NORA ROBERTS-NAZNACZONE ŚMIERCIĄ.rtf

(1790 KB) Pobierz
NORA ROBERTS pisząca jako J

nora roberts

NAZNACZONE ŚMIERCIĄ

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bliższa ciału koszula niż sukmana.

JOHN RAY

 

 

dzie czas zbrodni i czas tworzenia.

T.S. ELIOT

PROLOG

Śmierćmiechnęła się do niej i delikatnie pocałowała ją w policzek. Miał ładne oczy. Wiedziała, że bę niebieskie, ale nie takie, jak jej niebieska kredka. Codziennie wolno jej było przez godzinę rysować kredkami. Najbardziej ze wszystkiego lubiła kolorować obrazki.

wiła trzema językami, ale miała kłopoty z dialektem kantońskim. Potrafiła rysować znaki pisma chińskiego, ubóstwiała kreślić linie i kształty. Ale trudno było dostrzec kryjące się za nimi słowa.

Nie umiała zbyt dobrze czytać w żadnym z języków i wiedziała, że martwi to człowieka, którego ona i jej siostry nazywały Ojcem.

Zapominała to, co powinna pamiętać, jednak nigdy jej nie karał - w przeciwieństwie do innych, którzy pomagali Ojcu ją uczyć i troszczyć się o nią. Lecz kiedy pod jego nieobecność myliła się, robili coś, co sprawiało jej ból, aż cała się wzdrygała.

Nie wolno jej było poskarż się na nich Ojcu.

Ojciec zawsze był dobry, tak jak teraz, kiedy siedział obok niej, trzymając ją za rękę.

Nadeszła pora kolejnego testu. Razem ze swoimi siostrami była poddawana licznym próbom i czasami mężczyzna, którego nazywała Ojcem, marszczył czoło albo smutno patrzył, kiedy nie potrafiła wykonać wszystkich poleceń.

Podczas niektórych badań igłą albo podłączał jakąś aparaturę do jej głowy. Niezbyt lubiła te badania, ale kiedy je wykonywano, wyobraża sobie, że rysuje kredkami.

Była szczęśliwa, chociaż czasami wolałaby, żeby wyszli na dwór, zamiast udawać, że to robią. Trójwymiarowe symulacje były zabawne, najbardziej lubiła tę o pikniku z pieskiem. Ale zawsze gdy pytała, czy może mieć prawdziwego pieska, mężczyzna, którego nazywała Ojcem, tylko sięmiechał i mówił: „może kiedyś”.

Musiała się dużo uczyć. Ważne było, by opanowała wszystko, co należo opanować, żeby wiedziała, jak mówić, ubierać się i grać na instrumencie, jak dyskutować o wszystkim, czego się nauczyła, co przeczytała albo oglądała na ekranie podczas lekcji.

Wiedziała, że jej siostry sądrzejsze i bystrzejsze, ale nigdy jej nie dokuczały. Wolno im było codziennie bawić się razem godzinę rano i przed póciem do łóżek.

To było jeszcze lepsze od pikniku z pieskiem.

Nie rozumiała, co to samotność, a może nie wiedziała, że jest samotna.

Kiedy Śmierć ujęła jej dł, leża spokojnie, gotowa zrobić wszystko, co w jej mocy.

- Ogarnie cię senność - powiedział do niej swoim miłym głosem. Dziś przyprowadził ze sobą chłopca. Lubiła, kiedy go przyprowadzał, chociaż jego obecność onieśmielała. Był od niej starszy, miał oczy tak samo niebieskie, jak mężczyzna, którego nazywały Ojcem. Nigdy się nie bawił z nią ani z jej siostrami, ale nigdy nie traciła nadziei, że kiedyś to nastąpi.

- Wygodnie ci, skarbie?

- Tak, Ojcze.

miechnęła się nieśmiało do chłopca stojącego obok łóżka. Czasami wyobraża sobie, że jej mała sypialnia to komnata, podobna do tych, jakie są w zamkach, o których czasami czytała lub które widziała na ekranie. A ona była księżniczką, na któ rzucono zły czar. Chłopiec zaś to książę przybywający jej na ratunek.

Chociaż nie była pewna, przed czym miałby ją ratować.

Prawie nie poczuła ukłucia igły. Był bardzo delikatny.

Na suficie nad jej łóżkiem był ekran. Dziś mężczyzna, którego nazywała Ojcem, pokazywał na nim sławne obrazy. Mając nadzieję, że sprawi mu tym przyjemność, zaczęła wymieniać ich tytuły, w miarę jak się pojawiały, by po chwili zniknąć.

- Ogród w Giverny 1902, Claude Monet. Fleurs et Mains, Pablo Picasso. Postać przy oknie, Salvador Da... Salvador...

- Dali - podpowiedział jej.

- Dali. Drzewka oliwne, Victor van Gogh.

- Vincent.

- Przepraszam. - Jej głos stał się niewyraźny. - Vincent van Gogh. Bolą mnie oczy, Ojcze. Głowę mam dziwnie ciężką.

- W porządku, skarbie. Możesz zamknąć powieki i się odpręż. Trzymał za rę, kiedy zapadła w sen. Mężczyzna ściskał czule jej palce, kiedy umierała.

Opuściła ten świat w pięć lat, trzy miesiące, dwanaście dni i sześć godzin po tym, jak się na nim pojawiła.

ROZDZIAŁ 1

Kiedy twarz jednej z najpopularniejszych gwiazd show - biznesu na naszej planecie i poza nią zostaje przemieniona w krwawą miazgę, stanowi to wiadomość dnia. Nawet w Nowym Jorku. Kiedy włcicielka tej sławnej twarzy zadaje napastnikowi kilka ciosów nożem do filetowania, uszkadzając niezbędne do życia narządy wewnętrzne, jest to nie tylko wiadomość dnia, oznacza ona również pracę.

Próba przesłuchania owej kobiety, reklamującej tysiące artykułów konsumpcyjnych, przypominała prawdziwą batalię.

Porucznik Eve Dallas niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, czekając w urządzonej z wyszukaną elegancją recepcji Centrum Chirurgii Rekonstrukcyjnej i Kosmetycznej Wilfreda B. Icove'a, w pełni gotowa do wyruszenia na wojnę.

Miała już tego dosyć.

- Jeśli im się wydaje, że trzeci raz odprawią mnie z kwitkiem, to się grubo mylą.

- Za pierwszym razem była nieprzytomna. - Zadowolona z tego, że może bezczynnie siedzieć w jednym z wygodnych foteli, w których człowiek cały się zapada, i popijać darmową herbatę, funkcjonariuszka policji Delia Peabody zała nogę na nogę. - I wieźli ją na salę operacyjną.

- Ale za drugim razem nie była już nieprzytomna.

- Leża na sali pooperacyjnej. Dallas, upłynęło niespełna czterdzieści osiem godzin. - Peabody napiła się herbaty, zastanawiając się, co by sobie kazała zrobić, gdyby przyszła tu na operację kosmetyczną twarzy lub rzeźbienie figury.

Może zaczęłaby od przedłenia włosów. Czysty zysk bez żadnych wyrzeczeń, pomyślała, przeczesując palcami ciemne włosy obcięte na pazia.

- A wydaje się dość oczywiste, że działa w obronie własnej.

- Zadała mu osiem ciosów nożem.

- Zgoda, może nieco przekroczyła granice obrony własnej, ale obie wiemy, że jej adwokat będzie się upierał, iż jego klientka działa w obronie własnej, bojąc się o życie, przy zmniejszonej poczytalności. A ława przysięych mu uwierzy. - Może kazałaby sobie dosztukować blond włosy, pomyślała Peabody. - Lee - Lee Ten to symbol. Ideał kobiecej urody, a tamten gość nieźle pokiereszował jej twarz.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin