Sharpe Isabel - Suknia prababki.pdf
(
809 KB
)
Pobierz
Isabel Sharpe
Suknia prababki
Tłumaczenie:
Agnieszka Wąsowska
@kasiul
ROZDZIAŁ PIERWSZY
‒ Wciąż nie mogę uwie
rzyć, że mnie wylali. Zawsze powtarzali, że podoba im się
to, co robię. ‒ Allie McDonald chodziła nerwowo po niewielkim salonie w mieszka-
niu, które zamieszkiwała razem z przyjaciółką Julie. ‒ Klientkom też podobały się
moje projekty. Wiele razy słyszałam, jak je chwaliły. Nie mogę pojąć, dlaczego zwol-
niono mnie, a zostawiono tę jędzę, która siedzi tu od zawsze.
Jej współlokatorka nie sprawiała wrażenia nadmiernie przejętej problemem Allie.
‒ Ja
koś to przeżyjesz.
‒ Wiem, wiem, masz mnie do
syć. Przez ostatni tydzień o niczym innym nie mówi-
łam.
‒ Na
prawdę? ‒ Julie przerzuciła kolejną stronę kolorowego magazynu, który wła-
śnie przeglądała. ‒ Szczerze mówiąc, przestałam cię słuchać już po pierwszej minu-
cie.
Allie przewróciła oczami. Zaprzyjaźniła się z Julie Turner jeszcze w Rhode Island
School of Designe i wiedziała, że może na niej polegać. To właśnie dzięki pomocy
rodziców Julie znalazły ten apartament. Jej rodzice znali w tym mieście wszystkich
i wiele razy z tego korzystały.
Łatwo byłoby znienawidzić Julie, gdyby tylko nie była taka wspaniała. Piękna, in-
teligentna, pełna uroku i do tego bogata z domu. Mężczyźni mieli na jej punkcie bzi-
ka. W dodatku mogła bezkarnie jeść, co tylko chciała, i wciąż była szczupła. Zaraz
po szkole dostała pracę w Vanity Fair.
Przy tym wszystkim była jednak naprawdę dobrym człowiekiem.
Allie stanowiła jej przeciwieństwo. Była dość pospolitej urody i nie należała do ko-
biet, którym mężczyźni ścielą się do stóp. Szczupłą figurę zawdzięczała nieustan-
nym wyrzeczeniom, a pracę grafika w Boynton Advertising znalazła dopiero rok po
skończeniu szkoły. Pracowała w niej pięć lat i właśnie teraz znów wylądowała na
przysłowiowym bruku. Julie obiecała, że będzie płaciła całe czesne, zanim Allie
znajdzie nową pracę.
Usiadła na kanapie obok Julie i oparła głowę o zagłówek.
‒ Czu
ję się, jakbym była ostatnim nieudacznikiem na tej ziemi.
‒ Nie je
steś nieudacznikiem.
‒ Ale czu
ję się tak, jakbym była.
‒ Prze
stań wreszcie marudzić.
Allie klasnęła w dłonie.
‒ Po
mogło, dziękuję!
‒ Twój pro
blem polega na tym, że masz za dużo wolnego czasu.
‒ Za
pewne tak. Ale tylko dlatego, że nie mam pracy, bo zostałam wylana.
‒ I szu
kasz teraz następnej, ale najwyraźniej nie wypełnia ci to całego dnia.
‒ Wiem, wiem. I ję
czę ci nad głową.
‒ Wca
le mi to nie przeszkadza. Możesz sobie jęczeć do woli. Gdybym tylko mogła
ci w czymkolwiek pomóc, daj znać. Zrobię dla ciebie prawie wszystko, poza odda-
niem mojej pracy.
‒ No wi
dzisz, a właśnie miałam cię o to prosić. ‒ Allie uśmiechnęła się do przyja-
ciółki. ‒ Jesteś słodka, że w ogóle ze mną wytrzymujesz. Miałam nadzieję, że sześć
lat po skończeniu szkoły zajdę dalej.
Julie uniosła perfekcyjnie wykrojoną brew.
‒ Moim zda
niem powinnaś stworzyć coś własnego. Zaprojektować kolekcję, któ-
ra szturmem zdobędzie Paryż, Mediolan i Londyn. Przynajmniej będziesz miała ja-
kieś zajęcie.
Allie popatrzyła bezradnym wzrokiem w sufit. Odkąd zaczęła pracować w Boyton,
nie zaprojektowała niczego naprawdę dobrego.
‒ Ja
koś mi ostatnio nie idzie.
‒ Twój opty
mizm jest porażający.
W tej chwili zadzwonił telefon Allie. Wyjęła go z kieszeni i spojrzała na wyświe-
tlacz. Może dzwonią w sprawie pracy?
‒ To Erik.
‒ Twój ulu
biony kolega.
‒ Ra
czej były kolega. Nareszcie się od mnie odczepił.
Odebrała telefon.
‒ Wi
taj Erik.
‒ Al
lie! ‒ Jego głos zabrzmiał tak donośnie, że musiała odsunąć telefon od ucha.
‒
O co chodzi, Erik?
‒
Uniosła rękę w pełnym dramatyzmu geście.
‒
Nie, nie
mów mi. Chcą, żebym wróciła. Błagają o to.
‒ Szcze
rze mówiąc, powinni. To błąd, że pozwalają ci odejść.
Miała nadzieję, że Erik rzeczywiście myśli to, co mówi.
‒ Zga
dzam się z tobą w całej rozciągłości.
‒ Jak so
bie radzisz?
‒ Kiep
sko. Jestem sfrustrowana i znudzona.
‒ Po
trzebujesz rozrywki?
‒ Naj
pierw powiedz mi, co konkretnie masz na myśli.
Chciała mieć pewność, że Erikowi nie chodzi o to, żeby wskoczyć jej do łóżka. Był
z tego znany, a ona nie zamierzała stać się jego kolejną zdobyczą. Może dlatego po-
święcał jej tyle uwagi.
Najzabawniejsze było to, że naprawdę go lubiła. Podejrzewała, że w głębi duszy
jest facetem o miękkim sercu i czasem nawet było jej go żal. Zazwyczaj była dla
niego miła, co pozwalało mu myśleć, że wciąż ma u niej szansę. Mężczyźni czasami
naprawdę bardzo wolno myślą.
‒ Al
lie, to twoja życiowa szansa.
‒ Mhm.
‒ Masz ocho
tę spędzić tydzień albo dwa w Adriondacks nad jeziorem Geor
ge?
‒
W twoim rodzinnym domu?
‒
Słyszała o tym miejscu i oglądała zdjęcia. Na-
prawdę piękna posiadłość położona w uroczym miejscu. Pokusa była wielka. Wyje-
chać z zatłoczonego, śmierdzącego Nowego Jorku i pomieszkać chwilę w raju…
Wiedziała, że z praktycznego punktu widzenia to nie był rozsądny pomysł, ale kto
oparłby się takiej pokusie?
‒ Tak, w na
szym leśnym domku.
Nazwanie tej posiadłości domkiem było z jego strony czystą kokieterią, ale nie za-
mierzała się sprzeczać.
‒ Chcesz po
wiedzieć, że bylibyśmy tam tylko we dwoje?
‒ Nie po
wiedziałem ci jeszcze najlepszej części.
‒ Słu
cham uważnie.
‒
Na strychu jest mnóstwo szaf z ubraniami mojej babci i prababci, które były
wielkimi fankami nowinek z zakresu mody.
Allie nastawiła uszu. Stare ubrania były jej prawdziwą pasją.
‒ Czyż
by?
‒ Mama chce się ich po
zbyć, zanim sprzeda dom.
‒ Sprze
daje waszą rodzinną posiadłość?
‒ Tak. Od
kąd przeprowadzili się z tatą do Niemiec, utrzymanie tego domu stało
się zupełnie nieopłacalne. Namawiałem brata, żebyśmy odkupili go od nich do spół-
ki, ale jakoś nie bardzo chce się zgodzić. A dla jednej osoby jest za duży.
‒ To strasz
ne.
‒ Wiem. Ale wra
cając do ubrań. Miałabyś prawo wyboru. Co tylko zechcesz.
Ubrania z lat dwudziestych i czterdziestych minionego wieku. To mogła być na-
prawdę niewiarygodna kolekcja.
‒ Brzmi nie
źle. Ale, Erik, czy oprócz nas byłby tam ktoś jeszcze?
Julie pogroziła jej palcem.
‒ Och, Al
lie, widzę, że wciąż mi nie ufasz.
Serce wciąż waliło jej w piersiach na myśl o tej kolekcji. Czy byłaby w stanie za-
płacić za nią swoim ciałem? Chyba jednak nie.
‒
Obiecuję ci, że nie będę ci się narzucał. Wiem, jak bardzo chciałabyś rzucić
okiem na te ubrania. I wiem, że krótkie wakacje dobrze ci zrobią.
‒ Sama nie wiem…
Julie podniosła dłoń w ostrzegawczym geście.
‒ No do
brze, będzie tam ktoś jeszcze.
‒ Tak? A kto taki?
Julie sceptycznie zmarszczyła brwi.
‒ Mój brat, Jo
nas. I jego dziewczyna.
Jonas. Najgorętszy facet w tej części świata.
‒ Chcesz mnie tam zwa
bić, a Jonas ma być przynętą, tak?
‒
Ależ skąd! Jak coś podobnego mogło ci w ogóle przyjść do głowy? Prześlę ci
mejl, w którym pisze, że się tam wybiera. Pomyśl tylko, strych pełen starych ubrań:
butów, kapeluszy, sukien, a pewnie także bielizny. Jak mogłabyś przepuścić taką
okazję?
Rzeczywiście, nie mogła. Nie tylko potrzebowała krótkiego wypoczynku, ale
w głębi ducha miała nadzieję, że gdzieś pośród tych starych ubrań może odkryje
coś, co popchnie jej karierę na zupełnie nowe tory. Odkąd sięgała pamięcią, fascy-
nowały ją ubrania z minionych epok, a Edith Head, która projektowała kostiumy dla
gwiazd filmowych w latach trzydziestych aż do lat sześćdziesiątych, była jej guru.
Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Musiała w jakiś sposób zarabiać na
życie, bo, w przeciwieństwie do Erika, nie mogła liczyć na wsparcie rodziny. Trzech
spośród jej pięciu braci poszło na studia, żeby zostać handlowcami, ale ona zawsze
pragnęła dla siebie czegoś więcej. Jej ojciec znalazł sobie nową żonę i wraz z nią
Plik z chomika:
lalola203020
Inne pliki z tego folderu:
Milburne Melanie - Ślub w Rzymie.rar
(1295 KB)
Milburne Melanie - Upojny miesiąc w Rzymie.zip
(481 KB)
Morey Trish - Wywiad z milionerem.pdf
(668 KB)
Morey Trish - Z księciem w Paryżu.pdf
(417 KB)
Morey Trish - Zakład z milionerem.pdf
(633 KB)
Inne foldery tego chomika:
~~ WIARA~~NADZIEJA~~MIŁOŚC~~
001 Najnowsze ebooki i audiobooki
08 Diabelskie sztuczki-Carlyle Liz
107. Nieuchwytny książę - Julie Anne Long
A - nowe Audiobooki i Ebooki;-)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin