic nie naprawi.Była starsza od niego, była od początku chora i wiedziała, że nie jest kochana. Ale samakochała w takim stopniu, że jej uczucie starczyło dla nich obojga na całe dwa lata męczarnii szczęśliwości. Była to niedobra miłość, pełna ciężkich scen, które nic nie zmieniały,i najgorętszych pieszczot, które nic nie mogły okupić. Zbyt wyraźnie umierała, byczegokolwiek, co jeszcze było z życia, zdolna była się wyrzec, nawet męki.Nie obiecywał jej nic, nie kłamał, nawet niewiele udawał. Był wdzięczny i dobry dla niej,jak tylko mógł – i właśnie tę jego dobroć w złych chwilach także mu wypominała. Byłabywolała, żeby ją dręczył i poniżał, byle ją kochał – to wiedział. Odwlekał swój wyjazd, póki tobyło możliwe, nawet ponad możliwość. To, co znosił przez ten ostatni rok, było niezmiernieciężkie. Nie mógł sobie niczego wyrzucać, znowu: „miał czyste sumienie”. Ale ona, któradała maksimum swojej zdolności kochania, która dla niego zapominała o śmierci, która nawetnie pozwoliła sobie na łzy, gdy wyjeżdżał – ona została sama i sama tam umarła.Odjeżdżając, prosił Karola, najbliższego swego przyjaciela, by nad nią czuwał, by donosiłmu o wszystkim. Nie mógł do nikogo innego się zwrócić, tak. Ale wiedział przecież, że tenczłowiek nie ma żadnego czucia z rzeczywistością. Swoją własną chorobą interesował sięzupełnie teoretycznie. […] Więc jakże sobie wyobrażał czuwanie tego człowieka nad Adelą?Jej gruźlica była taka zwyczajna. Nie doniósł mu nawet, czy była przytomna, nic. Miał przedsobą tylko te słowa: „Adela nie żyje, umarła trzydziestego lipca”... Więc jego list ostatni jużjej nie doszedł.Fragment 2.Siedzieli teraz na dwóch plecionych fotelach, tuż przy sobie, choć nie tak blisko jak przedchwilą w ogrodzie. […] Znów było dobrze. Gdy milczał, wyciągnęła do niego rękę, myśląc,że to dzięki niemu jest teraz wewnątrz życia. Zacisnęła lekko palce wokół jego dużej dłoni.Wtedy poruszył się niespokojnie i nagle powiedział, że to z Justyną nie jest jeszczeskończone.– Nie jest skończone – powtórzyła powoli Elżbieta. – Nie jest skończone. To znaczy, co?– Sam się w tym męczę. I że ty nie wiesz. Nie mogę tego dłużej znieść.– Ale co? – cicho powtórzyła. – Co? – i skuliła się, jakby jej było zimno.Chciała wyjąć rękę z jego dłoni, ale nie dał jej tego zrobić.– Przyszła do mnie do hotelu – mówił prędko. – To było po śmierci jej matki. Niemogłem jej przecie odpędzić, gdy płakała.– Poczekaj – przerwała z namysłem. – To było kiedy?Zenon się zawahał.– Zaraz po przyjeździe.
– Tego samego dnia?– Zaraz rano.– Rano? Zanim mnie zobaczyłeś?– Tak.– Zanim do mnie zatelefonowałeś, żeś przyjechał?– Nie. Telefonowałem przed wyjściem z hotelu.– Poczekaj. Poczekaj. Więc to było po tej naszej rozmowie przez telefon?Odpowiedział z wysiłkiem:– Po naszej rozmowie.– Kiedy ci powiedziałam, że nic się nie zmieniło. […]– Spotkałem ją przed hotelem – całkiem przypadkowo.Mówił niepewnie – tak to było nieprawdopodobne. Ale Elżbieta uwierzyła.– I przyprowadziłeś ją do siebie?– Nie, nie przyprowadziłem. To mogło tak wyglądać, ale – nawet przez myśl nie przeszło,że tym się skończy. Tylko...– Tylko co?– Tylko że ona płakała głośno i to było na ulicy... […] I przy tym było mi jej żal.– Było ci żal – powtórzyła Elżbieta.Znowu umilkł. Wyczekiwał w ciemności, męczył się. Elżbieta milczała też, siedziała bezruchu, myśląc.Zenon powiedział z wyrzutem:– Widzisz. Jesteś obca, jest w tobie wrogość.Usiadł u jej nóg, na najwyższym stopniu schodów, mówił gorzko:– Nie ma bliskości. Taka rzecz wystarczy, żebyś była daleka i wroga. Jestem sam.– Nie jesteś sam.– Nie gniewaj się. Musiałem ci to powiedzieć.– Ja wiem. Lepiej, żeś powiedział. […]– Elżbieto! […] Byłem taki stęskniony za tobą. […]Wyznawał Elżbiecie swą zdradę – jakby to było już przewidziane, wiadome z góry.Przypomniał sobie, że tak samo ojciec wyznawał matce swoje winy. I wtedy to byłośmieszne.Umilkł i usłyszał nad głową szept Elżbiety.– Słucham.– Ona przychodziła jeszcze później.– Przez cały ten czas?–Tak.– Kiedy przychodziła?– Nie pamiętam. W poniedziałki i czwartki – poprawił się zaraz. – Rano.Ogrzewał w dłoniach ręce Elżbiety, bo były zimne. […]– Słuchaj, Elżbieto, nie powinnaś patrzeć na to tak, jak to wygląda. Powiesz, co zechcesz– i tak będzie, jak będziesz chciała. Ale musisz to zrozumieć, ty właśnie musisz, że to nie jestjak zawsze, że to nie jest takie pospolite, że tam ona, a tutaj ty. Tak często bywa, ja wiem, aleto tylko pozór jest taki... A dno jest inne. […]To, czego chciał, to był boleborzański schemat. Musiała przebaczyć. Ten układ sprawpowtarzał się wiernie aż do szczegółów.Zofia Nałkowska, Granica, Warszawa 1975.
nikas97