Christie Agatha - Poirot 29 Pięć małych świnek.rtf

(1195 KB) Pobierz
Pięć małych świnek

Agatha Christie

 

 

 

Pięć małych świnek

 

(Przeła: Izabella Kulczyckambska)


Wstęp
Karla Lemarchant

 

Herkules Poirot patrzył z zaciekawieniem i uznaniem na młodą osobę, która weszła do jego gabinetu.

Otrzymany od niej przedtem list niczym się nie wyróżniał, zawierał tylko proś o widzenie, bez najmniejszej wzmianki o tym, co ta wizyta ma na celu. Byt krótki i rzeczowy, jedynie zdecydowany charakter pisma zdradzał, że autorka jest osobąodą i energiczną.

I oto stała przed nim wysoka, smukła, bardzo młoda. Chyba niedawno skończyła dwadzieścia lat. Ten typ kobiety, za któ oglądają się mężczyźni. Dobrze skrojony drogi kostium, wytworne futro. Pięknie osadzona głowa, szerokie czoło, kształtny delikatny nos i zdecydowany podbródek uzupełniały obraz. Wyczuwało się w niej pełnię życia i to włnie, w większym stopniu niż uroda, stanowiło dominują cechę jej powierzchowności.

Zanim weszła do gabinetu, Herkules Poirot czuł się człowiekiem starym, teraz jakby nagle odmłodniał, wstąpiła w niego nowa energia, rześkość. Podchodząc, aby ją powitać, spostrzegł, że jej ciemnoszare oczy również obserwują go uważnie i badawczo. Usiadła i wzięła papierosa, którym ją poczęstował. Przez kilka chwil siedziała w milczeniu, zaciągając się i wciąż wpatrując się w Poirota poważnym, skupionym wzrokiem.

 Trzeba to rozstrzygnąć, prawda? spytał łagodnie Poirot.

 Przepraszam, co pan powiedział? drgnęła zdumiona.

os miała miły, jakby leciutko zachrypnięty.

 Pani się zastanawia, czy jestem zwykłym szarlatanem, czy też człowiekiem, jakiego pani trzeba. Zgadłem?

 Rzeczywiście, coś w tym rodzaju odpowiedziała z uśmiechem. Bo widzi pan, panie Poirot… pan wygląda zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażam…

 W dodatku jestem stary, prawda? Starszy, niż pani przypuszczała?

 Tak… i to także. Zawahała się chwilę. Jak pan widzi jestem zupełnie szczera. Bo ja szukam… ja chciałabym kogoś najlepszego.

 Niech pani będzie spokojna. Jestem najlepszy!

 Nie jest pan skromny… rzekła Karla ale mimo to skłonna jestem panu uwierzyć.

 Niech pani pamięta, że mięśnie nie rozstrzygają w życiu o wszystkim odpowiedział spokojnie Poirot. Nie potrzebuję się schylać, żeby mierzyć calówką ślady stóp, zbierać niedopałki papierosów i badać przydeptane kępki trawy. Wystarczy mi tylko usiąść w fotelu i myśleć. O, to! Tu stuknął się palcem w jajowatąowę To działa!

 Wiem o tym odparła Karla i dlatego wybrałam pana. Bo widzi pan, chcę, żeby dokonał pan rzeczy niezwykłej!

 To bardzo obiecujące rzekł Poirot, a w spojrzeniu jego odmalowała się życzliwość i zachęta.

 ciwie mam na imię Karolina, a nie Karla powiedziała, zaczerpnąwszy głęboko tchu. Tak samo jak moja matka umilkła na chwilę, po czym mówiła dalej.

 I chociaż, odkąd sięgam pamięcią, nazywałam się Lemarchant, to to także nie jest moje prawdziwe nazwisko. W rzeczywistości nazywam się Crale.

Herkules Poirot zmarszczył czoło, potem szepnął jakby do siebie:

 Crale… Crale… coś sobie przypominam…

 j ojciec był malarzem. Nawet bardzo znanym malarzem. Niektórzy mówią, że był wielkim artystą. Ja w każdym razie jestem tego zdania.

 Amyas Crale? zapytał Poirot.

 Tak. A moją matkę, Karolinę Crale, skazano za to, że go zabiła.

 Aha! Już sobie przypominam! Ale jak przez mgłę. Byłem wtedy za granicą. To było już dawno…

 Tak. Przed szesnastu laty. Karla zbladła, oczy jej błyszczały jak rozżarzone węgle. Czy pan rozumie? Sądzono ją i skazano! Nie powieszono jej tylko dlatego, że były pewne okoliczności łagodzące, ograniczono więc karę do dożywotniego więzienia. Ale już w rok po procesie umarła w więzieniu. Rozumie pan? Wszystko minęło… przeszło… wszystko się skończyło.

 A więc? spytał cicho Poirot. Dziewczyna zacisnęła kurczowo ręce. Potem zaczęła mówić, wolno, z lekkim wahaniem, ale i ze szczególnym naciskiem:

 Musi pan zrozumieć… dokładnie zrozumieć, jaki to ma związek ze mną. Kiedy się to wszystko działo, miałam pięć lat. Byłam za mała, żeby zdawać sobie z czegokolwiek sprawę. Pamiętam, oczywiście, mego ojca i matkę; pamiętam też, że z domu wyjechałam nagle, gdzieś na wieś, gdzie były świnki i miła, tęga gospodyni. Wszyscy byli tam dla mnie bardzo dobrzy, ale patrzyli na mnie jakoś dziwnie, jakby ukradkiem. Czułam oczywiście, jak to zwykle dzieci, że coś jest nie w porządku, ale nie wiedziałam, o co chodzi. A potem płynęłam gdzieś okrętem. To było niesłychanie ciekawe. Podróż trwała długo, wiele dni, aż wreszcie przybyliśmy do Kanady, gdzie przyjechał po mnie wuj Szymon. Potem mieszkałam z nim i jego żoną, ciotką Ludwiką, w Montrealu. Kiedy się dopytywałam o mamusię i tatusia, zawsze mi odpowiadali, że niedługo przyjadą. A potem… potem zapomniałam o wszystkim, wiedziałam tylko, że moi rodzice nie żyją, chociaż nie pamiętam, żeby mi ktoś o tym wyraźnie powiedział. Bo już nigdy o nich nie myślałam. Było mi bardzo dobrze, czułam się zupełnie szczęśliwa. Wuj Szymon i ciotka Ludwika byli dla mnie bardzo dobrzy, miałam w szkole mnóstwo przyjaciółek i koleżanek i zapomniałam zupełnie, że nie nazywałam się dawniej Lemarchant. Ciotka Ludwika powiedziała mi, że to jest moje kanadyjskie nazwisko, co mi się wtedy wydawało zupełnie naturalne. To było po prostu moje nazwisko na Kanadę, ale jak jużwiłam, z biegiem czasu zapomniałam, że miałam kiedyś inne.

Karla podniosła wyzywająco głowę i ciągnęła dalej:

 Proszę mi się dobrze przyjrzeć. Gdyby mnie pan spotkał na ulicy czy w towarzystwie, pomyślałby pan sobie: oto młoda dziewczyna, która nie ma żadnych trosk! Bo rzeczywiście, mam spory majątek, jestem idealnie zdrowa, dość przystojna i mogę cieszyć się życiem. Kiedy skończyłam dwadzieścia lat, nie było na świecie młodej dziewczyny, z któ bym się zgodziła zamienić. Wkrótce jednak zaczęłam zadawać różne pytania. O matkę, o ojca… kim oni byli? Czym się zajmowali? I tak musiałabym się w końcu dowiedzieć… Wujostwo powiedzieli mi prawdę. Musieli, bo osiągnąwszy pełnoletność, miałam prawo samodzielnie rozporządzać swoim majątkiem. A poza tym, widzi pan, był ten list. List, który matka napisała do mnie przed śmiercią.

Przy tych słowach Karla zmieniła się, jakby przygasła. Oczy jej nie płonęły już jak rozżarzone węgle, lecz stały się podobne do ciemnych, otulonych mgłą jezior.

 Wtedy to włnie dowiedziałam się całej prawdy… że moją matkę skazano za zabójstwo. To było…...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin