1990 - Deportacje na Kresach.pdf

(3096 KB) Pobierz
PIOTR ŻAROŃ
DEPORTACJE
NA KRESACH
\
/
f
Wydawnictwo
Ministerstwa Obrony Narodowej
Projekt graficzny serii
MICHA!. MARYNIAK
Ilustracja na okładce
MICHAŁ BERNACIAK
Redaktor
WANDA WLOSZCZAK
Redaktor techniczny
RENATA WOJCIECHOWSKA
© Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa
Obrony Narodowej. Warszawa 1990
ISBN 83-11-07800-9
Druga wojna światowa rozrzuciła Polaków po
wszystkich kontynentach, najwięcej jednak znalazło
się ich w głębi Związku Radzieckiego. Niewielka
zaledwie część trafiła tam z własnej woli, w po­
szukiwaniu obiecywanej pracy bądź w wyniku prze­
prowadzonych ewakuacji. Przytłaczająca większość
to ludzie wywiezieni pod przymusem z nakazu władz
administracyjnych, konsekwentnie realizujących sta­
linowską politykę „normowania" stosunków wewnę­
trznych na włączonych do ZSRR wschodnich kre­
sach II Rzeczypospolitej.
Masowe deportacje w latach 1939-1941 godziły we
wszystkie warstwy ludności polskiej, były jaskrawym
wyrazem deptania praw człowieka i głębokim wypa­
czaniem ustroju socjalistycznego, wywołując dotkli­
wie odczuwany uraz wśród niewinnie prześladowa­
nych. Ciężki los czekał bowiem tych, którzy w' trybie
nagłym musieli porzucać dorobek własnego życia,
rodzinne strony, krewnych i znajomych, aby pod
strażą konwojentów udawać się w nieznane, w kieru­
nku Korni ASRR, Archąngielska, Nowosybirska.
Irkucka czy republik śródkowoazjatyckich ZSRR.
Nikt ze skazanych na zsyłkę nie znał zresztą celu tych
uciążliwych podróży, nikt z obsługi pociągów towa­
rowych nie rozmawiał z nimi na długiej trasie. Zda-
3
rżało się często, że końcowa stacja wyładowcza wcale
nie oznaczała kresu udręki, wędrowali dalej pieszo
przez spalone słońcem stepy lub pokryte śniegiem
połacie dzikiej tajgi. Szli przybici doznanym nieszczę­
ściem, z trwogą spoglądając na obcy i bezludny
krajobraz, z gasnącą nadzieją, że kiedykolwiek stąd
wrócą do swoich. A za nimi, na szerokich traktach,
ścieżkach i bezdrożach, wyrastały świeże mogiły
tych, którzy z głodu i wycieńczenia nie znieśli trudów
morderczego marszu.
Przystanią dla wielu stawały się kołchozy, gdzie
mieli odtąd żyć i pracować, traktowani na ogół ze
współczuciem i życzliwie przez miejscową ludność,
dzielącą z nimi kęs chleba i miskę nędznej strawy, bo
warunki egzystencji w tych pospiesznie tworzonych
gospodarstwach kolektywnych były wtedy jeszcze
nad wyraz ciężkie, zwłaszcza w azjatyckich repub­
likach. Do kołchozów i sowchozów kierowano zwyk­
le kobiety z dziećmi, rzadziej całe rodziny. Droga
mężczyzn na wschód wiodła najczęściej przez więzie­
nia, skąd po wyrokach - lub bez nich, jedynie na
mocy decyzji administracyjnej - byli wywożeni do
najdalej położonych obozów pracy karnej i przymu­
sowej, nazywanych potocznie łagrami. Pozostawali
tam pod ścisłym nadzorem strażników NKWD, bez
prawa kontaktu z rodzinami czy nawet z miejscową
ludnością, po prostu odcięci od świata zewnętrznego
i skazani na katorżniczą pracę ponad ludzkie siły.
Z masy takich zesłańców składały się - przykładowo
biorąc - załogi licznych kopalni węgla w rejonie
mroźnej Workuty, tacy harowali bez odpowiednich
narzędzi w kamieniołomach, przy budowie dróg bi­
tych i linii kolejowych na dalekiej północy, z takich
4
s
Zgłoś jeśli naruszono regulamin