2015-07-11 NaszDziennik.pl - Małżeństwo i rodzina według Kanta (cz. 4).pdf

(198 KB) Pobierz
Małżeństwo i rodzina według Kanta (cz. 4)
Sobota, 11 lipca 2015 (01:19)
Rozumienie „małżeństwa” i „rodziny” oraz „prawa małżeńskiego” według Kanta
uzależnione jest od jego subiektywistycznego pojęcia Boga, prawa i moralności jako
„postulatów” sumienia ludzkiego. Skoro „wszystkie zdania prawne są zdaniami a priori,
ponieważ są one zdaniami rozumu” „czystego” i „praktycznego”, a więc de facto są
relatywne, to powstaje pytanie, jak Kant konkretyzuje swoje pojęcie instytucji małżeństwa i
rodziny?
Małżeństwo jako „wspólnota płciowa”
Kant definiuje małżeństwo w sensie prawnym w następujący sposób: „Wspólnota płciowa
(commercium sexuale) jest obustronnym używaniem, które jeden człowiek czyni z
organami płciowymi i władzami drugiego (usus membrorum et facultatum sexualium
alterius)”. To jest efekt fenomenalizmu, subiektywizmu i dualizmu Kanta w określaniu
człowieka jako kobiety i jako mężczyzny, którzy najpierw są tylko „zewnętrznymi”
„fenomenami” (Erscheinungen) i jako tacy podlegają w myśleniu Kantowskim w swoim
małżeństwie jako „matrimonium” „prawu”, nazywającym ich związek jako „zjednoczenie
dwóch osób różnych płci na całożyciowe obustronne posiadanie ich właściwości
płciowych”. Prawo reguluje wyłącznie sferę cielesności człowieka, ponieważ sferę
duchowości Kant usiłuje regulować za pomocą kategorycznego imperatywu, co jest domeną
już tylko moralności, a nie prawa.
To cielesne i „wzajemne używanie” płciowości mężczyzny i kobiety może być według
niego albo „naturalne”, „poprzez które może zostać poczęty im równy” człowiek, czyli
dziecko, albo „nienaturalne”, a takie z kolei może być „z osobą tej samej płci” albo „ze
zwierzęciem”, które Kant klasyfikuje jako „crimina carnis contra naturam” i powinno być
adekwatnie usankcjonowane przez prawo karne. Problem Kanta polega z jednej strony na
braku zakorzenienia „wspólnoty” małżeńskiej w duchowości osób małżonków, czyli w ich
rozumie, pamięci oraz w wolnej woli, a z drugiej strony na braku wspólnoty z
transcendentnym Bogiem jako Stwórcą małżeństwa. Z tych dwóch najważniejszych racji
Kant określił małżeństwo jako wyłącznie „wspólnotę” cielesną. Jaki status prawny posiada
tak pojęte małżeństwo?
Małżeństwo jako tylko „umowa”
Najważniejsze dla Kanta jest, zupełnie podobnie jak dla Marcina Lutra, by na gruncie
„warunku żądzy do obustronnego użytku ich właściwości płciowych” mężczyzna i kobieta
zawarli „umowę małżeńską”, która nie powinna być „żadną dowolną”, lecz określoną przez
„prawo konieczną umową, tj. jeżeli mężczyzna i kobieta chcą używać wzajemnie ich
właściwości płciowych, to muszą koniecznie zawrzeć małżeństwo i to jest według ustaw
prawnych czystego rozumu konieczne”. Wykluczone jest dla Kanta uznanie małżeństwa za
sakrament Kościoła, co jest dla niego samo w sobie najgorszym zabobonem.
„Małżeństwo” jako „umowa dopełniona zostaje przez małżeńskie współżycie (copula
carnalis)”. Nieważna jest taka umowa, która zawierana jest „z ukrytą zgodą” „cielesnej
wstrzemięźliwości” obydwojga, a także wtedy, gdy „ze świadomością jedna lub obydwie
części są do tego niezdolne”. Kant nazywa to „umową symulowaną”, która nie tworzy
małżeństwa.
„Nabycie małżonki albo męża nie dokonuje się więc facto (przez współżycie) bez
uprzedniej umowy, ale także nie pacto (przez po prostu umowę małżeńską bez
następującego po niej współżycia), lecz tylko lege, tj. jako następstwo prawne” do
„obopólnego posiadania osób” we „wspólnocie płciowej”, która „swoją rzeczywistość
otrzymuje tylko przez również obustronne używanie osobliwości płciowych”.
Miłość nie jest fundamentem
Kant redukuje cnotę miłości jako doskonałą postawę duchowej wolnej woli osoby ludzkiej
do sentymentu, czyli do zmysłowego uczucia: „Miłość jest rzeczą odczucia (Empfindung),
nie woli i ja nie mogę miłować, ponieważ chcę, jeszcze mniej, ponieważ powinienem (do
miłości być przymuszonym (genötigt); przeto obowiązek miłowania nie jest rzeczą
(Unding)”. Dlatego miłość nie może stanowić podstawy ani celu dla wspólnoty małżeńskiej
i rodzinnej, ponieważ moralność Kanta jest moralnością „obowiązku”, a skoro „wszelki
obowiązek jest przymusem” „według prawa”, to jeżeli „coś czyni się więc z przymusu, to
nie dzieje się z miłości”.
Do przykazania miłości bliźniego Kant wprowadza istotną zmianę: „Jeżeli więc mówi się:
Miłuj bliźniego swego jak siebie samego, to nie mówi się: Ty powinieneś bezpośrednio
(najpierw) miłować i za pośrednictwem tej miłości (potem) czynić dobrze, lecz: Czyń
twojemu bliźniemu dobrze, a to dobre czynienie wywoła w tobie miłość (jako sztukę
skłonności do dobrego czynienia w ogóle)!”. Miłość nie jest pojęta u Kanta jako przyczyna
czynu, lecz jako skutek w sensie nie cnoty, lecz wspomnianego uczucia sentymentalności
względem bliźniego, co jest zasadniczym rozminięciem się Kanta z chrześcijańską nauką o
miłości ludzkiej oraz o miłości jako Boskiej cnocie wlanej w naszą wolną wolę.
Monogamia z racji „równości posiadania”
Według Kanta, „wzajemne posiadanie się” zarówno w sensie „osób”, jak i „równości
posiadania” jest realnie możliwe „tylko w monogamii”, ponieważ w „poligamii zdobywa
osoba, która się oddaje, tylko jedną część tego, któremu ona cała przypada i czyni się przez
to po prostu rzeczą”. A przecież, Kant argumentuje, jeżeli człowiek – mąż lub żona –
„nabywa jeden członek w człowieku”, to jest to „równocześnie nabycie całej osoby –
ponieważ ta jest absolutną jednością”, stąd wniosek jego jest prosty: „oddanie i przyjęcie
płciowości dla przyjemności drugiego nie tylko jest jedynie dopuszczalny pod warunkiem
małżeństwa, lecz także pod tym samym warunkiem możliwy”.
„Konkubinat” jako „urzeczowienie” człowieka
Kant jest przeciwko konkubinatowi, ponieważ dochodzi do niego z racji „urzeczowienia
osoby dla jednorazowej przyjemności (pactum fornicationis)”. To „urzeczowienie” „jednego
członka do używania drugiego” jest z racji „nierozdzielnej jedności członków w jednej
osobie” procesem zredukowania samej osoby do „rzeczy swawoli drugiego; stąd każda
część może znieść zawartą umowę (konkubinacką) z drugą, jak mu się podoba” bez
żadnych możliwości wniesienia „zażalenia” prawnego.
Dzieci nie są koniecznym „celem” małżeństwa
Kant mniema, iż „celem natury” ludzkiej jest „spłodzenie i wychowanie dzieci”, do którego
„ona (natura) wszczepiła skłonność płci do siebie nawzajem”. Zdumiewająca jest jednak
przy tym opinia filozoficzno-prawna Kanta, który myśli, że dla „człowieka, który zawiera
małżeństwo”, a rzekomo „musi powziąć sobie ten cel”, taka finalność małżeństwa nie jest
konieczna do „prawości tego jego zjednoczenia” małżeńskiego. Dlaczego? Ponieważ jeżeli
powołanie dzieci do istnienia byłoby koniecznym warunkiem do ważności prawno-moralnej
węzła małżeńskiego, to wtedy kiedy możliwość bytowa „spłodzenia dzieci zanika,
małżeństwo rozwiązałoby się równocześnie samo przez się”. To jest sprzeczne z katolicką
nauką o małżeństwie, która jako warunek ważnie zawartego małżeństwa stawia „gotowość
do przyjęcia i wychowania potomstwa, którym Bóg obdarzy” małżonków.
„Prawo rodziców”
Z samego aktu „płodzenia w tej wspólnocie” małżeńskiej wynika „obowiązek utrzymania i
zatroszczenia się” o ich „dzieci jako osoby”, które „tym samym nie mają prawa
dziedziczenia, lecz pierwotnie wrodzone prawo do opieki przez rodziców, aż będą w stanie
utrzymać się same”. Jest to „prawo (lege) bezpośrednie, tj. bez tego, że pożądany jest jakiś
szczególny akt prawny” np. ze strony państwa. „Spłodzony” człowiek jest według Kanta
„osobą”, ale patrząc od strony samego poczęcia, nawet wtedy, gdyby przyjęło się tezę o
tym, iż „Bóg stwarza wolne istoty”, „nie jest on wolny”. Takim jest on pojęty tylko w
„moralno-praktycznym” aspekcie „imperatywu kategorycznego”, czyli subiektywistycznie,
a nie obiektywnie, jak uczy Kościół katolicki. „Koniecznie” należy uznać, że dziecko
przychodzi na świat „bez jego zgody”, ale „własną mocą” rodziców, stąd ich
„zobowiązanie” prawne tak dalece, jak to jest „dla ich sił” możliwe, troszczyć się o ich byt
oraz by go „nie zniszczyć albo też przekazać tylko przypadkowi”, ponieważ dziecko jest nie
tylko „istotą świata, lecz także obywatelem świata”, nie mówiąc już w sensie biblijno-
eklezjalnym jako „dziecku Boga”, o czym jednak Kant tak nie myśli.
Ten „obowiązek” stanowi podstawę dla „prawa rodziców do władania i kształcenia dziecka”
tak długo, jak długo nie potrafi ono samo „używać rozumu” czy innych „członków”
swojego człowieczeństwa. Stosowne „odżywianie i troska o jego wychowanie”
charakteryzuje rodziców prawych, ażeby ich dziecko mogło się „samo pragmatycznie” i
„moralnie” „w przyszłości utrzymać i rozwijać”, w przeciwnym razie „wina” za „jego
zaniedbania spadłaby na rodziców”. To wszystko rodzice powinni czynić aż do „czasu
emancypacji” dzieci, czyli do ich wyjścia z domu.
Małżonkowie i dzieci jako „rzeczy”?
Wprawdzie Kant nadmienia człowieka jako „osobę”, ale interpretuje „dzieci” jako „równe
rzeczom w posiadaniu rodziców”. Unika on przypisania tego prawa rodzica do dziecka do
dziedziny „prawa rzeczowego”, ale nie zamieszcza go też w dziedzinie „prawa osobowego”,
względnie cywilnego, lecz proponuje, by traktować je jako „prawo osobowe, ale rodzaju
rzeczowego”, które według Kanta „koniecznie musi być dodane do prawa rzeczowego i
osobowego”, co filozof z Królewca ilustruje porównaniem „zagubionych dzieci” do
„zagubionych zwierząt domowych”. Tamte i te wolno traktować rodzicom jak „rzeczy”.
Problem urzeczowienia istnieje także w pojęciu małżeństwa w myśli Kanta: „Ja mogę
kobietę, dziecko” „posiadać przez moją […] wolę jak długo oni […] istnieją”, a więc
„prawnie: oni przynależą do mojego mienia”. On nie ukrywa, iż „nabycie” współmałżonka
oznacza w praktyce małżeństwa traktowanie go jako „równego rzeczom”, które się
„nawzajem nabywają” w aktach intymnego „naturalnego użycia” siebie nawzajem. Kant
zalicza to prawo do „prawa osobowego”, ale na sposób prawa „rzeczowego”, co jest
przejawem jego idealistycznej instrumentalizacji bytu człowieka jako osoby. Jakże aktualne
są te stare już tendencje przesunięcia prawa małżeńsko-rodzinnego z cywilistyki do prawa
rzeczowego.
Rozpad rodziny jako naturalny skutek
„Dzieci domu, które razem z rodzicami tworzyły rodzinę” po dojściu do „pełnoletniości”
oraz do „zdolności utrzymania się samemu”, „wypowiadają ich dotychczasową zależność” i
„stają się ich własnymi panami (sui iuris)” „bez szczególnego aktu prawnego”. Ponadto
„dzieci […] nie są rodzicom za ich wychowanie nic dłużni” i na tej drodze dochodzi do
„rozwiązania domowej społeczności, która była konieczna według prawa”. Poprzez to
dzieci „zdobywają ich naturalną wolność”, zaś rodzice „ponownie ją odzyskują”, co tym
samym oznacza faktyczny rozpad rodziny. A przecież w świetle klasycznego prawa
naturalnego należy uwzględnić, iż dzieci poprzez fakt bycia współuprzyczynowionymi
przez swoich rodziców na wieki pozostaną „zależne” w bycie zarówno od Boga Stwórcy,
jak i swoich rodziców, co oznacza, że rodzina nigdy nie powinna się rozpaść, lecz ma swoją
eschatologiczną przyszłość, ale pod warunkiem przeżywania tu i teraz (hic et nunc) jej
sakramentalnej więzi z Panem wszechrzeczy, by dostąpić w wieczności pełnego oglądu
Boskiego Oblicza i każdego innego bytu niebiańskiego w rzeczywistym, a nie zasadniczo
zdeformowanym w sensie Kantowskiego idealizmu „Królestwie Boga”.
Ks. prof. Tadeusz Guz, kierownik Katedry Filozofii Prawa KUL
Artykuł opublikowany na stronie:
http://www.naszdziennik.pl/mysl/140239,malzenstwo-i-rodzina-
wedlug-kanta-4.html
Zgłoś jeśli naruszono regulamin