Roberts Nora - Robb J. D. 1 - Zapłacisz krwią.rtf

(1725 KB) Pobierz

J. D. Robb

Zapłacisz krwią

1

Stała w Czyśćcu i patrzyła na śmierć. Krwawą, podłą i okrutną w swej radości, która pojawiła się w tym miejscu jak rozkapryszone dziecko kierowane pragnieniem zaspokojenia bezmyślnej brutalności.

Morderstwu rzadko towarzyszy ład. Nieważne, czy zostało starannie i po mistrzowsku zaplanowane, czy dokonane pod wpływem szaleńczego impulsu, zawsze pozostawia po sobie bałagan, który sprzątnąć musi ktoś inny, a nie morderca.

Jej praca polega na przekopywaniu się przez gruzowisko zbrodni, na zebraniu części, dopasowaniu ich i stworzeniu z nich obrazu życia, które zostało ukradzione. Z tej ryciny musi potem sporządzić wizerunek zabójcy.

Był rok 2059, wiosna zbliża się niepewnymi krokami, dzień dopiero się rozpoczynał. Eve, stąpając po morzu rozkruszonego szkła, spokojnie przyglądała się piwnymi oczami koszmarnemu pejzażowi: rozbitym lustrom, potłuczonym butelkom, kawałkom drewna. Roztrzaskane ekrany na ścianach, przewrócone i powy­ginane przepierzenia. Droga skóra i materiały wyściełające stołki i miejsca do siedzenia podarte na kolorowe strzępy.

To, co jeszcze wczoraj było luksusowym klubem ze striptizem, teraz zamieniło się w stertę drogich śmieci. To, co kiedyś było człowiekiem, leżo pod wyginającym się w łuk barem. Teraz byłą ofiarą, zlanąasną krwią.

Porucznik Eve Dallas ukucnęła przy trupie. Była policjantką, a więc nieboszczyk należ do niej.

- Mężczyzna. Czarny. Koło czterdziestki. Liczne i rozległe obrażenia głowy oraz reszty ciała. Wielokrotnie połamane kości. - Wyjęła z przenośnego zestawu przyrząd pomiarowy, służący do zmierzenia temperatury ciała i powietrza. - Wygląda na to, że śmierć nastąpiła po uderzeniu w czaszkę, ale na tym się nie skończyło.

- Ktoś go stłukł pał na kotlet.

Eve w odpowiedzi na uwagę asystentki tylko odchrząknęła. Potem przyglądając się leżącemu przed nią dośćodemu, dobrze zbudowanemu mężczyźnie, zapytała:

- Co widzisz, Peabody?

Asystentka automatycznie zmieniła pozycję i wytęża wzrok.

- Denat... cóż, wygląda na to, że został zaatakowany od tyłu. Prawdopodobnie padł już po pierwszym uderzeniu. Jednak zabójca na tym nie poprzestał, lecz zadawał następne ciosy. Sądząc po ułeniu plam krwi i kierunku, w którym rozprysnął sięzg, ofiara zginęła od uderzeń w głowę i ba bita nadal, kiedy już leża, prawdopodobnie nieprzytomna, na podłodze. Niektóre z obraż z pewnością zostały zadane po zgonie. Za narzędzie zbrodni posła zapewne metalowa pałka, a ten, kto jej uż, musiał dysponować znaczną siłą. Bardzo prawdopodobne, że zabójca znajdował się pod wpływem środków chemicznych, ponieważ rozmiar zniszczeń wskazuje na wzmożoną agresywność, często demonstrowaną przez osoby zażywające zeusa.

- Czas zgonu: czwarta nad ranem - stwierdziła Eve, potem odwróciła głowę i spojrzała na Peabody.

Były na słbie, więc asystentka miała na sobie nieskazitelnie czysty i wyprasowany mundur, a czapka policyjna tkwiła na jej ciemnych krótkich włosach pod przepisowym kątem. Eve uznała, że oczy Peabody, przejrzyste i głębokie, świadczą, mimo bladości policzków spowodowanej straszliwym obrazem, o tym że dziew­czyna jakoś się trzyma.

- Motyw? - zapytała.

- Wygląda to na zabójstwo na tle rabunkowym, pani porucznik.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Kasa jest otwarta i pusta. Maszyna na żetony kredytowe roztrzaskana.

- Hm. W takim luksusowym lokalu rachunki reguluje się zazwyczaj żetonami kredytowymi, no ale zapewne była tu również jakaś gotówka.

- Narkoman potrafi zabić dla drobnych.

- Zgadza się. Tylko dlaczego denat znalazł się sam na sam z narkomanem w zamkniętym klubie? Dlaczego wpuścił kogoś na prochach za bar? I... - Palcami w rękawiczkach ochronnych Eve podniosła z krwawej kały mały srebrny żeton. - Dlaczego nasz narkoman to zostawił? Wokół ciała leży ich więcej.

- Może mu wypadły. - Ale Peabody zaczynała domyślać się, że nie dostrzega czegoś, co widzi jej przełona.

- Może.

Zbierając monety, Eve naliczyła ich około trzydziestu. Zamknęła je w torebce na dowody rzeczowe i podała asystentce. Potem podniosła pał. Była cała we krwi i w szarej masie mózgu. Długa i podejrzanie sporo ważąca.

- To porządny, drogi metal. Czegoś takiego narkoman nie znajdzie na ulicy. Prawdopodobnie okaże się, że pałka stanowiła wyposażenie klubu i zawsze stała za barem. Okaże się też, Peabody, że nasza ofiara znała zajcę. Może umówiła się z nim na drinka po pracy.

Eve zmruża oczy, wyobrażając sobie rozwój wydarzeń.

- Może się sprzeczali, a po jakimś czasie sprzeczka zamieniła się w poważ kłótnię. Bardzo prawdopodobne, że morderca już wcześniej miał jakieś pretensje do ofiary. No i wiedział, gdzie znajdzie pał. Wszedł za bar. Musiał to robić już nieraz, bo ofiara wcale się tym faktem nie przejęła. Nawet nie pomyślała, żeby się obrócić.

Za to Eve się obróciła, przyglądając się pozycji ciała i otacza­cym je plamom krwi.

- Pierwsze uderzenie rzuciło go twarzą na ścianę naprzeciwko, wyłoną lustrem. Przyjrzyj się ranom na twarzy. To nie są zadrapania od lecących okruchów szkła. Są zbyt długie i za głębokie. Udaje mu się jednak odwrócić i wtedy morderca zadaje następny cios, w szczę. Ofiara znowu się obraca. Chwyta się za półki i ściąga je na siebie. Butelki spadają i sięuką. W tym momencie otrzymuje śmiertelne uderzenie. To, przez które jego czaszka pęka jak skorupka jajka.

Znowu przykucnęła, opierając się na piętach.

- Potem morderca bije już gdzie popadnie, a następnie demoluje pomieszczenie. Może pod wpływem emocji, a może dla zmylenia policji. Ale jest na tyle opanowany, żeby wrócić do ciała i przed wyjściem jeszcze raz spojrzeć na swoje dzieło. Tutaj też porzuca zbędną już pałkę.

- Chciał, żeby to wyglądało jak napad rabunkowy? Jak zabój­stwo dokonane przez narkomana?

- Taaak. Albo nasz denat był idiotą, a ja zbyt wysoko oceniam jego poziom intelektualny. Sfilmował ciało i otoczenie?

- Tak, pani porucznik.

- Przekręćmy go.

Pogruchotane kości zachrzęściły jak kamienie wrzucone do worka.

- O, cholera! - Eve sięgnęła po identyfikator leżący w kały tężejącej już krwi. Starła ją zabezpieczonym palcem, odsłaniając zdjęcie i odznakę. - Był na słbie.

- To policjant? - Peabody zbliża się, a wokół nagle zapadła cisza. Członkowie ekipy z dochodzeniówki, zbierający odciski po drugiej stronie baru, urwali rozmowę, przestali się poruszać. Z wyrazem oczekiwania w oczach zwrócili się w stronę Eve.

- Detektyw Taj Kohli. - Podniosła się z poszarzałą twarzą. - Jeden z nas.

Peabody przeszła po zaśmieconej podłodze do miejsca, gdzie stała jej przełona, która obserwowała pracowników pogotowia, przygotowujących ciało ofiary do przewiezienia do kostnicy.

- Zebrałam podstawowe informacje, Dallas. Należ do 128 brygady, Wydział Narkotyków. W policji pracował od ośmiu lat. Wcześniej sł w wojsku. Miał trzydzieści siedem lat. Żonaty. Dwoje dzieci.

- Ma coś w aktach?

- Nie, pani porucznik, jest czysty.

- Musimy się dowiedzieć, czy znalazł się tu w związku...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin