Mons Kallentoft - Ziemna burza.pdf

(1163 KB) Pobierz
=== =
Prolog
[NIEMY ŚWIAT]
W
okół mnie pełzają larwy. Próbuję poruszać rękoma, ale drewno mi nie pozwala. Bo to
chyba drewno?
Nie pamiętam, dlaczego tu jestem.
Głowa przestała boleć. Ale bolała, gdy wróciła przytomność. I piekło mnie wokół ust i nosa.
Mogę oddychać i mogę krzyczeć. W każdej chwili może mi się skończyć powietrze.
Jestem tu już od wielu godzin, ale jak długo? Dzień? Dobę? Pewnie nie dłużej. Sekunda może
być godziną, godzina może być dniem.
Próbuję się nie bać, bo to musi być sen.
Pachnie ziemią, schnącą, wilgotną ziemią.
Leżę prosto, nie da się inaczej.
Gdy chcę podnieść głowę, przeszkadzają deski. Drzazgi wbijają się w czoło, gdy nią poruszam.
Ale jestem w ubraniu. Spodnie, podkoszulek, tkanina na skórze.
A może to, co wydaje mi się tkaniną, jest moją skórą?
Piecze mnie, krew spływa mi po policzkach, sprawia, że włosy przyklejają się do dna. Mam
rany na ciele. Czy ktoś mnie pokaleczył?
Zasypiam i budzę się. Usiłuję nie wpaść w panikę.
Przy pierwszym przebudzeniu nie udało się. Szamotanina, uderzenia, krzyki, drapanie
paznokciami, aż skóra na palcach zdzierała się do żywego mięsa. Krzyki, dopóki nie dało się
dłużej oddychać. Ale krzyk odbijał się tylko we mnie. Wyprostowanie nóg, uczucie, że stopy
natrafiają na coś twardego.
I to jest ze wszystkich stron. Tłukę w to i naciskam, ale to nic nie daje. Teraz już to wiem.
Czuję zmęczenie, chcę spać.
Może już nie żyję?
Mam co pić. Nad moimi ustami jest zimny plastikowy wężyk. Gdy go ssę, płynie z niego
woda, piję i to musi oznaczać, że żyję, bo martwi nie piją. A może jednak?
Czasem nade mną rozlega się odgłos kroków i chyba słyszę głosy.
Ale teraz wszystko jest czarne i ciche, takie, jakie musi być życie głuchych i niewidomych.
Jakby ktoś wydłubał mi oczy i wnętrze uszu i napełnił je ziemią.
Muszę się stąd wydostać.
Ktoś musi mnie znaleźć.
Bo woda się kończy. Powietrze.
Mdli mnie z głodu. Myśli się rozpadają, zanim przybiorą kształt.
Tykanie. Co to za tykanie słyszę? Nie mam zegarka.
Poruszam się, znów zapieram i krzyczę, ale to nic nie daje, wrzeszczę: „Ratunku! Ratunku!”.
Kto, u diabła, mnie tutaj wsadził? Jak to się stało, że tu jestem?
Krew z czoła miesza się z łzami.
Ktoś musi mi pomóc.
Zamykam oczy i w myślach unoszę się w górę, nad polami, ku miastu w ciemności.
=== =
Zgłoś jeśli naruszono regulamin