Choszcz K. - Moja Afryka.pdf

(14998 KB) Pobierz
CHOSZCZ
KINGA
MOJA
PELPLIN 2 0 0 8
ięć lat spędzonych w drodze. Świat niemal cały objechany
autostopem”... - cztery kolejne lata m inęły od chwili, gdy
pisałem te słowa w przedm ow ie do tam tej książki. Kinga
i Chopin świeżo po podróży, na skrzydłach sławy, rozryw ani w ca­
łej Polsce. M y w redakcji „Poznaj Św iat1 przejęci tym , co się właś­
1
nie rodzi. Przytłoczeni ogromem tego, co zapisała w swych zeszytach
Kinga. Zauroczeni tym, j a k to napisała. 1 dylemat: ja k zmieścić to
w książce?!
P
Ona zrobiła to za nas. Parę miesięcy ostrej pracy. Z żelazną kon­
sekwencją przeforsowała prawie wszystkie swoje, czasem zra zu wąt­
pliwe dla nas pomysły. Odkrywaliśm y ją na nowo: delikatna, w raż­
liwa dziew czyna - a tak dokładnie wiedząca, czego chce. A potem,
gdy ju ż miała tę książkę - dwa razy grubszą n iż planowało w ydaw ­
nictwo! —z jej angielskojęzyczną wersją sama, za kierownicą żółtego
busa, objechała pół Europy. Właściwie - chciała zrobić to w Ameryce,
powtarzając trasę przebytą z Chopinem, ale... nie dostała wizy...
Ona! Ponury paradoks i ironia losu.
„Św iat niem al cały objechany...” Ale nie A fryka ! Wkrótce ju ż
wiedzieliśmy, że nie odpuści, chociażby tym razem miała tam poje­
chać sama.
N o i tak się stało. Żegnaliśmy ją z niepokojem. Czy to było p rze­
czucie? Nie, raczej świadomość ryzyka. I ona przecież była go świa­
doma, ale... skoro dotąd zawsze tak szczęśliwie prow adził ją los...
P rzez ja kiś czas wyglądało na to, że tak jest i tym razem. W tym
co pisała, czuło się, że jest szczęśliwa. Ale...
N ie ma Kingi.
N ie ma?! Jest przecież! Prochy jej na wietrze, w morskich falach.
Wraca w uśmiechu Malaiki. Żyje w pamięci przyjaciół rozrzuconych
po całym świecie. I w myślach, i w czynach tych wszystkich, wciąż
nowych, których inspiruje do pójścia Jej drogą. Z wiarą u> ludzi i łas­
kawość losu.
Nie, nic się nie zmieniło. Przesłanie tej książki jest takie sam.o
ja k poprzedniej. N ie bójmy się marzyć. I m arzenia te spełniać. N a ­
prawdę, wystarczy chcieć...
-
Janusz Czerwiński
r
9
fi
ZNAJDZIESZ JĄ
W SZUM IE TYSIĘCY WIATRÓW.
H I
Są tak ie m o m en ty w życiu człow ieka, kiedy nagle wszystkc
się zm ien ia.
W iruje p rzed o czam i n asze życie - ro d z in n e s p o tk a n ia , w egań-
skie wieczory, szkolne opow ieści, w o lo n tariack ie obozy, w spólne
plany, p o ż e g n a n ia i pow roty. O s ta tn ia im preza. Plecak s k ru p u la t­
nie spakow any.
W y m arzo n a Afryka...
Pierw szy e-m ail z M aroka: „Śnieg w Afryce!”
P o tem z M a u re ta n ii, S enegalu, M ali, B u rk in a Faso: „Jednym
słowem. - życie je s t piękne!” - pisze K inga z za k u rzo n e j w ioski Go-
ro m -G o ro m i d zieli się ze św iatem ra d o ścią z o siąg n ięcia białowiel-
b ląd zieg o m arz en ia. I p rzem ierza kolejne afry k ań sk ie kraje, gdzie
życie p łynie sp o k o jn ie i bez p o śp iech u , za trzy m u jąc się w m iej­
scach, gdzie z reg u ły tu ry ści się nie zatrzy m u ją, bo w ioski nie są
an i ład n e, a n i szczególnie ciekawe, za to m ieszk ają ta m p ięk n i lu ­
dzie. Ludzie, k tó rz y s p o n ta n ic z n ie zap raszają do siebie i n a ty c h ­
m ia st czy n ią czło n k iem swojej licznej rodziny.
A u nas kolejne św ięta.
- D la m n ie k a ż d y d zień tu ta j je st św iętem , k ażd y d zień je s t p e­
łen m ały ch cu d ó w ciężkich do o p is a n ia - dźw ięczą te słow a K ingi
n a zm ian ę z uporczyw ie w racającym i słow am i m ojej m am y: - Nie
puszczaj K ingi do A fryki, bo o n a s ta m tą d ju ż nie wróci.
I z a sta n a w ia m się n a d życiem , p rzezn aczen iem , i p o raz kolejny
o g lą d a m zdjęcia. K olorow a A fryka. U trw alo n a w setk a c h zdjęć
m a g ia m iejsc. D o sto jn i Tuaregow ie, kobiety z kolorow ym i o z d o ­
b a m i we w łosach, ro ześm ian e, biegające w p o rw anych u b ra n k a c h
dzieci... C zarn o sk ó re d zieciak i - K ingi m iłość.
r u f !
K inga w zw iew nej, kolorow ej, batikow ej sukien ce - to sym bol
szczęśliwej ja k nigdzie K ingi F reesp irit - W olnego D u cha. I coraz
bardziej jestem p ew na, że k ażd y p o w in ien p o d ą ż a ć sw oją w łasną
w y m a rz o n ą dro g ą.
Niger, Senegal... K inga kończy 33 lata.
- A fryka je s t niesam ow ita... tyle dobrych gestów n a raz - czyżby
cały św iat w iedział, że dziś m a m urodziny? - w pisuje K inga d ro b ­
ny m m aczk iem d o codziennie p row adzon ego przez siebie p am ięt­
n ik a. I po raz kolejny p o d z iw ia m ją za w ytrw ałość i w ew n ętrzną
dyscyplinę, bo wiem , ja k ciężko je st pisać siedząc n a zaku rzonej
d ro d ze, gdy ż a r leje się z nieba, a w od a w bid on ie praw ie się g o ­
tuje, a w ieczorem , gdy ju ż te m p e ra tu ra zn o śn a, o s ta tn ia połow a
świeczki to jed yne św iatło w wiosce.
W ybrzeże Kości Słoniow ej, G hana... Nagle K inga z m ien ia kie­
ru n e k i przem ieszcza się dalej, w ob szary d la n as, p ó k i co, n ie d o ­
stępne.
W głowie m ę tlik i szu m o d m yśli, p rzed oczam i tysiące różnych
w sp o m n ień , chw il z naszego życia, i w szystkie tło czą się i pchają,
jak b y k a ż d a chw ila w tym w łaśnie m om encie była najw ażniejsza.
Pierw szy spacer, pierw sze kroki, m a lu tk a K inga k ą p ią c a się w zim ­
ny m m o rz u , ż a rty z sio stram i, dyskusje z tatą. K ing a śm iejąca się,
u p a rta , cierpliw a, d o k ła d n a , w ytrw ała...
I zadaję p y ta n ie - K inga je st czy jej nie m a? I ponow nie,
w dzięczna z a w szystkie słow a w sparcia, cz y ta m se tk i w pisów n a
internetow ej stro n ie, d ziesiątk i e-m aili przesłanych d o nas: „K inga
żyje w k a ż d y m zrealizow anym m arz en iu , czy nach za in sp iro w a­
nych jej p o d ró ż ą i tym co ro b iła . . . n a p isa ł Filip. - B ędziem y ją
sp o ty k ać za k aż d y m razem , gdy w eźm iem y kogoś n a sto p a albo
będziem y siedzieć n a plecaku n a sk raju drogi... B ędzie w p o b liżu ,
poczujem y jej u śm iech i ducha... będzie ta k w ędrow ać ja k o d obry
anioł.”
I choć dalej w ędruje jak d o b ry an io ł, m oże ja k we śnie, n a b ia­
łym w ielbłądzie, realizuje kolejne m arzenie: spraw ia, że wszyscy jej
przyjaciele z różnych za k ątk ó w św iata sp o ty k ają się ze sobą. „Przy­
jech aliśm y tu ta j z ty m sam y m u czu ciem w dzięczności w sercach,
z cym sam y m z a m ia re m p o d z ię k o w a n ia za w szystko, co d la nas
zro b iłaś - n a p is a ła A sia z M rągow a. - 1 w łaśnie w tedy w szystko w y­
d a ło się cu d em , cu d e m życia, z a p a c h w ia tru , zielone liście, c h m u ry
n a b łę k itn y m niebie, śpiew ptaków , i p o stan aw ia m y cieszyć się
k a ż d a chw ilą n a m d a n ą , a w sercach n a ro d z iło się p ra g n ie n ie czy­
n ie n ia dobra, aby św iat m ógł stać się p iękniejszy i lepszy. Życie z a ­
czy n a n ab ierać in n eg o zn aczen ia.”
To je s t w łaśnie te n dar, k tó ry n a m K inga zostaw iła.
Z o statn iej p o d ró ż y w rócił plecak, dziew częcy k ap e lu sik w sło­
n ik i poryw any w ielo k ro tn ie przez p u s ty n n y w iatr, p o m ara ń czo w a
b lu z k a p a c h n ą c a w ielbłądem ., zw iew n a c h u s ta sp a lo n a a fry k a ń ­
sk im słońcem , b ra n s o le tk i i n a sz y jn ik i n iero zerw aln ie zw iązane
z lu d z k im i lo sam i, p a sz p o rt p ełen egzotycznych w iz, zegarek,
k tó ry p o d a ro w a ła m K in d ze w U z b ek ista n ie p o d czas jej pięciolet­
niej p o d ró ż y d o o k o ła św iata, a p a ra t fo to g raficzn y - n ie o d łą c z n a
część K ingi w jej p o d ró ż ach , tro ch ę in n y ch d ro b iazg ó w i n ajcen ­
niejszy sk arb - ręcznie pisan e p a m ię tn ik i.
Więc za czy n a m m ag iczn ą w ędrów kę z K ingą rozszyfrow ując
zap isan e stro n y p a m ię tn ik a , śledząc n a m apie sa te lita rn e j te sam e
d ro g i i p rzejścia g ran iczn e, p o zn ając z opisów i zdjęć afry k ań sk ich
przyjaciół... i w szystko staje się nagle bliskie i zn ajo m e - z a k u rz o n a
w io sk a G o ro m -G o ro m , ciasne p o d w ó rk o R asty w A bidżanie...
Ju ż m ija ro k o d m o m e n tu , w k tó ry m całość z o s ta ła p rzepi­
s a n a i z a w arta w p am ięci k o m p u te ra , ale w szystko to, co d ziało się
w c iąg u tego ro k u - p o w o łan ie F u n d acji F reespirit, m o ja p o d ró ż
do A fryki ś la d a m i K ingi, p rzy jazd M alaik i do P olski - sp o w o d o­
w ało, że do p iero tera z u d ało się d o k o n ać prac redakcyjnych, wy­
b ra ć najlepsze zdjęcia i z rad o ścią m o żem y napisać:
Z ap raszam y w p o d ró ż - najpierw z K ingą, a p o te m - śladem
w łasnych m arzeń .
K ry sty n a C hoszcz - m a m a K ingi, G d ań sk , g ru d z ie ń 2007
w w w .fu n d acjafreesp irit.p l
r
u
f
f
13
f
l|
Zgłoś jeśli naruszono regulamin