Robert Ludlum - Pakt Holcrofta.pdf

(4035 KB) Pobierz
Pakt Holcrofta
The Holcroft Covenant
Przełożył
:
JACEK MANICKI
Michaelowi i Laurze —
uroczej, utalentowanej, wspaniałej parze.
2
Prolog
MARZEC 1945
Okręt podwodny, przypominający z sylwetki spętanego behemota, kołysał się na
falach przycumowany do ogromnych pachołków. Opływowe linie jego dziobu wcinały się
łukami w blask wstającej nad Morzem Północnym jutrzenki.
Baza znajdowała się w zatoce Helgoland, na wyspie Scharhorn, leżącej kilka mil od
wybrzeży Niemiec i ujścia rzeki Elby. Mieściła się tu stacja paliwowa, której nigdy nie
udało się wykryć alianckiemu wywiadowi. Ze względów bezpieczeństwa była mało znana
nawet strategom z samego Najwyższego Dowództwa hitlerowskich Niemiec. Podwodni
korsarze wpływali tu i wypływali pod osłoną ciemności, wynurzając się i zanurzając
w obrębie kilkusetmetrowego cumowiska. Byli mordercami Neptuna ściągającymi do
domu na chwilę wytchnienia lub wyruszającymi w morze, by dalej nękać wroga.
Jednak tego szczególnego poranka podwodny okręt przycumowany do brzegu ani nie
odpoczywał po odbytych łowach, ani nie szykował się do kolejnego bandyckiego rejsu.
Dla niego ta wojna się skończyła. Zadanie, jakie przed nim stało, wybiegało już swoimi
konsekwencjami w przyszłość, ku początkom następnej wojny.
Na pomoście kiosku stało dwóch mężczyzn. Jeden ubrany był w mundur kapitana
niemieckiej marynarki wojennej, drugi, wysoki cywil, stał w długim, ciemnym płaszczu
z kołnierzem uniesionym dla osłony przed wiatrami Morza Północnego, ale bez
kapelusza, jakby na przekór zimie. Obaj spoglądali w dół na długi sznur pasażerów, który
wolno posuwał się ku trapowi przerzuconemu ze śródokręcia. Przy trapie sprawdzano na
liście nazwisko każdego podchodzącego, po czym wprowadzano lub wnoszono go na
pokład okrętu.
Kilkoro szło samodzielnie. Byli to najstarsi, z których część ukończyła dwanaście albo
trzynaście lat. Resztę stanowiły dzieci: niemowlęta niesione na rękach przez wojskowe
pielęgniarki o surowych twarzach, oddawane przy trapie przedstawicielom zespołu
lekarzy marynarki wojennej; przedszkolaki i pierwszoklasiści, ściskający w dłoniach
identyczne worki podróżne, trzymający się za ręce, spoglądający ciekawie na niezwykły,
czarny okręt, który na kilka nadchodzących tygodni miał się stać ich domem.
— Nieprawdopodobne — odezwał się oficer. — Wprost nie do uwierzenia.
—To dopiero początek — powiedział mężczyzna w płaszczu, z zastygłą twarzą
o ostrych, kanciastych rysach. — Zewsząd napływają meldunki. Z portów i górskich
przełęczy, z ocalałych lotnisk rozsianych po całej Rzeszy. Opuszczają kraj tysiącami.
Zdążają do wszystkich części świata. I wszędzie ktoś na nie czeka. Wszędzie.
— Niezwykłe przedsięwzięcie — stwierdził oficer potrząsając Z podziwem głową.
— To tylko jeden aspekt ogólnej strategii. Cała operacja jest niezwykła.
— Zaszczytem jest gościć pana tutaj.
— Sam chciałem przy tym być. To ostatni transport. — Wysoki cywil nie odrywał
wzroku od rozciągającego się w dole pokładu. — Trzecia Rzesza umiera. One są jej
odrodzeniem. Stanowią Czwartą Rzeszę. Nie są obciążone miernotą i zepsuciem.
Sonnenkinder.
Rozsiane po całym świecie.
3
— Dzieci...
— Dzieci Potępionego — dokończył wysoki mężczyzna. — Są Dziećmi Potępionego,
jakimi staną się miliony. Ale nikt nie będzie taki jak one. A one będą wszędzie.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin