004 Jacek Wołowski - Anastazja lubi reklamę [1969].pdf

(1453 KB) Pobierz
Żar wysusza ziemię. W palących promieniach słońca kwiaty na
skwerku rozsiewają ciężką, duszącą woń. Skwerek i trójkątny plac, na
którym leży, otoczone są z dwóch stron starymi wąskimi
kamieniczkami, z trzeciej zaś równie starym, a może starszym murem z
czerwonej cegły, porosłym zielskiem. Pod murem stoją blaszane,
powyginane pojemniki na śmiecie, a naprzeciw, tam, gdzie domy
zbliżają się do siebie, ciągnie się wąska uliczka prowadząca do
zgiełkliwych arterii. Ale to daleko i gwar miasta nie zakłóca panującej tu
głębokiej, sennej ciszy.
U wylotu uliczki ukazuje się listonosz. Objuczony paczkami, z
wypchaną torbą na listy, skręca do najbliższej bramy, by za chwilę
zniknąć w następnej i znów w następnej. Gdzieś otworzono radio i przez
placyk przetoczyła się kaskada dźwięków. Potem znów senna cisza
przerywana gruchaniem gołębi.
I oto świat zdaje się przewracać do góry nogami. Z brzękiem sypią się
szyby, łoskot zwielokrotnionym echem przewala się między murami, z
któregoś okna na pierwszym piętrze wypływa kłąb brudnego dymu.
Chwila ciszy, w której słychać furkot spłoszonych gołębi, zataczających
kręgi nad placykiem, zaraz jednak w kilku oknach ukazują się
przerażone twarze, rozlegają krzyki, ktoś wybiega z bramy, ktoś krzyczy:
pożar, ktoś biegnie przez placyk w stronę uliczki, gdzie na murze mieści
się instalacja alarmowa.
– Zawiadomić milicję! – woła z okna jakiś staruszek w piżamie.
– Właśnie mąż telefonuje – odkrzykuje z innego okna wychylona do
połowy kobieta. Dym powoli opada, tylko czuć gryzący zapach
spalenizny i pyłu.
***
Wieczorem odprawa w gabinecie komendanta. Poszczególni
pracownicy składają sprawozdania. Wybuch w mieszkaniu
spowodowany został eksplozją paczki doręczonej przez listonosza o
godzinie dwunastej trzydzieści. Ewentualne parę minut różnicy nie gra
tu roli. Znaleziono. szczątki papieru, którym paczka była owinięta. Na
papierze odnaleziono fragmenty adresu nadawcy. Oczywiście adres na
pewno fałszywy. Ładunek eksplodował po przecięciu lub rozsupłaniu
drutu, którym drewniana skrzynka znajdująca się w paczce była
obwiązana. Po usunięci drutu wieczko skrzynki wypchnięte zostało silną
sprężyną i wyrwało umocowany doń zapalnik. Konstrukcja niesłychanie
prosta. W skrzynce poza ładunkiem bardzo silnego materiału
wybuchowego mieściła się znaczna ilość gwoździ, odłamków żelaza i
innego szmelcu. Tyle jeśli chodzi o narzędzie zbrodni. Jeśli chodzi
natomiast o ofiarę, to następują komplikacje. Ze znalezionych
dokumentów wynika, że człowiekiem rozszarpanym przez wybuch był
właściciel mieszkania Bebo, inżynier urodzony itd. iitp.. Dane te są
zgodne z książką meldunkową. Listonosz, który doręczył mu paczkę,
zeznał, że był to człowiek około pięćdziesiątki, średniego wzrostu, dość
otyły. Natomiast przesłuchiwani lokatorzy zgodnie twierdzili, że
właścicielem mieszkania był barczysty, wysportowany młody człowiek.
Nikt nie wiedział dokładnie, gdzie pracuje, lecz od dwóch lat każdego
ranka przyjeżdżał po niego samochód. Ów młody człowiek wracał do
domu zazwyczaj późnym wieczorem.
Administrator, indagowany o tego młodego człowieka, twierdzi, że nic
o nim nie wie. Komorne płacił lokator, zaległości nie było, remontów w
mieszkaniu nie przeprowadzano, więc administracja nie miała ani
powodu, ani potrzeby interesowania się tym, co się w mieszkaniu dzieje.
Wydaje się jednak pewne, że właściwym lokatorem był nie ten
zameldowany, który dziś zginął, lecz ów młody człowiek
e
|.Natomiast
dokumenty znalezione w biurku, a także wszystkie inne papiery były bez
wątpienia własnością zamordowanego.
– Przypuszczam... – zaczyna jeden pracowników, lecz komendant mu
przerywa.
– Na razie za wcześnie na przypuszczenia – mówi – przede wszystkim
należy ustalić, gdzie w ciągu dwóch lat przebywał zamordowany, bo
przecież gdzieś musiał przebywać, i kto przez ten okres mieszkał w jego
mieszkaniu. Jeśli chodzi – ciągnie – o nadawców przesyłki, dużo zależeć
będzie od ekspertyzy papieru, tuszu, tych sprężyn. Trzeba pilić
techników, no i normalne prace operacyjne. Pamiętajcie, że póki ślad
jest gorący, trzeba włożyć maksimum wysiłku. To wszystko.
***
Następnego dnia wieczorem nowa odprawa u komendanta. Znów
poszczególni pracownicy składają sprawozdanie. Ustano, iż człowiek,
rozszarpany przez wybuch, przez ostatnie dwa lata mieszkał w swojej
willi w miejscowości G. pod Warszawą. Tamtejszy pracownik
rozmawiał z jego żoną, młodą, może dwudziestoletnią kobietą.
Wiadomość o śmierci męża przyjęła zdaniem owego pracownika
stosunkowo spokojnie. Całą rozmowę ów pracownik dla pośpiechu
nagrywał za zgodą tej pani na taśmę magnetofonową. Taśma już została
tutaj dostarczona, przebieg rozmowy zastenografowany i obecnie
przepisuje się go na maszynie.
Relacjonujący był obecny przy przesłuchiwaniu taśmy. Z wyjaśnień
owej pani wynika, że jej mąż, gdy willa w G. została wykończona,
podnajął, bez jej zresztą wiedzy, swoje warszawskie mieszkanie jakiemuś
panu, poleconemu przez znajomego. Ani jednego, ani drugiego żona
zamordowanego nie znała. Onegdaj, to jest w przeddzień zabójstwa,
mąż otrzymał jakąś pilną wiadomość. Nie wie, czy to był list, czy
telefon, bo była u znajomych na zabawie, wróciła późno, a mąż
powiedział jej tylko tyle, że najwcześniejszym pociągiem musi wyjechać.
Podobno coś z mieszkaniem miało być nie w porządku. Nie pytała, o co
chodzi, bo była śpiąca. Nie wie, czy ktoś przesyłał mu kiedykolwiek
jakieś paczki, i nie ma pojęcia, kto by mu mógł ją przysłać wczoraj. Mąż
robił interesy, jakie, nie wie, ale przypuszcza, że korzystne, bo pieniędzy
nigdy w domu nie brakowało. Dodała wreszcie, że, jak słyszała, mąż jej
karany był kiedyś i siedział parę lat w więzieniu, lecz zaraz wyjaśniła, że
któż, kto pracuje na polu handlowym, nie jest na to narażony.
Z kolei referuje sprawę technik Komendy. Na znalezionych resztkach
papieru, którym owinięta była skrzynka z materiałem wybuchowym,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin