Agnieszka Krawczyk - Kamienica pod Szcześliwą Gwiazdą.pdf

(2252 KB) Pobierz
1.
Wielkie wydarzenia powodujące nieodwracalne zmiany w życiu czasami
zaczynają się od nic nieznaczącej sytuacji. Takiej jak ta, która miała miejsce
w połowie lutego przed kamienicą przy ulicy Gwiaździstej na krakowskich
Dębnikach.
Najpierw podjechał wóz meblowy, prowadzony przez mocno
niezadowolonego z całej sytuacji mężczyznę. Najwyraźniej nie podobało mu
się, że musi błądzić po krętych i ciasnych uliczkach tej skądinąd uroczej
dzielnicy.
Fakt, o tej porze roku Dębniki nie wyglądały atrakcyjnie dla kierowców.
Na chodnikach zalegał śnieg, który dozorcy pobliskich domów uprzątali od
wczesnego ranka. Ich wysiłki z góry były skazane na niepowodzenie, bo
biały puch nieustająco prószył. Tegoroczna zima naprawdę dopisała i nie
szczędziła opadów. Na gałęziach drzew i krzewów osiadły czapy świeżego
śniegu, który skrzył się wesoło w mroźnym świetle poranka. Z rynien zwisały
sople, strącane przez zapobiegliwych gospodarzy domów, a wrony
przelatywały z głośnym krakaniem z jednej gałęzi na drugą. Dębniki mogły
się bowiem pochwalić ogromną ilością drzew.
Latem było tu niczym w wielkim parku – zielono, spokojnie i sielsko,
inaczej niż zazwyczaj w centrum miasta. Trudno było wprost uwierzyć, że od
Wawelu dzieli Dębniki zaledwie jeden most, podobnie jak od Alei Trzech
Wieszczów, głównej i wieczne zakorkowanej arterii miasta. Na Rynek
Główny można stąd było przejść spacerem w kwadrans, no, może
w dwadzieścia minut. Sercem dzielnicy był inny niewielki rynek, przy
którym usadowiły się przepiękne i dzięki zapobiegliwości właścicieli
nietknięte zębem czasu kamienice. Spoglądały one wypucowanymi źrenicami
okien na warzywno-kwiatowy targ, który rozsiadł się na środku rynku, od
rana przyciągając kupujących. Niedawno pojawiły się tu też stoiska ze
świeżymi rybami, wyrobami regionalnymi i innymi specjałami, zresztą
wszystkie ważniejsze punkty handlowe – piekarnia, delikatesy, szereg
drogerii i innych sklepików – usytuowane były w obrębie tego niewielkiego
placu, koncentrującego życie mieszkańców dzielnicy.
Od Rynku Dębnickiego promieniście odchodziły ulice. Praska prowadziła
wzdłuż Wisły, biegnąc długi czas tuż obok bulwarów, skąd otwierał się
zachwycający widok na „ drugą stronę” – jak nazywali lewy brzeg rzeki
mieszkańcy Dębnik. Zza bulwaru wyłaniała się imponująca bryła klasztoru
Sióstr Norbertanek na Salwatorze oraz – w odległym zarysie – Kopiec
Kościuszki. Bliżej rynku widać było z kolei zwalisty zarys domu handlowego
Jubilat – sklepu-legendy, pierwszego tak wielkiego magazynu w Krakowie,
otwartego z wielką pompą pod koniec lat sześćdziesiątych. Zielony neon
rozświetlał krakowianom ponure dni ósmej dekady. Teraz wieczorami
mrugał wesoło – bo nieustannie w którejś z liter przepalała się żarówka –
w kierunku pobliskiego Wawelu, którego najpiękniejsza panorama roztaczała
się z Mostu Dębnickiego i bulwaru zwanego Poleskim. Ulica Różana wiodła
z kolei w kierunku kościoła na Dębnikach, którego wieża stanowiła dobry
punkt orientacyjny, zaś Barska ciągnęła się hen, za granice dzielnicy, żeby
skończyć się gdzieś za rondem Grunwaldzkim, już na Ludwinowie.
Gwiaździsta była niewielką uliczką odchodzącą w bok od Bałuckiego,
najszerszej i najbardziej reprezentacyjnej arterii dzielnicy. Żeby się tu dostać,
trzeba było skręcić dość ryzykownie w prawo, a potem meandrować wzdłuż
pokrzywionego chodnika, bo cywilizacja, a wraz nią remonty, docierała tutaj
z dużym oporem. Trudno się było dziwić – na Gwiaździstej stały zaledwie
trzy kamienice i to w dodatku z dziwnymi numerami: trzy, dziewięć
Zgłoś jeśli naruszono regulamin