José Carlos Somoza - Tetrameron.pdf

(811 KB) Pobierz
Tytuł oryginału: Tetrammeron
Projekt okładki:
Redakcja: Irma Iwaszko
Redakcja techniczna: Karolina Bendykowska
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Maria Śleszyńska
Zdjęcia wykorzystane na okładce:
© Stephen Carroll/Trevillion Images
© Lightspring/Shutterstock
© José Carlos Somoza, 2012
All rights reserved
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2014
© for the Polish translation by Agnieszka Rurarz
ISBN 978-83-7758-847-5
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Warszawa 2014
Wydanie I
===bQw6CjMAZAFnVWRXMwY3ATEAM1JhWDkLPV86CGoIalM=
Spis treści
Ta książka to szkatułka
W autobusie panuje zamieszanie
– Chwileczkę, panie Figury…
Jest ich czworo
Duch Curie
Oj, niedobrze. To błąd
Narodziny Wenus
Nie oczekiwała takiego pytania!
Dekoracja
„Ja sama byłam kotem”
Jennifer Budoski
To brzmi przerażająco
Ślub pani Boj
Aura
Ślub pani Boj (dokończenie)
Soledad nic nie zrozumiała…
Corpus Christi
Czas znikł
Cząstki
Głos pani Queen…
Karbunkuły
Wymówiwszy ostatnie słowo…
Małpka
Soledad nie może przestać się śmiać
Lustereczko
===bQw6CjMAZAFnVWRXMwY3ATEAM1JhWDkLPV86CGoIalM=
Ta książka to szkatułka w kolorze mahoniu ze złoconym zamkiem pośrodku.
Wewnątrz niej znajdziesz kolejne szkatułki. Pewnie będziesz chciała pootwierać je wszystkie naraz.
Jeżeli tak zrobisz, to przed czasem dotrzesz do ostatniej z nich i zobaczysz, co się w niej kryje.
Muszę więc cię ostrzec: jeżeli nie jesteś odpowiednio przygotowana, może się to okazać
niebezpieczne.
Ostatnia szkatułka znajduje się na samym końcu, bo powinna zostać otwarta dopiero wtedy, gdy
starannie obejrzysz pozostałe. Żebyś potem nie gadała, że nie ostrzegałem.
A teraz weź kluczyk w kolorze mahoniu i otwórz pierwszą szkatułkę.
Wewnątrz niej tkwi kolejna, z kości słoniowej, zdobiona misternym filigranem. Na wierzchu napisane
jest: „Soledad”.
Soledad ma lat dwanaście. Ciemne włosy, skręcające się na dole w luźne loki, długie aż do ramion,
błyszczą od ulubionego szamponu. Jest szczupła, prawie koścista, na skórze widać zadrapania po
upadkach. Ma duże szare oczy i usta w kształcie serca. W tym roku zaczęła nosić stanik
i z zaciekawieniem ogląda w lustrze swoje rosnące piersi. Tak, urosły, ale owłosienie na wzgórku
łonowym jeszcze się nie pojawiło. Ubrana jest w świeżo uprasowaną białą bluzkę z krótkim rękawem
i szarą plisowaną spódniczkę. Mundurku dopełniają białe podkolanówki, czarne mokasyny i żakiecik tak
ciemny, że wydaje się czarny, ze srebrną tarczą szkoły wyszytą na górnej kieszeni.
Przyjrzyj się jej dobrze: ubrana w ten mundurek idzie korytarzem wiodącym do jadalni. Siada przy
stole, jej świetnie ubrany ojciec podnosi wzrok znad gazety, a siostra, o cztery lata starsza, wyciera usta
serwetką. Wsłuchaj się: Soledad mówi „dzień dobry”, a służąca stawia przed nią kubek mleka, w którym
niewielka ilość czekoladowych płatków utworzyła przedziwną spiralę przypominającą stonogę.
Posłuchaj wymówek siostry, która oczywiście ma rację.
– Późno wstałaś.
– O tej samej porze co zawsze.
– Czyli późno. Dzisiaj masz wycieczkę do pustelni. Autobus przyjedzie wcześniej.
– Jestem gotowa do wyjścia.
– Ja też bym była, gdybym miała wyjść bez śniadania.
– Dajcie spokój – odzywa się ojciec. – O której wrócisz z wycieczki, Sol?
– Chyba o… ósmej, nie, raczej o wpół do dziewiątej.
– Jest autobus – woła służąca.
Patrz dalej: biegnie do pokoju, wyrzuca z plecaka zeszyty, których nie będzie potrzebowała, i wrzuca
doń opowiadania i kredki; wyciąga luźne kartki z uwagami, których najważniejsze słowa napisane są
dużymi literami, na przykład „konik polny NIE jest ważką”, z podkreślonymi zdaniami, i wkłada kilka
zawiniętych w folię aluminiową kanapek i karton soku pomarańczowego. Całuje ojca, krzyczy „cześć” do
siostry, wybiega za ogrodzenie i wsiada do autobusu.
Nigdy nie wróci z tej wycieczki, ale, rzecz jasna, jeszcze o tym nie wie.
A teraz otwórz szkatułkę z kości słoniowej i zanurz się w jej wnętrzu. W tej ciemności.
===bQw6CjMAZAFnVWRXMwY3ATEAM1JhWDkLPV86CGoIalM=
W autobusie panuje zamieszanie. Po godzinie jazdy żakieciki od mundurków leżą zmięte na półkach,
a ich właścicielki pozmieniały miejsca i porozsiadały się w niewielkich grupach. W przejściu widać
kolana, założone nogi na nogę, sylwetki pochylone jedna ku drugiej. Poszły w ruch gadżety: Lidia
pozwala, by Viviana odsłuchała wiadomość z jej komórki; Greta otworzyła nintendo; Alicia i Laura
dzielą się słuchawkami. Siostra Esther siedzi bez ruchu. Usadowiła się w pobliżu kierowcy i wygląda,
jakby drzemała. Ledwie widać jej lewe ramię skryte w fałdach habitu.
Ale wszystko to, co dzieje się dookoła, mało obchodzi Soledad; nagle dociera do niej, że chyba stała
się duchem.
Bo najwyraźniej nikt nie zauważa jej obecności.
Ona też zmienia miejsce i przesiada się do ostatniego rzędu, ponieważ nienawidzi siedzieć pośrodku.
Przesuwa się nad skrzyżowanymi nogami Yael, które połyskują ciemną skórą tuż poniżej brzegu
spódniczki. Yael nie chowa nóg, rozmawia dalej z Magali siedzącą po drugiej stronie przejścia,
a Soledad nawet nie stara się przepraszać. Podnosi jedną nogę, potem drugą. Dredy Yael niemal
przylepiają się do spódniczki, ale Yael nie zwraca na to uwagi. Soledad zajmuje wolne siedzenie
w ostatnim rzędzie po lewej stronie, gdzie skulona Eider czyta książkę.
– Cześć – odzywa się Soledad na próbę.
Eider ma wypukłe czoło i grube szkła, co wyjaśnia, czemu w szkole przezywają ją „mrówą”. Jej
plecak rozpłaszczył się na szybie, a na kolanach leży torebka z owocami – to chyba brzoskwinie. Na
okładce książki widać jedynie tytuł: Opowiadania zebrane, całą resztę zasłaniają palce Eider. Soledad
miałaby ochotę poczytać, uwielbia opowiadania. A Eider wygląda, jakby się wybudziła z transu, gdy
Soledad się do niej odzywa.
– Co? – pyta.
– Nic. Sądziłam, że nikt mnie nie zauważy.
To ostatnie mówi bardziej do siebie niż do Eider, która i tak nie zwraca na nią uwagi i tkwi
pogrążona w lekturze. Soledad znowu się wydaje, że jest duchem, i pomysł ten tak ją rozbawia, że
zaczyna się głośno śmiać. Kiedy dokładnie podczas wycieczki mógł się zdarzyć taki cud? Łatwiej jednak
spostrzec, kiedy pozostali zaczynają ci się przyglądać, niż kiedy przestają cię zauważać.
Autobus przechyla się, skręcając w drogę lokalną. Wiele dziewcząt podnosi głowę na zakręcie,
Soledad też. Tablica przydrożna, która zdaje się zmykać w podskokach na nierównej drodze, obwieszcza:
„Pustelnia Świętego…”. Jej kolor i czcionka są typowe dla tablic stawianych w miejscach o znaczeniu
turystycznym.
– Chyba dojechaliśmy – stwierdza Soledad, nie spodziewając się reakcji Eider.
Pustelnia jest olbrzymia, o wiele większa, niż można się było spodziewać, ale zrujnowana; wznosi
się na wzgórzu czystej zieleni, którego jedno zbocze oświetla słońce. Niektóre ściany pustelni zapadły
się, inne pozbawione są sufitu. Dwa okrągłe okna wpatrują się w dziewczynki niczym oczodoły,
a potężna, łukowato sklepiona brama stoi otworem pośrodku budowli.
Kiedy gaśnie silnik, zapada zadziwiająca cisza, jak w teatrze tuż przed spektaklem. Gdzieś z oddali
dochodzą świsty niczym głosy egzotycznych ptaków. Żakieciki i plecaki są już w rękach swoich
właścicielek, siostra Esther staje z przodu i poleca uczennicom ustawić się w rzędzie, żeby mogła je
policzyć. Te wskazane długim bladym palcem wychodzą z wozu.
– Jeden… dwa… trzy…
Soledad specjalnie ustawia się na końcu, za Eider. I podczas gdy rząd koleżanek przesuwa się do
przodu, w głowie świdruje jej myśl: „Nie zauważy mnie, nie policzy”. Jest absolutnie pewna, że gdy
przyjdzie jej kolej, siostra Esther przeszyje ją wzrokiem, ale jej źrenice nie zatrzymają się na niej nawet
na sekundę. Ta myśl nagle przepełnia dziewczynkę lękiem. „Nie policzy mnie. Jestem niewidzialna”.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin