utracony świat. podróże leona barszczewskiego po xix-wiecznej azji środkowej full.mobi

(42340 KB) Pobierz
Rozdział III
Droga do Samarkandy
kami i żołnierzami, do Azji w maju 1876 roku. Podróż była bardzo długa i uciążliwa. Po drodze
widzieli wiele niezwykle ciekawych okazów i tworów przyrody oraz poznali obyczaje tubylczej
ludności, jej wierzenia i zabobony. Szlak wiódł przez: Samarę, Orenburg, Kazalińsk, Karamak-
czi
1
, Pierowsk
2
, Turkiestan, Taszkent
3
, Czynaz
4
, Dżyzak
5
, do Samarkandy. Po drodze Barszczew-
ski zebrał liczne przykłady miejscowej fauny, np. w Pierowsku nad brzegiem Syr-darii natknął
się na bardzo ciekawą rybę, uważaną przez miejscową ludność za wcielenie złego ducha. Ryba ta
w lokalnym narzeczu nosiła nazwę
szajtan-dum-bałyk
6
, a przez mieszkańców innych okolicznych
rejonów nazywana była także:
bałyk-musz-dum
(ryba mysi ogon),
cholaka-dum-bałyk, bakra-
-dum-bałyk, czyszkan-dum-bałyk.
Była to mała ryba z bardzo długim, cienkim ogonem i płaskim
łbem, wzdłuż jej grzbietu i boków ciągnął się twardy kościany pancerz, na końcu nosa miała dwa
małe rogi i kilka takich samych rożków na innych częściach głowy, a jej tułów zwężał się w kie-
runku ogona.
Znalezienie tej ryby wróżyło Barszczewskiemu, według wierzeń miejscowej ludności, olbrzy-
mie przeszkody w drodze, a nawet walkę z samym diabłem, który miałby ukazać się mu na pustyni
zwanej głodnym stepem
7
. Młody porucznik śmiał się z tych przepowiedni i pewnie ruszył ze swo-
im oddziałem w dalszą drogę, która faktycznie okazała się bardzo trudna i niebezpieczna. Wśród
lotnych piasków pustyni cały jego oddział omal nie zginął. Wędrowali przeważnie w nocy, a dzień
1
2
3
Karamakczi – dawny Fort nr 2; rosyjski garnizon wojskowy nad Syr-darią.
Pierowsk (nazwa stosowana do 1920 r.) – wcześniej Ak-Meczet, obecnie Kyzyłorda; miasto nad Syr-darią w połu-
dniowym Kazachstanie, do 1929 r. stolica tego kraju. W czasach Barszczewskiego mieścił się tam Fort nr 3.
Taszkent („kamienna wieś”) – miasto zdobyte 15 czerwca 1865 r. przez Rosjan pod dowództwem gen. Michaiła
Czerniajewa (1828-1898). Pod koniec XIX w. liczyło ok. 200 tys. mieszkańców.
Ulice nie są brukowane, lecz jezd-
nie, również jak i chodniki pokryte ubitym żwirem. Dawne mury obronne się walą, a jeszcze więcej niszczą je sami
mieszkańcy, rozbierając kamienie i cegły na budowę swych domów.
[…]
Gęste zadrzewienie nadaje miastu zewnętrz-
nie charakter miasta ogrodu
[B. Grąbczewski,
op. cit.,
s. 296].
Czynaz (obecnie Chinoz) – miasto w Uzbekistanie na prawym brzegu rzeki Czirczik u jej ujścia do Syr-darii.
Dżyzak – miasto-twierdza w Uzbekistanie nad rzeką Sanzar, położone na trasie między Taszkentem
a Samarkandą, na skraju Stepu Głodowego. Zdobycie tej twierdzy 23 maja 1866 r. umocniło wpływy Rosjan
w dolinie Syr-darii.
Szajtan-dum-bałyk
– dosł. „ryba szatani ogon”.
Step Głodowy – pustynna równina na lewym brzegu Syr-darii, na zachód od Kotliny Fergańskiej; obecnie znaj-
duje się na terytorium wschodniego Uzbekistanu i południowego Kazachstanu, na Nizinie Turańskiej. Oddział
Barszczewskiego przemieszczał się po południowo-zachodnich obrzeżach tej równiny.
P
orucznik Leon Barszczewski rozpoczął wędrówkę, z innymi ochotni-
4
5
6
7
Kup książkę
Poleć książkę
33
Leon Barszczewski (siedzi pierwszy z prawej) ze swoimi żołnierzami
spędzali w cieniu namiotów. Posuwając się w żółwim tempie przez bezkresną pustynię, odczuwali
dotkliwie brak żywności, a zwłaszcza wody; żołnierze mdleli z wyczerpania.
Pewnego dnia, a ściślej poranka, oczom porucznika i jego żołnierzy rozstawiających właś-
nie namioty ukazał się przepiękny krajobraz. Intrygujące białe budowle, bujna roślinność nad
wspaniałym jeziorem nęciły wzrok, wydawały się być tuż-tuż, tak blisko… Żołnierze domagali
się natychmiastowego marszu w kierunku tego jeziora. Barszczewski wiedział z lektury książek,
iż widziany obraz nie jest rzeczywisty. Było to znane wszystkim podróżującym przez pustynię
zjawisko fatamorgany, którego teraz po raz pierwszy sam doświadczył.
Prości, zmęczeni długą wędrówką żołnierze nie chcieli wierzyć. Śmielsi namawiali wręcz do
nieposłuszeństwa, do ruszenia naprzód wbrew rozkazom dowódcy. Sytuacja porucznika była
nie do pozazdroszczenia. Sam wśród gromady buntujących się żołnierzy nie widział możliwo-
ści przeciwstawienia się ich woli, a jednocześnie rozumiał, że wyruszenie w kierunku złudne-
go jeziora grozi niechybną śmiercią wśród lotnych piasków pustyni. Wykorzystując ciemnotę
Kup książkę
Poleć książkę
34
i skłonność do zabobonnych wierzeń swych
żołnierzy, postanowił przekonać ich, że to
złowiona w Syr-darii ryba szatan zaczyna
swą zemstę i pcha ludzi do piekła, ukazując
złudne miraże. Większość żołnierzy uwie-
rzyła mu. Jednak kilku śmiałków, drwiąc ze
słów porucznika, postanowiło wbrew zaka-
zowi udać się w kierunku widzianego jezio-
ra. Barszczewski uprzedzał, iż czyha na nich
śmierć, że lotne piaski przysypią ich żywcem.
Jednak nie usłuchali przestróg i ze śpiewem
ruszyli w kierunku rzekomego jeziora. Pozo-
stali z niepokojem czekali powrotu śmiałków.
Wkrótce zobaczyli, że fatamorgana zaczęła
blednąć, a potem piękny krajobraz się rozpły-
nął. Swoich towarzyszy już więcej nie ujrzeli.
Burza piaskowa zasypała ich ślady i pogrzeba-
ła w piaszczystej mogile.
Od tego wydarzenia stosunek żołnierzy
do dowódcy zmienił się zasadniczo. Nie tylko
wierzyli mu, ale i słuchali go bezapelacyjnie.
Uznawali jego wojskową władzę, ale też wi-
dzieli w nim jakąś dziwną, niemal nadludzką
postać. Barszczewski początkowo chciał roz-
wiać ich wiarę w swoją rzekomą „nadprzy-
rodzoną moc”, ale zaniechał tego, widząc, iż
tylko dzięki niej będzie mógł całkowicie pa-
nować nad swoimi żołnierzami i zdoła dopro-
wadzić ich do celu podróży.
Pewnego dnia podczas wędrówki przez
pustynię oddział dotarł do upragnionej stud-
ni. Żołnierze rzucili się natychmiast w jej kie-
runku, chcąc ugasić męczące ich pragnienie
i nie zwracając uwagi na to, że dokoła unosi
się odrażająca woń. Wiele wysiłku kosztowało
Barszczewskiego powstrzymanie ich od czer-
pania z tej studni.
–  Ta woda jest zatruta – przekonywał
swoich żołnierzy. – Musimy pójść dalej, do
następnych studni, tej nie ruszajmy.
Ugasiwszy pragnienie przy kolejnych
studniach, wrócili do tej pierwszej, by przeko-
nać się o wiarygodności słów swojego dowód-
cy. Rzeczywiście okazało się, że na jej dnie
leży rozkładające się już ciało wielbłąda, który
Kup książkę
Karawanseraj. Obmurowane źródło na pustyni,
miejsce postoju dla karawan
Spotkanie z karawaną na pustyni
Jurty koczowników na stepie
Poleć książkę
35
znalazł w niej śmierć. Żołnierze wydobyli padlinę i oczyścili studnię.
„Uzdrowienie” wody wzbudziło wśród ludności oazy uznanie dla ob-
cego oficera, a w żołnierzach umocniło wiarę w przełożonego.
Coraz liczniejsze studnie, które napotykali podczas dalszej dro-
gi, wskazywały, że wkrótce złowroga pustynia miała się skończyć.
W dali zaczęły rysować się góry. Ich przewodnik Kirgiz z radością
rzucił się na kolana, wołając: „Dżyzak, Dżyzak już blisko!”, i doty-
kając ziemi czołem, dziękował Allahowi za pomyślną podróż przez
bezkresną pustynię. Radość jego była jednak przedwczesna. Na ho-
ryzoncie raptownie pojawiła się ciemna chmura z czarnym, przypo-
minającym paszczę zagłębieniem na środku.
– Śmierć idzie po nas! – zawołał Kirgiz. – Uciekajmy jak najprę-
dzej. Trzeba jak najszybciej skryć się wśród pobliskich pagórków.
Oddział poderwał się natychmiast i ruszył ku wzgórzom. Dzięki
przestrodze Kirgiza Barszczewski zdołał ukryć się wraz z żołnierzami
w pieczarach na stokach wzgórz. Znajdująca się niedaleko nich mała
karawana, składająca się z kilku wielbłądów, nie dostrzegła w porę
ciemnej chmury i spokojnie odpoczywała przy studni. Dopiero ok-
ropne wycie, które wydarło się z gardzieli zwierząt, ostrzegło ludzi
o niebezpieczeństwie. Niestety, było już za późno. Piaskowy huragan
ogarnął karawanę. Żołnierze zobaczyli z przerażeniem, jak trąba po-
wietrzna porwała i uniosła ludzi i zwierzęta. Żywioł szalał krótko, ale
zmiótł z ziemi wszystko, co żyło.
Po ustaniu burzy Barszczewski ze swoimi żołnierzami od razu ru-
szyli na ratunek karawanie. Niestety, trud ich był daremny. Na miej-
scu katastrofy zastali tylko nowo powstały wielki piaskowy kurhan.
Droga z miasta Dżyzak do Samarkandy prowadziła przez góry
Sanzar. Zbocza tych gór od strony pustyni były nagie i skaliste, za to
od południa porastały je drzewa owocowe i winna latorośl. Mnóstwo
tam było źródełek i rzeczek. Nie chciało się wprost wierzyć, że zale-
dwie kilka dni podróży dzieli oddział od groźnej pustyni.
W Sarajłyku żołnierze biwakowali przez kilka dni, nabierając sił
do dalszej wędrówki, mimo że tamtejsza ludność nieufnie patrzyła
na wojskowych i wyraźnie od nich stroniła.
Kup książkę
Poleć książkę
36
Zgłoś jeśli naruszono regulamin