Clive Barker Zstšp Szatanie Uwaga: tekst może zawierać drobne błędy stylistyczne (brak przecinków, kropek, kropki zamiast przecinków). Litery takie jak t, ł, ó, ń, , ć, š, ę, ż, mogš przyjšć formę liter l , o, n, s, c, a, e, z. Skanowanie (20.03.2002): Pinhead Ilustracja: Kerry Earl Plik Clive_Barker_Zstšp_Szatanie jest własnociš strony: dziapko.republika.pl (Opowiadanie Zstšp Szatanie pochodzi z czasopisma Czerwony Karzeł #4 wydanego przez Uniwersytet Gdański. Opowiadanie to znajduje się również w czwartej częci Księgi Krwi) Pinhead Okolicznoci uczyniły Gregoriusa bogatym nad wszelkie wyobrażenie. Posiadał floty i pałace, konie i miasta. W rzeczywistoci posiadał tak wiele, że tym, których w końcu obarczono zadaniem oszacowania jego majštku - gdy wydarzenia tu opisane osišgnęły już swój potworny finał - wydawało się często, iż łatwiejsze byłoby sporzšdzenie spisu tego, czego nie miał. Był bogaty, lecz daleki od szczęcia. Wychowany w wierze katolickiej, we wczesnej młodoci - przed swym oszałamiajšcym wzlotem ku fortunie - znajdował w niej ukojenie. Ale zaniedbał jš i w wieku pięćdziesięciu pięciu lat, gdy wiat leżał u jego stóp, zbudził się pewnej nocy i pojšł, że utracił Boga. Był to silny cios, ale Gregorius natychmiast podjšł kroki, by odzyskać to, co stracił. Pojechał do Rzymu i rozmawiał z Ojcem więtym, modlił się dzień i noc, zakładał seminaria i kolonie dla trędowatych. Mimo tego Bóg nie raczył ukazać mu nawet małego palca u nogi. Wyglšdało na to, że Gregorius jest przeklęty. Prawic w rozpaczy uwierzył, ze jedynš drogš powrotu w ramiona Stwórcy jest narażenie duszy na największe niebezpieczeństwo. Co w tym było. Przypućmy, mylał, że udałoby mi się zorganizować spotkanie z Szatanem, Arcywrogiem. Widzšc mnie in extremis. Bóg musiałby wkroczyć, i przywieć mnie z powrotem do siebie. Pomysł był niezły, ale jak miał go zrealizować? Diabeł nie przybywa ot tak sobie, na zawołanie, nawet do osobistoci tak ważnych, jak Gregorius, a eksperymenty rychło dowiodły, że wszystkie tradycyjne sposoby wzywania Władcy Podziemi - bezczeszczenie Najwiętszego Sakramentu, składanie dzieci w ofierze - odnosiły tyle skutku, co dobre uczynki w przypadku Jahwe. Dopiero po roku rozmylań opracował Gregorius swój mistrzowski plan. Zbuduje piekło na ziemi - współczesne Inferno, tak potworne, że skłoni Kusiciela aby przybył spoczšć tam, niczym pisklę kukułcze w skradzionym gniedzie. Wszędzie szukał architekta, aż w końcu, w pewnym domu wariatów na przedmieciu Florencji odnalazł marniejšcego mężczyznę imieniem Leopardo, którego projekty pałaców dla Mussoliniego miały w sobie owš wielkoć i szaleństwo odpowiadajšce w pełni zamierzeniom Gregoriusa. Wydobył Leoparda z celi i ofiarował mu na powrót jego sny. A geniusz architekta nie opucił go. W pocigu za pożywkš dla jego rozpędzonej wyobrani przetrzšnięto wszystkie wielkie biblioteki wiata, w poszukiwaniu opisów piekła, zarówno ortodoksyjnych, jak i metafizycznych. Przeczesano zbiory muzealne, tropišc zakazane wizerunki męczeństwa. Żaden kamień nie spoczšł spokojnie, jeli istniało najmniejsze choćby prawdopodobieństwo ukrycia na jego odwrocie jakiego wizerunku zepsucia. Ukończone projekty zawdzięczały co nieco de Sade'owi i Dantemu, więcej Freudowi i Kraft-Ebingowi, ale większoci z nich nie pomylano nigdy przedtem, a przynajmniej nie przelano tych myli na papier. Wybrano teren w Afryce Północnej i rozpoczęła się budowa Nowego Piekła Gregoriusa. Wszystko co dotyczyło tego projektu, biło rekordy. Potężniejsze fundamenty, grubsze mury, najwymylniejsze instalacje - wszystko to przewyższało wszelkie dotšd ukończone budowle. Gregorius obserwował powolny wzrost konstrukcji z entuzjazmem, jakiego nie odczuwał od pierwszych lat budowania swego imperium. Nietrudno się przy tym domyleć, że opinia publiczna głosiła -zwariował! Przyjaciele, których znał od lat, zrywali z nim wszelkie kontakty. Kilka z jego kompanii zbankrutowało, gdyż akcjonariusze przerazili się wieci o jego szaleństwie. Nie przejmował się tym. Ten plan nie mógł zawieć. Diabeł będzie musiał przybyć, chociażby z ciekawoci tej potwornoci wybudowanej w jego imieniu. A kiedy się pojawi, Gregorius będzie czekał. Budowa pochłonęła cztery lata i większš częć majštku Gregoriusa. Ukończony gmach był rozmiarów pół tuzina katedr i szczycił się posiadaniem wszystkiego, czego Anioł Otchłani mógłby zapragnšć. Za jego cianami płonęły ognie, toteż przejcie niektórymi korytarzami równało się niemal nieznonej agonii. Pokoje odchodzšce od tych korytarzy, wyposażone zostały we wszystkie istniejšce narzędzia tortur - ostrza, koła, ciemnice - aby geniusz szatańskich oprawców mógł znaleć pełne zastosowanie. Były tam piece, dostatecznie wielkie, do kremacji całych rodzin; studnie doć głębokie, by utopić w nich całe pokolenia. Nowe Piekło było okrucieństwem czekajšcym na to by się wydarzyć, nieludzkim nabożeństwem oczekujšcym tylko swej pierwszej ofiary. Konstruktorzy odeszli z ulgš. Powtarzali szeptem, za Szatan już od dawna nadzorował budowę swego pałacu rozkoszy. Niektórzy twierdzili nawet, że dostrzegli go na najniższych poziomach, gdzie panował chłód tak przejmujšcy, że mroził nawet mocz w pęcherzu. Pewne fakty również podtrzymywały wiarę w nadprzyrodzonš istotę, zainteresowanš gmachem coraz bardziej w miarę jak zbliżał się termin jego ukończenia. Jednym z takich faktów była okrutna mierć Leoparda, który wyskoczył - czy też, jak twierdzili przesšdni, został wypchnięty - z okna hotelowego na szećdziesištym szóstym piętrze. Pochowano go z odpowiednim przepychem. A teraz samotny w swoim piekle Gregorius czekał. Nie musiał czekać długo. Już pierwszego dnia dobiegły go hałasy, dochodzšce z dolnych czeluci. Przepełniony nadziejš, udał się na poszukiwania ich ródła. Lecz ujrzał tylko przelewajšce się baseny ekskrementów i klekoczšce piece. Powrócił do swych komnat na dziewištym piętrze i czekał. Odgłosy powróciły; znów wyruszył na poszukiwania i powrócił rozczarowany. Wszelako zjawiska nie ustšpiły. W cišgu następnych dni, co kilka chwil dochodziły doń hałasy, wskazujšce na czyjš obecnoć. Ksišżę Ciemnoci był tam. Gregorius nie wštpił w to ani przez moment. Ukrywał się tylko wród cieni. Gregorius z zapałem podjšł grę. W końcu przygotował to wszystko dla Szatana, aby działał w sposób najlepiej mu odpowiadajšcy. Po wielu długich i często samotnych miesišcach Gregorius poczuł się jednak znużony ustawicznš zabawš w chowanego i poczšł żšdać, aby Szatan ukazał się. Jego głos, rozlegajšcy się w korytarzach, pozostawał jednak bez odpowiedzi, aż zdarł sobie gardło od cišgłego krzyku. Po tym kontynuował swoje poszukiwania w ciszy, pragnšc niespodziewanie przyłapać swego lokatora, lecz Upadły Anioł zawsze umykał, nim ten zdšżył go dostrzec. Wyglšdało na to, że czekajš kto kogo przetrzyma, on i Szatan, depczšc sobie po piętach wród lodów i ognia i znów lodów. Gregorius nakazał sobie cierpliwoć. W końcu Diabeł przybył, czy nie? To odcisk jego dłoni na klamce, jego kopyta na schodach? Wczeniej czy póniej Odstępca ukaże swš twarz, aby Gregorius mógł w niš splunšć. Życie na zewnštrz biegło swoim torem, a Gregoriusa zaliczono do grupy samotników, których zniszczyło własne bogactwo. Wiadomo jednak było, że jego Kaprys nimi wszystko przycišgał odwiedzajšcych. Kilka osób kochało go zbyt mocno, aby o nim zapomnieć. Inni, których uczynił bogatymi, pragnęli czerpać dalsze zyski z jego szaleństwa. Oni to omielili się przekroczyć bramy Nowego Piekła. Gocie ci podejmowali podróż bez oznajmiania swoich zamiarów, w obawie przed reakcjš przyjaciół. ledztwa w sprawie ich zaginięć nigdy nie dosięgły Afryki Północnej. A Gregorius w swym szaleństwie wcišż cigał Węża, a Wšż wcišż wymykał mu się, pozostawiajšc tylko w miarę upływu miesięcy coraz straszliwsze lady swojej działalnoci. To żona jednego z zaginionych goci odkryła w końcu prawdę i zaalarmowała władze. Gregoriusowy Kaprys poddano inwigilacji i ostatecznie, jakie trzy lata po jego ukończeniu, wysłano tam czterech policjantów. Pozbawiony opieki Kaprys poczšł rozpadać się. Na wielu piętrach pogasły wiatła, ciany ostygły, smoła stężała. Ale w miarę, jak policjanci zagłębiali się w czelucie w poszukiwaniu Gregoriusa, odkryli niezaprzeczalne dowody na to, że pomimo częciowej ruiny Nowe Piekło wcišż jeszcze działało sprawnie. W piecach tkwiły ciała, o twarzach zwęglonych i czarnych. W wielu komnatach znajdowały się ludzkie szczštki: skrępowane, zakłute, zmiażdżone, poszarpane. Przerażenie ich wzrastało wraz z każdym otwarciem drzwi, każdš potwornociš, którš dostrzegły ich rozgoršczkowane oczy. Dwóch z czterech, którzy przekroczyli próg twierdzy, nigdy nie doszło do jej rodka. Po drodze ogarnšł ich potworny strach i uciekli, po to jedynie by pać w końcu w jakim zablokowanym przejciu i dołšczyć do setek tych, którzy zginęli we wnętrzach Kaprysu od czasu, gdy Szatan objšł go w posiadanie. Z dwóch, którzy w końcu dotarli do jego twórcy, jednemu tylko starczyło odwagi na opowiedzenie całej historii, choć sceny, których był wiadkiem w sercu Kaprysu były tak przerażajšce, że niemal nie do opisania. Rzecz jasna nie było tam ani ladu Szatana. Tylko Gregorius. Główny konstruktor, nie mogšc znaleć żadnego lokatora dla swej budowli, zamieszkał tam sam. Przez lata wykształcił kilku uczniów którzy podobnie jak on sam, nie odznaczali się niczym niezwykłym. A jednak nie było tam narzędzia tortur, którego nie wykorzystaliby w sposób gruntowny i bezwzględny. Gregorius nie opierał się. Raczej cieszył się z tego, że wreszcie ma publicznoć, przed którš może przechwalać się swymi czynami. Wtedy, a także póniej, podczas swego pro...
ssonja