Arct Bohdan - Lotnicy bez skrzydeł.pdf

(4880 KB) Pobierz
Bohdan A rcł
Lotnicy bez skrzydeł
S p is tre ś c i
W p r o w a d z e n i e .......................................................................
7
P rzed w o je n n ą z a w i e r u c h ą ..................................................... 12
W rześn io w a t r a g e d i a .................................................................. 32
P o d niebem F r a n c j i .................................................................. o4
N a W yspach B r y t y j s k i c h ............................................................78
N asze „sm olu ch y” ........................................................................ 95
G rig o rie w s k o je — B e r l i n .......................................................... 109
Z a k o ń c z e n i e ............................................................................. I
32
K sią żk i i pu b lik acje w yk orzysta n e w tekście
.
.
.
135
W p ro w a d z e n ie
D la k a żd eg o p rzeciętn ego , ch odzącego p o z ie m i czło­
w ie k a p o ję c ie lo tn ic tw a i la tan ia sp row a d za się z w y ­
k le do d w ó c h zasadn iczych i n iero złą czn y ch c z y n n i­
k ó w : p ilo ta o ra z je g o sam olotu. S a m o lo t — a także
k a ż d y in n y „ p r z y r z ą d do la ta n ia ” — je s t to ch y trze
i p r z e m y ś ln ie zm a js tro w a n a m achina służąca do o d e­
r w a n ia
się o d padołu lu d zk ich trosk
o ra z z g r y z o t
i s zy b o w a n ia w p rze s tw o rza c h w z o r e m ptaków . P ilo t
to p an i w ła d c a sam olotu, serce, m ó z g i dusza la ta ją ­
c eg o zespołu.
T a d z iw n a k o m b in a cja ż y w e j
is to ty
i m a r tw e g o
p rze d m io tu je s t p o d sta w ą w s z y s tk ic h r o d z a jó w lata­
nia. S zk oln ego, s p o rto w e g o i tu ry s ty czn e g o , k o m u n i­
k a cy jn eg o , no i w
p ie r w s z y m
rz ę d z ie w o js k o w e g o ,
ja k o ż e n a w e t teraz, w d ru g ie j p o ło w ie d w u d zie s te g o
stulecia, n ie p o t r a fim y o b y ć się b e z la ta ją c y c h n arzę­
d zi o b r o n y i... zniszczenia.
N ic
w ię c
d z iw n e g o , ż e
gdy
e n tu z ja z m u je m y
się
i p o d z iw ia m y w y c z y n y lotn icze, fa s c y n u je m y się r e ­
k o rd a m i prędkości, w y s o k o ś c i i od ległości c z y d łu g o ­
trw a ło ś c i lotu, g d y z z a p a rty m o d d ech em ś le d zim y
na
ekranach t e le w iz y jn y c h
poruszen ia
lu n on a u tów
lu b g d y sk łan ia m y z szacu nkiem g ł o w y w o b e c boha­
tersk ich o sią gn ięć n aszych lo tn ik ó w b o jo w y c h — m a ­
m y n a m y ś li lu d zi zasiadających za steram i napo­
w ie tr z n y c h p o ja zd ó w . Z n a czn ie rza d ziej in te re s u je m y
się
n a w ig a to ra m i,
ra d io o p era to ra m i
czy
strzelcam i
p o k ła d o w y m i. N a jm n ie j zaś u w a g i p o ś w ię c a m y tym ,
k tó r z y — choć ja k najściślej p o w ią za n i z la ta n ie m —
z ra c ji s w y c h o b o w ią z k ó w p ozostają na z ie m i. A je d ­
nak b e z ich o g ro m n e g o w y s iłk u i b e z ich m r ó w c z e j
p r a c y lo tn ic tw o w o g ó le n ie m o g ło b y istnieć, a żaden
sam olot n ie w z b iłb y się w górę.
W ła ś c iw ie
tru dn o
się
d ziw ić.
Praca
p ilo ta
jest
a tra k c y jn a i a u to m a tyc zn ie rzuca się w oczy. P raca
m echan ika je s t m o n oton n a i n ieu ch ron n ie p ozostaje
w cieniu. A ż tru d n o u w ie r z y ć , ż e na je d e n lo t składa
się w y s iłe k k ilku dziesięciu , a czasem i k ilk u set ludzi.
G łó w n y k on stru k tor i je g o zespół, p rz e ró ż n i sp e cja li­
ści in s ty tu tó w b a d a w czy ch i słu żb y zd ro w ia , w y s o k o
k w a lifik o w a n i p r a c o w n ic y w y t w ó r n i p ła to w c ó w , sil­
n ik ó w i w s ze lk ic h p rz y rz ą d ó w . N o i w r e s z c ie n a jb liż ­
si i n a jw ie r n ie js i p r z y ja c ie le p ilo ta — m echan icy, b e z ­
pośredn io z w ią z a n i z sam olotem . Im z a w d zię c z a ży c ie
pilot,
za sia d a ją c y
za
s tera m i
p r z y g o to w a n e j
p rzez
n ich m a szyn y.
O m ech an ikach i ic h p ra c y n ajczęściej s ły szy się
z ust p ilo tó w . C i w p o w ie tr z u i c i n a z ie m i połączen i
są ja k
i
je g o
n a jś ciślejszy m i
m ech a n ik iem
spow odow ana
w ię z a m i,
p o m ię d z y
się
p ilo te m
głęboka
często
w ytw a rza
p r z y ja ź ń ,
w z a je m n y m
zro zu m ien iem
i u m iło w a n ie m zaw odu .
O d b ic ie te g o stosunku zn aleźć m o żn a w lite ra tu rze
lo tn iczej, m im o ż e często je s t ona tro ch ę k rzy w d z ą c a
d la szarej n a ziem n e j braci. O g ro m n a w ięk szo ść w y ­
dan ych po ostatn iej w o jn ie k siążek lo tn ic z y c h to oso­
biste w s p o m n ie n ia b o jo w e p ilo tó w . N a w s p o m n ie n io ­
w ą k siążk ę m echan ika jeszcze n ie n a tr a fiłe m w n a­
s zy m p iśm ien n ictw ie. Cóż, w czasie w o j n y m echan ik
z r e g u ły z n a jd u je się z d ala o d fron tu , n ie b ie rz e b e z ­
p ośred n iego i c z y n n eg o u działu w w alk ach , n ie nara­
ża s w e g o życia, n ie m a o k a z ji w y k a z a n ia osobistego
b o jo w e g o m ę stw a w ob liczu w ro g a . Bojowy.- zaś p e r­
sonel la ta ją c y s ta rtu je z ty c h sa m ych lotnisk, n a któ­
ry c h
p ozostają m ech an icy, a le n iem a l
w
w ir z e
n a jgorętszej
n atych m iast
la w ir u je
z n a jd u je się
w a lk i,
p o m ię d z y ż y c ie m i śm iercią, z w y c ię ż a lu b gin ie. Jak
w ię c
p o ró w n a ć
o p is y
przeżyć
p ilo ta
w
p o w ie trz u
z opisam i p r a c y m ech an ik a na z ie m i? !
N a s i piloci, choć k o n c e n tro w a li się na spisyw an iu
i u p a m iętn ia n iu na p a p ie rze w ła sn y ch p rzy g ó d , p r z e ­
ż y ć i osiągnięć, nie za p o m in a li je d n a k o s w y c h w i e r ­
n ych
k o leg a ch
w
w ybru dzon ych
kom binezonach,
o w y s m a r o w a n y c h o le je m dłoniach. P is z ą o nich co
p ra w d a rzadko, a le za to p r z y ja ź n ie , z u znan iem , a na­
w e t z w d zięczn ością. W ła ś n ie d la tego m o g łe m na d a l­
szych stronach zam ieścić w ie le teg o ro d za ju w y p p w ie -
dzi, c y to w a n y c h z w szelk ich
kacji.
Z a czn ę od cy ta tu z k sią żk i n ie ty p o w e j, bo napisa­
nej o lo tn ik a ch p r z e z n ielotn ika, co zdarza się n ader
rzadko. T y m w y ją t k o w y m au torem je s t A r k a d y F i e d ­
ler,
polsk i
p isa rz-p od różn ik ,
k tó r y
w
p a m ię tn y m
303.
c zy m
303
:
o k resie b i t w y o A n g lię poku sił się o napisanie książki
o n aszych sły n n y c h
P ró b a
za k o ń c zy ła
ś w ia d c z y
c h o c ia żb y
m y śliw ca ch
w ie lk im
ilość
w ydań
z D y w iz jo n u
sukcesem,
o
D yw izjonu
się
d ostęp n ych m i p u b li­
czternaście polskich, sześć angielskich, d w a fra n c u ­
skie, je d n o h olen d ersk ie i portu galskie. W książce tej,
tr z y k r o tn ie
d ru k o w a n ej
p o ta je m n ie w
o k u p o w a n ej
p rze z w r o g a Polsce, F ie d le r n ie zapom n iał o szarej
n aziem n ej b ra c i:
„ Im , m echanikom , od d a w a ł m y śliw ie c sw e najtajn iejsze
uczucia, im zaw d zięcza ł w ięcej niż k o led ze-p ilotow i, bo i ż y ­
cie, i zw ycięstw o, i sw ą chwałę.
I sw e bezgraniczne zaufanie do samolotu. G d y m yśliw iec
leża ł w pogotow iu b o jo w y m , ro zw a lo n y na tapczanie, ubra­
ny ju ż do lotu w kom binezon pilota i w kam izelkę «M a e
W est», i drzem iąc oczek iw ał telefon iczn ego rozkazu d o star­
tu — b ył w te d y d ziw n ie sp ok ojn y i od p oczyw ał w beztrosce.
T a m u g ó ry czekało go groźne, niezm ierzone Nieznane.
L e c z m y śliw ie c nie bał się go i b y ł spokojny. Bo b y ł silny.
S iln y świadom ością, że g d y odpoczyw ał, dokoła je g o sa­
m olotu d ziało się w ie lk ie m isterium pieczołow itości i obo­
w ią z k u : nieustanna opieka m echaników . W c h w ili startu
m echanicy dostarczali mu maszynę, na której polegać m ógł
Zgłoś jeśli naruszono regulamin