Orsa_Natasza_-_W_świecie_Jonasza.pdf

(712 KB) Pobierz
NATASZA ORSA
W ŚWIECIE JONASZA
Prolog
Przerażenie sięgnęło zenitu.
– Zwolnij, do cholery, bo nas pozabijasz! – krzyknęłam.
W odpowiedzi tylko dodał gazu. Był wściekły. Wpatrywał się w drogę przed sobą,
zaciskając ręce na kierownicy. Usta miał ściągnięte w wąską kreskę, jego żuchwa drżała.
– Obiecałeś odwieźć mnie do domu. Dokąd jedziemy?! – zawołałam zrozpaczona.
Spojrzał na mnie oczami pełnymi gniewu i nic nie odpowiedział. Wkrótce zwolnił,
skręcił w boczną drogę, by po paru kilometrach zjechać na przydrożny, słabo oświetlony
parking. Wciąż byłam przerażona, ale widok kilku zaparkowanych samochodów dodał mi
otuchy. Jonasz zatrzymał się gwałtownie.
– A więc mnie nie kochasz? – zapytał poważnym tonem. Mimo wzburzenia starał się
panować nad głosem. – Nie zamierzasz się angażować, tak? Jestem dla ciebie wyłącznie
narzędziem seksualnym? I nie jesteś o mnie w ogóle zazdrosna? – cedził słowa.
– Jonasz, porozmawiajmy o tym jutro, na spokojnie. Proszę...
Jedyne czego pragnęłam, to znaleźć się w domu. Rozpacz odebrała mi siły.
– Wszystko mi już wyjaśniłaś. Skoro ty masz prawo do zabawy, to ja też. Choć nie
byłem na meetingu, od kiedy cię poznałem. Może jednak pora wrócić do dawnych
przyzwyczajeń.
Domyśliłam się, o czym mówi, ale nie mogłam uwierzyć, że jest w stanie to zrobić.
Wpatrywałam się w niego oszołomiona. Wziął głęboki oddech i ponownie ruszył w głąb
parkingu.
– Chcesz się zabawić?
Serce zaczęło mi bić jak oszalałe, bo dopiero w tej chwili dostrzegłam przez okno
kilka osób uprawiających seks. Jakiś młody mężczyzna pieprzył dziewczynę leżącą na masce
samochodu. Gdy skończył, odsunął się i ustąpił miejsca następnemu w kolejce. Nieopodal
zabawiała się druga para. Inni stali z boku i się przyglądali. Wreszcie zrozumiałam dlaczego
wcześniej tak nerwowo przeglądał wiadomości w smartfonie. W ten sposób szukał informacji
o tym, gdzie odbywa się jakiś meeting. Komunikowali się przecież za pomocą poczty
elektronicznej lub esemesów. No i wszystko stało się jasne.
Boże! Przez moją głowę przetoczyła się nawałnica myśli. Wszystko we mnie
krzyczało. Nie rób mi tego, Jonasz! Nie rań mnie tak bardzo, do cholery! Nie wytrzymam
tego. Moim ciałem zaczęły wstrząsać konwulsje, jakbym dostała jakiegoś ataku. To wszystko
było ponad moje siły!
– To jak? – Jonasz odezwał się ponownie. – Bierzesz udział w zabawie? Aktywnie czy
pasywnie? – W jego głosie zadźwięczała ironia.
– Natychmiast mnie stąd zabierz! – krzyknęłam. – Słyszysz?!
– Wysiadaj z samochodu – warknął.
– Nie mam zamiaru!
– Wysiadaj, ale już!
– Za nic! Odwieź mnie do domu!
Szybkim ruchem wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiadł. Zatrzasnął drzwi i skierował
pilota w stronę auta. Usłyszałam znajome piknięcie. Byłam roztrzęsiona i uwięziona.
Dlaczego, do cholery, nie wysiadłam z tego przeklętego samochodu? Mogłabym stąd uciec.
Pewnie jeżdżą tą boczną drogą także inni ludzie. Normalni. Podążyłam wzrokiem za
Jonaszem.
Podszedł do grupki stojących osób i przez krótką chwilę rozmawiał z rudowłosą
dziewczyną. Zauważyłam, że uśmiechnęła się do niego i skinęła potakująco głową. Po chwili
położyła się na brzuchu na masce samochodu. Jonasz zadarł jej spódnicę do góry, a potem
rozpiął rozporek i wyciągnął nabrzmiałego penisa. Z kieszeni kurtki wydobył prezerwatywę.
Wprawnymi ruchami rozerwał opakowanie i założył kondom. Wszedł w rudowłosą
gwałtownie i tak też się w niej poruszał. Dłonie oparł na jej biodrach. Cała drżałam ze
zdenerwowania. Zaschło mi w ustach tak bardzo, że nie mogłam przełknąć śliny. Miotały
mną sprzeczne uczucia. Pragnęłam zamknąć oczy, a jednocześnie coś nie pozwalało mi
oderwać wzroku od Jonasza.
Wszystko trwało bardzo krótko, choć wydawało się, że trwa wieczność. Gdy kończył,
odwrócił głowę w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Nie zdążyłam uciec wzrokiem.
Jonasz odsunął się od dziewczyny, a ona szybko obciągnęła spódnicę. Zużytą prezerwatywę
wyrzucił do kosza na śmieci, zamienił z kimś kilka słów i ruszył w kierunku samochodu.
Znów usłyszałam znajomy dźwięk pilota, a potem Jonasz otworzył drzwi i usiadł za
kierownicą. Po twarzy płynęły mi łzy.
– Trzeba było się zabawić. Przecież tylko o to ci chodzi. Wiesz, jaka adrenalina? –
ironizował. – A poza tym żadnego zaangażowania emocjonalnego, szybki numerek i już. Na
dodatek całkowita dyskrecja i proste zasady. To prawie elitarny klub.
– Jesteś popieprzony! – zawołałam, ocierając dłońmi mokre od łez policzki. – W tym
porąbanym klubie wolno zmuszać do patrzenia? To chyba łamanie zasad!
– Zgadza się. Udział jest dobrowolny, ale często napatacza się ktoś przypadkowy –
szydził. – Myślałem, że ci się spodoba.
– Ja się nie napatoczyłam! Zawieź mnie do domu.
– Nie wiem o co tyle szumu? – Patrzył mi prosto w oczy. – Z tego, co się
zorientowałem, lubisz adrenalinę, spontaniczne uniesienia. Świetny sposób, by się odprężyć i
zapomnieć o wszystkim. Jest tylko jeden problem: to cholernie uzależnia.
– Jeśli od czegokolwiek jestem uzależniona, to przez ciebie! – zawołałam.
Wciąż wpatrując się we mnie, przekręcił kluczyk w stacyjce, powoli puścił sprzęgło i
dodał gazu. Ruszył. Przez długą chwilę jechaliśmy w milczeniu. Jonasz co jakiś czas mierzył
mnie uważnym spojrzeniem.
– To był mój styl życia, zanim cię poznałem. Przecież o tym wiedziałaś – powiedział
nagle zupełnie spokojnym tonem. – Lubiłem to. I to naprawdę uzależnia. Wkręciłem się na
całego. Potem poznałem ciebie i oprócz adrenaliny zapragnąłem czegoś więcej. To pierwsze
mi dałaś; szkoda, że tego drugiego już nie.
– Układ był jasny od samego początku – powiedziałam, przełykając łzy.
– Zaufałaś mi, dałaś się poprowadzić w stronę lekkiej perwersji. W moją stronę. –
Niby się uśmiechał, ale wyraz twarz miał nieodgadniony. – Myślałem, że to coś znaczy.
Liczyłem na coś więcej. Doskonale o tym wiedziałaś, a jednak zabawiłaś się moim kosztem.
Dlatego ja dziś zabawiłem się twoim.
– A więc to była zemsta?
– Nie tylko. Już ci mówiłem, że lubiłem to, a teraz zamierzam powrócić do dawnych
zwyczajów. To mnie kręci – rzekł stanowczo. – Nie płacz – dodał łagodniej. – Nigdy mnie nie
kochałaś, więc nie mogłem cię zranić. Dlaczego płaczesz?
Cała dygotałam w środku. Co za popieprzony facet! Najpierw mnie upokarza, a potem
rozmawia tak, jak gdyby nic się nie stało. Niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak obudzić się i
dojść do wniosku, że to był tylko sen. Milczałam przez resztę drogi.
– Żegnaj, Moniko – powiedział, gdy wysiadałam z samochodu.
– Żegnaj, Jonaszu.
Spojrzałam mu w oczy. Wpatrywał się we mnie przeraźliwie smutnym wzrokiem.
Zatrzasnęłam drzwi od auta i wbiegłam do bramy. Wjechałam windą na górę i trzęsącymi się
rękami najpierw próbowałam znaleźć klucze, a potem umieścić je w zamku. Rozebrałam się i
wzięłam szybki prysznic, jakbym chciała zmyć z siebie wydarzenia tego dnia. Osłabiona
płaczem i nadmiarem emocji, położyłam się do łóżka. Nie mogłam zasnąć. To tak bardzo
bolało! Emocjonalny ból wypełniał mnie całą.
Rozdział pierwszy
Byłam wściekła na Nadię. Dlaczego się ode mnie nie odczepi? Przecież
przyjaźniłyśmy się od wielu lat i doskonale wiedziała, że nie jestem typem imprezowiczki.
Nie znosiłam klubów i dyskotek. Wolałam spędzić wieczór z książką w ręku albo oglądając
dobry film.
– Idziesz z nami i już – upierała się Nadia. – Od dwóch lat, odkąd Krzysiek odszedł z
tą smarkulą, nie wystawiłaś nosa z domu. Zachowujesz się, jakbyś była w żałobie.
– Daj spokój – burknęłam poirytowana. – Wiesz, że nigdy tego nie lubiłam.
– Co ci szkodzi wyjść na drinka? Może kogoś poznasz?
– Nadia, do cholery, nie chcę nikogo poznawać. Mam dość facetów! – powiedziałam
podniesionym głosem.
– Zamierzasz do końca swoich dni żyć w celibacie?
– Nie wiem. Nie myślę o tym. Pewna jestem jednego: nie zamierzam się angażować
emocjonalnie w żaden związek. Po wyczynach Krzyśka mam dość. Drugi raz nie chcę przez
coś podobnego przechodzić.
– To się nie angażuj. – Nadia uśmiechnęła się łobuzersko.
– Kiedy ty zrozumiesz, dziewczyno, że nie interesuje mnie przygodny seks? Znasz
mnie nie od dzisiaj. A samotne kobiety chyba w tym celu chodzą do klubów?
– Niekoniecznie. W porządku, rób, co chcesz, chociaż gdybyś nie była taka święta, to
może Krzysiek byłby dziś z tobą, a nie z tą całą Julią – podsumowała złośliwie.
– Nadia, to chwyt poniżej pasa! – wściekłam się.
– Przepraszam. – Przyjaciółka przytuliła mnie mocno. – Naprawdę, bardzo mi
przykro. Byłaś świetną żoną, obiadki i te sprawy. Mnie by się nie chciało.
– Wiem. – Roześmiałam się udobruchana. – Starałam się, a on zwyczajnie i banalnie
poleciał na młodszą laskę.
– Chodź dziś z nami. Wypijemy kilka drinków i wrócimy do domu – błagalnym tonem
poprosiła Nadia.
– Nie dajesz za wygraną. Dobrze, ale ten jeden, jedyny raz. I jeśli mi się nie spodoba,
odwalisz się ode mnie raz na zawsze.
– Nie obiecuję, ale przynajmniej się postaram – powiedziała Nadia.
Głęboko westchnęłam, pokiwałam z pobłażaniem głową, ale kilka godzin później
zawitałam z przyjaciółką i koleżankami do klubu. Dzień był ciepły, więc usiadłyśmy na
zewnątrz przy szerokiej drewnianej ławie. Grał jakiś zespół, kilka osób już tańczyło. Robiłam
dobrą minę do złej gry, trafiwszy w nie swoje klimaty. Byłam zła na siebie. Po jaką cholerę
uległam Nadii? Zmarnowany wieczór. Będę się tylko męczyć.
– Niezła nuta! – zawołała Laura. – Lubię standardy rockowe!
– Ty wszystko lubisz – wtrąciła Hania.
– Nie znoszę disco, a reszta ujdzie.
Zamówiłam zimne piwo, Nadia z Hanią po drinku, a Laura kieliszek białego wina.
Rozmowa się rozkręciła i nie byłam już tak poirytowana jak na samym początku. Alkohol
zrobił swoje.
Nadia z Hanią zamawiały kolejne drinki i w końcu zdecydowały się potańczyć.
Wkrótce dołączyła do nich Laura. Obserwowałam dziewczyny, popijając piwo. Bez nich
poczułam się jakoś niezręcznie, nie na miejscu. W klubie panował tłok, mimo tego odniosłam
wrażenie, że ktoś się na mnie gapi. Spojrzałam w bok. O cholera! Nie myliłam się. Przy
sąsiednim stoliku siedziała grupka młodych mężczyzn. Jeden z nich przyglądał mi się z
zaciekawieniem. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się szelmowsko.
Zawstydzona, szybko odwróciłam głowę. Na szczęście wróciły dziewczyny. Nadia i Hania
były już lekko wstawione.
– Widziałyście? – tajemniczo wyszeptała Nadia, wykonując dziwny ruch głową w
prawą stronę i wywracając przy tym oczami.
– Ja cię kręcę! – pisnęła Hania. – Urwał się z okładki magazynu mody?
– I gapi się w naszą stronę – wyszeptała konspiracyjnie Laura.
Domyśliłam się, o kim mowa. Gdy obróciłam się na chwilę w stronę sąsiedniego
stolika, by sprawdzić, kto dotyka mnie wzrokiem, zdążyłam dostrzec, jaki przystojny jest ów
nachalny obserwator. Ciemne, falowane włosy do ramion, piękna, męska twarz, a biała,
markowa koszulka podkreślała wspaniałą, lecz nieprzeładowaną muskulaturę. Siedział, ale
wiedziałam, że jest wysoki. Tylko co z tego? Tak naprawdę nic mnie to wszystko nie
obchodziło. Krzysiek też był przystojny, a potem okazał się zwyczajnym draniem. Może
gdyby był brzydalem, albo chociaż facetem przeciętnej urody, jakich wielu chodzi po ulicy, ta
gówniara Julka nie poleciałaby na niego.
Dziewczyny przez resztę czasu piały z zachwytu, a Nadia z Hanią zaczęły popisywać
się na parkiecie, dziwnie blisko stolika, przy którym siedział piękny nieznajomy. Zbliżała się
druga w nocy. Zespół zagrał ostatni kawałek i włączono muzykę z taśmy. Ludzie powoli
zbierali się do wyjścia.
– Wracamy do domu? – spytałam.
– A może przedłużymy imprezę? – wtrącił jakiś młody mężczyzna, stając znienacka
obok nas; towarzyszyło mu dwóch kolegów, w tym ów bosko przystojny.
– Chętnie – odparła Nadia. – Co wy na to, dziewczyny?
Hania i Laura w oczywisty sposób były podekscytowane propozycją.
– No to zapraszam do siebie.
– Dzwonimy po taksówki? – zainteresowała się Nadia. – Do jednej raczej nie
wejdziemy.
– Wejdziemy. Część osób może pojechać z Jonaszem. Wypił jednego drinka, kilka
godzin temu. – Mężczyzna wskazał brodą kolegę, który z bliska okazał się jeszcze
przystojniejszy. Prawdę mówiąc, Jonasz był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego
kiedykolwiek widziałam. Mimo to chciałam wracać do domu. Odciągnęłam Nadię na bok.
– Bawcie się dobrze. Ja wracam do domu – oznajmiłam. – Jestem potwornie
zmęczona i mam dość na dzisiaj.
– Zwariowałaś?! – Nadia była zła. – Zabawa się dopiero rozkręca! Czemu chcesz
wszystko schrzanić?
– Jedźcie i bawcie się dobrze. Schrzanię zabawę, jeśli pojadę z wami, bo mam
zwyczajnie dość. Czy ty nie możesz tego zrozumieć? – żachnęłam się.
– Razem przyjechałyśmy i razem powinnyśmy wrócić. O co ci chodzi? Jest weekend.
Nie idziesz jutro do pracy, nie będziesz także pracowała w domu. Zdążysz się wyspać.
Kątem oka zauważyłam, że Hania z Laurą i grupką młodych mężczyzn przyglądają się
nam z boku. Pewnie domyślili się, że nie mam zamiaru z nimi jechać.
– Nadia, takie imprezy u kogoś na chacie kończą się wylądowaniem z jednym albo
drugim facetem w łóżku. To nie dla mnie. Nie chcę tego i już! – prawie krzyknęłam.
– Obiecuję, że nie wylądujesz z nikim w łóżku i że rano odwiozę cię grzecznie do
domu – usłyszałam głos dobiegający zza moich pleców. Odwróciłam się i zaniemówiłam.
Podobnie zresztą jak Nadia. Obok stał Jonasz i wpatrywał się we mnie przymrużonymi
oczami.
– Chodź. – Złapał moją dłoń i pociągnął mnie za sobą. Byłam tak zaskoczona, że nie
zaprotestowałam. – Kto chce się jeszcze z nami zabrać, to do samochodu! – zawołał, nie
odwracając się za siebie.
Otworzył przede mną drzwi do auta.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin