Fabisińska Liliana - Córeczka.pdf

(1454 KB) Pobierz
R
OZDZIAŁ 1
F
OREMKA Z PROSIACZKIEM
To nie był dobry dzień na pieczenie pierniczków.
Zaklęła pod nosem, wkładając do koszyka słoik miodu. Niedokręcony! Po co ktoś
odkręcał miód stojący na półce w supermarkecie? Wąchał? Próbował? W jaki
sposób?
Otrząsnęła się z niesmakiem. Szybko zamieniła słoik na inny, wyciągnięty z głębi
regału, i odetchnęła głęboko.
Wypuść powietrze powoli, licząc do dziesięciu – powtórzyła w myślach słowa
obciętej na jeżyka instruktorki. Właśnie tym tekstem zaczęli spotkanie w ubiegłą
sobotę. I w poprzednią. Tak naprawdę każde szkolenie zaczynali od relaksacji. Bez
względu na to, czy to były zajęcia z koncentracji uwagi dla licealistów czy
superzaawansowane szkolenie z terapii Gestalt, i tak musieli się na dzień dobry
relaksować. Sama zmuszała do tego studentów na wszystkich warsztatach.
Szkoda, że nie mogła zabrać takiej instruktorki do domu. Przydałaby się
przynajmniej dwadzieścia razy dziennie z tym swoim: „Żadne problemy dnia
codziennego nie wyprowadzą cię z równowagi”. Ciekawe, czy na serio wierzyła, że te
słowa staną się prawdą, jeśli tylko będzie się je powtarzać dostatecznie często.
Agata zerknęła na listę. Miód – jest. Mąka – jest. Jajka – są. Soda oczyszczona…
O matko, w jakim dziale szukać sody? Z przyprawami? Ale kto chciałby przyprawiać
jedzenie czymś tak niejadalnym?
Komórka w jej kieszeni zawibrowała leciutko.
Dziekan, oczywiście.
Oparła się o regał z owocami w puszkach i postanowiła przeczekać. Dziś nie może.
Naprawdę. Nie tym razem. Obiecała Filipowi ten wieczór już rok temu, gdy okazało
się, że wszystkie dzieci z jego przedszkola piekły pierniczki z babciami i mamami.
Wszystkie oprócz niego. Teraz był już w zerówce, ale poza tym nic się nie zmieniło.
Dzieci z jego klasy prawie codziennie opowiadały o tym, jak wałkowały i lukrowały
pierniczki. Tylko on jeden nie.
Przekładała to pieczenie już dwa razy. Bo przecież praca… Nie, dziś nie przełoży.
Obiecała rano, że to będzie ten dzień. Jeśli tylko Filip zje w szkolnej stołówce cały
obiad…
Zjadł, była tego pewna. Przecież tak marzył o tych pierniczkach.
Komórka pisnęła na znak, że ktoś zostawił wiadomość na sekretarce.
Nie musiała jej odsłuchiwać. Wiedziała doskonale, w jakiej sprawie dzwoni dziekan
w piątkowy wieczór. Chciał jej wcisnąć jakąś grupę zaocznych. Nagłe zastępstwo. Jak
tyle razy przedtem.
– Nie dzisiaj – powiedziała półgłosem, prostując plecy i ruszając w stronę kasy.
– Tata, tata! Mówiłem ci, że wróci wcześniej! – Filip w geście triumfu wyrzucił
w górę swoje pozlepiane miodem dłonie i pobiegł do drzwi, jak mały konik
potrząsający niesfornymi blond loczkami. – Tata! Obiecał przecież, że przyjdzie,
zanim zaczniemy lukrować!
Uśmiechnęła się, jak zawsze, kiedy nikt nie mógł przyłapać jej na obserwowaniu
synka, i szybko otworzyła drzwi.
– Marcin? Jakim cudem… – Kąciki ust momentalnie wróciły na swoje miejsce. To
nie był Marcin. Jej wzrok, zawieszony prawie dwa metry nad ziemią, gdzie powinny
być orzechowe oczy patrzące zza okularów w drucianej oprawce, trafił w pustkę.
Spojrzała niżej. I jeszcze niżej. – Przepraszam, myślałam, że to mój mąż…
Drobniutka osoba stojąca na wycieraczce bez słowa złożyła ośnieżoną parasolkę
i zsunęła z głowy mokry kaptur. Rude włosy rozsypały się we wszystkie strony.
– Przepraszam – powtórzyła Agata w nadziei, że to wywoła jakąś reakcję.
Nic z tego. Dziewczyna stała i wpatrywała się w nią spod przydługiej, krzywej
grzywki.
Agata przestąpiła niecierpliwie z nogi na nogę.
– Opłatek? – próbowała zgadnąć. – Sprzedajesz opłatek? Dziękuję, już mamy.
Dziewczyna potrząsnęła głową.
Agata nie miała pojęcia, ile ona może mieć lat. Dwanaście? Osiemnaście? Diabli
wiedzą. Z nastolatkami nic nie było oczywiste. To, że dziewczyna była niska, niczego
nie przesądzało.
– Trochę się śpieszymy, pieczemy pierniczki – powiedziała, machając ręką gdzieś
w głąb mieszkania, mniej więcej w kierunku kuchni. – Czy mogę ci w czymś pomóc?
Dziewczyna milczała.
– Pani pomóc? – poprawiła się Agata. Może jednak była starsza niż się wydawało?
Może nie była przebranym za kobietę dzieciakiem, lecz kobietą przebraną za dziecko?
– Nie, chyba nie – odezwała się w końcu ruda, wzruszając ramionami w za dużej
czarnej kurtce.
Agata obiecała sobie, że w sobotę zmusi Marcina, żeby naprawił wreszcie zamek
w furtce. Przez domofon odprawiłaby tę dziewczynę w dwie sekundy.
No nic, trudno. Wzięła głęboki oddech, próbując zwalczyć irytację.
– W takim razie, skoro nie mogę pani w niczym pomóc… – mówiła najspokojniej
jak umiała. – W takim razie… pani pozwoli, że wrócimy do pierniczków?
Filip wyglądał, jakby wymarzone ciasteczka przestały mieć dla niego jakiekolwiek
znaczenie. Wpatrywał się w przemokniętą rudą nastolatkę jak zaczarowany.
– Popatrzę sobie. – To nie było pytanie. Ona po prostu oświadczyła, że będzie
obserwować Agatę i jej synka! Po czym zrobiła krok przed siebie, przekraczając próg
i wchodząc do przedpokoju w swoich ośnieżonych martensach. Rozejrzała się po
mieszkaniu ciekawym wzrokiem.
Agata poczuła, że budzi się w niej lwica. Musiała bronić Filipa!
– My się chyba nie znamy, prawda? A więc nie ma żadnego powodu, żeby…
– Nie pamiętasz mnie – znów stwierdzenie, a nie pytanie. – Osiem lat temu byłaś
moją mamą. Tylko przez kilka dni…
Agata roześmiała się i powiedziała:
– Co to za bzdury?!
A potem śmiech ugrzązł jej w gardle. Nagle zrozumiała.
– Kro... Zuzia? – wyszeptała, mierząc dziewczynę wzrokiem. Nie mogła w to
uwierzyć. Ruda ani trochę nie przypominała tamtej Kropeczki. Kruchej drobinki
z równiutko przyciętą czarną grzywką i poważnymi czarnymi oczami, wielkimi jak
spodki.
Coś tu się nie zgadzało!
– Nie masz czarnych oczu. – Potrząsnęła głową. Spod szopy wściekle
pomarańczowych włosów patrzyły na nią oczy kosmity. Turkusowe i trochę martwe.
Zadrżała. Bała się tej dziewczyny. Tych oczu bez wyrazu.
Ruda sięgnęła dwoma palcami prosto do oka i wsadziła je pod powiekę. Agata
wstrzymała oddech.
– Co ty robisz?!
Dziewczyna szybkim ruchem wyciągnęła z oka szkło kontaktowe w kolorze
greckiego morza.
Po czym po raz pierwszy się roześmiała! Najwyraźniej przerażona mina Agaty była
naprawdę zabawna.
Teraz patrzyła na nią jednym okiem turkusowym, pozbawionym emocji, a drugim
czarnym jak u kruka.
– Już mi wierzysz? – zapytała, wbijając wzrok w ścianę nad głową Agaty.
Kobieta poczuła przenikliwy chłód. Objęła się ciasno ramionami. Najchętniej
cofnęłaby czas i w ogóle nie otwierała tych drzwi. To miał być taki miły wieczór!
– Mamo, chodź! Nie umiem rozbić jajka! – Jak na zamówienie, Filip stanął w progu
kuchni, umazany mąką i przyprawą do pierników. Uśmiechał się od ucha do ucha. –
Znalazłem foremkę z prosiaczkiem. Wiesz, gdzie była?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin