Chase James Hadley - Trumna z Hongkongu.txt

(300 KB) Pobierz
      James Hadley Chase
      TRUMNA z Hongkongu
          Przełożyła Barbara Zaliwska
      
      Częć I
     1.
      Włanie miałem zamykać biuro, gdy zadzwonił telefon. Było dziesięć po szóstej. Mijał nudny, długi i bezproduktywny dzień: ani jednego klienta, a listy, jakie nadeszły, wyrzuciłem do mieci bez rozcinania kopert. I oto teraz pierwszy telefon. Podniosłem słuchawkę.
      - Nelson Ryan, słucham - starałem się, aby mój głos brzmiał czujnie i zachęcajšco. Nikt się nie odzywał, w odpowiedzi usłyszałem ryk silnika startujšcego samolotu. Na ułamek sekundy uderzył mnie w ucho okropny hałas, ale zaraz zszedł na dalszy plan, jak gdyby dzwonišcy zamknšł drzwi budki telefonicznej.
      - Pan Ryan? - zapytał męski głos, niski i suchy.
      - Tak.
      - Czy jest pan prywatnym detektywem?
      - Zgadza się.
      Nastšpiła chwila przerwy. Słyszałem jego powolny, ciężki oddech, miałem wrażenie, że czeka, aż powiem co więcej.
      - Mam tylko parę minut, jestem na lotnisku. Chcę pana wynajšć... Sięgnšłem po notatnik.
      - Jak się pan nazywa i gdzie mieszka?
      - John Hardwick, Connaught Boulevard, numer 33. Zapisałem adres.
      - Czego oczekuje pan ode mnie, panie Hardwick?
      - Chcę, żeby pan ledził mojš żonę - kolejna przerwa, gdyż wystartował następny samolot. Powiedział jeszcze zdanie, które zostało zagłuszone przez silniki odrzutowca.
      - Nie zrozumiałem pana, panie Hardwick.
      Czekał, aż odrzutowiec przeleci, po czym rzekł pospiesznie:
      - Regularnie dwa razy w miesišcu wyjeżdżam w interesach do Nowego Jorku. Wydaje mi się, że podczas mojej nieobecnoci żona le się prowadzi. Chciałbym, żeby pan jš ledził. Jestem ciekaw, co robi, gdy mnie nie ma. Wrócę pojutrze, w pištek. Ile to będzie kosztować?
      Takich zleceń nie przyjmowałem z nadmiernš ochotš, ale w końcu lepsze takie niż żadne.
      - Czym się pan zajmuje, panie Hardwick? Mówił z wyczuwalnš niecierpliwociš.
      - Pracuję w Herron... tworzywa sztuczne.
      Korporacja Herron należała do największych koncernów tej branży na wybrzeżu Pacyfiku. Pasadena City czwartš częć swojej pomylnoci zawdzięczała włanie tej firmie.
      - Pięćdziesišt dolarów za dzień plus wydatki - rzekłem, podnoszšc swoje honorarium o dziesięć dolarów.
      - W porzšdku. Wylę panu trzysta tytułem zaliczki. Chcę, żeby pan miał na niš oko o każdej porze dnia i nocy. Gdyby nie opuszczała domu, muszę wiedzieć, czy kto jš odwiedzał. Zrobi pan to?
      Za trzysta dolarów mógłbym robić o wiele trudniejsze rzeczy, powiedziałem więc:
      - Tak, zrobię, ale czy nie mógłby pan, panie Hardwick, spotkać się ze mnš? Lubię poznawać moich klientów osobicie...
      - Rozumiem, ale jestem w drodze do Nowego Jorku i włanie zdecydowałem przedsięwzišć jakie kroki w tej sprawie. Przyjdę do pana w pištek. Na razie chciałbym się upewnić, że pan się tym zajmie...
      - Może pan być tego pewien - odparłem, a za moment, gdy inny odrzutowiec przestał ryczeć przy starcie, dodałem: - Potrzebny mi rysopis pańskiej żony, panie Hardwick...
      - Connaught Boulevard, numer 33... Muszę już ić, wołajš mnie. Zobaczymy się w pištek... - stwierdził i połšczenie zostało przerwane.
      Odłożyłem słuchawkę, wyjšłem papierosa z pudełka na biurku i zapaliłem, wypuszczajšc smugę dymu na przeciwległš cianę.
      Pracowałem w charakterze detektywa od pięciu lat i w tym czasie angażowałem się w sprawy różnych stukniętych facetów. Ten John Hardwick mógł być jednym z nich, ale jako nie wydawało mi się, że tak jest rzeczywicie. Mówił jak człowiek znajdujšcy się pod presjš. Być może od miesięcy zadręczał się z powodu swojej żony, może od dłuższego czasu podejrzewał, że pod jego nieobecnoć płata mu figle, i teraz, wyjeżdżajšc w kolejnš podróż służbowš, zdecydował się jš sprawdzić. W tego typu sprawach udręczony, nieszczęliwy człowiek kieruje się impulsem. Tak czy owak, mnie się to niezbyt podobało. Nie lubię anonimowych klientów i anonimowych głosów w telefonie. Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia. Cała sytuacja wydawała mi się trochę podejrzana.
      Kiedy zastanawiałem się nad zleceniem Hardwicka, na korytarzu dały się słyszeć czyje kroki. Rozległo się pukanie. Posłaniec cisnšł na biurko grubš kopertę i poprosił, abym złożył podpis w ksišżce doręczeń. Był małym pieguskiem, który jeszcze cišgle garnie się do życia z entuzjazmem, jaki mnie zaczynał już opuszczać. Gdy zajmowałem się kwitowaniem odbioru, spojrzeniem pełnym pogardy objšł niewielki, nędzny pokój z wilgotnš plamš na suficie, kurzem na biblioteczce, zagraconym biurkiem, podniszczonym krzesłem i sfatygowanym kalendarzem na cianie.
      Gdy wyszedł, otworzyłem kopertę. Zawierała trzydzieci dziesięciodolarowych banknotów. Na kartce pisanej na maszynie widniały słowa:
      Od Johna Hardwicka, 33 Connaught Boulevard, Pasadena City.
      Na moment zastanowiło mnie, jak udało mu się tak szybko dostarczyć pienišdze, po chwili doszedłem jednak do wniosku, że widocznie musi mieć konto w Towarzystwie Doręczeń Ekspresowych, dokšd zatelefonował tuż po rozmowie ze mnš. Towarzystwo mieciło się dokładnie naprzeciwko budynku, w którym znajdowało się moje biuro.
      Sięgnšłem po ksišżkę telefonicznš i zaczšłem szukać nazwiska Hardwick. Ale Johna Hardwicka tam nie znalazłem. Oderwałem się od krzesła i powlokłem przez pokój, żeby zajrzeć do księgi adresowej. Dowiedziałem się z niej, że przy Connaught Boulevard pod numerem 33 mieszka jaki Jack S. Myers Jr, a nie żaden John Hardwick.
      Pamiętałem, że Connaught Boulevard znajduje się na drodze wylotowej do Palma Mountain, jakie trzy mile od centrum miasta. Mieszkańcy tej dzielnicy, wyjeżdżajšc na wakacje, wynajmowali swoje domy, mogło to również dotyczyć Johna Hardwicka i jego żony. Niewykluczone, że pracuje na kierowniczym stanowisku w Herron Corporation i na czas budowy swojego domu wynajšł willę od Jacka S. Myersa Jra.
      Byłem już kiedy na Connaught Boulevard. Tamtejsze posiadłoci wyrosły zaraz po wojnie i niczym szczególnym się nie wyróżniały. Większoć z nich to bungalowy, zbudowane w połowie z cegły i drewna. Rozcišgał się stamtšd piękny widok na morze i miasto. Ulica mogła też uchodzić za typowe odludzie, jeli kto potrzebowałby tego do szczęcia.
      Im dłużej mylałem o zleceniu, tym mniej mi się ono podobało. Nie miałem nawet rysopisu kobiety, do której ledzenia mnie wynajęto. Gdyby mi nie zapłacono trzystu dolarów, nie wzišłbym tej roboty, zanim nie spotkałbym się z tym Hardwickiem, ale przyjšłem od niego pienišdze, więc musiałem robić, co chciał.
      Przekręciłem klucz w zamku, wyszedłem do poczekalni, zamknšłem drzwi i uruchomiłem windę. Mój sšsiad, inżynier chemik, cišgle jeszcze trudził się zarabianiem na życie. Słyszałem, jak czystym, barytonowym głosem mówił co do dyktafonu albo dyktował sekretarce.
      Zjechałem windš na parter i przeszedłem na drugš stronę ulicy do baru szybkiej obsługi, gdzie zwykle jadam. Poprosiłem ekspedienta Sparrowa, żeby dał mi dwa sandwicze - z szynkš i kurczakiem.
      Sparrow, wysoki, chudy facet o szokujšco białych włosach, wykazywał ogromne zainteresowanie moimi sprawami. Lubiłem go, ale od czasu do czasu miałem ochotę dać mu w gębę za wymylanie bujd o przygodach, jakie rzekomo mi się zdarzały.
      - Pracuje pan dzisiaj wieczorem, panie Ryan? - zapytał ochoczo, bioršc się za przygotowywanie kanapek.
      - Tak jest, spędzam noc z żonš klienta, muszę uważać, by nie narobiła za dużo głupstw.
      Otworzył szeroko usta i wytrzeszczył oczy.
      - Naprawdę? Jak ona wyglšda, panie Ryan?
      - Znasz Liz Taylor?
      Kiwnšł głowš i pochylił się, oddychajšc ciężko.
      - A Marilyn Monroe?
      Grdyka Sparrowa podskoczyła gwałtownie.
      - Pewnie, że znam. Posłałem mu smutny umiech.
      - Niepodobna do żadnej z nich.
      Zamrugał oczami, a kiedy uzmysłowił sobie, że zażartowałem z niego, rozemiał się.
      - Wcibiam nos w nie swoje sprawy, co? Sam się o to prosiłem.
      - Pospiesz się, Sparrow. Idę zarabiać na życie. Włożył sandwicze do papierowej torebki.- Ale niech pan nie robi nic ponad to, za co panu płacš, panie Ryan - rzekł, podajšc mi jš.
      Była akurat za dwadziecia siódma. Wsiadłem do samochodu i bez zbytniego popiechu pojechałem na Connaught Boulevard. Gdy dojeżdżałem, póne wrzeniowe słońce znikało za szczytem góry.
      Bungalowy przy Connaught Boulevard oddzielone były od ulicy szpalerami żywopłotów bšd kwitnšcych krzewów. Powoli przejechałem obok numeru 33. Dom ukrywał się za ogromnš, podwójnš bramš. Jakie dwadziecia jardów dalej znajdowało się miejsce, z którego rozcišgał się wspaniały widok na morze. Podjechałem tam, zgasiłem silnik i przesiadłem się na fotel pasażera. Doskonale widziałem stšd bramę.
      Nie miałem nic innego do roboty, jak tylko czekać. To jedyne rozsšdne zajęcie. Jeli jest się tak stukniętym, żeby decydować się na karierę podobnš do mojej, najważniejszym atutem jest cierpliwoć.
      Przez następnš godzinę minęły mnie trzy, może cztery auta. Mężczyni wracajšcy z pracy, przejeżdżajšc obok, przyglšdali mi się z uwagš. Miałem nadzieję, że wyglšdam jak facet, który czeka na przyjaciółkę, a nie jak byłe drań szpiegujšcy żonę klienta.
      Obok mojego samochodu przemaszerowała dziewczyna, ubrana w sweter i przylegajšce do skóry spodnie. Przodem biegł pudel, z entuzjazmem obskakujšc drzewka. Dziewczyna obrzuciła mnie chłodnym spojrzeniem, gdy tymczasem ja syciłem wzrok jej figurš. Okazała mi o wiele mniej zainteresowania niż ja dla niej. Spoglšdałem z żalem, jak znika w półmroku.
      O dziewištej zrobiło się ciemno. Wyjšłem torebkę i zjadłem sandwicze, popijajšc whisky z butelki, którš trzymałem w schowku na rękawiczki.
      W końcu czekanie znudziło mnie. Wokół posiadłoci cišgle nic się nie działo. Było już dostat...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin