ZIEMIA WOJNY - Julia Latynina.pdf

(2459 KB) Pobierz
Przekład: Ewa Skórska, Margarita Bartosik (rozdział 1)
Redakcja: Katarzyna Nawrocka
Korekta: Maria Zalasa
Projekt okładki i stron tytułowych: Mariusz Banachowicz
Copyright © J. Łatynina, 2007
Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo JK, 2014
ISBN: 978-83-7229-440-1
Wydanie I, Łódź 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana ani
rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających
i innych, bez uprzedniego wyrażenia zgody przez właściciela praw.
Wydawnictwo JK
ul. Krokusowa 1-3, 92-101 Łódź
tel. 42 676 49 69, fax 42 646 49 69 w. 44
www.wydawnictwofeeria.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie
Zecer.
===aF9mBDUMP1k6WTtYOQ8+W2tSM1I2DzYON1M1AWMBZF0=
ROZDZIAŁ 1
W którym zabijają głównego terrorystę republiki w czasie operacji służb specjalnych i w którym
opowiada się o tym, jak Dżamałudin Kemirow poznał Arza Hadżijewa.
ich o dziewiątej rano, a teraz była już czwarta. Ulice otulała szara
zimowa mgła i z nabrzmiałych chmur siąpił deszcz ze śniegiem.
Jangurczi znajdował się w trzeciej linii okrążenia razem z resztą
pepeesowców
1
. Linia przebiegała prawie przez środek parku, od asfaltowej
ścieżki przechodzącej w placyk przed kinem. Przed nim – w drugiej linii –
stali gliniarze, których spędzili tu z całej Torbikały
2
, dalej, na podwórku,
kolejni mundurowi. Nie byli to tak naprawdę żołnierze, tylko grupa specnazu
Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB)
3
Południe. Przygotowywali się do
ataku. Chłopcy z Południa mieli na sobie ciężkie kamizelki kuloodporne
i hełmy „sfery”
4
, a gdy Jangurczi patrzył z ukosa w prawo, widział dwóch
snajperów siedzących na dachu kina.
Snajperzy byli wyposażeni o wiele lepiej od Jangurcziego. Mieli grube
ubrania w barwach ochronnych z przypinanymi kołnierzami i porządne buty
wojskowe. Buty Jangurcziego, noszone od maja zeszłego roku, teraz były
doszczętnie przemoczone, a w tym, w którym kilka miesięcy temu pękła
zelówka, dosłownie chlupała woda. Jangurcziemu tak zmarzły stopy, że
prawie ich nie czuł.
Z przodu, za linią okrążenia, sterczał zwykły czteropiętrowy blok
J
angurczi Itlarow marzł w okrążeniu siódmą godzinę. Poderwali
mieszkalny, który również z flanków był otoczony przez żołnierzy, a przy
wyjeździe z podwórka stał czołg. Chowało się za nim dwóch wojskowych
z miotaczami granatów. Mieszkańcy bloku już dawno zostali ewakuowani,
a teraz wypędzano ludzi z sąsiednich budynków, wybudowanych na planie
litery „U”. Kobiety i dzieci gromadziły się gdzieś za trzecią linią okrążenia
i ponuro patrzyły na dom.
Bojownicy okopali się w dwóch mieszkaniach – na trzecim piętrze i na
parterze. Ani Itlarow, ani inni pepeesowcy nie zostali o tym poinformowani,
ale Itlarow miał przenośnią radiostację i słyszał wszystkie rozmowy
pomiędzy dowódcami. Do tego również terroryści posługiwali się milicyjną
radiostacją.
Z rozmów w eterze wynikało, że terrorystów było sześcioro: trzech
mężczyzn i trzy kobiety. Dowodził nimi Waha Arsajew, który zadekował się
na trzecim piętrze. Był to dobrze znany w republice człowiek – tak sławny, iż
Jangurczi w głębi serca uważał, że Arsajew jest legendą, jak Basajew czy
Umarow. A to dlatego, że nieuchwytnego jak dotąd Arsajewa obwiniano za
wszystko, co się działo w republice.
Teraz jednak wpadł i siedział na trzecim piętrze tej ceglanej rudery,
w typowym mieszkaniu z sześciometrową kuchnią i zepsutym zsypem,
a wokół domu stały czołgi i marzli otaczający go żołnierze.
W odległości dziesięciu metrów od Jangurcziego znajdował się kolejny
niewielki pierścień okrążenia. Tworzyli go raczej ochroniarze niż żołnierze –
pilnowali opancerzonej furgonetki, w której siedział szef MSW republiki.
Osobiście prowadził rozmowy z Arsajewem o jego poddaniu się.
Jangurczi usłyszał za swymi plecami zgrzyt kół zatrzymującego się koło
furgonetki hummera. Wyskoczył z niego niewysoki, żylasty mężczyzna
w kamuflażu i berecie w cętki. Trzymał w ręku komórkę. Jako że znajdował
się nieco z tyłu i z lewej strony, Jangurczi zobaczył najpierw ostry smagły
profil z lekko wystającym orlim nosem i wysuniętym do przodu
podbródkiem, przechodzącym w wydatną kość policzkową. Człowiek
w berecie odwrócił się i wtedy się okazało, że jego twarz jest podzielona na
dwie części – prawa wyglądała tak, jak ją stworzył Allah, szczodrze czerpiąc
z zasobów piękna przy lepieniu tego człowieka, nad lewą zaś musiał
popracować odłamek granatu.
Pusty lewy rękaw przybysza był zatknięty za pas. Człowiek z połową
twarzy nazywał się Arzo Hadżijew, dawniej był dowódcą polowym, obecnie
– pułkownikiem służb federalnych, kierującym grupą Południe.
Hadżijew rzucił do telefonu kilka słów po czeczeńsku i się rozłączył.
Obok niego wyrósł nagle korpulentny Rosjanin w grubym, wełnianym
płaszczu – w okrążeniu mówiono o nim, że to szycha ze służb federalnych
z Moskwy – i zaczął biegać w tę i we w tę, kręcąc się jak bączek i rzucając co
chwilę:
– I co? I jak?
Hadżijew odwrócił się w stronę Jangurcziego i mimo że parzył nie na
milicjanta z drogówki, tylko na czteropiętrowy blok, Jangurczi poczuł, jakby
po jego twarzy przesuwała się czerwona kropka celownika snajperskiego.
Hadżijew miał zupełnie siwe włosy i ciemne oczy, brązowe, prawie czarne –
tylko przy samej źrenicy ciemną tęczówkę rozjaśniały czerwone iskierki.
Białko lewego oka było całe w popękanych naczynkach.
Jangurczi widział już kiedyś te czarne oczy z iskierkami, będzie je
pamiętał do końca życia, a nawet dłużej. Czeczen spojrzał na agenta
z Moskwy i powiedział, lekko kalecząc słowa:
– Wyuśćcie koety i róicie z nii, co chcecie.
Hadżijew tak długo przebywał z Rosjanami, że mówił bez akcentu, ale
z powodu okaleczenia lewej połowy ust połykał dźwięki wargowe.
Drzwi opancerzonej furgonetki otworzyły się i stanął w nich szef MSW
Zgłoś jeśli naruszono regulamin