Spis treĹ›ci Dedykacja Motto BÄ…dĹşcie waleczniListopad 1930 Ĺšnieg11 lutego 1910 Ĺšnieg11 lutego 1910 Ĺ»ycie jak pory roku11 lutego 1910Maj 1910Czerwiec 1914 Ĺšnieg11 lutego 1910 WojnaCzerwiec 1914Lipiec 1914StyczeĹ„ 1915 Ĺšnieg11 lutego 1910 Wojna20 stycznia 1915 RozejmCzerwiec 191811 listopada 1918 Ĺšnieg11 lutego 1910 Rozejm12 listopada 1918 Ĺšnieg11 lutego 1910 Rozejm11 listopada 1918 Ĺšnieg11 lutego 1910 Rozejm11 listopada 1918 Ĺšnieg11 lutego 1910 Rozejm11 listopada 1918 PokĂłjLuty 1947 Ĺšnieg11 lutego 1910 J ak lis w norz eWrzesieĹ„ 1923GrudzieĹ„ 192311 lutego 1926Maj 1926SierpieĹ„ 1926Czerwiec 193211 lutego 1926SierpieĹ„ 1926 Jutro bÄ™dzie piÄ™kny dzieĹ„2 wrzeĹ›nia 1939Listopad 1940 Jutro bÄ™dzie piÄ™kny dzieĹ„2 wrzeĹ›nia 1939KwiecieĹ„ 1940Listopad 1940 Jutro bÄ™dzie piÄ™kny dzieĹ„WrzesieĹ„ 1940Listopad 1940SierpieĹ„ 1926 Kraina nowych poczÄ…tkĂłwSierpieĹ„ 1933SierpieĹ„ 1939KwiecieĹ„ 1945 DĹ‚uga, ciężka wojnaWrzesieĹ„ 1940PaĹşdziernik 1940PaĹşdziernik 1940Listopad 1940Maj 1941Listopad 1943Luty 1947Czerwiec 1967 Koniec poczÄ…tku BÄ…dĹşcie waleczniGrudzieĹ„ 1930 Ĺšnieg11 lutego 1910 RozlegĹ‚e, sĹ‚oneczne wyĹĽynyMaj 1945 Ĺšnieg11 lutego 1910 PodziÄ™kowania Przypisy Dla Elissy A gdyby tak pewnego dnia lub nocy jakiĹ› demon wpeĹ‚znÄ…Ĺ‚ za tobÄ… w twÄ… najsamotniejszÄ… samotność i rzekĹ‚ ci: „Życie to, tak jak je teraz przeĹĽywasz i przeĹĽywaĹ‚eĹ›, bÄ™dziesz musiaĹ‚ przeĹĽywać raz jeszcze i niezliczone jeszcze razy”. (...) Czy nie padĹ‚byĹ› na ziemiÄ™ i nie zgrzytaĹ‚ zÄ™bami i nie przeklÄ…Ĺ‚ demona, ktĂłry by tak mĂłwiĹ‚? Lub czy przeĹĽyĹ‚eĹ› kiedy ogromnÄ… chwilÄ™, w ktĂłrej byĹ› byĹ‚ mu rzekĹ‚: „Bogiem jesteĹ› i nigdy nie sĹ‚yszaĹ‚em nic bardziej boskiego!”. Fryderyk Nietzsche, Wiedza radosna (w przekĹ‚adzie Leopolda Staffa) πάντα χωĎεῖ καὶ Îżá˝Î´á˝˛Î˝ ÎĽÎνει Wszystkie rzeczy siÄ™ poruszajÄ… i nic nie stoi w miejscu. Platon, Kratylos (w przekĹ‚adzie Witolda StefaĹ„skiego) A gdybyĹ›my tak mogli przeĹĽywać nasze ĹĽycie raz za razem, ĹĽeby wreszcie zrobić to jak naleĹĽy? Czy to nie byĹ‚oby wspaniaĹ‚e? Edward Beresford Todd B Ä…dĹşcie wa l ecz ni L i s to pad 1930 OwionÄ…Ĺ‚ jÄ… zaduch papierosĂłw, powietrze byĹ‚o lepkie i wilgotne. WeszĹ‚a do kawiarni prosto z ulewy; na futrach niektĂłrych siedzÄ…cych w Ĺ›rodku kobiet wciÄ…ĹĽ drĹĽaĹ‚y krople deszczu niczym delikatna rosa. ZastÄ™py kelnerĂłw w biaĹ‚ych fartuchach sprawnie uwijaĹ‚y siÄ™ po sali, zaspokajajÄ…c za-chcianki monachijczykĂłw spragnionych kawy, ciasta i ploteczek. SiedziaĹ‚ przy stoliku w gĹ‚Ä™bi lokalu, jak zwykle otoczony wianuszkiem zausznikĂłw i po- chlebcĂłw. WĹ›rĂłd nich dostrzegĹ‚a kobietÄ™, ktĂłrej nigdy przedtem z nim nie widziaĹ‚a: platynowÄ… blondynkÄ™ z trwaĹ‚Ä… ondulacjÄ… i w mocnym makijaĹĽu – na pierwszy rzut oka aktorka. Blondynka w wyzywajÄ…cy sposĂłb zapaliĹ‚a papierosa; falliczna symbolika tego gestu nie budziĹ‚a wÄ…tpliwoĹ›ci. A przecieĹĽ wszyscy wiedzieli, ĹĽe on woli kobiety nieĹ›miaĹ‚e i skromne, najchÄ™tniej pochodzÄ…ce z Bawarii. Te caĹ‚e ich dirndle i podkolanĂłwki, BoĹĽe, ratuj! Stół uginaĹ‚ siÄ™ od tamtejszych smakoĹ‚ykĂłw, droĹĽdĹĽowych i serowych Bienenstich, Gugel-hupf, Käsekuchen. On jadĹ‚ kawaĹ‚ek tortu szwarcwaldzkiego. PrzepadaĹ‚ za nim. Nic dziwnego, ĹĽe miaĹ‚ takÄ… ziemistÄ… cerÄ™, cud, ĹĽe nie miaĹ‚ jeszcze cukrzycy. OdraĹĽajÄ…ce, miÄ™kkie ciaĹ‚o (kojarzÄ…ce siÄ™ jej z surowym ciastem), zawsze ukryte pod ubraniem, nigdy nieeksponowane. WyjÄ…tkowo niemÄ™ski mężczyzna. DostrzegĹ‚szy jÄ…, uĹ›miechnÄ…Ĺ‚ siÄ™ i uniĂłsĹ‚ lekko z miejsca na powitanie: – Guten Tag, gnädiges Fräulein. – JednoczeĹ›nie wskazaĹ‚ jej krzesĹ‚o obok siebie. ZajmujÄ…cy je sĹ‚ugus natychmiast siÄ™ poderwaĹ‚ i odszedĹ‚. – Unsere Englische Freundin – przedstawiĹ‚ angielskÄ… przyjaciółkÄ™ blondynce, ktĂłra wolno wypuĹ›ciĹ‚a z ust kĹ‚Ä…b dymu i przyjrzaĹ‚a jej siÄ™ bez szczegĂłlnego zainteresowania, by na koniec odpowiedzieć z berliĹ„skim akcentem: – Guten Tag. OdĹ‚oĹĽyĹ‚a ciężkÄ… torebkÄ™ na podĹ‚ogÄ™ obok krzesĹ‚a i zamĂłwiĹ‚a gorÄ…cÄ… czekoladÄ™. NalegaĹ‚, aby sprĂłbowaĹ‚a Pflaumen Streusel, placka Ĺ›liwkowego z kruszonkÄ…. – Es regnet – zauwaĹĽyĹ‚a tonem luĹşnej konwersacji. – Pada deszcz. – Tak, pada – powtĂłrzyĹ‚ z twardym akcentem. RozeĹ›miaĹ‚ siÄ™, bardzo z siebie zadowolony. Inni przy stole takĹĽe siÄ™ rozeĹ›miali. – Brawo – pochwaliĹ‚ ktoĹ› jego angielski. – Sehr gutes Englisch. – ByĹ‚ w dobrym humorze; z rozbawionym uĹ›miechem dotykaĹ‚ warg wierzchem palca wskazujÄ…cego, jakby wystukiwaĹ‚ rytm jakiejĹ› sobie tylko znanej melodii. Placek okazaĹ‚ siÄ™ wyĹ›mienity. – Entschuldigung – wymamrotaĹ‚a przepraszajÄ…co, siÄ™gajÄ…c do stojÄ…cej na podĹ‚odze torebki po chustkÄ™ do nosa. Rogi obszyte koronkÄ…, monogram z jej inicjaĹ‚Ăłw: „UBT” – urodzinowy prezent od Pammy. Dyskretnie otarĹ‚a z ust okruchy placka i schyliĹ‚a siÄ™, ĹĽeby schować chustkÄ™ z powrotem do torebki, a przy okazji wydobyć ukryty w niej ciężki przedmiot. Stary wojskowy rewolwer ojca z czasĂłw Wielkiej Wojny, model Webley Mark V. Ruch przećwiczony setki razy. Jeden strzaĹ‚. Wszystko odbyĹ‚o siÄ™ bĹ‚yskawicznie, poza jednÄ… chwilÄ…, ktĂłra niczym pÄ™cherzyk powietrza zawisĹ‚a w czasie, gdy wycelowaĹ‚a broĹ„ w jego serce, i wszystko jakby siÄ™ zatrzymaĹ‚o. – FĂĽhrer – powiedziaĹ‚a i czar prysĹ‚. – FĂĽr Sie. SiedzÄ…cy wokół stoĹ‚u wyszarpnÄ™li z kabur pistolety i wycelowali je prosto w niÄ…. Jeden oddech. Jeden strzaĹ‚. Ursula pociÄ…gnęła za spust. ZapadĹ‚a ciemność. Ĺšnieg 1 1 lu t e go 1910 MroĹşny powiew, lodowaty dotyk powietrza na Ĺ›wieĹĽo obnaĹĽonej skĂłrze. Nagle i bez uprze- dzenia zostaje wyciÄ…gniÄ™ta na zewnÄ…trz, a znajomy, wilgotny, tropikalny Ĺ›wiat niespodziewanie znika bez Ĺ›ladu. Jest wystawiona na dziaĹ‚anie ĹĽywioĹ‚Ăłw, jak obrana krewetka, wyĹ‚uskany orzech. Nie oddycha. CaĹ‚y Ĺ›wiat sprowadzony do tego jednego. Do jednego oddechu. NiedojrzaĹ‚e pĹ‚uca niczym skrzydĹ‚a waĹĽki niezdolne rozpostrzeć siÄ™ w nieznanej atmosferze. Brak powietrza w zdĹ‚awionej tchawicy. BrzÄ™czenie tysiÄ…ca pszczół w maleĹ„kim, pofaĹ‚dowanym, perĹ‚owym uszku. Panika. TonÄ…ca dziewczynka, spadajÄ…cy ptak. * – Doktor Fellowes powinien juĹĽ tu być – jÄ™knęła Sylvia. – Dlaczego jeszcze nie przyjechaĹ‚? Gdzie on siÄ™ podziewa? – Krople potu na skĂłrze, wielkie niczym perĹ‚y. CzuĹ‚a siÄ™ jak koĹ„ u kresu morderczego wyĹ›cigu. OgieĹ„ w kominku w sypialni buzowaĹ‚ jak w kotĹ‚owni na statku, a grube zasĹ‚ony z brokatowej tkaniny byĹ‚y ciasno zaciÄ…gniÄ™te dla obrony przed wrogiem – nocÄ…, czarnym nietoperzem. – Paniny mÄ…ĹĽ musiaĹ‚ utknąć w jakiejĹ› zaspie. Okrutna dziĹ› zamieć na dworze. Droga na pewno caĹ‚a zasypana. Sylvie i Bridget, samotne w swej mÄ™ce. SĹ‚uĹĽÄ…ca Alice pojechaĹ‚a odwiedzić chorÄ… matkÄ™, a Hugh oczywiĹ›cie akurat teraz uganiaĹ‚ siÄ™ za Isobel, swojÄ… postrzelonÄ… siostrÄ…, gdzieĹ› Ă Paris. Sylvie nie miaĹ‚a ochoty angaĹĽować do pomocy pani Glover, chrapiÄ…cej wĹ‚aĹ›nie jak wieprz w swoim pokoju na poddaszu. PrzypuszczaĹ‚a, ĹĽe ta wzięłaby siÄ™ za niÄ… z werwÄ… sierĹĽanta przeprowa-dzajÄ…cego musztrÄ™. To dziecko trochÄ™ siÄ™ pospieszyĹ‚o. Sylvie spodziewaĹ‚a siÄ™, ĹĽe tak jak inne przyjdzie na Ĺ›wiat po terminie. MyĹ›laĹ‚ indyk, i tak dalej. – Ojej, proszÄ™ pani! – wykrzyknęła naraz Bridget – ona jest caĹ‚kiem sina! – Dziewczynka? – PÄ™powina owinęła jej siÄ™ wokół szyi. O Matko PrzenajĹ›wiÄ™tsza! UdusiĹ‚a siÄ™, bidulka. – Nie oddycha? Daj mi jÄ…. Trzeba coĹ› zrobić. Jak jÄ… ratować? – Och, pani Todd, juĹĽ po niej. UmarĹ‚a, zanim zdÄ…ĹĽyĹ‚a sobie poĹĽyć. Tak mi przykro, proszÄ™ pani, tak okropnie przykro. Ta maleĹ„ka juĹĽ jest anioĹ‚kiem w niebie. Ĺ»eby tak pan Todd byĹ‚ tutaj! Jaka szkoda. Czy mam obudzić paniÄ… Glover? MaleĹ„kie serce. Bezradne, maleĹ„kie serce bije jak szalone. Nagle nieruchomieje niczym spadajÄ…cy z nieba ptak. Jeden strzaĹ‚. Zapada ciemność. Ĺšnieg 1 1 lu t e go 1910 – Na litość boskÄ…, dziewczyno, przestaĹ„ latać jak kot z pÄ™cherzem i przynieĹ› tu zaraz wrzÄ…tek i rÄ™czniki. GdzieĹ› ty siÄ™ chowaĹ‚a? W lesie? – Przepraszam, sir. – Bridget przepraszajÄ…co dygnęła, co najmniej jakby doktor Fellowes byĹ‚ samym nastÄ™pcÄ… tronu. – Dziewczynka, panie doktorze? MogÄ™ jÄ… zobaczyć? – Tak, pani Todd, Ĺ›liczniutka, zdrowiutka dziewczyneczka. – Sylvie pomyĹ›laĹ‚a, ĹĽe doktor Fellowes chyba trochÄ™ przesadziĹ‚ z tymi zdrobnieniami. Nawet w najbardziej sprzyjajÄ…cych okolicznoĹ›ciach trudno byĹ‚oby go nazwać serdecznym. MiaĹ‚o siÄ™ wraĹĽenie, iĹĽ nic go tak nie irytuje jak zdrowie jego pacjentĂłw, a juĹĽ zwĹ‚aszcza ich narodziny oraz zgony. – UdusiĹ‚aby siÄ™ przez tÄ™ owiniÄ™tÄ… wokół szyi pÄ™powinÄ™. ZjawiĹ‚em siÄ™ w Fox Corner dosĹ‚ownie w ostatniej chwili. – Doktor Fellowes uniĂłsĹ‚ w gĂłrÄ™ noĹĽyczki chirurgiczne i z dumÄ… ...
TOMI-3231