Zofia Mrzewińska - Bezprzewodowy odkurzacz.docx

(16 KB) Pobierz

Bezprzewodowy odkurzacz

Bezprzewodowy samobieżny odkurzacz, nie wymagający ładowania, wymiany baterii ani pojemników, włączający się samorzutnie nad każdym śmieciem w domu i w ogrodzie także – to mógłby być ciekawy wynalazek. Ale bezprzewodowe odkurzacze na czterech łapach, obdarzone do tego perfekcyjnym nosem, nie wzbudzają zachwytów swoich właścicieli.

 

Największe obrzydzenie najczęściej budzi pies, który zjada znalezione odchody innych zwierząt, ludzkie także. Czasem tego rodzaju zachowanie spowodowane jest skandalicznymi warunkami, w jakich trzymane są w psich fabryczkach psy i szczenięta. Brudne, sprzątane okazjonalnie klatki, kiepska karma, w której po przejściu przez przewód pokarmowy psa pozostaje jeszcze sporo tłuszczu, skłania zwierzęta do zjadania nawet własnych odchodów. Taki nawyk niestety łatwo się utrwala.

Jeśli pies zdradza zainteresowanie odchodami innych zwierząt czy gnijącymi resztkami pokarmowymi, może oznaczać to także po prostu niedobory pewnych składników w diecie. Wtedy rozwiązanie wydaje się łatwe – specjalne tabletki, żwacze, gorsze, bo z niemiłym już zapaszkiem surowe mięso i kości, zgliwiały biały domowy ser oraz bezustanna uwaga na to, czym pies zajmuje się na spacerze, rozwiązują problem. Trzeba przecież pamiętać, że nasze psy, gdy były jeszcze wilkami, nie gardziły zawartością jelit roślinożerców – karmione wyłącznie najświeższym, surowym, lub tylko gotowanym mięsem czy suchą karmą, chętnie uzupełnią jednostajną dietę tym, co na drodze pozostawi koń lub krowa.

Zdarza się, że pies sporadycznie zajada się nawet dość ostrą trawą – często w taki sposób ułatwia sobie trawienie lub za chwilę zwróci z podrażnionego żołądka to, co w nim zalegało. Wtedy nie trzeba alarmować lekarza weterynarii; okazjonalne zjadanie trawy nie jest groźne dla żadnego z naszych zwierzaków.

Za skłonność do zjadania wszelkich resztek żywności, nadpleśniałych kawałków chleba wyrzucanych przed blok nie wyłączając, za połykanie resztek kurczaka z plastikowej tacki zostawionej w ogrodzie po sąsiedzkim grillowaniu czy systematyczne rewizje koszy na śmieci odpowiedzialni jesteśmy tylko my sami. Bo to my pozwoliliśmy kiedyś szczeniakowi dożywiać się na własną łapę, to my goniliśmy z krzykiem, gdy z pyszczka malucha sterczał jeszcze kawałek pochłanianej kości, my z gniewem na siłę odbieraliśmy taką zdobycz. No i mamy za swoje – złapać dorosłego psa i odebrać mu coś z pyska jest teraz bez porównania trudniej.

Jednak oduczenie zbierania resztek jedzenia naprawdę jest możliwe i nie wymaga stosowania elektrycznej obroży ani tym bardziej bicia zwierzęcia. Pracę z amatorem resztek zaczyna się w domu, ucząc najpierw reagowania na polecenie "siad". Gdy pies siedzi – lepiej, aby ćwiczenie to przerabiać na smyczy – klękamy obok i trzymając luźno smycz w jednej ręce, pokazujemy atrakcyjny smakołyk na otwartej dłoni, tak o pół metra przed psim nosem. Pies prawdopodobnie spróbuje wstać, by dosięgnąć pokusy, więc szybko zamykamy dłoń. Jednoczesnym ruchem dłoni ze smakołykiem nad psią głową i zablokowaniem smyczy ze słowem "nie" nakłaniamy zwierzaka, aby ponownie usiadł. I wszystko zaczynamy jeszcze raz, tak długo powtarzając, aż zrezygnowany pies będzie siedział na luźnej smyczy, patrząc na przysmaki. Wtedy i tylko wtedy, dopiero na hasło lub gest, pozwalamy podejść i zjeść to, co pokazujemy. Pies nie jest bity ani karcony – korekta słowem "nie" dotyczy samowolnej zmiany pozycji. A więc niejako odwracamy kota, czy psa, jak kto woli, ogonem – nie karcimy za chęć porwania czegoś samowolnie, ale pozwalamy podejść do smakołyka tylko na hasło. A to jest zasadnicza różnica w postrzeganiu sytuacji przez zwierzę.

Następny etap to rzucanie jedzenia przed siedzącego psa, i znowu wymaganie pozostania na miejscu, oraz przeprowadzanie psa na smyczy obok jedzenia leżącego na ziemi. Pies korygowany jest w razie zmiany pozycji czy odejścia od nogi. Dopiero na koniec ćwiczenia, w nagrodę za idealne chodzenie lub wytrwały siad, co przecież samorzutnie wymusza ignorowanie pokarmów na ziemi, nagradzamy psa czymś lepszym podawanym tylko z ręki. Kolejne, coraz trudniejsze próby to przechodzenie z psem obok jedzenia pozostawionego przedtem przez kogoś obcego w umówionym miejscu, odwoływanie – zawsze nagradzane – psa trzymanego na coraz dłuższej lince od zainteresowania podrzuconymi smakołykami. Jeśli mamy do czynienia z dość miękkim zwierzakiem, można okrutnie zbić smyczą nie psa, a leżącą na trawie kość – pies zapamięta tę sytuację jako wzbudzającą gniew przewodnika. Dodatkowo cały czas uczymy nagradzanego podawania każdego wskazanego przedmiotu oraz noszenia czegoś, co wprawdzie jest jadalne, ale mało atrakcyjne, co wymienimy za chwilę na prawdziwy przysmak.

Zdarzyło się, na zakończenie tak prowadzonej nauki, że pomocnik trenera rzucał parówki przed psy, siedzące grzecznie na szczycie pagórka. Parówki turlały się w dół, uciekały niczym prawdziwa zdobycz, ale żaden z psów nie ruszył się z miejsca. Ten trening okazał się na wagę życia – jeden z tak szkolonych psów, choć bardzo łakomy, zignorował później wrzucony do ogrodu kawał kiełbasy nafaszerowany trutką.

Znacznie łatwiej można zapobiegać zjadaniu patyków czy zbieraniu kamyków z ziemi. Takie zachowanie też wynika z naszego zaniedbania – wilki nie chodzą na spacer ot, tak, bez powodu, nie podziwiają krajobrazów, one muszą polować. Wystarczyłoby od pierwszych chwil, na każdym najkrótszym spacerze, zorganizować szczeniakowi ciekawe polowanie – zachęcić do pościgu za uwiązaną na lince plastikową butelką czy jakąkolwiek zabawką. A gdy szczeniak dopadnie i cieszy się zdobyczą, wymienić ten skarb na smakołyk podawany z ręki. Nasz szczeniak nauczyłby się i tego, że zdobycz, jak przystało na lidera, wskazujemy my, my też nagradzamy udane polowanie. A dodatkowo nie miałby czasu na szukanie patyków czy kamyków, podnoszonych po prostu z nudów i z chęci zajęcia się czymkolwiek.

 

Jeśli trzeba dorosłego psa oduczyć gryzienia patyków czy noszenia kamieni, wystarczy spokojnie je odbierać, ale nie nagradzać oddania. Odebraną psią zdobycz kładziemy na ziemi, wymagając dłuższego, nudnego warowania obok. A potem chodzenia w kółko dookoła samowolnie podniesionego przed chwilą patyka czy kamienia. I wreszcie dajemy dobrze znudzonemu psu szansę na wspólną zabawę w noszenie i aportowanie wskazanego przedmiotu, najlepiej celowo zabranego z domu, z naszym własnym zapachem. Oczywiście wtedy nagradzamy noszenie, przynoszenie i oddawanie dozwolonej już zdobyczy.

 

 

I taki sposób nasz bezprzewodowy odkurzacz może zmienić się w – też bezprzewodowego – najlepszego aportera, podającego natychmiast do ręki każdy wskazany przedmiot. A po jakimś czasie pies samorzutnie zatrzyma się i wskaże pyskiem nowe znalezisko, popatrzy na nas z pytaniem w oczach – czy to jest warte podnoszenia, czy nie?

 

W artykule opublikowanym ostatnio w jednej z psich gazet wyczytałam radę, zaczerpniętą chyba ze wskazówek skandynawskiej trenerki. Proponowano czytelnikom rozsypywanie drobnych psich smakołyków na ziemię, zaraz po wyjściu z domu. Pies, w myśl tej rady, miał się wyciszyć przy ich szukaniu i zjadaniu, co ograniczyłoby pobudzenie, uatrakcyjniło spacer. Przyznaję, że przeszły mnie ciarki. Przypadki trucia psów nie są u nas tak rzadkie, aby akceptować zbieranie przez psa jedzenia z ziemi. Zresztą nawet bez czyjegoś celowego działania, połknięcie kości drobiu czy nadpsutej wędliny może dla psa skończyć się gorzej niż niestrawnością. Pies nie jest kurą, której rzuca się na ziemię ziarno. Jeśli ma szukać zdobyczy na spacerze, niechże to będzie zdobycz symboliczna, wskazana przez nas, piłka, aport, rękawiczka. Za znalezienie, podniesienie i oddanie takiej zdobyczy można i trzeba nagrodzić zwierzaka smakołykiem, ale wyciągniętym z kieszeni. A jeśli dłuższe, aktywne spacery i praca z psem sprawiają komukolwiek kłopot, niechże kupi pieska pluszowego – na przenoszenie z półki na oparcie kanapy wystarczy niecała minuta.

 

Autor: Zofia Mrzewińska

http://ciekawe.onet.pl/zwierzeta/artykuly/bezprzewodowy-odkurzacz,1,4954592,artykul.html

Zgłoś jeśli naruszono regulamin