Jędrek z koliby - Maria Ziółkowska.pdf

(3138 KB) Pobierz
Ilustrował
ZBIGNIEW ŁOSKOT
I
Jędrek na zachałupiu trzepał pierzynę. Kurzyło się niby z
Babiej Góry o świtaniu, gdy wiatr rozgania mgłę. Walił
żerdzią w bombiasty piernat, jakby chciał wyładować na nim
całą swoją złość.
Od samego rana nic, tylko robota i robota! A to pod łogę w
pokoju po letnikach umyj, a to ich paczki, które tu zostawili
do wysłania, wygodnisie, na pocztę zanieś, to znów graty
poustawiaj z powrotem tak, jak były przed odnajęciem
pokoju, to wytrzep pierzynę zniesioną ze strychu, żebyś miał
pod czym spać. Do diaska taml Chwili spokoju człowiek nie
ma. I to właśnie teraz, kiedy tak rozsmakował się w książce,
że oddałby wszystkie przyjemności, byle tylko usiąść spo-
kojnie i czytać. Co za książka! Jest nią po prostu oszo-
łomiony. „Ogniem i mieczem” Henryka Sienkiewicza. Słyszał
o niej już od dawna same pochwały. Namawiano go, żeby
czytał, ale opierał się. Przez jakąś przekorę. Nie lubi,, gdy mu
coś natarczywie zachwalać, polecać. Książkę pożyczył w
bibliotece szkolnej jeszcze przed wakacjami, a dopiero teraz,
pod koniec sierpnia, zabrał się do czytania. Żałuje, że tak
późno. Wczoraj zarwał na czytanie kawał nocy i nie
poniechałby lektury do białego rana, gdyby nie babcia,
która ,,śpik ma płyeiuchny” i budzi się zawsze przy
pierwszym pianiu kogutów. Zobaczyła światło w komórce na
siano, gdzie Jędrek przez całe lato sypia, pomyślała „pali sie
czy co”, przybiegła sprawdzić i przyłapała go zaczytanego, z
latarką w ręku. Pozbawiony przez babcię latarki, bo książki
nie dał sobie wydrzeć, postanowił zdrzemnąć się trochę
przed czekającym go wczesnym wstaniem. Ale nie od razu
zasnął. Błądził wyobraźnią po Dzikich Polach, po
bezkresnym stepie, wśród nocy zapadłej nad Omelniczkiem,
w świetle miesiąca, wstającego zza Dniepru, śledził ruchy
tajemniczych i złowrogich postaci koło opustoszałej stanicy...
Albo z panem Skrzetuskim, wracającym z Krymu, stanął w
Czehryniu i w zajeździe Dopuła Wołocha brał udział w
burdzie z podstarościm Czaplińskim. Albo, jak równy z
równym, przepierał się dowcipami z rubasznym panem
Zagłobą i poczciwym wielkoludem, jeżdżącym na inflanckiej
kobyle, panem Longinusem Podbipiętą. Przed samym
zaśnięciem wcielił się w szesnastoletniego pacholika pana
Skrzetuskiego, Rzędziana „franta kutego na cztery nogi, z
którym niejeden stary wyga nie mógł iść o lepsze”. Ostatkiem
woli, już prawie chrapiąc, „czapkę na bakier nasunął,
nahajem świsnął i pojechał” z listem Skrzetuskiego do
Heleny.
Wstał o chłodnym szarym świcie i do tej pory — będzie
chyba koło ósmej, bo słońce już nad chałupą Szczyptów na
Czartowej Grapie — zdążył się dobrze napracować. Odwiózł
furką walizy letników na przystanek PKS-u w Urębach
Wysokich, po powrocie pomagał przy obrządzaniu
inwentarza, potem sprzątał w całym domu. A teraz nic już
mu się nie chce robić. Chyba od niewyspania. No i korci go ta
książka.
— Trzep, Jędruś, trzep! Nie umyśluj, jako sie wykręcić, dać
uciekaca! — odezwała się babcia kontrolująca go od czasu do
czasu zza węgła chałupy.
— Dy trzepie! — odburknął.
— I nie w jedno miejsce wal, ino po cały pierzynec- ce, jak
Pambóg przykozoł!
— W przykazaniach nie ma nic o trzepaniu pierzyn.
Widocznie i robić tego nie trza.
— Hale, o! Nie widzieli go, mądrala! Rób, co ci kazu- jem, i
nie wojuj gębą! Bac: „Fto starsych nie sanuje, ten se marny
los gotuje!”
Oj, babcia potrafi, jak nikt inny, częstować morałami.
Zawsze ma w pogotowiu różne porzekadła i rymowane
przysłowia, a wygłasza je z taką miną, jakby do zawartych w
nich mądrości doszła po ciężkich doświadczeniach
osobistych. Przypisuje sobie również dar nieomylnego prze-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin