Zbyszewski K., Natanson J., Panecki T. - Bitwa o Narwik.1990.pdf

(4806 KB) Pobierz
KAROL ZBYSZEWSKI
JÓZEF NATANSON
TADEUSZ PANECKI
BITWA O NARWIK
Państwowe Wydawnictwo Naukowe
BITWA O NARWIK
Impresje z polskiej kampanii
w Norwegii
KAROL ZBYSZEWSKI
Ilustracje
JÓZEF NATANSON
Kampania norweska 1940 r.
TADEUSZ PANECKI
PAŃSTWOWE WYDAWNICTWO NAUKOW E
WARSZAWA 1990
Spis ilustracji
Obóz w Coetąuidan — Manewry w B retanii:....................................................
Dowódca Samodzielnej Brygady StrzelcówPodhalańskich....................................
Lądowanie w Harstad.....................................................................................................
„Małe kutry, kursujące stale pomiędzy brzegiem a okrętami...”.....................
Marsz na Bjerkvik...........................................................................................................
Wysunięty posterunek..................................................................................
„Do ataku”.......................................................................................................................
„Odłamki pocisków rozdzierały skały...”...................................................................
„Okręty wojenne spowite dymami — i Narwik”.................................................
„W dół błękitnych wód fiordu”...................................................................................
Znaleźliśmy gościnę w Szkocji......................................................................................
7
10
12
15
17
24
26
28
31
36
38
Spis treści
I. Karol Zbyszewski, Impresje z polskiej kampanii w Norwegii.....................
II. Tadeusz Panecki, Kampania norweska 1940 r.................................................
5
40
KAROL ZBYSZEWSKI
Impresje z polskiej kampanii
w Norwegii
1
traszny wrzesień 1939 r. pozostawił ziemie Polski
w ruinach i zgliszczach. Popioły znajdowały się też
w sercach ludzkich, a towarzyszył im gorzki gniew
z palącym pragnieniem zemsty. Wówczas, daleko, we
Francji, w Coetąuidan, małym miasteczku w Bretanii,
powstała nowa Armia Polska.
Dla polskich uszu ta dziwna, zagraniczna nazwa zawierała obietni­
cę. Stała się symbolem, obsesją. Nie robił różnicy wiek czy słabe
zdrowie, nie stał na przeszkodzie przytulny dom i rodzina, nazisto­
wskie czy sowieckie represje — nic nie mogło odwieść Polaków od
podążania do Coetąuidan.
— Idź! Dołącz. Poradzę sobie sama — mówiły żony do swych
mężów.
I szli. Myląc czujność Gestapo i GPU, przedzierając się, przeważ­
nie nocą, bez grosza, poprzez góry i bezdroża, brodząc poprzez połacie
śniegu, przekraczając dziesiątki granic, nieznani w obcym kraju, nie
władający ich językami, przekradając się wzdłuż obcych dróg i szos,
zmierzali uparcie ku Francji.
Jak krople po deszczu spływali do Coetąuidan — do powoli
powiększającego się morza Armii Polskiej. Przybywali z różnych
krajów, żeby walczyć dla swej starej ojczyzny. Wzmocnieni też byli
przez potok Polaków, zamieszkałych we Francji. Nowa armia rosła,
stając się siłą blisko stutysięczną.
Lecz nie luksusy oczekiwały ochotników na końcu ich wędrówki.
5
Spali na twardej podłodze, pod pojedynczym kocem, w zimnych
barakach, jedli z jednego kotła, człapali w błotnistym terenie, szkolili
się od świtu do zmroku przez kilkanaście godzin dziennie... Ramię prz-y
ramieniu stali: stary profesor, który już przeżył swój szczyt sławy,
z trzęsącymi się od reumatyzmu kolanami, obok siedemnastoletni
uczeń, którego ramiona uginały się pod ciężarem karabinu, dalej
kawalerzysta, piekarz czy chłop, który z rzadka widział coś bardziej
atrakcyjnego od krowy, albo dziennikarz, który przeprowadzał wywia­
dy z królami. Blade, wyrafinowane twarze intelektualistów i zniszczo­
ne, opalone twarze robotników. Wszyscy żarliwie, głęboko pragnęli
opanować sztukę żołnierską, by móc pójść do walki.
— Raz-dwa..., raz-dwa..., na prawo patrz... Obóz tętnił życiem,
słychać było twardy stuk butów, wybijających równy rytm, szczęk
zamków karabinów. Dniem i nocą Armia Polska ćwiczyła w gorączko­
wym zapale, w znojnym trudzie i determinacji: Pokonać wroga,
wygnać go z umiłowanej Ojczyzny było przemożnym pragnieniem.
Tymczasem na zachodnim froncie panowała śmiertelna cisza.
Żaden strzał nie padł między obu armiami, schronionymi w umocnie­
niach ze stali i betonu. Wydawało się, że nic nie może przerwać tej
ciszy, że tak będzie wiecznie. A z Polski przychodziły straszne wieści.
Wtedy serca wypełniały się przerażeniem i wściekłością, ręce konwul-
syjnie ściskały karabiny.
Wówczas wybuchła wojna w Finlandii. Polacy pragnęli odpowie­
dzieć na wezwanie o pomoc bohaterskiemu, północnemu narodowi.
Zamierzano włączyć polską jednostkę do alianckiego korpusu ekspe­
dycyjnego.
Nowa armia, jednakże, była dopiero w trakcie formowania; nie
było jeszcze żadnej jednostki przygotowanej do działania. Postano­
wiono utworzyć specjalną jednostkę spośród najbardziej odpowied­
nich oficerów i żołnierzy, najlepiej posługujących się sprzętem i naj­
sprawniejszych.
Powstała zimą 1940 r. Brygada Podhalańska, znana także jako
strzelcy karpaccy, odwoływała się do tradycji słynnej formacji, która
wyróżniła się w kampanii wrześniowej. Ale tylko niewielu z jej
żołnierzy widziało w ogóle w życiu góry, a nieliczni pochodzili z Tatr,
jak to nazwa Brygady sugerowała.
Wreszcie szansa wystąpienia w obronie wolności i cywilizacji
zaistniała dla Polaków. Mieli pokazać, że jeszcze Polska nie zginęła, że
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin