Michał Czajkowski - KOSZOWATA.pdf

(708 KB) Pobierz
Czajkowski Michał
KOSZOWATA
P
ADUKA
.
Jest na Ukrainie zięmia w dziwne przeploty mogiłami uniżana; na mogiłach sterczą z
rzadka rozsochate dęby, niby cienie Atamanów i Watażków, po dolinach plecie się gęsta
łozina, niby zmartwychwstałe tabory Kozaczej młodzi. Pomiędzy te groźne postawy
Atamańskich dębów, oko daleko hula, aż na stepy; a kiedy wicher stepowy z poświstami, z
porykami, po^wojerou wpadnie w odwiedziny na kozaczy mogilnik, to
łozina gwarnie zaszumi, jak kozacza młódź w bojowej dobie, przed za wrzaskiem : Słaiva
Bohu! a konary dębowe wyją jak gromkie głosy Atamanów : bij! kol! siecz! O! w Łenczas
dusza kozacza panoszy się, i rwie do boju jak labunny rumak do biegu, i na myśl niże a niże
dumki o sławie kozaczej , o dawnej Ukrainie.
Niby na straży tego mogilnika pamiątek, postawiono Kruto-Horby sioło; strojne białemi
chatami i białym dworem, co jak tęskne a widne dziewice poklękly w około matczynej mogiły.
W chatach mieszkał lud kozaczy, a we dworze Pan Cześnik Bychowski; krew lacka, szlachcic
od prapraojców.
Pan Cześnik siedmdziesiąt lat z górą już uronił ze swojego życia. I Pani Cześnikowa
mężatką i matką trzech synów, już drugiego Jubileuszu się doczekała, a po pierwszym
narodziła się jej córka Marynia. Starszy syn Stefan mecenasował w Lublinie, a dwaj młodsi
Stanisław i Antoni byli towarzyszami w kawalerji narodowej brygady Jerlicza. Marynia od
półtora roku wyszła za mąż za Pana Starostę Koszowackiego.
Cześnik niegdyś mieszkał za Bohem w Sawrańszczyznie ; Jlam dzierżawił mnogie włoście,
ale od ośmnastu lat jak porzucił dawną swoję siedzibę, kupił liczne włoki ziemi obok Koszo-
waczyzny, i zasiedlił sioło Kruto-Horby. J.udzie przebąkiwali że miał kupę pieniędzy w
grosiwie i na procentach u rozmaitych polskich panów ; po córce dał posag bogaty, brzęczącem
złotem, za nadto szumny na szlachcica, posiadacza jednej wioski. Ile razy zdarzyło się przy
Panu Cześniku mówić o Sawrańszczyznie, o starym Wojewodzie Kijowskim, albo o braciach
Zaporożcach, to tyle razy wychodził z towarzystwa, i przez cały dzień był chmurny, i przed
pójściem spać, gorąco się modlił.
Pani Cześnikowa miała imię Marja, i córka takoż nazywała się Marja; przez rodzicielskie
pieszczoty zdrobniono jej zwanie na Marynię. Dzień Niepokalanego Poczęcia Marji Panny,
był dniem imienin matki i córki; zawsze obchodzono go uroczyście w Kruto-Horbach, i dziś
kilka osób z sąsiedztwa, i kilku wojskowych przyjaciół Panów Stanisława i Antoniego, raczyło
przyjechać na obiadek; proszono ich do zostania na wieczerzę, a sądzono że 'dadzą się
namówić
aby przenocowali, bo na dworze taka zawierucha, iż świata Bożego nie było widać, nawet w
dzień.
Już dwie godziny jak zapalono świece. Pan Cześnik zasiadł do marjasza w pulę z Panem
Podkomorzym Czarkowskim, i z Panem Rotmistrzem Swiderskim , już krzepko sędziwemi
ludźmi. Pani Cześnikowa, Pani Pod komorzy na? Państwo Sęstwo Zalescy i Xiądz Proboszcz z
Koszowaty, koło głównego stolika stojącego przy kanapie grali w ćwika. Pani Starościna
Koszowacka, dwie Panny Zaleskie, i Panna Czarkowska siedziały w drugiej komnacie. Pa-
nowieStanisław i Antoni,Pan Porucznik Dłuski, kawaler trochę już sponiewierany wiekiem, i
młody Namiestnik Tadeusz Niemirycz, jak to mówią cholewki smalili.
W trzeciej komnacie zwanej wchodową, Pan Starosta Koszowacki rozmawiał z Panem
Chorążym Trzeciakiem i z Panem Antonim Topczewskim, dawnym towarzyszem i jedynym
przyjacielem Pana Cześnika; rozmawiali o gospodarstwie, o sprzedażach i o Dubieńskich
kontraktach. Starosta przechadzał się ciągle z końca
w koniec komnaty, rozmawiał, ale ustawicznie ' zerkał okiem na żonę, czasem podeszwą
głośniej stuknął, czasem wąsa targnął i chrząknął.
Pan Starosta ze trzy lata temu jak czterdziesty rok skończył, czarne włosy przyszroniła
szpako- wacizna, i wąs zeszpakowaciał, ale na Iwarzy jeszcze ani jednego zmarszczka nie
było, zęby białe i całe wszyściuteńkie. Nie miał on nigdy tegorumieńca, co to się wypieka na
licach przesytem pohulanek, ani tej bladości co to idzie ślad w ślad po pijaństwa uczucia, albo
i z niem razem; w czarnem oku nie było śladu lej gry życia, co to chwilami ogniem błyska, a
chwilami łzą się łzawi, rysy Iwarzy męzkie, piękne nawet, ale podobne im rysy tysiącami
można było napotykać w świecie, i w ludzkiej pamięci nie zapisywały się wyrazami: raz go
widziałem, to go poznam. Kibicią dość rosły, ani chudy, ani otyły; przystojny, czerstwy
mężczyzna, ale surowy wejrzeniem i twarzą,asztyw
r
ny postawą.W stroju jego ani jednej
błyskotki, ani jaskrawej barwy: kuntusz,żupan, pas, wszystko ciemne. Skrzętne ochędóstwo i
wyrachowane szanowanie su- kień widzieć się dawały za pierwszym rzutem
oka, ale tej samowoli co to robi wdzięk i okazałość stroju darmoby u niego szukać.
Starościna ciziś kończyła dwudziesty rok; jej imieniny były zarazem jej rodzinami. Laszka
milutka, ponętna jak nadzieja kochania. Usteczka, czoło, nos i cała twarzyczka, takie cudne i
takie ładne, jak oblicze anioła , utkane rojeniem bujnej myśli człowieka : ale w ciemno-
blękitnych oczach jest ogień ziemi zmieszany ze światłem Nieba ; i ziemski rumieniec, to
blednie, to się krasi na licu, jak zwój polnej róży, jak różowe światło jutrzeńki.Czarno-brewa i
ciemno-włosa, a laka szykowna, taka składna, jakby zarazem ziemską i nieziemską istotą była.
Z twarzy, z postawy, widno że nie smutek, nie cierpienie wionęły w jej duszę, ale jakieś tęskne
chcenie, co to samo nie wie skąd się wymknęło, i dokąd bieży; co to i na ziemi chciałoby
zostać, i do nieba radeby lecieć, i ma już czem zaspokoić pragnienie uczucia, a jeszcze myślą
błąka Stię, i szuka krainy szczęścia.
Starościna uśmiechała się z wesołych opowiadań Pana Niemirycza, poglądała nawel dość
uprzejmie na urodziwe lice, na rycerską postać
młodego Namiestnika, ale w tym uśmiechu, w łych spojrzeniach, nie było tej pół tajemnicy, co
to na wspak woli objawia ludziom uczucie serca niewiasty; u niej to wszystko było bez myśli,
tak sobie^przez pustotę, przez grzeczność, przez cłj^ć bawienia się w dzień swoich i matki
imienin; a jednak mimowolnie, od czasu do czasu, jakiś niepojęty niepokój ściskał jej serce:
zadumała się, westchnęła nawet, a sama nie wiedziała dla czego : może to nieziemska prze-
stroga, a może ludzkie przeczucie.
— No i jakże Mości Starosto, czy już rzecz skończona z Wojewodą — odezwał się
Chorąży Trzeciak.
—- Skończona , pieniądze posłałem ; jak podpisze kontrakt każe wziąć intromisję.
— Zapewne dla lego Pan Skandyba tu nie- przyjechał ?
— Skandyba został w Koszowatej , trochę chory.
— Ja sądziłem że Pan Starosta go posłałeś z pieniędzmi?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin