Zbrodnia w dzielnicy północnej - Stefan Kisielewski.pdf

(1954 KB) Pobierz
Czesławowi Miłoszowi -
który zwrócił mi uwagę na możliwości artystyczne
zawarte w formie powieści kryminalnej.
I
Komisarz Gromel siedział w głębokim fotelu i uparcie
wpatrywał się w okno. Pokój był wysoki, posępny, szarawe
popołudnie jesienne przesiąkało przez wielkie, ciężkimi
firankami osłonięte okno i kładło smugę brudnego,
przygnębiającego światła na podłogę i najbliższe meble. Za
oknem majaczyła balustrada podłużnego balkonu, ozdobionego
wielkimi kamiennymi krużami, w których zbiera się woda
deszczowa, a pozbawionego odrobiny zieleni. Takie wątpliwego
uroku kamienne ozdoby cechują w ogóle tę dzielnicę, dziwnie
opuszczoną, na pozór bezludną, której wysokie domy zwisają
nad brukiem rozmaitymi ociężałymi, przesadnymi orna-
mentami: konwencjonalne postacie cyklopów, faunów,
centaurów i smoków dźwigają tu wielkie balkony, podtrzymują
szerokie gzymsy i portale, nieruchomo wpatrując się w jezdnię,
po której zresztą nikt prawie nie jeździ. Rzadko kiedy o wysokie
mury i zasłonięte przeważnie okna tych ulic obija się echo
sygnału samochodowego czy też rytmicznego, przypomi-
nającego klaskanie, stukotu końskich kopyt. Domy całej
dzielnicy wydają się pozbawione mieszkańców, w istocie
zamieszkują tu przeważnie emeryci, ludzie samotni lub
poszukujący samotności.
Nic więc ciekawego nie było widać w oknie, które tak
przykuło do siebie uwagę komisarza. W istocie nie chodziło
tutaj wcale o okno. Kamienny wzrok komisarza Gromela, jakby
przyklejony do brzydkich żółtych firanek, nie oznaczał w
rzeczywistości zainteresowania tym nic niemówiącym
widokiem. Komisarz utkwił wzrok w oknie, aby nie patrzeć na
coś innego, coś, co spoczywało w mrocznej głębi pokoju, na
wielkim, ciężkim dębowym łóżku. Było to kształt, który mimo
szarej godziny rysował się wyraźnie pod grubą, nieokreślonego
koloru kołdrą. Jaki? Niewątpliwie kształt ludzkiego ciała o
drewnianej uroczystej nieruchomości, co do której nie mogło
być dwóch zdań: na łóżku, przykryty kołdrą całkowicie, wraz z
głową, leżał - trup.
Gdyby ktoś wpatrzył się uparcie w tę czerniejącą na łóżku,
tragicznie nieruchomą, raczej przeczuwaną niż widoczną
postać, gdyby wzrok jego przyzwyczaił się do coraz bardziej
gęstniejącego półmroku, w którym pogrążona jest ta część
pokoju, dojrzałby jeszcze jeden szczegół i wstrząsający i
ohydny. Na dywanie obok łóżka rysowała się wielka, ciemna
plama, która nie mogła być niczym innym, tylko kałużą
zakrzepłej krwi. Widok ten, w zestawieniu z nieruchomością
ciała pod kołdrą i z głębokim bezruchem siedzącego w fotelu
komisarza, robił wrażenie wręcz przeraźliwe. W posępnej,
uroczystej sztywności tego umeblowanego ciężkimi, solidnymi
mieszczańskimi meblami pokoju, w żółtawym mrocznym
blasku, którego plamy słały się po podłodze, w kamiennej ciszy
śpiącej za oknami ulicy, skąd nie dolatywał w tej chwili
najlżejszy głos lub szelest - czaiło się coś przerażającego:
atmosfera oddychała zbrodnią. Rzeczywiście - w tym pokoju
popełniono zbrodnię.
Komisarz Gromel pobieżnie tylko obejrzawszy pokój i zwłoki,
kazał nakryć ciało kołdrą i postanowił zaczekać z dokładnymi
oględzinami na wezwanego doktora Alena z Zakładu Medycyny
Policyjnej. Na dole w bramie czuwał policjant, dozorczyni
domu i mleczarka złożyły pierwsze zeznania i komisarz
pozwolił im na razie odejść - teraz należało zbadać szczegółowo
zwłoki, ustalić przyczynę i okoliczności śmierci. Komisarz
Gromel nie lubił samemu oglądać zwłok, w ogóle, jeśli tylko
mógł, unikał widoku martwego człowieka tak pogardliwie
nazywanego przez żyjących - trupem. Na pozór zdawało się to
kolidować z zawodem komisarza policji; w istocie jednak
niechęć ta nie była wynikiem słabości nerwów czy ulegania
wrażeniom. Zwłoki działały deprymująco, jeśli można się tak
wyrazić, na poczucie moralne komisarza, odbierały mu wiarę w
to, co cenił najbardziej: w godność ludzką. Trup, zachowujący
Zgłoś jeśli naruszono regulamin