Józef Jerzy Hordyński-Fed'kowicz.pdf

(343 KB) Pobierz
Józef Jerzy Hordyński-
Fed’kowicz. Poeta rusiński
na Ukrainie.Szkic literacki -
Całość
Abgar Sołtan
Nakładem autora, Lwów, 1892
Pobrano z Wikiźródeł dnia 27.07.2017
JÓZEF JERZY
HORDYŃSKI-FED’KOWICZ
POETA RUSIŃSKI NA BUKOWINIE.
SZKIC LITERACKI.
Napisał.
A
BGAR-
S
OŁTAN.
W KRAKOWIE,
W DRUKARNI »CZASU« FR. KLUCZYCKIEGO I SP.
pod zarządem Józefa Łakocińskiego.
1892.
JÓZEF JERZY
HORDYŃSKI-
FED’KOWICZ.
SZKIC LITERACKI[1].
 Słońce
kryło się już za góry, mgłą białą otulone; wiatr ostry
a chłodny giął i miotał młodocianem, jodłowem zaroślem; u
stóp naszych szumiał gniewnie wezbrany, rwący Czeremosz...
 Schodziliśmy
właśnie wązką ścieżyną, wijącą się po nad
straszliwą przepaścią, a drogą wiodącą ze szczytów
Sokulskiego
pasma — w doliny, ku brzegom Czeremoszu.
Ścieżyna stawała się coraz węższą i bardziej stromą; słońce
chyliło się coraz to niżej, a Czeremosz huczał z każdą chwilą
groźniej i uroczyściej... Wspaniały strumień górski zdawał się
być zaledwie o krok od nas, zdawał się podmywać ścieżkę, po
której szliśmy — a płynął w rzeczy samej co najmniej o jakie
dwieście metrów poniżej.
 Huculi,
nasi przewodnicy, zachęcali nas do pośpiechu, i
czynili to słusznie, opóźnienie bowiem mogło pociągnąć za
sobą smutne następstwa: droga była bardzo niebezpieczna, a
miejscowe ustne kroniki wspominają o niejednym wypadku
śmierci na dnie przepaści, roztwierającej się u naszych stóp.
Czułem się jednak tak znużonym po całodziennej pieszej
wędrówce, a równocześnie tak silnie oczarowywał mnie
potężny i dziki widok, na który patrzałem, że mimo przestróg
starego przewodnika, usiadłem na omszałym kamieniu, tuż po
nad brzegiem przepaści.
 Obok
mnie ulokował się młody student filozofii
czerniowieckiego uniwersytetu, Rusin z pochodzenia; był to
śliczny dwudziestokilkoletni chłopak o klassycznym profilu i
dużych, czarnych, rozmarzonych oczach... Spotkałem go w
czasie wycieczki na Czarnohorskie szczyty, i od tego czasu
przyłączył się on do naszej karawany; rad z tego byłem, bo
miałem w nim miłego towarzysza. Siedząc tak obok siebie,
zadumani wpatrywaliśmy się w kipiące dno przepaści.
 Dziwne
myśli opanowywać mnie zaczynały... Myślałem o
miejscowem podaniu, żyjącem wśród ludu huculskiego, a
głoszącem, jakoby tam na dnie, w nurtach Czeremoszowej
głębi, mieszkała psotna a niegodziwa Rusałka i cudnemi
swojemi oczami wabiła ku sobie nieopatrznych wędrowców;
równocześnie stanęły mi żywo w pamięci: smutki w życiu,
doświadczone rozczarowania, bolesne zawody... Każda otchłań
nęci ku sobie, modra toń Czeremoszu własność tę posiada w
najwyższym ponoś stopniu; po chwili takiego wpatrywania się
zacząłem uczuwać zawrót głowy... Z niebezpiecznej tej
zadumy wyrwał mnie nagle głos mego młodego towarzysza,
który jakby odgadując stan mej duszy, zaczął deklamować
miękkim, bukowińskim akcentem następującą strofę:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin