Katarzyna Misiołek - Niekochana.pdf

(979 KB) Pobierz
Projekt okładki:
Katarzyna Konior
Redakcja:
Irma Iwaszko
Redaktor prowadzący:
Małgorzata Burakiewicz
Redakcja techniczna:
Andrzej Sobkowski
Skład wersji elektronicznej:
Robert Fritzkowski
Korekta:
zespół
Zdjęcie wykorzystane na okładce
© Paul Barton/Corbis/Fotochannels
© by Katarzyna Misiołek
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2014
ISBN 978-83-7758-880-2
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Warszawa 2014
Wydanie I
1
D
zielił nas stół. Długi, dębowy, po pradziadkach ze strony męża. Igor
siedział naprzeciwko, w skupieniu krojąc cielęcinę. Nóż w jego ręku
pracował szybko i precyzyjnie, zacięty wyraz przystojnej, szczupłej twarzy
wymownie świadczył o tym, że mój mąż duchem jest w zupełnie innym
świecie. Nie rozmawialiśmy – od dawna tego nie robiliśmy, jedząc. W tle,
z kuchennego radia sączył się jazz; za oknem zgraja dzieciaków z sąsiedztwa
z zapamiętaniem kopała piłkę, rozgrywając kolejny mecz na wąskiej uliczce
tuż za naszym płotem.
– Cholerni gówniarze wydzierają się przez całe dnie – warknął mąż,
przerywając milczenie.
Milczenie, które zaczynało być niezręczne, sztuczne, straszne…
– W ich wieku… – Wzruszyłam ramionami, nie bardzo wiedząc, co
właściwie chciałam powiedzieć.
Nie przeszkadzały mi dzieciaki sąsiadów. Przeszkadzało mi to, co się
działo przy moim własnym stole. Chciałabym zapytać męża o cokolwiek.
O tę jego cholerną firmę, znajomych, głupią kosiarkę, którą niedawno
planował kupić. Niechby nawet mówił o sporcie czy polityce, byle tylko coś
powiedział… Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy to się zaczęło. Kiedy
zupełnie przestaliśmy ze sobą rozmawiać? Owszem, wymieniamy jeszcze
jakieś banalne uwagi. „Zamknęłaś wszystkie okna?”, „Widziałaś moją
prążkowaną koszulę?”, „Jest jakaś zupa?” – cóż, zazwyczaj to on ma tego
typu pytania. Moje bywają przemilczane względnie zbywane poirytowaniem.
„Przestań się we wszystko wtrącać!” – warknął Igor, kiedy zapytałam, czy
nadal pracuje z nim jeden z naszych dawnych znajomych. Jakby to była jakaś
tajemnica… A może była?
Mąż odłożył sztućce i zapatrzył się w okno. Słońce prześwitywało poprzez
konary rosnącego pod domem kasztanowca, jaskrawymi rozbłyskami
migotało na tle jasnobeżowych ścian salonu.
– Dzięki. – Igor wstał i niedbale rzucił na stół zużytą, lnianą serwetkę.
Przypomniałam sobie, że znowu trzeba będzie nastawić pranie,
i zapytałam męża, czy zje jeszcze trochę sałatki.
– Zrobiłam wczoraj tę z porów i…
– Nie, nie. Zaraz będę lecieć – mruknął, wchodząc mi w słowo. Nie
zaszczycił mnie nawet przelotnym spojrzeniem i ruszył w stronę schodów.
Zerknęłam na zegarek. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Igor
bezczelnie mnie okłamuje. Twierdził, że umówił się na squasha. Z naszym
wspólnym znajomym, w klubie za miastem. Czemu więc zamiast białej
koszulki polo, którą zazwyczaj wkładał w soboty, i spranych dżinsów, miał
na sobie elegancką lnianą marynarkę i nowe spodnie? Czemu starannie się
ogolił, chociaż w weekendy zazwyczaj mu się nie chciało? Czemu nie
potrafił spojrzeć mi w twarz, jakby się bał, że zdemaskuję wszystkie jego
łgarstwa? Wyszedł, zostawiwszy mnie samą za stołem. Rozpłakałam się nad
talerzem z niedojedzoną cielęciną we francuskim cieście, którą zrobiłam
specjalnie dla niego. Kilka minut później trzasnęły drzwi od garażu. Płakałam
i nie mogłam się uspokoić – jakiś kwadrans, może nawet dłużej. Zupełnie
jakbym nagle w to słoneczne sobotnie popołudnie zrozumiała coś, co
podejrzewałam chyba od dawna – Igor już mnie nie kochał…
Telefon zadzwonił, kiedy ocierając głupie łzy, zbierałam ze stołu brudne
talerze. Mąż zawsze zostawiał je tam, gdzie zjadł. Posprzątam, przecież od
tego jestem – pomyślałam z goryczą, podchodząc do aparatu.
– Cześć, Agusiu! Twoja brzydsza połówka w domu? Dzwoniłem na jego
komórkę, ale nie odbiera – usłyszałam tubalny głos Krzysztofa.
– Właśnie wyszedł, podobno gra dziś z tobą w squasha – syknęłam, nie
mając ochoty na zabawę w dyplomację.
Krzysztofa zamurowało, jednak nie na długo.
– Każdy facet potrzebuje czasem dobrego alibi, słońce. Pewnie wyskoczył
na jakąś wódeczkę – mruknął. – No nic, trzymaj się ciepło! Magda
pozdrawia!
Nie miałam pewności, ale w jego głosie usłyszałam chyba coś na kształt
politowania. A może tylko mi się wydawało?
– Igor niewiele pije – szepnęłam, chociaż w słuchawce brzmiał już tylko
sygnał.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin