W kraju niewidzialnych kobiet - Qanta A. Ahmed.pdf

(1842 KB) Pobierz
QANTA A. AHMED
W KRAJU
NIEWIDZIALNYCH
KOBIET
Z angielskiego przełożyła
Elżbieta Krawczyk
Rodzicom, którzy dali mi mój islam i miłość do słów.
Joan Kirschenbaum Cohn, która pokazuje mi,
jak być lepszą kobietą i lepszą muzułmanką.
ROZDZIAŁ 1
Czuwanie przy Beduince
W
poszukiwaniu wytchnienia skierowałam wzrok na świat za
oknem. Upał późnego poranka dawał się już porządnie we
znaki, mimo że zraszacze rozpraszały wilgotne perełki po
spalonej słońcem trawie, a źdźbła kołysały się na
szamalowym wietrze
[1]
, najsilniejszym o tej porze dnia.
Na skrawku cienia rzucanego przez żywopłot jakiś robotnik
szukał schronienia przed słońcem. Z niewygodnie podkurczonymi
chudymi kończynami Banglijczyk jadł właśnie lunch
z plastikowego pojemnika. Tkanina jego szimaghu
[2]
zawinięta była
w turban, co w niemiłosiernym skwarze przynosiło niewielką ulgę.
W oddali rozległ się huk wartego sto tysięcy dolarów mercedesa,
który poderwał w górę burzę piasku. Schowana za maseczką
chirurgiczną uśmiechnęłam się do swojego odbicia w szybie.
Widoczna tam kobieta w białym fartuchu odpowiedziała mi
spojrzeniem. Na pozór wciąż byłam tą samą lekarką co w Nowym
Jorku, a jednak wszystko się zmieniło.
Wróciłam do Chali al-Utajbi, swojej pierwszej pacjentki
w Królestwie. Była to saudyjska Beduinka dobrze po
siedemdziesiątce; nie wiadomo, ile dokładnie miała lat (w Arabii
Saudyjskiej nie odnotowywano narodzin dziewczynek w czasach,
kiedy ona przyszła na świat). Z powodu zapalenia płuc, które
z trudem ustępowało, leżała podłączona do respiratora. Pogrążona
w śpiączce, nie była świadoma mojego badawczego spojrzenia.
Kolega przygotowywał ją do założenia wkłucia centralnego
(wkłucia do żyły głębokiej).
W trakcie przygotowań miała odkrytą klatkę piersiową. Inny
lekarz odkaził jodyną pasy skóry o brązowym odcieniu. Prozaiczna
procedura, którą przeprowadzałam już wielokrotnie, w Arabii
Saudyjskiej stanowiła zdumiewający widok. Podniosłam wzrok
znad odkażonego miejsca, które nadało ciału Beduinki lazurową
poświatę; można było przystąpić do dalszych czynności. Twarz
pacjentki wciąż była osłonięta czarną chustą, zupełnie jakby
kobieta przemykała w tłumie nagabujących ją mężczyzn na targu.
Wprawiło mnie to w osłupienie.
Mizerna zasłona okrywała ją z każdej strony. Spod czarnego
nylonu, który znikał w bezzębnych ustach, wystawały plastikowe
rurki przeszywające jej purdę (zasłonę, która zgodnie
z muzułmańskim zwyczajem zakrywa kobiece piękno). Jedna rurka
podłączała respirator do płuc, a druga dostarczała pokarm do
żołądka. Od czasu do czasu zestaw rurek i zasłona drgały: raz
z powodu westchnienia, innym razem – kaszlu. Każde chrypnięcie
przypominało mi, że pod tą maską leży ciężko chora pacjentka.
Przez czarną nylonową tkaninę dostrzegłam ochronną przepaskę
na oczy, umieszczoną na zamkniętych powiekach. Pielęgniarka
delikatnie uniosła rąbek zasłony, by umożliwić lekarzowi
dokończenie odkażania. Zafascynowana zupełnie zapomniałam
o procedurach.
Z głębi tego czarnego nylonowego bezwładu wyłoniła się większa
karbowana plastikowa rurka. Unosiła się, świszcząc i drgając,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin