McAdams Molly - Wybieram Ciebie 01 - Wybieram Ciebie.pdf

(1417 KB) Pobierz
McAdams Molly
Wybieram Ciebie
01
Rozdział 1
Moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy po raz
ostatni rozejrzałam się po swojej sypialni. Dopięłam swego, w końcu
zaczynałam żyć swoim własnym życiem, według własnego uznania.
Dorastałam tylko z ojcem i kochałam go, ale on nie wiedział, jak być
tatą. Jedyne, co miał nieźle opanowane, to słowo „nie”. Przysięgam, nie
jestem rozkapryszoną nastolatką, naprawdę taki właśnie był zakres
naszych rozmów. On zawsze jest obok mnie, rzadko się odzywa i zawsze
w milczeniu oczekuje ode mnie perfekcji. Nie żebym mogła go winić za
jego sposób bycia – jest w Korpusie Marines, odkąd ukończył szkołę
średnią i najwyraźniej jest naprawdę dobry w tym, co robi. Chłopcy,
którzy przewinęli się przez jego jednostki, szanowali go, a on zawsze był
dumy ze swoich podwładnych. Wybrał dla mnie nauczanie domowe, co
skutkowało tym, że chodziłam z nim codziennie do pracy i odrabiałam
lekcje w jego biurze. Wcześnie się nauczyłam, że jeżeli czegoś nie
rozumiem, to lepiej nie pytać. Spojrzałby na mnie spod rzęs z uniesioną
brwią, westchnął, a potem wróciłby do czegoś, czym się właśnie
zajmował. Oczekiwał, że skończę zadania, zanim on rozpocznie poranne
ćwiczenia, tak bym mogła iść tam razem z nim, ale nadal nie odzywał się
ani słowem. Jedyną możliwość kontaktów z ludźmi, jaką kiedykolwiek
miałam, oferowali jego żołnierze. Gdyby ktoś miał zapytać,
odpowiedziałabym w mgnieniu oka, że byłam wychowywana przez
bandę niedojrzałych wojaków, których uwielbiałam, a nie przez mojego
ojca.
A teraz, po osiemnastu latach wysilania się, aby osiągnąć
doskonałość, której i tak nie mogłam osiągnąć w oczach ojca, w końcu
miałam zostać spuszczona ze smyczy, doświadczyć życia w college’u –
cokolwiek to oznacza – i miejmy nadzieję, dowiedzieć się, kim tak
naprawdę jestem. Mogłam po prostu pójść do college’u tutaj. Gdybym
jednak powiedziała, że mój ojciec jest surowy, byłoby to największe
niedomówienie w moim życiu, a ja chciałam doświadczyć rzeczy, o
których wiedziałam, że nie będę mogła ich przeżyć, jeżeli tu zostanę.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić, Harper? Jest wiele
doskonałych szkół w Północnej Karolinie.
Patrzyłam na niego regulaminowo wyćwiczonym wzrokiem.
– Jestem na sto procent pewna, sir, to właśnie muszę zrobić. – Czy
wspomniałam, że wolno mi się do niego zwracać tylko per „sir”?
– Cóż – spojrzał w okno za mną – teraz będzie tu inaczej.
Odwrócił się i wyszedł z pokoju.
To i tak lepiej, niż się spodziewałam; jeżeli mam być szczera, to
była jedna z naszych najdłuższych rozmów, jakie odbyliśmy od kilku
miesięcy. Cztery zdania. To zadziwiające, do swoich chłopaków mógłby
gadać cały dzień, ale kiedy zaczyna rozmawiać ze mną, już po kilku
minutach nie ma go w pokoju.
Mój telefon zabrzęczał, a ja uśmiechnęłam się ponownie: moi
„bracia” nie byli zachwyceni, że wyjeżdżam do Kalifornii. Od wczoraj
wieczór odbieram telefony, SMS–y i wiadomości na Facebooku z
błaganiami, abym nie wyjeżdżała. Teraz, kiedy już byłam starsza i
bliższa wiekiem większości z nich, chłopacy już nie próbowali mnie
wychowywać. Patrzyli na mnie jak na swoją siostrę albo koleżankę i
uczyli mnie wszystkiego, co powinnam wiedzieć, jeśli chodzi o facetów
takich jak oni. Zawsze mnie rozśmieszało, że większość z nich wolała
spędzać czas ze mną niż wyjść poza bazę w czasie przepustki. Myślę, że
podobało im się, że nie byłam jedną z tych dziewczyn, które zbyt
nachalnie starały się zwrócić na siebie ich uwagę. Nie żeby im się nie
podobał ten rodzaj atencji, ale najwyraźniej byłam miłą przerwą od
kobiet, z jakimi mieli do czynienia.
„NIE OPUSZCZAJ MNIE! Zwariuję tu, jeżeli nie będziesz mi
dotrzymywać towarzystwa”.
„Jestem pewna, że dasz sobie radę. Prokowski i Sanders też chyba
przeżywają to bardziej niż większość… możecie się wzajemnie
pocieszać ;) Albo zawsze możecie skorzystać z usług którejś z bazowych
kaszalotów. One z pewnością zapewnią Wam lepsze towarzystwo niż
ja”.
„Na samą myśl o nich dostaję opryszczki”.
„A fuj. Muszę lecieć, Sir już zapakował moje torby do auta”.
„Będę za Tobą tęsknił okrutnie, Harper. Baw się dobrze i nie
zapomnij o mnie”.
„Nigdy”.
Jason Carter miał dwadzieścia lat i służył w oddziale Sira od
jakiegoś roku, bardzo szybko – on i ja – staliśmy się sobie bliscy. Był
moim najlepszym przyjacielem i jeżeli byłam w bazie, kiedy oni mieli
wolne, on zawsze wolał spędzić ten czas ze mną, niż polować na kobiety
z kilkoma innymi kolegami. Zawsze było mi smutno, kiedy któryś z
chłopaków został przeniesiony do innej bazy, jednostki czy kończył
służbę w Korpusie Marines. Jestem jednak całkiem pewna, że Carter
byłby tą osobą, która zabiłaby mnie swoim odejściem, więc nie byłam
zaskoczona, że to była przez ostatnią godzinę już siódma jego prośba,
abym nie jechała. Nie mógł powiedzieć tego lepiej, ja również będę za
nim okrutnie tęsknić. Rozejrzałam się po domu, w którym dorastałam,
po raz ostatni, zanim dołączyłam do Sira w samochodzie. Ten dom był
czymś, za czym z pewnością nie będę tęsknić.
Niemal dwanaście godzin, dwa samochody i dwa samoloty później
stałam w moim pokoju w akademiku przy Stanowym Uniwersytecie w
San Diego. Moja nowa współlokatorka nie zameldowała się jeszcze, ale
z maili, jakie wymieniałyśmy tam i z powrotem przez ostatnie kilka
tygodni, wynikało, że mieszka niedaleko i będzie się wprowadzać za
kilka dni od dziś. Wybrałam moją połowę pokoju i szybko się
zainstalowałam, zanim ostatecznie poszłam pod prysznic i padłam na
łóżko. Rzucając okiem na mój telefon, zauważyłam, że była prawie
druga nad ranem. Jęknęłam. Gdybym była teraz w domu, siedziałabym
już w bazie z Sirem. To był długi dzień podróżowania i
rozpakowywania, a resztkę energii właśnie zużyłam na owinięcie się
kołdrą i zasnęłam.
– Harper? Haaaaarper! Obudź się!
Moje powieki uniosły się na tyle, by dostrzec uśmiechniętą twarz
wprost przede mną. Zerwałam się i uniosłam ręce do góry; całe moje
ciało było napięte.
– Ej, ej! To ja, Breanna!
– Masz skłonności samobójcze? Nie rób tak więcej! – Powinna być
szczęśliwa, myślałam, że w dalszym ciągu śpię; dorastanie u boku
mojego taty oznaczało, że zawsze musisz być w pogotowiu, kiedy się
budzisz.
Zachichotała i usiadła na brzegu mojego łóżka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin