Przeklęte Sny
Harry od jakiegoś czasu cierpi na bezsenność, żadne środki nie pomagają, więc przyjaciółka, Hermiona Weasley, bierze sprawy w swoje ręce i odkrywa, że jedynym sposobem na pozbycie się „przeklętych snów” jest poproszenie o pomoc antagonisty Pottera z czasów szkolnych, Dracona Malfoya, który wcale nie ma zamiaru udawać bezinteresowności.
Czy zmienią przeszłość, a może ocalą przyszłość?
Przeklęte sny: – 1 -
Hermiona odgarnęła nieporządny kosmyk z twarzy i uważnie przyjrzała się przyjacielowi. Nie próbowała nawet ukryć troski wyzierającej z brązowych oczu.
– Harry, kiepsko wyglądasz. Czy coś się stało? – zapytała cicho, gdy w ciepły, lipcowy wieczór siedzieli na tarasie. Ginny jeszcze nie wróciła z pracy – relacjonowała przebieg jakiegoś podrzędnego meczu, a Ron grał z dzieciakami w quidditcha, więc spędzali ten czas tylko we dwoje. – Czy ty i Ginny nadal zamierzacie…?
– Tak – przerwał jej szybko, a Hermiona zmarszczyła czoło. Nie podobało jej się to, co właśnie usłyszała. Wszystkie jej obawy realizowały się z przerażającą nieuchronnością. Merlinie, życie choć raz mogłoby potoczyć się innym torem… Kochała oboje, ale Harry był jej przyjacielem od ponad ćwierćwiecza, najpierw powinna zająć się jego podłym samopoczuciem, a dopiero później zmyć mu głowę. – To znaczy… u nas wszystko w porządku – poprawił się natychmiast, ale to nie przekonało kobiety. Harry próbował uniknąć jej przenikliwego wzroku, wbijając spojrzenie w porcelanową filiżankę. Gorąca herbata była tym, czego właśnie potrzebował, więc pośpiesznie upił łyk orzeźwiającego napoju.
– A u ciebie? – inwigilowała dalej, nie spuszczając z niego oczu. Harry nie musiał wcale na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że właśnie tak się zachowuje. Schylił głowę, ukrywając uśmiech, który wkradł mu się na wargi. Hermiona przypominała Hardodzioba – była tak samo uparta i podobnie świdrowała wzrokiem nieszczęsnego delikwenta. – Jakieś kłopoty w pracy?
– Nie – zaprzeczył, ale czując na sobie podejrzliwy wzrok przyjaciółki, dodał lekkim tonem, jakby nie było to coś mało ważnego: – Ostatnio kiepsko sypiam. To wszystko. Naprawdę.
Hermiona oczywiście nie dała się zwieść; była zbyt dobrą obserwatorką i za długo go znała, żeby nie dostrzec, że próbuje ją zbyć.
– Coś nie tak w pracy?
– Wszystko jest w najlepszym porządku, Jordan świetnie radzi sobie z dokumentacją, świeżynki też póki co nie podpadły nikomu – nawet Rogerowi, co samo w sobie jest szokujące. Kingsley jest zachwycony postępami rekrutów.
Hermiona słuchała go z rozjaśnioną twarzą. Lubiła słuchać opowieści Harry’ego o swojej pracy, od razu dało się wyczuć, że kocha to, co robi…
– To nie z powodu Ginny, prawda? – upewniła się, obserwując go bardzo uważnie. Gdy w jego oczach zamigotało zaskoczenie, nie potrzebowała już odpowiedzi. Wiedziała. Te piekielne koszmary ścigały ich nawet teraz: ekstaza na twarzy Bellatrix, gdy rzucała na nią Crucio, widok bezwładnego ciała Harry’ego w ramionach łkającego Hagrida – od pewnych wspomnień nie było ucieczki, wracały jak zły szeląg w najmniej odpowiednim momencie. – Harry, to całkiem normalne, że masz koszmary – zaczęła uspokajającym głosem, a jej ciepła dłoń odruchowo przykryła jego. Harry nie próbował się wyrywać, zdawał się czerpać z uścisku tak potrzebną mu siłę. Dłonie Ginny były zawsze zimne, przemknęła mu bezsensowna myśli, gdy przymknął oczy, rozluźniając się nieco. – Gdybyś ich nie miał, to dopiero byłoby dziwne. Każdy, kto przeżyłby to, co ty… to normalne – powtórzyła. – Zostałeś głęboko zraniony, zmierzyłeś się z wyzwaniami, przed jakimi niektórzy nie stają przez całe życie. I to wszystko zostało ukryte gdzieś głęboko, koszmary to tylko wołanie twojej podświadomości. Znak, że nie pogodziłeś się z przeszłością do końca. Jeśli potrzebujesz o tym porozmawiać, wiesz, że zawsze cię wysłucham, prawda?
– Wiem. – Harry spojrzał na szczery uśmiech na twarzy przyjaciółki. To nie było oblicze dziewiętnastoletniej dziewczyny, Panny–Wiem–I–Chcesz–Tego–Czy–Nie–I–Tak–Się–Dowiesz, lecz dojrzałej kobiety, której życie nie raz dało w kość, ale ona za każdym razem podnosiła się i z jeszcze większą determinacją parła do przodu. Harry kochał tę twarz, po prostu. – Jesteś moją przyjaciółką i najmądrzejszą osobą, jaką znam, Hermiono – z twarzy kobiety nie znikał uśmiech – ale nawet ty nie rozumiesz…
– Czego?
– To nie koszmary nie pozwalają mi spać, lecz zwykłe sny – wyjawił Harry, obserwując uważnie grę emocji na twarzy przyjaciółki, z której nie zniknęło jeszcze zdziwienie, gdy stwierdziła:
– Harry, obawiam się, że nic nie rozumiem…
– Ja też nie… ale za każdym razem, gdy budzę się, pamiętam tylko jedno – cichy szept, który mówi mi, że powinienem trafić do Slytherinu.
– Ale dlaczego? Przecież jesteś Gryfonem. To nie ma sensu!
Harry poczochrał włosy i z rozbrajającą szczerością stwierdził:
– Wiem. Tyle, że… – Mężczyzna zawahał się, nie wiedząc, czy mówić dalej. Nigdy jakoś nie było okazji, żeby poinformować przyjaciół o tym, że Tiara chciała umieścić go w Slytherinie. Do tej pory prawdę poznali tylko Dumbledore i Al. Nikt więcej. Harry spojrzał na zmartwioną twarz Hermiony i przypomniał sobie, jak zawsze stała za nim murem, nawet wtedy gdy odwróciła się od niego reszta świata i ci, których uważał za swoich przyjaciół. Nigdy go nie zdradziła, nie zawahała się, gdy przyszło jej wybierać między nim a Ronem. Zasługiwała na prawdę, jak nikt inny na świecie.
Hermiona patrzyła na niego spokojnie, przygryzając wargi. Czekała, aż Harry będzie gotowy powiedzieć jej o swoich problemach. Nie naciskała, wiedziała, że to nic by nie dało. Znała go bardzo dobrze i chyba najlepiej ze wszystkich rozumiała, czemu postępuje tak a nie inaczej. Była w końcu niezwykle mądrą czarownicą…
– Hermiono, pamiętasz, jak kiedyś przyznałaś się nam, że Tiara chciała umieścić cię w Ravenclaw? – zaczął Harry, a kiedy kobieta skinęła głową, kontynuował: – W moim przypadku było podobnie… tyle, że zamiast do Krukonów miałem trafić do domu Salazara Slytherina… – Uśmiechnął się złośliwie. – Snape pewnie dostałby apopleksji, gdyby to usłyszał…
Hermiona przyglądała mu się uważnie, marszcząc czoło w zamyśleniu. Harry zastanawiał się, jak zareaguje, gdy przemyśli jego słowa. Nie zdawał sobie sprawy, że zaciska palce tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. Przyjaciółka dostrzegła od razu i bez wahania ujęła jego dłoń. Starannie rozmasowała napięte mięśnie i spojrzała Harry’emu prosto w oczy. Szmaragdowe tęczówki wydawały się spokojne, ale Hermiona od razu zauważyła obawę, jaką żywił jej przyjaciel, choć chciał to przed nią ukryć.
– Harry, nie ma znaczenia, gdzie chciała cię przydzielić Tiara. Zdecydowałeś, że nie chcesz być Ślizgonem i to się liczy.
– Ale… te sny…
– Nie ma żadnego ale – przerwała mu zdecydowanie. – Nawet jeśli twoja decyzja była błędem, o czym nie jestem przekonana, to wszystko rozstrzygnęło się dawno temu. Teraz musimy ponieść konsekwencje swoich wyborów. Gdybanie nie ma żadnego sensu, może jedynie zagrozić temu, co udało ci się osiągnąć. Harry, nie jesteś niczemu winny. Niczemu – powtórzyła z naciskiem, widząc powątpienie na twarzy przyjaciela. – Patrz w przyszłość, patrzenie w przeszłość jest głupie.
– Hermiono, a co jeśli nie masz racji? Co wtedy? – zaprotestował Harry. – Może gdybym został Ślizgonem, udałoby się zapobiec śmierci Cedrika, Syriusza, Moody’ego, Tonks i Lupina, Snape’a? Może ocaliłbym…
– Harry, to naprawdę nie ma sensu – przerwała mu zdecydowanym tonem. Odgarnęła nieporządne pasmo włosów, które ciągle wymykało się z misternego koka i spojrzała surowo na przyjaciela. – Nie możesz obwiniać się o coś, na co nie masz już żadnego wpływu! To głupota i ty to wiesz! Przestań się łudzić, Harry, przeszłości nie da się zmienić!
– A jeśli nie? Może te sny to wskazówka, co mam zrobić? – W końcu Harry zdecydował się przyznać do tego, co od jakiegoś czasu krążyło mu po głowie. – Może mógłbym zmienić przeszłość i ocalić wszystkich. Wyobraź to sobie.
Hermiona nie chciała niszczyć złudzeń przyjaciela, ale miała pewność, że ktoś to musi zrobić. Dobrze znała jego charakter i wiedziała, że gdy Harry się zapali do jakiegoś pomysłu, to nic i nikt nie odwiedzie go od próby zrealizowania go. Westchnęła cicho i podjęła się tego niewdzięcznego zadania.
– Harry, zrozum. Nawet gdyby ktoś sprowadzał ci te sny właśnie w tym celu, to i tak nie mógłbyś ulepszyć przeszłości. Nie wolno zmieniać tego, co było. Poza tym, kto robiłby coś takiego i w jakim celu?
– Całą trzecią klasę używałaś zmieniacza i dzięki niemu ocaliliśmy Syriusza! – oburzył się Harry.
– To prawda, ale chyba nie zrozumiałeś, dlaczego udało nam się tak zrobić, Harry. Mogliśmy zmienić przeszłość, ponieważ w momencie, kiedy przeżywaliśmy swoją przeszłość, nasze przyszłe ja już ją zmieniały. Rozumiesz?
Harry pokręcił głową. Wyjaśnienia Hermiony wydawały mu się bełkotem.
– Powiedz to jeszcze raz i prościej – poprosił.
– Kiedy cofnęliśmy się w przeszłość, zmienialiśmy tylko to, na co mogliśmy mieć wpływ, prawda? Pamiętasz, dlaczego udało ci się rzucić pierwszy raz cielesnego Patronusa? Wydawało ci się, że widziałeś swojego ojca, pobiegłeś nad jezioro i wtedy zrozumiałeś, że to ty rzuciłeś to zaklęcie, tak było?
– Tak – przytaknął Harry, łapiąc za filiżankę i upijając łyk zimnej już herbaty.
– To znaczy, że jednocześnie w tym samym czasie istniałeś w dwóch miejscach: jeden Harry, ten z przeszłości, próbował bezskutecznie uratować Syriusza, a drugi, z przyszłości, rzucał zaklęcie. Tylko dlatego mogłeś zaingerować w swoją przeszłość. Gdybyś tego nie zrobił, zmieniłbyś wtedy przyszłość, w której podróżowałeś w przeszłość, czyli…
– Powstałoby błędne koło.
– Właśnie – Hermiona obrzuciła go aprobującym spojrzeniem.
– Czyli, gdybym cofnął się w przeszłość i został przydzielony do Slytherinu, stałoby się coś podobnego? – zapytał.
– Harry, nikt tego nie wie, zasady są jasne – nie wolno zmieniać przeszłości, bo nikt nie zna konsekwencji. Być może doprowadziłoby to zachwiania równowagi czasoprzestrzeni i zniszczenia świata. Jesteś gotowy zaryzykować?
– W takim razie, co mam zrobić z tymi snami? – zapytał Harry, lekko załamany. Hermiona racjonalnie wyjaśniła mu, dlaczego nie wolno zmieniać przeszłości i chcąc nie chcąc, zaakceptował to, ale nadal nie wiedział, co oznaczają te dziwne majaki senne, ani dlaczego mu się śnią.
– Może ktoś rzucił na ciebie jakiś urok? Ale jaki?… hm… nic w tej chwili nie przychodzi mi do głowy. – Hermiona zamyśliła się. Harry upił łyk zimnej herbaty, przypatrując się uważnie przyjaciółce. Był ciekaw, na jaki pomysł wpadnie. On sam czuł się kompletnie wyzuty z sił, rozważył już chyba wszystkie możliwe opcje. Był potwornie zmęczony – od miesiąca nie przespał spokojnie żadnej nocy, zaczął już robić sobie drzemki w ciągu dnia, ale niewiele to pomagało. Ziewnął ukradkiem. – Będziesz musiał udać się do św. Mungo, może oni znajdą jakieś wyjaśnienie. Postaram się poszukać coś w Liberum Ars Magica, powinno coś tam być, jak nie… – Hermionie nigdy nie dano dokończyć, bo na taras wpadła mała bomba energii z rozczochranymi ciemnymi włosami i od razu rzuciła się ojcu na kolana.
– Tato! Wygraliśmy! – krzyczał radośnie Al. – James musi mnie słuchać! Dzięki, tato! Twój pomysł był genialny!
Harry uśmiechnął się szeroko i przytulił syna. Nad jego głową wymienił porozumiewawcze spojrzenia z przyjaciółką, która również rozpromieniła się na widok nadchodzącego męża. Harry ukrył uśmiech we włosach syna. Wszystko będzie dobrze. Musiało być.
* * *
Harry i Hermiona siedzieli w salonie i zajadali się pysznymi ciasteczkami, które przygotowała dla nich Molly. Przekomarzali się wesoło, podczas gdy ich współmałżonkowie toczyli zażartą kłótnię w kuchni. Oboje udawali, że nic nie słyszą. Zdążyli już się przyzwyczaić do nieustannych sporów, jakie toczyło między sobą rodzeństwo Weasley. Tym razem poszło im o Billa i Fleur.
– Ciekawe, kiedy będą mieli dość? – zapytał cicho Harry, wskazując głową drzwi prowadzące do kuchni.
– Pewnie nigdy. Ale za jakieś pięć minut wpadnie tutaj mój mąż czerwony niczym piwonia i zacznie narzekać. Merlinie, mogliby już skończyć z tą dziecinadą, zachowują się gorzej niż cała dzieciarnia razem wzięta. – Hermiona skrzywiła się, gdy usłyszała rumor dobiegający z pomieszczenia.
– Ron przynajmniej się chwilę pozłości i mu przejdzie, za to Ginny… – westchnął Harry, przypominając sobie, jak zachowywała się jego żona po ostatniej kłótni z bratem. Marudzenie trwało cały tydzień, po trzech dniach miał ochotę rzucić na nią Silencio i wreszcie mieć upragniony spokój.
– Oboje są okropni! – stwierdzili jednocześnie i cichy, niewesoły śmiech pomógł trochę rozładować atmosferę. Z kuchni nadal dobiegały podniesione głosy.
– Harry, nadal jesteś przekonany, że to jedyne wyjście? – zapytała Hermiona, sięgając po kolejne ciastko.
– Ginny i ja… to nie ma już sensu. Kocham ją, ale sama rozumiesz…
Kobieta uważnie przyjrzała się przyjacielowi. Wyglądał na przemęczonego z sinymi podkówkami pod oczami i napiętymi rysami twarzy, nawet zwykle intensywna zieleń tęczówek zdawała się przyblaknąć.
– Rozumiem… – przytaknęła i przytuliła go lekko. Jej przyjaciel właśnie tego potrzebował. Zwykłej bliskości kogoś, kto go kocha i się o niego troszczy. Przylgnął do niej, rozkoszując się tym zniewalającym uczuciem, jednak po chwili oderwał się z zawstydzonym uśmiechem. Harry nadal słabo sobie radził z okazywaniem uczuć bliskim, jedynie w obecności tych, którym ufał, zdawał się rozluźniać na krótką chwilę, tym cenniejszą im rzadziej występowała.
Hermiona w ułamku chwili zrozumiała, dlaczego im się nie układa. Ginny nie umiała zaakceptować życia ze swoim bohaterem, który ma problemy z okazywaniem uczuć na co dzień, więc znalazła sobie kogoś, kto spełniał jej tęsknoty. Szkoda tylko, że nie potrafiła szczerze o tym powiedzieć. Ukrywając swoje uczucia, powoli niszczyła więź ze swoim mężem, a Harry nigdy nie wybaczy jej zdrady. Zauważył jej chłód i lodowatą obojętność, dlatego chce się rozstać. Gdyby wiedział, dlaczego Ginny tak się zachowuje… a ona nie mogła mu powiedzieć. Cholera.
– Hermiono, nie przeszkadzam ci? – zapytał Harry z lekko kpiącym uśmiechem. Kobieta odruchowo przygładziła jego włosy i dopiero wtedy spojrzała mu w twarz, nadal zawstydzona.
– Mówiłeś coś?
– Pytałem, jak twoja ustawa o prawach magicznych stworzeń? – powtórzył Harry z cierpliwością. Z kuchni dobiegł głośny łoskot, ale oboje udawali, że nic nie słyszą.
– Świetnie! – wykrzyknęła entuzjastycznie. – Udało mi się przekonać Erniego i Susan, poprą mnie podczas głosowania.
– Ile głosów ci jeszcze brakuje? – zapytał Harry, machinalnie sięgając po ciastko. Na talerzyku zostało już ich niewiele, dlatego Hermiona jednym ruchem różdżki sprawiła, że wypełnił się od nowa. – Dzięki – wymruczał mężczyzna z pełnymi ustami.
– Dziesięciu. – Czarownica uśmiechnęła się radośnie.
– To prawdziwy sukces. Gratuluję! Jeszcze nigdy nie byłaś tak blisko.
– Wiem, ale teraz najtrudniejsze przede mną – gdyby udało mi się przekonać Malfoya, wtedy zdobyłabym głosy czystokrwistych… wiesz, jak to jest: podążą za nim na ślepo. Oczywiście głosy innych też się liczą, ale gdybym miała go po swojej stronie, wahający się stanęliby za nami. Jak mogliby odmówić bohaterce II wojny współpracującej z prominentnym członkiem społeczeństwa?
Harry naprawdę chciał, żeby praca Hermiony nie poszła na marne, ale jej misja miała kiepskie perspektywy. Malfoy nigdy nie da się przekonać do tej ustawy. Żadne pieniądze, perswazje go nie przekonają, to pewne.
– Hermiono, nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała… ale szanse przekonania Malfoya są… znikome
– Jeśli jest choć cień nadziei, muszę spróbować… w innym razie cała moja praca będzie kolejną zapomnianą ustawą. – Hermiona wyglądała na zdeterminowaną, więc Harry postanowił zachować swoje wątpliwości dla siebie. Może tylko wspierać przyjaciółkę w jej przedsięwzięciu i służyć pomocą. – Harry, prawie zapomniałabym – twoje sny… nadal je masz?
Mężczyzna pokiwał głową i powoli odłożył ciastko na talerz. Stracił apetyt.
– Byłeś u uzdrowicieli?
Harry skrzywił się, gdy przypomniał sobie wczorajszą wizytę w szpitalu.
– Niestety tak – przyznał z nieszczęśliwą miną. Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu. Harry zachowywał się jak dziecko, któremu obiecano cukierka, a dano niesmaczny eliksir. – Nie ma się z czego śmiać! – zareagował ostro. Przyjaciółka momentalnie zesztywniała i obrzuciła go badawczym spojrzeniem. – Przepraszam, chyba jestem przemęczony – cicho mruknął Harry, spuszczając wzrok i jednocześnie pocierając czoło. Hermiona nadal obserwowała go uważnie ze zmartwioną miną. Nie wiedziała, w jaki sposób mu pomóc. – Uzdrowiciele nie mają pojęcia, co mi dolega. Wypróbowali wszystkie możliwe zaklęcia diagnostyczne, zrobili masę badań, z których kompletnie nic nie wynikło. Poszedłem nawet do szpitala, ale nawet mugolskie tabletki nie zadziałały.
– Przykro mi… miałam nadzieję…
– Ja też – wpadł jej w słowo Harry, kiwając lekko głową. W kuchni zapanowała względna cisza, co mogło oznaczać, że rodzeństwo się albo pogodziło albo pozabijało. Przyjaciele wymienili spojrzenia i czekali na rozwój sytuacji.
Nagle do salonu wpadł przerażony Ron i jednym susem znalazł się przy żonie.
– Szybko! Ona płacze! – wystękał między kolejnymi wdechami powietrza, trzymając się mocno za żebra. Z przerażoną miną, nieporządną rudą strzechą i upacianym sadzą nosem prezentował się komicznie, ale nikomu nie było do śmiechu.
Hermiona nie wahając się ani sekundy, od razu pobiegła do kuchni. Kiedy Harry chciał iść za nią, jego przyjaciel go powstrzymał.
– Zostaw, Harry! To babskie sprawy!
Harry opadł na kanapę obok swojego przyjaciela i spojrzał na niego uważnie.
– Co się stało? – zapytał.
– Rzuciła na mnie zaklęcie godzące i rozbeczała się – wyjaśnił krótko Ron, przypatrując się swoim dłoniom.
– Co jej powiedziałeś? – spytał go bardzo powoli Harry. Przyjaciel od razu rozpoznał w jego głosie charakterystyczne groźne nuty. Rzucił szybkie spojrzenie na twarz Harry’ego i odwrócił wzrok.
– Że powinna zająć się swoim małżeństwem, a nie wtrącać w Billa… no i… że nie zasługuje na ciebie – dodał dużo ciszej, nie podnosząc wzroku. – Harry, myślałeś, że nie widzę, jak ona cię traktuje? Wiem, że próbowałeś udawać, że wszystko jest w porządku, ale nie jestem ślepy! – wybuchnął nagle Ron i podniósł wzrok na Harry’ego. Bez lęku patrzył mu prosto w oczy, jakby chcąc rzucić mu wyzwanie. – Jesteś moim kumplem a ona moją siostrą, ale w sporze między wami zawsze stanę za tobą – obiecał, a koniuszki uszu mu poczerwieniały. Harry wiedział, że jego przyjaciel mówi prawdę i nie miał pojęcia, co powinno się w takiej sytuacji powiedzieć. W końcu wybąkał:
– Dzięki.
– Nie ma za co, stary! Zostało jeszcze trochę tych ciasteczek? – zapytał Ron, rozglądając się uważnie po salonie. Dostrzegł talerzyk i od razu przysunął go do siebie. – Zgłodniałem.
– Jasne! Zostawiliśmy wam trochę.
– Harry, przeszukałam cały księgozbiór Liberum Ars Magica, ale nigdzie nie znalazłam żadnego zaklęcia, które przypominałoby swoimi skutkami twoje sny. Napisałam też do pani Pince, może jej uda się coś znaleźć w bibliotece Hogwartu. Jeśli to nic nie da, pozostanie nam jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia, ale nie wiem, czy to będzie możliwe. Prawdopodobnie nie. – Hermiona westchnęła.
Harry przytulił ją lekko do siebie.
– Dziękuję, że się tak starasz. Naprawdę nie możesz się tak przemęczać z mojego powodu. Wiem, że masz na głowie restrukturyzację działu.
– Harry, z dnia na dzień wyglądasz coraz gorzej i każesz mi się nie przejmować? Raczysz żartować? – Harry’emu nie umknął wyrzut w głosie przyjaciółki. Wiedział, że naprawdę się o niego martwi, ale prawdę mówiąc, zaczynała go już denerwować ta troska. Wszyscy zdawali się załamywać nad nim ręce. Molly wpadała codziennie i przygotowywała mu posiłki, jednocześnie mamrocząc pod nosem na głupotę swojej córki, która zamieszkała ze swoim ukochanym w Londynie. Ted razem z resztą aurorów próbował wyciągać go na miasto, niby w celach rozrywkowych, ale tak naprawdę bojąc się go zostawić samego w pustym domu. Cała rodzina Weasleyów zjednoczyła się w wysiłkach. W kominku nie pozostało już nawet trochę sadzy, tak przesadzali z wizytami. Wszyscy próbowali zmusić go do uczestnictwa w życiu towarzyskim. Codziennie zapraszano go to na obiad, to na kolację. Jego asystentka stwierdziła głośno i wyraźnie, że się o niego martwi, mimo że zwykle nie przejmowała się nikim prócz samej siebie. Nawet Kingsley zaczął przypatrywać się mu dziwnie. Jeszcze tego brakowało, żeby go wysłał na przymusowy urlop. Harry zmusił się do szczerego uśmiechu, liczył, że uda mu się uniknąć kazania przyjaciółki. Płonna nadzieja.
– Harry, jeśli nie zaczniesz sypiać, twój organizm tego nie wytrzyma. Codzienny wysiłek, jakiego wymaga praca aurora, w połączeniu z brakiem snu i nieodpowiednim odżywianiem doprowadzi cię do wycieńczenia. Musisz sypiać, inaczej źle to się skończy. Eliksiry ci nie pomagają?
Harry udał, że nie słyszy pytania, pozornie zajęty krojeniem ogórka. Cisza przedłużała się i w końcu przyznał się przyjaciółce do braku efektów działania eliksirów, które dla niego przygotowywała.
– Harry, to poważna sprawa. Może rzucę na ciebie zaklęcie usypiające? – zaproponowała, wyciągając kilka kromek chleba.
Mężczyzna potrząsnął głową.
– To nic nie da. Uzdrowicie już rzucali je na mnie. Żałuj, że nie widziałaś ich miny, jak się okazało, że są nieskuteczne. Chcieli mnie nawet zatrzymać na jakieś specjalistyczne badania, bo nie mieli jeszcze takiego przypadku jak ja, ale udało mi się wymówić. Facet Który Nie Śpi, nowa ksywka Harry’ego Pottera – szydził, naciskając na warzywo mocniej niż to potrzeba. Sok rozprysł się po desce.
Hermiona westchnęła.
– Powinieneś wziąć w nich udział – skarciła go. – Skoro nawet wyspecjalizowani pracownicy św. Mungo nie potrafili zmusić twojego organizmu do spokojnego snu, musimy znaleźć inny sposób. I to szybko. Inaczej… – Hermiona odwróciła się do niego plecami, sięgając po margarynę.
Tym wybiegiem nie ukryła przed nim swojej obawy. Harry odłożył nożyk i przygarnął do siebie przyjaciółkę.
– Hermiono, wszystko będzie w porządku, nie musisz się tak przejmować. W końcu jestem tym, który wielokrotnie przeżył bliskie spotkania z Voldemortem. Wybraniec. Pogromca Sama–Wiesz–Kogo. Ten, Który Przeżył Jeszcze Raz. Potter–Cholerny–Zbawca–Świata.
Jego przyjaciółka zachichotała. Harry również uśmiechnął się lekko i wypuścił ją z objęć. Wrócił do przerwanego krojenia.
– Jakbym słyszała Malfoya – prychnęła cicho. Zaraz jednak na jej twarz wróciło zaniepokojenie. – Prorok może nazywać cię, jak chce, ale jesteś zwykłym człowiekiem, a nie jakimś bogiem i ta sytuacja źle się skończy, jeśli w porę nie zareagujemy. Harry, musisz o siebie dbać.
– Przypominasz w tym momencie naszą teściową – zauważył z niewinną miną mężczyzna. Posmarował kromkę i zaczął układać na niej warzywa. – Wpada do mnie codzi...
majkasubcio