Mary Williams - Odnaleziona córka.pdf

(1067 KB) Pobierz
Williams Mary
Odnaleziona córka
Za chwilę wyruszam w podróż w czasie. Kiedy przejdę przez odprawę
na lotnisku i wsiądę na pokład samolotu US Airways, lot numer 2748
przeniesie mnie do Oakland w Kalifornii, do miejsca, z którego uciekłam
prawie trzydzieści lat temu. Podejmowałam rozmaite wyzwania -
przemierzyłam kraj na rowerze, pracowałam pięć miesięcy w bazie
badawczej na Antarktydzie - ale unikałam wzruszeń.
Sześć lat temu zrezygnowałam z dobrze płatnej pracy, rozstałam się z
narzeczonym i sprzedałam trzypokojowe mieszkanie w Atlancie, porzucając
dostatni tryb życia na rzecz samotności, podróży i przygód. Teraz, kiedy już
jestem po czterdziestce, przez pół roku pracuję dla parków federalnych i
organizacji non profit z całego kraju, wykonując nietypowe prace, takie jak
prowadzenie informacji turystycznej, sprzątanie szlaków i udział w
badaniach. Często mieszkam w kwaterach z naukowcami, marzycielami i
obieżyświatami. Resztę czasu spędzam na wygnaniu, które sama sobie
narzuciłam, w moim maleńkim mieszkanku w Arizonie, najszczęśliwsza,
kiedy jestem sama - mogę wędrować, czytać albo oglądać YouTube.
Najbardziej interesują mnie filmy o nakładaniu makijażu i stylizacji włosów,
chociaż sama rzadko używam kosmetyków, a włosy mam
pięciocentymetrowej długości; lubię tematy kobiece, ale nie przepadam za
zamieszaniem, jakie wprowadzają prawdziwe koleżanki. Sceptycznie
podchodziłam do Facebooka, kiedy jednak kolega na odludnej Alasce
pokazał mi ten portal, przekonując, że przy moim samotniczym trybie życia
byłby idealny do podtrzymywania kontaktów, postanowiłam spróbować.
Tak odnalazłam Neome Banks, której nie widziałam od dzieciństwa. I
dlatego właśnie powracam do Oakland. Chcę zobaczyć miejsce, które mnie
ukształtowało, odnaleźć ludzi, których pozostawiłam. Na nowo odkryć
rodzinę.
Kiedyś słyszałam, że rodzina jest jak czekolada z bakaliami - głównie
słodka, z niewielkim dodatkiem orzechów. Ale można ją też porównać do
państwa. Po okresie dobrobytu może pogrążyć się w bezsensownym
konflikcie, ukochani przywódcy dają się skorumpować, a obywatele są
zdezorientowani, bici, gwałceni, mordowani. Niektórzy nie mają gdzie się
podziać i szukają schronienia. Wiem, bo kiedyś miałam taką rodzinę.
Potrzebowałam kilku dziesiątek lat, żeby pogodzić ze sobą chwile spokoju,
rozpaczy i odrodzenia, żeby podjąć decyzję o rozejmie, dzięki któremu w
końcu z zabliźnionymi ranami mogłam powrócić do domu - i zobaczyć, co
da się uratować.
Słowo „dom" w moich ustach brzmi dziwnie, ma gorzkawy posmak
jak ten, który pozostaje na języku długo po posiłku. Mieszkałam w wielu
miejscach, ale domem zawsze było Oakland. Przygotowując się do podróży,
intensywnie studiuję w lustrze swoją twarz, bo niedługo znajdę się wśród
ludzi, których twarze są odbiciem mojej. Ale przede wszystkim moje myśli
krążą wokół tego, jak wyglądało moje życie, zanim zostały z niego zgliszcza
jak po wybuchu bomby atomowej.
Rozdział 1
Urodziłam się w Kaiser Hospital w Oakland w Kalifornii. Był rok 1967
i poza moją bolesną, krwawą walką, żeby uwolnić się z łona matki, wiele się
działo. Świat ogarnięty był szalejącą burzą przemocy, rewolucyjnym
ferworem, wolnością seksualną i twórczą ekspresją. Wojna w Wietnamie
trwała w najlepsze, liczba amerykańskich żołnierzy w czynnej służbie
sięgała prawie pół miliona. W całych Stanach Zjednoczonych zaciekle
protestowali przeciwnicy wojny. Jednym z nich był Muhammad Ali, który w
tym właśnie roku został pozbawiony tytułu mistrza świata w boksie za
odmowę służby wojskowej. Izrael był w wyjątkowo bojowym nastroju,
prowadził wojnę z Syrią, Egiptem i Jordanią. W miastach całej Ameryki
wybuchały zamieszki i dochodziło do grabieży. Popularność zaczęła
zdobywać marihuana. Beatlesi stali się numerem jeden na świecie, podobnie
jak minispódniczki, buty go-go i (na krótki czas) ubrania z papieru.
Wśród tej przemocy, seksu, narkotyków, rock and rolla, kiczowatej
mody i długiego, upalnego lata miłości, matka zdołała mnie bezpiecznie
donosić i urodziła w piątek, trzynastego października.
Moje narodziny nie zostały uwiecznione na żadnym zdjęciu. Nie z
powodu obojętności rodziców, byłam po prostu piątą z kolei dziewczynką w
gromadce córek. Mojemu pojawieniu się towarzyszyły pewnie emocje takie
jak te, kiedy po raz piąty ogląda się ulubiony film - z przyjemnością, ale bez
podniecenia i przejęcia, jakie odczuwa się przy wcześniejszych seansach.
Nazwano mnie Mary Lawanna - moja matka miała na imię Mary, ale
używałam drugiego imienia. Rok po mnie przyszedł na świat braciszek, jego
urodzenie - jako długo wyczekiwanego chłopca - wywołało wielkie
poruszenie. Dla mnie był zawiniątkiem z siusiakiem - uzurpatorem, który
pozbawił mnie atrakcyjnej roli najmłodszego dziecka w rodzinie.
Moja matka była kucharką. W najwcześniejszych wspomnieniach
pochyla się nad parującym kotłem zupy, gotowa nakarmić grupę Panter,
która zebrała się w miejscowym klubie osiedlowym, żeby podzielić się
najświeższymi wiadomościami o konfliktach z policją albo omówić strategie
poprawy poziomu edukacji w prowadzonej przez Pantery szkole
podstawowej. Sprzedawała też na ulicy partyjną gazetę, „The Black
Panther", po dwadzieścia pięć centów za egzemplarz.
Mój ojciec rzucił pracę spawacza, żeby przyłączyć się do Czarnych
Panter. W militarnej hierarchii partii był kapitanem. Brał udział w jednym z
najbardziej kontrowersyjnych programów, zbrojnym patrolu obywatelskim.
Wraz z innymi Panterami, pracując na dwunastogodzinne zmiany w dzień i
w nocy, śledził samochody policyjne i prowadził piesze patrole, żeby bronić
każdego czarnoskórego w starciu z policją.
Oakland w Kalifornii było ogniskiem społecznego wstrząsu, który dał
początek ruchowi Czarnych Panter. Moi rodzice byli członkami Partii
Czarnych Panter - organizacji założonej w Oakland w połowie lat
sześćdziesiątych, która miała powstrzymać przemoc policji wobec
Afroamerykanów i starała się pomóc pozbawionym pracy, wykształcenia i
opieki zdrowotnej.
Rewolucja, której skutkiem były krwawe strzelaniny pomiędzy policją
a nami, w moim wczesnym dzieciństwie była codziennością. Od moich
narodzin w 1967 roku do 1969 w całym kraju starcia policji z Panterami
zakończyły się śmiercią dziewięciu funkcjonariuszy policji i
pięćdziesięcioma sześcioma rannymi. Po stronie Panter zginęło dziesięć
osób, liczba rannych nie jest znana - nie prowadzono statystyk, a trzysta
czterdzieści osiem osób zostało aresztowanych.
Wzajemna wrogość nasiliła się po tym, jak J. Edgar Hoover,
późniejszy dyrektor FBI, wygłosił swoje niechlubne oświadczenie, uznając
Pantery za „największe zagrożenia dla wewnętrznego bezpieczeństwa
kraju".
Po tej proklamacji prokurator generalny USA John Mitchell utworzył
Brygadę Pantery, która zaczęła przeprowadzać policyjne naloty w stylu:
„najpierw strzelaj, potem pytaj", jak ten w Chicago, w którym zginęli Fred
Hampton i Mark Clark.
Kiedy miałam jakieś trzy lata, pamiętam, jak ukrywaliśmy się w
piwnicy domu w czasie konfrontacji policji z Panterami.
Słyszałam w górze tłuczone szkło, ciężkie kroki i krzyki tłumione
przez odległość i deski podłogi. Trzymała mnie mocno jakaś kobieta (nie
moja matka), a dookoła mnie były tylko inne dzieci, płaczące i kwilące.
Kobieta, która mnie trzymała, przez cały czas kołysała mnie i głaskała po
głowie, szepcząc: „ Cśś, dziecko". Ale co ciekawe, nie przypominam sobie,
żebym się bała. Właściwie lubiłam poczucie niepewności, obecność ciał w
wilgotnym mroku, uczucie napięcia w powietrzu. To dobre wspomnienie.
Kiedy FBI zaczęło coraz bardziej gnębić członków partii
zastraszeniami, aresztowaniami i zabójstwami, niektórzy członkowie Panter
uciekli na wygnanie do innych krajów albo zeszli do podziemia. Kiedy, jak
dorośli mówili rzeczy w stylu:
„Wiesz, że siostra Taka-i-Taka zeszła tydzień temu do podziemia?",
pojawiała mi się w głowie cała masa dziwnych obrazów. Wyobrażałam
sobie członków Panter mieszkających przy świetle świecy w piaszczystych
tunelach, drżących w ciemnościach, żywiących się zwisającymi korzeniami
warzyw jak przerażony Królik Bugs ukrywający się przed Elmerem
Fuddem.
Zastanawiałam się, czy mój ojciec, który pojawiał się w domu coraz
rzadziej, był naprawdę w podziemiu. Z ulgą dowiedziałam się, że mój coraz
Zgłoś jeśli naruszono regulamin