Blekitni z latajacego talerza - Aleksander Minkowski.pdf
(
3702 KB
)
Pobierz
Rozdział pierwszy
Nie to, żebym się przestraszył. Po prostu osłupiałem…
Talerz był srebrzysty, z bladoróżową kopułą, świecił jak gdyby
własnym światłem, choć mógł to być również odblask słońca.
Spinały” go z ziemią cztery kotwice.
Polana Wrzosowa, brzozy wokół, stromy brzeg, seledynowe
wody jeziora z kępą szuwarów — znam to jak własne imię.
Sen?…
Wykluczone. To była najprawdziwsza z prawdziwych rzeczy-
wistość. Czułem ukąszenie komara w policzek, chropawość
uchwytu wędziska.
Siwe wronisko zatoczyło krąg nad talerzem i czmychnęło w
popłochu. Wiatr przeleciał po trzcinach, zaszeleścił brzozowy-
mi liśćmi.gdyby promieniowanie magnetyczne.
W momencie gdy miałem już zrobić pierwszy krok, od talerza
oddzieliły się trzy postacie. Były błękitno skórę, łyse, pokryte
lśniącą łuską, z okrągłymi szklanymi oczami. Zsunęły się po
stromiźnie i zapadły w jezioro. Plusk.
To mnie wyrwało z letargu. Uciekłem.
*
Wilga siedziała na ławce pod akacją i udawała, że czyta „Alicję
w krainie czarów”. Czułem, że mnie obserwuje. Dłubałem śru-
bokrętem w zardzewiałym gaźniku, bezpożytecznie, nadawał
się do wyrzucenia. Cały motor był chyba taki, inaczej nie trafił-
by na złom i nie odkupiłbym go od pana Bijaka za pięćdziesiąt
złotych. Ta rdza chyba nie popchnie już łodzi.
— Wiosłowanie wyrabia muskuły — usłyszałem ironiczny głos
Wilgi.
— A myślenie mózg — odburknąłem.
Muskulaturę mam faktycznie wątławą, ale zdarzyło mi się w
życiu dokładać kulturystom: nie siła o tym decyduje, a sposoby
i spryt. Jej Cześkowi też dołożyłbym , gdyby trzeba było. Ale nie
trzeba. Cóż mnie obchodzą letnicy z Warszawy? Z początku na-
wet się ucieszyłem że babka wynajęła pokój fajnej dziewczynie,
ale szybko mi przeszło, nos w gorę sportowiec u boku, elegant
w białych spodniach pan maturzysta. Dwa razy widziałem, jak
się całowali, wieczorem tu na podwozu pod akacją. Czesiek jest
dżentelmen, odprowadza panienkę pod same drzwi W budce
przy rynku kupuje Wildze podwójne lody zaprasza na koktajl
pomarańczowy do kawiarni „Zorza”, a kajak wynajmuje nie na
godziny ale na cały dzień. Ma forsę. No i niech sobie ma, co
mnie to obchodzi?
Przetarłem gaźnik szmatą umoczoną w benzynie, ot tak, żeby
przynajmniej zabłyszczał.
— Wiosełka, stary — powiedziała Wilga, patrząc na mnie spo-
nad wielkich przeciwsłonecznych okularów. — A motor zakop
w ogródku i podlewaj starannie może wyrosną zdrowe silnicz-
ki.
Zaśmiała się jakby sama siebie połaskotała pod pachą.
— Uważaj żeby ciebie nie zakopali — rzuciłem. — Pokrzywa
wyrosłaby. Albo ser.
— Masz ty takt.— skrzywiła się. — Jelnicka kultura.
— Jak ci się nasza kultura nie podoba — powiedziałem, nacie-
rając szmatą gaźnik — to spłyń z Jelnik do swojej Warszawci.
Nikt cię tu nie trzyma.
— Czego się wściekasz? — w jej głosie zabrzmiały pojednaw-
cze nutki — Dziwny z ciebie facet, Jarema. Na początku myśla-
łam, że mnie lubisz, ale…? nie dokończyła. Parsknęła nagle
śmiechem: — Ser by na mnie wyrósł? Dlaczego ser?
— Żeby było do śmiechu — wyjaśniłem. — Takiego jak teraz:
he, he he,
Przestała się śmiać. Usiadła do mnie tyłem i pochyliła głowę
nad książką. Miała proste włosy, z pszenicznego złota, spadały
jej prawie do końca pleców.
W tym momencie pomyślałem ,,Do diabła z motorem.
Obrzydł mi zupełnie. Pewno zdarte łożyska, wał pęknięty, tłoki
do kitu. Dobrej łodzi nikt nie oddaje na złom. Bijak to wiedział
doskonale, nie sprzedałby za pięć dych.
Plik z chomika:
RysioSenior
Inne pliki z tego folderu:
Wzywam czterech tropicieli - Edmund Wallace Hildick.pdf
(3043 KB)
Tropiciele - Edmund Wallace Hildick.pdf
(1725 KB)
Wakacje z Sherlockiem Holmesem - Jaroslav Tafel.pdf
(2317 KB)
Bal na pieciu ksiezycach - Bohdan Petecki.pdf
(4577 KB)
Agaton Sax i porwany mister Lispington - Nils-Olof Franzen.pdf
(1705 KB)
Inne foldery tego chomika:
! private
! Wiersze Ewity
★★★ 500 zagadek
Diuna (123)
dla dzieci i rodzicow - za-HASLO-wany
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin