Nowy10.txt

(21 KB) Pobierz
Nic mi nie jest. To krew drudokyi, a nie moja.
 Na pewno?  zapytał z drugiej strony Prr-eddsi.
 Tak. Chyba już nie żył, kiedy na mnie wpadł.
 A więc tylko ogromnemu szczęciu możesz przypisać, że nie trafiła do grona Starszych  stwierdził dyrektor.
 Wiem  odpowiedziała poszukiwaczka, czujšc przebiegajšcy po plecach dreszcz.
Jej twarz i pier kleiły się od krwi drudokyi, która krzepnšc błyskawicznie na wietrze zamieniała się w skorupę. W oczach wcišż jeszcze miała błyski lasera, bolało jš całe ciało, a na utrudzonym od zadawania ciosów języku czuła smak krwi drapieżcy i swej trucizny.
Ale pozostała miertelnš i nawet nie odniosła poważniejszych obrażeń. 
Rzeczywicie miała niewyobrażalnie dużo szczęcia.
 Cieszy mnie, że się zgadzamy  warknšł Prr-eddsi.  Mam nadzieję, że wycišgniesz z tego jakš naukę. Nigdy nie powinna sama wykonywać tak niebezpiecznego zadania. Gdyby Rka't-msotsi-a nie ostrzegła nas odpowiednio wczenie, ten drugi drudokyi dopadłby cię.
A więc Starsza udała się po pomoc, a nie uciekła, jak przypuszczała.
 Na pewno nigdy już tego nie powtórzę. Po prostu niepokoiłam się o zaginione młode.
 One miałyby nieporównywalnie większe szansę przeżycia w konfrontacji z dwoma drudokyi niż ty  stwierdził Prr-eddsi, lecz już znacznie łagodniej.  W każdym razie nic im się nie stało. Sš w rejonie przełęczy. Zawiadomilimy rodzinę Ca Chag-ba. Jej członkowie już udali się w tamtš stronę.
 Dobrze  mruknęła Klnn-dawan-a siadajšc. Uwolniony ogon, poprzednio przygnieciony do ziemi, zabolał jš tak, że aż się skrzywiła.  A więc trzeba się brać za dokończenie badań.
 Chyba żartujesz  zaprotestował asystent.  Po tym, co przeszła...?
 Nie wtršcaj się, Bkar-otpo  polecił Prr-eddsi obserwujšc krytycznie poszukiwaczkę.  Naprawdę chcesz już teraz kontynuować badania?
 Nic mi przecież nie jest  odparła wstajšc i spoglšdajšc na niebo. Wiatr był wcišż porywisty, lecz skraj chmur burzowych rysował się znacznie bliżej niż poprzednio.  Poza tym doszlimy włanie do newralgicznego punktu badań. Nie możemy sobie pozwolić na pominięcie nawet pojedynczej sesji.
 Dobrze  zgodził się wreszcie dyrektor.  Jeli tego chcesz, nie będę oponować. Najpierw jednak się umyj. I to dokładnie. Wejdziesz do zagrody z młodymi wlokšc za sobš woń drudokyi i od razu możesz zapomnieć o dzisiejszej sesji. Bkar--otpo, odprowad jš do obozu. A póniej zajmij się przygotowywaniem aparatury.
Kiedy Klnn-dawan-a otworzyła bramę ogrodzenia farmy Za Mingchma, wichura uspokoiła się już nieco.
 Halo?  zawołała ostrożnie w języku Chigów, gdy wraz z Bkar-otpo wlizgnęli się do rodka.  Jest tu kto?
 Nie widzę ich  rzekł drżšcym głosem asystent.  Uważasz, że co jest nie tak?
 Wštpię  odparła poszukiwaczka rozglšdajšc się i czujšc spowodowany niepewnociš przyspieszony ruch ogona. Miała nadzieję, że przynajmniej tu zastanie wszystko w należytym porzšdku. Atak drudokyi kosztował jš więcej, niż przypuszczała, i w duchu marzyła teraz o powrocie do swojego schronienia, 
gdzie mogła skulić się na łóżku i walczyć z przenikajšcym jej ciało bólem. 
Ostatniš rzeczš, jakiej teraz pragnęła, była konfrontacja z Chigami.
 Więc gdzie one się podziały?
 Może po prostu... o, tam sš.  Wskazała na grupę młodych, która włanie wyłoniła się zza domu i zbliżała się do nich.  Szukajš tylko osłony przed wiatrem.
Zebrała się w sobie i wycišgnęła rękę. Młode widywały ich doć często, ale jak zauważył po drodze Bkar-otpo, burza nie poprawiła im humorów. Jeli w ich ograniczonych umysłach zrodziło się podejrzenie, że przybysze nie sš już dobrze znanymi, niegronymi istotami...
Prowadzšcy młody przytruchtał do Klnn-dawan-a i powšchał jej wycišgniętš dłoń. 
Przez uderzenie z jego gardła dobywał się głuchy pomruk, lecz wreszcie położył po sobie uszy i, jakby nagle straciwszy zainteresowanie niš, oddalił się niespiesznie.
Poszukiwaczka odetchnęła głęboko.
 Widzisz? Wszystko w porzšdku. Chod.
Do południowej ciany domu przytwierdzone były trzy po-czwarki  potężne kokony osnute przez młode, które zamknęły się w ich wnętrzu. Młode, przechodzšce włanie proces metamorfozy z bezmylnych zwierzšt strzegšcych farmy we w pełni rozumnych dorosłych Chigów.
 Dostaję dreszczy za każdym razem, kiedy o tym pomylę  mruknšł asystent, podczas gdy jego zwierzchniczka przyklękła obok jednego z kokonów i otworzyła zestaw do pobierania materiału badawczego.
 Nie widzę najmniejszego powodu  odrzekła sięgajšc po sondę i próbnik tkankowy. Posługujšc się sondš zrobiła otwór w jedwabnej otoczce i zagłębiła igłę próbnika w ciele poczwar-ki.  Pod pewnym względem przypomina to naszš przemianę ze miertelnych w Starszych.
 To włanie tak mnie niepokoi  powiedział, także sięgajšc po sondę.  Te podobieństwa między traktowaniem młodych przez Chigów a nami.
Klnn-dawan-a przeczšco poruszyła językiem.
 Zupełnie nie rozumiem, o co ci chodzi.
 Zastanów się nad tym choć przez uderzenie. Chigowie traktujš swoje młode jak zwierzęta...
 Bo to sš zwierzęta.
 Wiesz, o czym mówię. Mogliby przynajmniej trzymać je w jakich zamkniętych pomieszczeniach, a nie zostawiać bez opieki na zewnštrz. Zdajesz sobie przecież sprawę, jak wiele z nich ginie na skutek surowych warunków atmosferycznych i ataków drapieżników, zanim dożyje przemiany?
 Pewien procent na pewno  przyznała.
 Pewien procent? Siedem dziesištych populacji nazywasz pewnym procentem? Tak jest tutaj, a słyszałem, że w miastach sytuacja wyglšda jeszcze gorzej, bo młode z różnych rodzin walczš między sobš.
 To Chigowie, Bkar-otpo  przypomniała mu. Koniec igły próbnika dotknšł znajdujšcego się w upieniu ciała młodego. Ostrożnie, starajšc się nie poruszać próbnikiem, nacisnęła znajdujšcy się na uchwycie przycisk. Poczuła delikatnš wibrację ssawki wcišgajšcej do urzšdzenia płyny i miękkie tkanki.  Nie możesz oceniać obcych według standardów Zhirrzhów.
 Może i nie  odburknšł.  Ale nas można chyba tak klasyfikować. I czasami mylę sobie, że Starsi wykorzystujš nas w taki sam sposób, jak oni swoje młode.
Przyjrzała mu się uważnie.
 Co chcesz przez to powiedzieć? Asystent westchnšł.
 Sam nie wiem. Obserwuję tylko, że zawsze ustępujemy Starszym i praktycznie robimy to, co oni chcš.  Po trwajšcym uderzenie milczeniu dodał:  Chyba jednak nie powinienem tego mówić.
 Ja też tak uważam  zgodziła się poszukiwaczka.  A zanim znowu zaczniesz wygadywać takie bzdury, pomyl, w jakim stopniu Starsi sš przydatni dla społeczeństwa Zhirrzhów. Poczynajšc od zapewnienia łšcznoci międzygwiezdnej, a kończšc na uratowaniu mnie przed drudokyi zaledwie decyłuk temu.
 No cóż, poszukiwaczko  mruknšł Bkar-otpo.  Masz chyba rację.
Próbnik przestał wibrować, co oznaczało, że jego pojemnik został napełniony. Klnn-dawan-a ostrożnie wycišgnęła przyrzšd, zastanawiajšc się, o co właciwie chodzi asystentowi. Nie mogła jednak tego zrozumieć. Bkar-otpo miał zaledwie dziewiętnacie cykli, a młodzi łatwo wpadajš w buntownicze nastroje. Tu prawdopodobnie kryło się wyjanienie.
W każdym razie to nie jej zmartwienie. W przeciwieństwie do przepoczwarzania się Chigów, w zwišzku z którym tego popół-łuku należało pobrać jeszcze jedenacie próbek. Odłożyła więc pierwszy próbnik do kasety i sięgnęła po następny.
Koła wagonu Thrr-gilaga zastukały o rozjazdy, gdy zmieniał tor na biegnšcy ku północy, w stronę doliny rzeki Kee'miss'lo i dalej w głšb terytorium klanu Ghuu'rr. Kiedy, będšc jeszcze w szkole, dla zaspokojenia własnej ciekawoci dojechał aż do końca trasy. Tym razem pokona zaledwie dziesištš częć tego dystansu. Tylko dziewięćdziesišt pięć tysišckroków, do Wioski Trzcinowej.
Słońce wisiało już nisko nad horyzontem, kiedy jego wagon zjechał wreszcie na bocznicę i mógł go opucić. Według ojca matka mieszkała wród farm dwa tysišckroki na południe od miasteczka, w niewielkim, czerwonawym domku z białymi wykończeniami i dużym drzewem vymis rosnšcym przed frontem.
W domu, którego Thrr't-rokik sam oczywicie nigdy nie widział. Wioska Trzcinowa znajdowała się sto piętnacie tysišckroków od rodzinnej wištyni Thrr, czyli piętnacie tysišckroków dalej niż zasięg możliwoci przemieszczania się ojca  Starszego. Im dłużej Thrr-gilag zastanawiał się nad tym faktem, tym bardziej wydawał mu się niewytłumaczalny. Co sprawiło, że matka przeprowadziła się aż tak daleko i wcale nie był pewien, czy będzie w 
stanie zrozumieć powód jej decyzji.
Zapadał zmrok, gdy dotarł do stojšcego na uboczu domu, wyglšdajšcego rzeczywicie dokładnie tak, jak opisał to ojciec. Podszedł do drzwi i zapukał.
- Och, witaj, synu.
Aż drgnšł z zaskoczenia i dopiero po uderzeniu odwrócił się w stronę, z której dobiegł głos. Thrr-pifix-a klęczała w małym ogródku przy domu, niemal niewidoczna w półmroku.
 Witaj, mamo  rzekł ruszajšc w jej stronę i pozwalajšc rozszerzyć się porednim renicom. Wyglšdała doć dobrze: oczywicie starsza o kilka cykli, lecz silna i pełna życia jak zawsze.  Przepraszam, że wczeniej cię nie zauważyłem.
 Nie tylko ty  powiedziała wstajšc.  Nie, nie ma potrzeby.  Machnęła rękš widzšc, że syn chce pospieszyć jej z pomocš.  Dam sobie radę. Przepraszam, jeli cię zaskoczyłam. Sama zauważyłam cię dopiero kiedy zapukałe. Miałam zamiar skończyć sianie, zanim zrobi się zupełnie ciemno. Niestety, moje widzenie w ciemnociach nie jest już tak ostre jak kiedy. Nie mówišc już o słuchu.
 Kiedy następnym razem przyjadę tak póno, będę pamiętał, żeby zagwizdać  obiecał wesoło Thrr-gilag i delikatnie dotknšł językiem jej policzka.  Co masz zamiar uprawiać w tym cyklu?
 Przede wszystkim kwiaty  odparła ujmujšc go za rękę i odwzajemniajšc pocałunek.  I trochę warzyw. Takie z przydomowego ogródka smakujš znacznie lepiej niż pochodzšce z plantacji, prawda? Och, muszę wyglšdać okropnie. 
Wybacz, proszę... Nie wiedziałam, że się do mnie wybierasz.
 Próbowałem...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin