PL_50.pdf

(1890 KB) Pobierz
Antologia opowiadań S–F
PL+50
Historie przyszłości
Wybór i wstęp Jacek Dukaj
Wstęp
Począwszy od roku 1829, przez kilkanaście lat, w Petersburgu, Dreźnie i Paryżu —
Adam Mickiewicz opisywał dzieje przyszłej Polski, Polski odległej o pięćdziesiąt
lat i więcej.
Dzieło nosiło tytuł Historia przyszłości, L’histoire d’avenir. Pisał po francusku.
Powstały co najmniej cztery wersje Historii; przetrwały strzępy i relacje z drugiej
ręki.
Mickiewicz sukcesywnie darł, palił, wyrzucał rękopisy.
Co o Mickiewiczowej Polsce 1830 Plus wiadomo:
Cała Europa padła w tej przyszłości pod najazdem Chińczyków. Lecz Zachód
uratowały kobiety — to one są Wojownikami jutra. W dwuizbowym polskim
Sejmie zasiadają w izbie niższej; mężczyźni — w izbie wyższej.
Świat uległ „rozszerzeniu” dzięki „wejściu Ziemi w stosunki z planetami”. (Nie
zachowały się opisy Mickiewiczowskich Obcych). Na niebie wiszą olbrzymie
teleskopy, „przez które z balonów można całą Ziemię obejrzeć, a z Ziemi widzieć,
co się dzieje na jej satelitach”.
Mickiewiczowska telewizja to „akustyczne przyrządy”, za których „pomocą siedząc
spokojnie przy kominku w hotelach, można słuchać dawanych w mieście koncertów
lub wykładów lekcji publicznych”. Mickiewicz wierzył w aeronautykę. „Kiedyś
może się ta sztuką tyle wydoskonalić, że parowa maszyna będzie latać na własnych
skrzydłach, bez balonu”. Miasta są przykryte dachami jak domy, wyparkietowane
jak mieszkania, ogrzane, oświetlone i klimatyzowane.
W wersji, w której powstanie listopadowe poniosło klęskę, Polska została
wchłonięta przez Rosję; Europa jęczała pod batem cara Iwana. Wszystko zmierzało
ku gorszemu. We Francji
„instytucje społeczne istniały tylko na pokaz i od zewnątrz”.
Przeważał bowiem ton pesymistyczny. Dystopii Mickiewicza nie powstydziliby się
Orwell i Zamiatin. „Przedkładano zatem, aby nazwiska zastąpić znakami liczb, gdyż
te nie wyrażają niejako takie i łatwo można je zmieniać. W ten sposób Francja,
podzielona na dziesięć serii, obejmowałaby w każdej serii pewną liczbę obywateli.
Pierwszy urzędnik pierwszej serii miałby numer 1, jego podwładni numery 2, 3 itd.
Prości obywatele nie mieliby żadnego współczynnika. (…) Systemat tego rodzaju
zadałby ostatni cios osobistej miłości własnej tudzież indywidualizmowi”.
W innej wersji Mickiewicz rozwijał historię alternatywną: powstanie listopadowe
zakończyło się zwycięstwem Polaków. Wojsko polskie, armia powszechnej
rewolucji europejskiej, maszeruje z zachodu na wschód, od Francji przez Niemcy,
Dyneburg, Nowogród Wielki, by z końcem XIX wieku zniszczyć carską Rosję i, po
zwycięstwie nad Oką, stworzyć Rzeczpospolitą Syberyjską. „W roku 1899 pokój
powszechny w Europie”.
Polską walutą są kościuszki. Kraj budzi podziw olbrzymimi gmachami w rodzaju
„wodnic”.
Czy Mickiewicz naprawdę wierzył w swoje projekcje? Jaki był cel tej literatury?
Jeśli w ogóle można mówić o „celu literatury”. Pisał o Polsce prawdziwej — bo
akurat nie istniejącej
— czy też ucieczką w przyszłość od prawdy o Polsce się bronił? Co z tych fikcji
możemy odczytać dzisiaj i co odczytaliby jemu współcześni? Co takiego mógł
przekazać, pisząc o Polsce jutra, czego nie przekazałby w żaden inny sposób? Nie
był przecież w owej metodzie pośród polskich pisarzy ani pierwszy, ani ostatni.
Sądząc po naszej literaturze, Polska zawsze istniała bardziej w przeszłości i w
przyszłości aniżeli w teraźniejszości.
* * *
Literatura do futurologii ma się mniej więcej tak, jak psychoanaliza do tomografii
komputerowej mózgu. Nie należy ich ze sobą mylić, nawet gdy obie usiłują opisać
ten sam przedmiot.
Prognozuje się zasadniczo na dwa sposoby. Futurolog albo przedłuża w przyszłość
obserwowane właśnie trendy, albo wykrywa w historii jakąś ogólną, porządkującą
ją regułę i dopisuje do niej następny logiczny krok. W pierwszy sposób rodzą się
prognozy demograficzne, ekonomiczne, technologiczne; metoda dobrze radzi
sobie z liczbami. W drugi sposób tworzy się wielkie systemy filozoficzne i
polityczne — Hegla, Marksa; monumentalne diagnozy rozwoju ludzkości —
Tofflera, Fukuyamy, Bierdiajewa.
Pierwsza metoda sprawdza się w szczegółach, zawodzi w zetknięciu ze światem:
można obliczyć trajektorię jednego trendu, ale — nie miliona różnych trendów, nie
ich wzajemny wpływ na siebie; świat jest bardziej chaotyczny. O drugiej metodzie
nawet trudno powiedzieć, czy się sprawdza, czy nie, bo na takim poziomie
ogólności da się obronić każdą tezę — do dzisiaj przecież wielu twierdzi, że Marks
„w zasadzie” miał rację. Historia jest na tyle bogata, że można w niej znaleźć setki
wzorów i regularności, każdy równie prawdziwy.
Bardzo to przypomina rozwiązywanie testu Rorschacha: wszystko zależy od tego,
kto patrzy.
Przyszłość jest w oku obserwatora.
W opowiadaniach PL+50 odnajdziemy echa obu tych systemów. Ponieważ jednak
jest to literatura, nie nauka, operacja może dać tu dobry wynik, nawet gdy wszystkie
użyte narzędzia są felerne.
Czyżby więc naprawdę potrafiła przewidzieć przyszłość? Sądzę, że sukces
literatury polega na czym innym — żaden malarz nie osiągnie precyzji
odwzorowania oryginału właściwej dla aparatu fotograficznego, a jednak cenimy
malarstwo właśnie za tę nieprecyzyjność, deformację, zafałszowanie
rzeczywistości; tu mieszka Sztuka. Fikcja i sen mówią czasem więcej prawdy niż
najwierniejszy opis.
Opowiadania następują po sobie w porządku właśnie od ukazujących rzeczywistość
najmocniej zdeformowaną, w karykaturze konwencji i mitów, do tekstów SF,
stosujących kreskę bardziej realistyczną, i wreszcie — prawie fotografii, czyli prób
opisu Polski +50
niebeletrystycznych, jak najbardziej serio.
* * *
Jak wygląda ta „Polska plus 50”? Da się odnaleźć w zgromadzonych tu tekstach
pewne regularności, motywy powracające.
Niewiele optymizmu budzi wizja wejścia Polski do UE; jedynie Edmund Wnuk–
Lipiński używa nieco jaśniejszych barw. Jadwiga Staniszkis i Stanisław Lem widzą
korzyść w narzuceniu Polsce przez UE procedur, których nawet nasi politycy nie
będą w stanie zepsuć.
Unia bardzo dobrze nadaje się natomiast jako materiał dla groteski, gorzkiej
karykatury — u Macieja Dajnowskiego, Andrzeja Zimniaka, Bartka Świderskiego,
Macieja Żerdzińskiego.
Istotnie, dla większości Polaków ironia zdaje się tu najzdrowszą reakcją.
Spodziewałem się ponurych wizji wynarodowienia Polski i zaborów kulturowych.
W
mniej lub bardziej ostrej formie widać te lęki w opowiadaniach Jarosława
Grzędowicza, Macieja Żerdzińskiego i Barnima Regalicy; jednak przeważa ton
niechętnej akceptacji oczywistości: globalizacja w każdym tego słowa znaczeniu
jest nieunikniona, najdobitniej wyrażają to Zygmunt Bauman, Ryszard Kapuściński i
Jadwiga Staniszkis. Czas alarmistycznych antyutopii już minął — jedynie właśnie
opowiadanie Regalicy odwołuje się tak wyraźnie do owych nastrojów.
Kilkakrotnie pojawia się obraz odwróconych ról płci: w tekstach Mai Lidii
Kossakowskiej, Bartka Świderskiego, Jarosława Grzędowicza. Jak u Mickiewicza,
kobiety przyszłości rosną w siłę.
I jak u Mickiewicza, przebija strach przed inwazją ze Wschodu: w opowiadaniach
Cezarego Domarusa i Marka Oramusa, jak najbardziej dosłowną. Taki obrót
fortuny przewidują historiozofie przypisujące kolejnym epokom dominację
poszczególnych kontynentów i kultur: teraz bowiem ma nadejść czas Azji.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin