2015-06-13 NaszDziennik.pl - Totemy Freuda (cz. 4).pdf

(146 KB) Pobierz
Totemy Freuda (cz. 4)
Sobota, 13 czerwca 2015 (03:12)
Freud wychodzi w psychoanalitycznej interpretacji małżeństwa i rodziny od
„Darwinowskiego pierwotnego stada”, w którym, według „hipotezy Ch. Darwina o
pierwotnym stanie człowieka” i jego pochodzeniu od „wyższych małp”, albo „człowiek żył
[…] w mniejszych stadach”, tj. „każdy mężczyzna z jedną kobietą, a jeżeli miał władzę, to z
wieloma”, albo „nie był żadnym zwierzęciem społecznym i żył z wieloma kobietami jak
goryl”. Co jest zatem u Freuda ostateczną przyczyną małżeństwa i rodziny?
„Eros” jako praprzyczyna
Jedno jest dla twórcy psychoanalizy pewne – iż wskutek zakwestionowania przez niego
istnienia prawdziwego Boga Objawienia jako Stworzyciela człowiek nie jest stworzony
przez Boskiego Kreatora, lecz jest produktem materii samorozwijającej się ewolucyjnie
poprzez makromutację i selekcję, czyli uśmiercanie niższego gatunku, by mógł zrodzić się
gatunek wyższy z niższego, czyli by ze zwierzęcia mógł narodzić się człowiek, ale według
Darwina i Freuda, jako „spokrewniony” ze światem zwierząt. Tenże „pierwotny człowiek
[…] w jego podobnym do małpy praczasie przyjął zwyczaj tworzenia rodzin” w sensie
oczywiście „stadnym” i dlatego też „ludzkie indywidua, później rodziny, potem rody,
narody, nacje” są przejściowymi produktami „erosu”. Ale na pytanie, po co one są
„seksualnie połączone razem”, Freud najpierw nie znajduje odpowiedzi: „Nie wiemy, po
co” istnieją, by ostatecznie odpowiedzieć, że tym celem jest ich bezpowrotne uśmiercenie.
Co stanowi zatem naturę psychoanalitycznego małżeństwa czy rodziny?
„Zaspokojenie” zamiast miłości
„Prawdopodobnie założenie rodziny związane było z tym, że potrzeba zaspokojenia
genitalnego wystąpiła nie jako gość”, tzn. od czasu do czasu, „lecz […] jako permanentny
najemca”, który z „mężczyzn” i „kobiet” uczynił sobie „przedmioty seksualne”. Nikt z ludzi
nie jest dla Freuda osobą, zresztą jeżeli chce on konsekwentnie zaaplikować pryncypia teorii
ewolucji Darwina, to człowiek nie jest nawet jakąś istotą duchową, lecz tylko materialną,
czyli zmysłową, i dlatego w samym centrum psychoanalitycznej koncepcji człowieka Freud
stawia go jako syntezę „popędów seksualnych”.
Psychoanaliza nie pojmuje człowieka jako podmiotu rozumnego i wolnego. Według Freuda,
żaden człowiek nie może powiedzieć: „Ja […] biorę ciebie […] za żonę”, „za męża”.
Dlaczego? Ponieważ dla niego nie istnieje dusza ludzka jako coś duchowego z rozumem i
wolną wolą, przez co każdy może artykułować swoją suwerenną podmiotowość: „Jedna
zresztą nieuchwytna różnica istoty obydwóch grup popędów [popędów seksualnych i
popędów ’ego’]”, do czego „brakuje nam każdego motywu”, a przede wszystkim
niezależnie od tego, czy są „jednym”, czy „istotnie różnorodnym”, to i tak zależy to „od
faktów biologicznych poza nimi”, ponieważ wszystko jest wyłącznie materią.
Twórca psychoanalizy wyznaje: „Doświadczenie, że płciowa (genitalna) miłość gwarantuje
człowiekowi najmocniejsze przeżycie zadowolenia, istnieje dla niego jako właściwie wzór
dla wszelkiego szczęścia”, stąd „musi” prowadzić do „postawienia erotyki genitalnej w
centralnym punkcie życia”. To oznacza, iż „popęd seksualny” wyraża naturę, względnie
istotę relacji pomiędzy mężczyzną i kobietą, co jest sprzeczne z chrześcijańską nauką o
małżeństwie, gdzie zjednoczenie cielesne małżonków dokonuje się na gruncie ich „miłości,
wierności i uczciwości małżeńskiej”, czyli po pierwsze, na gruncie zjednoczenia dusz i osób
małżonków, a po drugie, także poprzez wpisanie swojej ludzkiej miłości małżeńskiej w
realną Obecność Miłości Trójjedynego Boga, co u Freuda z wiadomych racji także jest
systemowo wykluczone, bowiem „nakaz: Miłuj twojego bliźniego jak siebie samego” jest
„nieprzeprowadzalny”, czyli absolutnie niemożliwy w praktyce życia do zrealizowania.
Co więcej, Freud twierdzi, że „nakaz ideału, aby miłować bliźniego jak siebie samego”,
został wymyślony przez „kulturę” człowieka w celu „ograniczenia życia seksualnego”, ale
jako taki (ideał) jest „bardzo sprzeczny” z jego „pierwotną naturą ludzką”, ponieważ drugi –
obojętnie czy kobieta, czy mężczyzna – okazuje się tylko „przedmiotem seksualnym”.
Freud wyznaje dalej: „Tak, jeżeli tamto wspaniałe przykazanie brzmiałoby: Miłuj twojego
bliźniego jak twój bliźni miłuje ciebie, to nie sprzeciwiłbym się. Istnieje drugie przykazanie,
które wydaje mi się jeszcze bardziej nieuchwytne i wyzwala we mnie jeszcze ostrzejszy
sprzeciw. To nazywa się: Miłuj twoich nieprzyjaciół”, które muszę „odrzucić”, bo to jest
„podobny przypadek jak Credo quia absurdum”. Dlatego Freud postuluje psychoanalityczne
pojęcie „miłości” jako „związku pomiędzy mężczyzną i kobietą, którzy na podstawie ich
potrzeb genitalnych założyli rodzinę”.
Praojciec jako tyran
Teza Freuda o tym, iż „pierwotny człowiek […] nie znał żadnych ograniczeń popędów”,
załamuje się, według niego, na sprzecznej postawie praojca, który w swojej
niesprawiedliwości zakłócił zasadniczo tę regułę w stosunku do swoich własnych synów.
Na tym etapie rozwoju rodziny seksualna „swawola najważniejszej głowy i ojca była
nieograniczona”, ponieważ ten pierwotny ojciec tyrański – według przyjętego przez Freuda
mitu – zarezerwował wyłącznie dla siebie wszystkie kobiety na świecie, a swoich synów
uciskał: „Tylko najważniejsza głowa cieszyła się w pierwotnej rodzinie taką wolnością
popędu”, natomiast „inni żyli w niewolniczym ucisku” i nie wolno im było zakładać
własnych małżeństw i rodzin jako wspólnotowych ognisk domowych.
Skutek zabójstwa ojca tyrana
Według tegoż mitu Freuda o praojcu, synowie ci zbuntowali się przeciwko prześladującemu
ich ojcu i ostatecznie go zabili, ale negatywnym skutkiem tego aktu stała się ich rzekomo
całkowita „wstrzemięźliwość” od zawierania przez nich związków małżeńsko-rodzinnych z
kobietami: „Od tej rodziny” z ojcem tyranem jako „głową” „do następnego poziomu
współżycia prowadził związek braci”, którzy po uśmierceniu ojca zobowiązali się wskutek
„poczucia winy” do „egzogamii”.
Wstrzemięźliwość nie przynależy w psychoanalizie do ładu relacji przedmałżeńskich,
małżeńsko-rodzinnych czy międzyludzkich w ogóle w celu prokreacji, względnie okazania
miłości drugiemu współmałżonkowi na drodze budowania holistycznej komunii osobowej,
lecz jest skutkiem nadużycia ze strony praojca. Takim negatywnym skutkiem jest też np.
powstanie „sumienia”, będącego „następstwem rezygnacji z popędu”. Gdzie jest źródło
sprzeczności w samym człowieku i pomiędzy innymi ludźmi?
„Dziecko” – „zbędne albo zakłócające”
Freud stawia także pytanie o miejsce dziecka w ramach jego psychoanalizy. Skoro zatem,
według niego, w życiu ludzkim chodzi przede wszystkim o zaspokojenie „seksualności”, to
„na wysokości stosunku miłości nie pozostaje żadne zainteresowanie dla otoczenia: para
miłości wystarcza sobie samej, nie potrzebuje żadnego wspólnego dziecka, ażeby być
szczęśliwa”, ponieważ skoro „miłość seksualna jest relacją pomiędzy dwiema osobami”, to
faktycznie „trzeci przy tym może być tylko zbędny albo zakłócający”.
Dziecko jest więc wyłącznie imperatywem „kultury”, która potrzebuje dla nauki, sztuki,
moralności, gospodarki i religii „wielu relacji”, czyli potrzebuje rodziny z dziećmi, ale w
momencie gdy dziecko dojrzało do bycia „młodym” człowiekiem, „odłącza się od rodziny”,
w czym „wspiera go społeczeństwo”. Tak oto dochodzi do „konfliktu” pomiędzy „rodziną,
która jednak nie chce oddać jednostki”, a „kulturą, gromadzącą ludzi w wielkich
jednostkach”, aby bez żadnych przeszkód moralnych mogli urzeczywistniać niczym
nieograniczone „życie seksualne”. Dlatego też rewolucja kulturowa neomarksizmu zwalcza
totalnie małżeństwo i rodzinę.
„Tak” dla kazirodztwa i homoseksualizmu
Freud krytykuje zasadniczo Westermarcka, który sądził w 1909 roku, iż „pomiędzy
osobami” spokrewnionymi „panuje wrodzona niechęć do stosunku płciowego” oraz „wstyd
przed współżyciem płciowym pomiędzy bliskimi krewnymi, co znajduje naturalny wyraz w
obyczaju i prawie”. Radykalnie przeciwko temu opowiada się Freud, który – powołując się
na rzekome „doświadczenia psychoanalizy” – stwierdza, że „pierwsze seksualne odruchy
młodego człowieka mają naturę incestu [kazirodztwa – wyj. red.] i że takie wyparte odruchy
jako moce popędowe odgrywają trudną do przecenienia rolę w późniejszych neurozach”.
Także „homoseksualne uczucia i zachowania” ludzkie powstały, według Freuda, ze względu
na „zakaz incestu, w którym oni wszyscy (bracia po zabiciu ojca) równocześnie
zrezygnowali z pożądanych przez nich kobiet”. Oni „uratowali organizację, która ich
uczyniła mocnymi”. Dlatego dla Freuda „nie ma żadnego sensu pytać, czy libido, które
utrzymuje masy razem, jest natury homoseksualnej lub heteroseksualnej, ponieważ nie jest
ona zróżnicowana według płci i nie zwraca uwagi w szczególności na cele organizacji
genitaliów libido”.
Od rodziny do ludzkości
Według psychoanalizy, „kultura jest posłuszna wewnętrznemu erotycznemu napędowi,
który jednoczy ludzi w jedną wewnętrznie powiązaną masę”, co jest możliwe na „drodze
wciąż wzrastającego wzmacniania uczucia winy” aż do takiego stopnia, który „jednostka
uznaje za ciężki do zniesienia”. Kultura ma więc za zadanie zniesienie małżeństwa jako
sakramentu, jako związku jednej kobiety z jednym mężczyzną oraz nabudowanej na nim
rodziny. Neomarksiści z Frankfurtu nad Menem, którzy usiłowali za wszelką cenę
„udowodnić” „naukowość psychoanalizy”, doprowadzili na jej gruncie do obecnie
ogólnoświatowej rewolucji seksualnej, której kropką nad „i” jest ideologia gender.
Zamiast odwagi dezercja Freuda
Kimkolwiek człowiek jest i cokolwiek czyni w małżeństwie, narodzie etc., jest niczym
innym jak „wyrazem ambiwalencji konfliktu, wiecznego konfliktu pomiędzy erosem i
popędem destrukcji albo śmierci”, a wszystko, co jest na świecie w ogóle, jest tylko tego
uzewnętrznieniem. Freud sam przyznaje, iż „nie jest rzeczywiście decydującym, czy zabito
ojca, czy się powstrzymano przed tym czynem” („Das Unbehagen in der Kultur”), ponieważ
wszystkie skutki negatywne mają i tak inną przyczynę niż sam człowiek, który jest
wyłącznie „częścią” tych nadmienionych „popędów”: „seksualnego” i „śmierci”.
Z jednej strony Freud gani Dostojewskiego jako wielkiego konwertytę chrześcijańskiego:
„Dostojewski zaprzepaścił to, by stać się nauczycielem i wyzwolicielem ludzi”, ponieważ
ostatecznie „podporządkował się światowemu i duchownemu autorytetowi”, czyli
autorytetowi „cara i Boga chrześcijańskiego”. Z drugiej jednak strony, jak się okazuje sam
Freud – z racji zasadniczej niepewności własnej ideologii w postaci psychoanalizy –
przeżywa tak głęboki dramat istnienia, że ucieka się do tchórzostwa egzystencjalnego, gdy
sam wyznaje: „Zanika moja odwaga, aby stanąć przed współludźmi jako prorok” w „walce”
„wiecznego erosu” z jego „równie nieśmiertelnym wrogiem” „popędem agresji i
samounicestwienia”. To stwierdzenie twórcy psychoanalizy najprecyzyjniej neguje
zasadność myślenia Zygmunta Freuda m.in. na temat Boga oraz małżeństwa i rodziny i
stawia go w szeregu największych niszczycieli rzeczywistości ludzkiej w dotychczasowych
dziejach ducha ludzkiego w ogóle.
Ks. prof. Tadeusz Guz, kierownik Katedry Filozofii Prawa KUL
Artykuł opublikowany na stronie:
http://www.naszdziennik.pl/mysl/138685,totemy-freuda-cz-4.html
Zgłoś jeśli naruszono regulamin