Evans Gabrielle - Midnight Matings 6 - Myth And Mischief.pdf

(1931 KB) Pobierz
~1~
Rozdział 1
Przyciskając plecy płasko do kamiennej ściany, Sly wyjrzał zza rogu, spoglądając
na długi korytarz, gdzie pod jednym z okien stało dwóch mężczyzn. No cóż,
przypuszczał, że to było dwóch mężczyzn. Jeden był ukryty za gzymsem, ale jego głos
brzmiał wystarczająco męsko.
Drugiego mężczyznę znał aż za dobrze. Grant Billings terroryzował go od lat.
Właśnie wtedy, gdy Sly myślał, że w końcu znalazł drogę ucieczki przed tym
mężczyzną, on był tutaj ciałem i krwią, chwiejąc delikatną równowagą kruchego świata
Sly’a.
Zaczął odpychać się od ściany, zamierzając znaleźć miejsce do ukrycia zanim
zobaczy go jego były kochanek. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebował było starcie z tym
dupkiem. Mieszkał w zamku od dwóch tygodni, najlepszych dwóch tygodni jego życia,
i nie potrzebował Granta paprzącego jego sprawy. Sly bardzo wątpił, żeby starsi
przymknęli oko na bijatykę na jednym z największych paranormalnych wydarzeń roku.
I właśnie, kiedy zaczął się odwracać, Grant uniósł coś do światła księżyca
sączającego się przez okno. Między swoimi grubymi palcami trzymał mały kamień,
którego piękne wirujące kolory były zauważalne nawet w nikłym świetle.
Kamień, który Sly bardzo dobrze znał. Sapnąwszy cicho, schował się z powrotem za
narożnik i przycisnął rękę do piersi, próbując uspokoić swój oddech i szalejący puls.
Ten kamień był w jego rodzinie od tak dawna, że nie pamiętał. Myślał, że zgubił go rok
temu – mniej więcej w tym samym czasie, kiedy poznał Granta i wprowadził się do
niego.
Świadomość, że ten drań ukradł go, zagotowała krew Sly’a i sprawiła, że zacisnął
zęby, żeby powstrzymać się od warczenia z wściekłości. Nie chodziło o to, że kamień
był coś warty, ale należał do niego, a Grant zabrał go bez pozwolenia! Dlaczego
wszyscy zawsze chcą zabierać jego skarby?
- Zaraz zacznie się toast, kochany. – Przemówił miękko nieznany mężczyzna. –
Powinniśmy iść.
~2~
Kochany?
A więc Grant już znalazł sobie kogoś na jego miejsce. Odszedł nie więcej
jak miesiąc temu. Zrozumiał, że w ich związku nigdy nie było żadnej miłości. Do
diabła, przypuszczał, że Grant prawie go nienawidził, ale myśl, że został tak szybko
zastąpiony, bolała bardziej niż powinna.
- Pozwól, że schowam to w naszym pokoju i sprowadzę Setha. Niedługo się zjawię.
- Nie guzdraj się.
Sly usłyszał miękki jęk i głębokie westchnienie, a potem kroki spieszące w drugą
stronę korytarza, cichnące, gdy coraz dalej oddalały się od niego.
Podejmując natychmiastową decyzję, Sly zamknął oczy i pozwolił opanować się
zmianie. Gdyby mógł dostać się do pokoju Granta, mógłby odzyskać swoją własność.
To nie była kradzież, nie prawdziwa. Przecież najpierw kamień należał do niego.
Wypełzając ze swojego ubrania, trzymał się blisko ściany i podążył za dźwiękiem
oddalających się kroków Granta. Kiedy kroki ustały, Sly użył swojego nosa, wąchając
powietrze i ruszył dalej korytarzem w poszukiwaniu mężczyzny, który zrujnował jego
życie i ukradł mu jedyną rzecz, jaką posiadał, a która nic dla niego nie znaczyła.
Zbliżywszy się do ciężkich, drewnianych drzwi, westchnął mentalnie, gdy znalazł je
lekko uchylone. Wsunąwszy się do pokoju, przebiegł przez podłogę i pod łóżko zanim
ktokolwiek mógł zauważyć jego niepożądane wejście.
- Jesteś gotowy? – mruknął Grant.
Sly wychylił głowę spod łóżka, upewniając się, że był schowany na tyle, na ile to
było możliwe, gdy obserwował dwóch mężczyzn poruszających się po pokoju.
- Tak, jestem gotowy. – Seth, brat Granta westchnął i podrapał się po karku. – Nadal
nie wiem, co ty w nim widzisz.
- To nie ma nic wspólnego z tobą. Nie spodziewam się, że zrozumiesz – zakpił
Grant. Uniósł kamień Sly’a i uśmiechnął się nikczemnie. – Ten mały kamień uczyni
mnie bardzo, bardzo szczęśliwym mężczyzną.
- Nie możesz kupić fałszywego szczęścia, Grant. Ten kamień nie da ci nic więcej
jak nieszczęście.
- Jesteś po prosu zazdrosny. Chcesz go dla siebie.
Seth znowu westchnął.
~3~
- Nie, nie chcę, ale wciąż uważam, że powinieneś zwrócić go prawowitemu
właścicielowi.
- Zamknij się – warknął Grant. – Teraz ja jestem prawowitym właścicielem. –
Wyrzucił kamień w powietrze, chcąc wyglądać fajnie, jak przypuszczał Sly, i podrzucał
kamień tak długo aż upadł na podłogę i potoczył się pod łóżko. – Niech to szlag, Seth!
Zobacz, co zrobiłem!
Sly nie wahał się tylko chwycił kamień w pyszczek i przebiegł jak błyskawica po
podłodze w stronę drzwi.
- Ty mały pierdolcu! – wrzasnął Grant. – Wracaj tu, Sly!
Przepchnąwszy się przez wąską szparę w drzwiach, Sly pobiegł korytarzem,
rozglądając się na prawo i lewo, szukając czegoś, gdzie mógłby schować swój skarb
zanim złapie go Grant.
Wybiegł zza rogu, który zaprowadziłby go do wielkiej sali balowej, i Sly zauważył
dość staro wyglądającą roślinę doniczkową. Po części wyglądała jak palma, po części
jak kaktus. Nieważne. Nie miało znaczenia, co to była za roślina. Ważne, że pasowała
do jego potrzeb. Do tego, była wystarczająco dziwna, żeby mógł ją zapamiętać, gdy tu
wróci.
Wspiąwszy się po boku donicy, Sly szybko wykopał dziurę w wilgotnej ziemi,
wrzucił kamień i zakrył. Spojrzał przez ramię i westchnął z ulgą, gdy od razu nie
zauważył Granta i Setha.
Zeskoczywszy z donicy, pobiegł w stronę podwójnych drzwi sali balowej, modląc
się, żeby ktoś je dla niego otworzył. Zostawił swoje ubranie w jednym z korytarzy, a nie
miał zamiaru wejść do zatłoczonego pokoju całkowicie nagi. To byłoby o wiele gorsze
niż jakikolwiek koszmar zaprezentować się w samej goliźnie.
Na szczęście, ktoś wyszedł przez drzwi, kiedy Sly właśnie do nich dotarł. Nie miał
aż tyle szczęścia, ponieważ Grant i Seth wybiegli zza narożnika w momencie, by
zobaczyć jak wpada przez otwarte drzwi.
- Sly! – Głos Granta odbił się echem po korytarzu.
- Walki między gatunkami muszą się skończyć – powiedział jeden ze starszych z
podium, na którym wszyscy stali. Hmm, najwyraźniej Sly przegapił coś ważnego.
Jednak, teraz nie było czasu na to, żeby się zatrzymać i zrobić notatki. Przemykał przez
~4~
tłum ludzi, ciągle oglądając się przez ramię i prawie pisnął, gdy zobaczył, że goni go
Grant.
- Jesteśmy znani ludziom, a oni nauczyli się akceptować nas wśród siebie. Jednak
ich tolerancja nie będzie trwała wiecznie. Nieustanne walki między społecznościami
paranormalnych znalazły się pod kontrolą. Nie mamy już luksusu przyglądania się jak
rozwiązujecie swoje własne spory – kontynuował starszy.
Wow, to brzmiało poważnie. Sly zaczął myśleć, że chyba będzie musiał skupić
swoją uwagę. I zrobi to jak tylko znajdzie bezpieczne miejsce do ukrycia.
- Każdy z was ma dwadzieścia cztery godziny, żeby znaleźć i zatwierdzić partnera –
powiedział Starszy Lucas. – Jeśli nie uda wam się zatwierdzić partnera w ciągu
dwudziestu czterech godzin i przyprowadzić go albo ją przed radę do uznania, nie
będziecie mieć partnera. Zdziczejecie w ciągu tygodnia.
Sly zatrzymał się z potknięciem, gdy usłyszał przemowę starszego. Och, niedobrze.
Kto do diabła chciałby sparować się z fretką, taką jak on? Nie wiedział jak miał znaleźć
partnera, ale cholera z pewnością nie chciał zdziczeć.
Następna część przemówienia starszego została zagłuszona sapnięciami, jękami i
mruknięciami ze strony wzburzonego tłumu. Sly robił uniki i uchylenia, desperacko
starając się uniknąć nadepnięcia i zgniecenia. Następna rzecz, jaką usłyszał od
starszego, od razu go zatrzymała.
- Jeśli nie uda wam się przyprowadzić partnera przed radę zanim nastanie północ
jutrzejszej nocy, zostaniecie wytropieni i straceni, jako samotny paranormalny.
O, cholera, ja pierdolę,
pomyślał Sly ponownie ruszając. To gówno staje się z
każdym słowem coraz lepsze.
Zerknąwszy znowu przez ramię, Sly pisnął i zaszczebiotał, kiedy zauważył Granta
nie dalej jak krok za sobą. Rozejrzawszy się po sali, spostrzegł samotną postać stojącą
w jednym z zacienionych kątów. Facet wyglądał na masywnego i gdyby Sly’owi udało
się do niego dotrzeć, miał nadzieję znaleźć schronienie. A jeśli nie, może mężczyzna
będzie na tyle duży i odstraszający, że Grant zastanowi się dwa razy zanim go zaczepi.
Zmieniając kierunek, Sly przebiegł przez podłogę, mając zamiar dotrzeć do
mężczyzny zanim złapie go Grant. Prawie dotarł do kąta, gdy starszy znowu przemówił
i rozpętało się piekło.
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin