Tak przynajmniej mówiš mruknšł pilot z powštpiewaniem. Prawda może przedstawiać się zupełnie inaczej. To chyba niemożliwe mruknšł Thrr-gilag patrzšc w okno i próbujšc pozbyć się wcišż gnębišcych go wštpliwoci. W cišgu kilku decyłuków, jeli dopisze mu szczęcie, dowie się prawdy o przebiegu bitwy. Znaczne obszary terytorium klanu Kee'rr leżały w urodzajnej dolinie rzeki Kee'miss'lo, niemal od ródeł na moczarach Phmm'taa, aż do jej delty. Z uwagi na brak naturalnych barier mogšcych ułatwić obronę przed wrogiem z zewnštrz, klan Kee'rr został zmuszony do rozbudowy sił militarnych, stajšc się dominujšcy pod tym względem w całym regionie. W konsekwencji nabrał także znaczenia politycznego, co wywoływało naturalny sprzeciw sšsiadujšcych z nim rodów. Cišgłe zmiany sprzymierzeńców i wrogów zapisały się na stałe w historii Zhirrzhów. Spory polityczne wymuszały rozbudowę sił zbrojnych, co z kolei powodowało silniejsze tarcia. I tak bez końca. Większoć przywódców klanowych i rodzinnych z tamtych czasów zginęła, gdy ich organy fsss uległy zniszczeniu w Drugiej i Trzeciej Wojnie Starszych. Thrr-gilag często zastanawiał się, na ile zaakceptowaliby zmiany dokonane przez swych następców. Umiechnšł się do siebie gorzko, powracajšc mylami do pasażerów transportowca podorbitalnego. Członkowie pięćdziesięciu różnych klanów bez obaw lecieli na terytorium jego rodu. Nie, dawnym przywódcom na pewno nie spodobałyby się nowe porzšdki panujšce na Oaccanv. Zapewne reagowaliby na nie nieustajšcymi protestami. Czy w społeczeństwie Ziemian panowały podobne prawa? Czy ich atak wynikał z tej samej lepej żšdzy zdobywania nowych terytoriów, która kierowała poczynaniami Zhirrzhów w okresie feudalizmu? Dokšd chcesz się dostać? zapytał pilot, przerywajšc mu rozmylania. Do wištyni rodzinnej, żeby zobaczyć się z ojcem odpowiedział. A póniej do Wioski Trzcinowej, na spotkanie z matkš. Do Wioski Trzcinowej? powtórzył pilot ze zdziwieniem. To doć daleko, chyba na terenie rodziny Frr. Zgadza się. Zapadło milczenie, w którym dało się wyczuć, że pilot oczekuje dalszych wyjanień. Lecz poszukiwacz milczał, więc po kilku uderzeniach jego rozmówca wzruszył ramionami i odwrócił wzrok ku przyrzšdom pokładowym. W porzšdku. Zmienię trochę trasę i podrzucę cię w pobliże wištyni Thrr. To zbyteczne. Mogę dostać się tam lšdem. Dla mnie to żaden problem nalegał pilot. Przy bramie, obok ogrodzenia, jest lšdowisko... Zostawię cię tam i dotrzesz na miejsce pieszo. W ten sposób darujesz sobie podróż kolejš przynajmniej w jednš stronę. Dziękuję za propozycję, ale przecież masz okrelony plan lotu i nie mogę... Ależ możesz. Sam powiedziałe, że chodzi o wspólnš sprawę. Mam więc okazję też co dla niej zrobić. Wysiadł mniej niż pół tysišckroku od bramy zewnętrznego ogrodzenia otaczajšcego wištynię rodziny Thrr. Budowla rysowała się wyranie na tle nieba, częciowo przysłonięta ciemniejszymi kształtami bliniaczych kopuł strażniczych, ustawionych po obu stronach ceramicznej cieżki. Gdy Thrr-gilag zbliżył się do bramy, podpłynęło do niego co najmniej dwudziestu Starszych, lustrujšc przybysza z podejrzliwociš, nadziejš lub zwykłš ciekawociš. Dwaj, zapewne jego bliżsi kuzyni, choć nie rozpoznał ich na pierwszy rzut oka, powitali go po imieniu. Reszta bez słowa przyglšdała mu się i stopniowo znikała. Znajdował się już zaledwie pięć kroków od kopuł, kiedy w stojšcej z lewej strony uchyliły się drzwi i stanšł w nich wysoki Zhirrzh uzbrojony w strzelbę laserowš. Zatrzymaj się natychmiast rozkazał i powiedz, jakie nosisz imię. Jestem posłuszny poleceniom Strażnika Starszych Thrr udzielił wymaganej w takich sytuacjach odpowiedzi poszukiwacz, zatrzymujšc się przy stojaku z owocami kavra. Nazywam się Thrr-gilag z klanu Kee'rr. Kto dowiedzie twej dobrej woli i intencji? Ja sam odparł Thrr-gilag sięgajšc po jeden z owoców i tnšc go językiem. Dokonał starożytnej ceremonii tak, jak nakazywał obyczaj. A kto dowiedzie twego prawa, by tu przyjć? Mój ojciec odparł wyrzucajšc owoc do pojemnika na odpadki. Podobnie jak cały szereg innych tradycyjnych czynnoci, obyczaj zwišzany ze zbliżeniem się do wištyni był ostatnio ostro krytykowany, przede wszystkim przez młodzież, uważajšcš go za zbędne i nie majšce obecnie żadnego znaczenia wspomnienie krwawej historii Oaccanv. Thrr-gilagowi jednak rytuał ten zawsze kojarzył się z poczuciem bezpieczeństwa. Thrr-rokik... przepraszam przerwał nagle. Teraz ojciec był Starszym, więc do jego imienia należało dodać odpowiedni sufiks. Thrr't-rokik z klanu Kee'rr. Na ułamek uderzenia na twarzy strażnika pojawił się umiech. Był to zapewne błšd, z którym spotykał się niemal każdego łuku. Proszę bardzo rzekł. Witaj. Cieszę się, że mogę cię znowu zobaczyć. A ja jestem szczęliwy, że zdołałem tu przyjechać, Thrr--tulkoju powiedział poszukiwacz ciskajšc mu rękę. Ostatnio coraz rzadziej udaje mi się wracać do domu. Powiniene winić za to tylko i wyłšcznie siebie. Wybrałe karierę wymagajšcš cišgłych podróży i tak to się włanie kończy. Nie zaczynajmy od nowa rzucił Thrr-gilag. Wielokrotnie goršco dyskutowali o swych zamiarach na przyszłoć, kiedy razem dorastali. W miarę upływu cykli stały się one ulubionym tematem żartów i docinków. Rzecz raczej nie w samych podróżach, lecz w cišgłych opónieniach i zaskakujšcych zmianach planów. No cóż, ja niewiele o tym wiem stwierdził Thrr-tulkoj. W cišgu ostatnich dwóch cykli zaledwie trzykrotnie opuciłem terytorium Kee'rr. Na dobrš sprawę mało tracisz zapewnił go przyjaciel. Często w trudnych sytuacjach żałowałem, że nie zdecydowałem się na pracę strażnika. Nie poradziłby sobie. Jeste co prawda inteligentny, lecz posługiwanie się broniš nigdy nie było twojš mocnš stronš. Bardzo dziękuję za komplement. Thrr-gilag popatrzył znaczšco na wištynię. Co z nim? zapytał cicho. Moim zdanie zupełnie niele. Oczywicie niemal dla każdego to szok. Wymaga długiego oswajania się z mylš, a on miał na to zaledwie pół cyklu. Ale przynajmniej wiadomoć choroby przygotowała go do tej zmiany. Przeniesieni niespodziewanie, na skutek nagłych wypadków, najgorzej znoszš okres przystosowawczy. Tak mruknšł poszukiwacz, owładnięty poczuciem winy. Powinien spędzać więcej czasu z rodzicami. Powinien go znaleć, a nie myleć wyłšcznie o robieniu kariery. Jego bratu Thrr--mezazowi jako udawało się to, pomimo obowišzków wynikajšcych z prowadzonego trybu życia wojownika. A jak to znosi moja matka? Cóż, to już zupełnie inna historia rzekł strażnik, wykonujšc językiem ruchy wiadczšce o zakłopotaniu. Lepiej jednak, żeby zapytał o to bezporednio ojca. Ogon Thrr-gilaga poruszył się niespokojnie. A więc nie mylił się: rzeczywicie za słowami brata w czasie ich ostatniej rozmowy co się kryło. Rozumiem. Wobec tego chyba go wezwę. Wpadnij jeszcze do mnie, zanim wyjedziesz zaprosił go Thrr-tulkoj, wycofujšc się do kopuły. Może znajdziemy czas, żeby opowiedzieć sobie nawzajem, co wydarzyło się od ostatniego spotkania. Postaram się. Ale niestety nie mogę nic obiecać... Nie wiem, czy uda mi się wygospodarować trochę czasu. To przykre mruknšł strażnik. Wy, młodzi, wyrastacie i opuszczacie dom... Dziękuję ci, staruszku. Do zobaczenia pożegnał go poszukiwacz przechodzšc pomiędzy kopułami i zbliżajšc się do wištyni. Thrr-tulkoj oczywicie mógł go widzieć przez cały czas, podobnie jak drugi strażnik. Jeden z sekretów konstrukcji kopuł stanowiło to, że po zamknięciu drzwi dla patrzšcego od wewnštrz ciany stawały się przezroczyste. Nie ograniczały widocznoci w żadnš stronę, a co więcej, można było przez nie strzelać. Starsi przywišzywali bowiem ogromne znaczenie do należytego zabezpieczenia swoich organów fsss. Z bliska wištynia rodzinna sprawiała jeszcze bardziej imponujšce wrażenie, niż widziana z oddali. Wysoka niemal na dziewięć kroków trzy razy wyższa niż piramida na wycinki ustawiona w Kolonii numer dwanacie miała ponad czterdzieci tysięcy otworów. Thrr-gilag nie wiedział, w którym z nich spoczywa fsss ojca, ale na dobrš sprawdę nie miało to żadnego znaczenia. Gdy stał obok wištyni, wszyscy Starsi słyszeli jego głos, docierajšcy bezporednio poprzez organy. Thrr't-rokiku? zawołał. Tu Thrr-gilag. Co zamigotało i przed nim pojawił się ojciec. Witaj, synu rzekł cichym głosem, w którym dało się jednak usłyszeć dobrze znanš ciepłš nutkę. Cieszę się, że cię widzę. Ja także, ojcze wyszeptał Thrr-gilag, gdy poczucie winy ustšpiło miejsca niepewnoci i rozrzewnieniu. Ojciec, a jednoczenie nie on. Duch, przypominajšcy tylko dobrze znanš osobę, której ciało dawno już strawił ogień. Ojciec był teraz Starszym. Thrr-tulkoj miał rację. Wszyscy będš musieli się do tego jeszcze długo przyzwyczajać. Dobrze wyglšdasz zagaił Thrr't-rokik. Słyszałem już o twoim powrocie na Oaccanv. Spodziewałem się, że wczeniej mnie odwiedzisz. Przepraszam, ale byłem bardzo zajęty. Słyszałem. Ojciec przyjrzał mu się uważnie. Dotarło do mnie także, że nie wszystko idzie ostatnio po twojej myli. Niestety. To jedna ze spraw, które chciałbym z tobš omówić. Cóż, tak się składa, że akurat mam wolny popółłuk rzekł Thrr't-rokik z umiechem. Przejdziemy się nad urwisko? Tam nie uda się nas tak łatwo podsłuchać, jak przy samej wištyni, pomylał Thrr-gilag i ruszył przed siebie. Dotarli do miejsca, gdzie teren wznosił się nieco, dochodzšc do ogrodzenia, a bezporednio za nim stromo opadał. W dole widać było jeden z mniejszych dopływów rzekł Amfbri, wijšcy się przez zalesionš równinę. Za lasami za dostrzec mogli kilka najwyższych wież miasta należšcego do rodziny Hlim. Nasi przywódcy znów mówiš o koniecznoci wzniesienia nowej wištyni odezwał się ojciec. Starałem się namów...
sunzi