Sobolewska Iwona - Czarna owca.pdf

(1028 KB) Pobierz
Iwona Sobolewska
Czarna owca
UTRATA
Są w życiu chwile, gdy myśli się, że jest tak źle, iż go-
rzej być nie może.
Wtedy właśnie okazuje się... że jednak może.
Rafał Kosik
– Tak, mamo, poradzę sobie. Niczym się nie martw, te
trzy dni szybko zlecą, a wam przyda się trochę odpoczynku
od tego ciągłego zamętu w sądzie.
Jejku, dlaczego tak trudno ich przekonać, że nic mi nie
będzie, zastanawiałam się, przecież nie pierwszy raz wy-
jeżdżają beze mnie. Poza tym zostaje ze mną Eleonora.
– W razie czego, dzwoń – przypominał tata. – słuchaj
Eleonory, ona bardzo się stara...
– Tak, tak, wiem, tato. Ale teraz już idźcie, bo samolot
odleci bez was i nici z cudownego Paryża.
– Rzeczywiście, Francesco, musimy się pospieszyć –
zreflektowała się mama.
Buziaki na pożegnanie, no i wyszli. Wiedziałam, że
będę za nimi trochę tęsknić, ale w końcu to tylko trzy dni.
Cały weekend dla mnie! – cieszyłam się. Eleonora raczej
się nie pogniewa, jeśli na chwilę ją porzucę i wyskoczę
gdzieś z Carlą. Tak, tylko gdzie? – zastanawiałam się.
Zakupy? Przydałyby się na pewno. Rok szkolny się zaczął,
a ja bez konkretnych ciuchów w szafie. Ale był dopiero
piątek i taka fajna pogoda, że postanowiłam przełożyć
zakupy na jutro. Najlepszą opcją wydawała się plaża. O ile
Carla namówi tatę, żeby nas tam zawiózł. Ostatecznie
mogłybyśmy się wybrać rowerami, bo to niedaleko, ale
z tymi wszystkimi tobołkami byłoby to średnio wygodne.
Pozostało zadzwonić do Carli i załatwione. Miałam
nadzieję, że załatwione. Jakoś nie uśmiechało mi się sie-
dzieć w domu. Zwłaszcza w taką pogodę. Dobrze, że nic
nam nie zadali – to ogromny plus włoskich szkółek. Mało
zadań domowych, za to intensywna praca w szkole, ale
jakoś się przyzwyczaiłam. Fakt, potrafili nieraz nieźle do-
piec na tych lekcyjkach, ale zawsze mogłam się odgryźć po
polsku – i tak nikt nie rozumiał. Ja miałam satysfakcję,
a oni głupie miny. Fajnie jest być córką Polki i Włocha –
myślałam nieraz. W domu, ze względu na mamę, mówi-
liśmy po polsku, dzięki temu opanowałam język do per-
fekcji, podobnie jak włoski. Pod innymi względami też
stanowiłam polskowłoską mieszankę: ciemna karnacja
i jasne włosy. Oczywiście nie blond, matka natura w końcu
ma oczy. A w środku? Sama nie wiem. Jestem raczej za-
mknięta w sobie, lubię sobie przemyśleć pewne sprawy,
zanim coś powiem – to po mamie. Po tacie odziedziczyłam
spontaniczność i umiejętność nieokazywania lęków czy
słabości. Robienie dobrej miny do złej gry nie sprawia mi
problemu. Nie czerwienię się, nie wpadam w konsternację,
panuję nad mimiką, by nie zdradzić emocji – to daje mi
przewagę nad przeciwnikiem, który nie wie, co myślę
i czuję.
Carla – moja najlepsza przyjaciółka, z którą znamy się
od sześciu lat, to wykapany ojciec i typowa Włoszka.
Zresztą niebrzydka, tak samo jak jej tata, pan Tarabella.
Choć jesteśmy w tym samym wieku, czuję się przy niej jak
młodsza siostra. Sięgam jej do ramion, tworzymy więc
dosyć szczególny duet. Niewysoki wzrost to kolejna cecha,
jaką odziedziczyłam po mamie. Carla pociesza mnie, że
małe jest piękne.
Wystukałam numer telefonu do Carli i zaczęłam li-
czyć sygnały: pierwszy, drugi, trzeci, czw...
– Halo? – usłyszałam głos przyjaciółki.
– Hej, tu Jagoda. To gdzie się dzisiaj wybieramy?
– O, zdaje się, że komuś bardzo się nudzi? – zawołała
wesoło Carla.
– Przecież jest weekend – przypomniałam. – Trzeba
się gdzieś ruszyć. To co, skoczymy na plażę pożegnać
minione wakacje, czy musisz pilnować brata?
– Na plażę, mówisz... Hm, chętnie, ale właśnie brat...
Chociaż... Zdaje się, że mama zabrała go na zakupy, więc
mogę się urwać.
– O, to świetnie. Ale pozostaje transport... – przypo-
mniałam.
– Spoko, załatwię – uspokoiła mnie. – To co, o której?
– A o której możesz? Ja mam wolny cały dzień.
– No to za pół godziny.
– Nie ma sprawy, będę czekać. Pa.
– Do zobaczenia.
Ucieszyłam się, że moje plany zostaną zrealizowane,
i że Carla nie będzie musiała pilnować młodszego bra-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin