Michalak Katarzyna - Kawiarenka pod Różą.pdf

(699 KB) Pobierz
Katarzyna Michalak
Kawiarenka pod Różą
Podziękowania
Amelii w przygotowaniu przepisów na słodkości, którymi będzie rozpieszczała
mieszkańców Zabajki, pomagały Natasza Socha i Monika Paluszkiewicz z fajnego
błoga o gotowaniu chilifiga.pl.
Serdecznie Wam za to dziękuję, dziewczyny.
Rozdział 1
Amelia
Z
abajka - niewielkie urocze miasteczko, zagubione pośród jezior i lasów Tucholi -
wygrzewała się w promieniach późnowiosennego poranka, niczym zadowolony z
życia kot. Bruk uliczek, okalających rynek, lśnił po krótkim, acz intensywnym
deszczu, który spadł tuż przed świtem. Drzewa w parku przed ratuszem wyciągały
gałęzie ku słońcu, trawa zieleniła się radośnie, a jaśmin, który właśnie zakwitł,
rozsiewał wokół odurzające aromaty. Mieszkańcy niespiesznie ruszali do swoich
zajęć, ale jeśli nadarzyła się okazja na zamienienie paru słów z sąsiadem czy niewinne
ploteczki z sąsiadką, chętnie z niej korzystali. Dzień wstawał piękny, ciepły i
słoneczny...
Nic, absolutnie nic - żadne znaki na niebie czy na ziemi - nie zapowiadało rewolucji,
która lada moment miała zburzyć spokój tego miasteczka.
Rewolucja o imieniu Amelia - być może Amelia, bo nie na pewno - właśnie
otworzyła oczy.
Przez chwilę leżała, wpatrując się w sufit, potem ostrożnie zerknęła na boki, wreszcie
usiadła, rozglądając się po pokoju. Gdy tu przybyła, w domu panowały egipskie
ciemności. Prawdopodobnie nie był prądu, bo żadnym pstryczkiem-elektryczkiem nie
udało się Amelii włączyć światła. Teraz więc poznawała najbliższe otoczenie, czyli
niewielki pokój, do którego po omacku dotarła i w którym zasnęła, nie mając siły
nawet na szybką kąpiel. Zresztą kąpiel po ciemku w obcym domu nie była tym, o
czym marzy się po długiej podróży.
Przez okna, ozdobione pożółkłymi ze starości zazdrostkami, wpadały potoki słońca,
co Amelię, osóbkę z natury pogodną, od razu nastawiło pozytywnie. I do poranka, i
do pokoju, który dał jej przytulenie w ciemną noc, i do domu, który ponoć miał
należeć do niej, a wreszcie do miasteczka, które od dziś miało być jej miasteczkiem.
Zabajka - tak się nazywało. Nie mogło nazywać się piękniej.
Amelia, nie namyślając się ani chwili dłużej, wyskoczyła z łóżka, przebiegła przez
pokój i korytarz, otworzyła na oścież przeszklone drzwi, stanęła na schodkach i...
zamarła na chwilę, chłonąc piękno otoczenia wszystkimi zmysłami, a potem nabrała
do płuc pachnącego majem powietrza i krzyknęła na cały głos: - Goooood
moooorning, Zabajko!
Życie w Zabajce zamarło na parę chwil.
Wszyscy, którzy akurat byli na rynku, zwrócili zaskoczone spojrzenia ku jednej z
kamieniczek, na której progu stała nieznajoma dziewczyna.
Kobietom od razu rzuciła się w oczy jej niecodzienna uroda: lśniące, czarne włosy,
duże oczy, okolone długimi rzęsami i smagła cera. Mężczyźni nie mogli nie zauważyć
zgrabnej, szczupłej sylwetki, odzianej w... no tak, w nocną koszulę. Nie było nikogo,
kto nie uniósłby w tym momencie brwi ze zdumienia.
A Amelia pomachała im wszystkim, krzyknęła: - Chciałam się tylko przywitać! - i...
już jej nie było. Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami, zaśmiała się do
siebie, po czym - skoro z Zabajką zawarła już znajomość - ruszyła na zwiedzanie
domu.
Kamieniczka, w której przyszło jej zamieszkać, była z obu stron przytulona do dwóch
innych, ale nie tak uroczych, jak to od razu stwierdziła Amelia.
Od frontu, na parterze, mieściło się duże pomieszczenie, kiedyś zapewne sklep albo
kawiarnia, bo pod ścianą stała pokryta kurzem lada z litego drewna, a za nią liczne
półki, teraz puste. Amelia, nie zważając na ten kurz, przejechała po blacie dłonią.
Zalśnił, odbijając promienie słońca.
- Dobra, dawna robota - szepnęła.
Lubiła stare sprzęty, które miały swoją historię, lubiła stare domy z duszą. Ten taki
właśnie był.
Po drugiej stronie korytarza znajdowało się maleńkie mieszkanko, ot pokoik z
kuchnią i łazienką, w którym to pokoiku Amelia spędziła noc. Spało jej się całkiem
przyjemnie, jak na nowe miejsce, do którego dotarła w niecodziennych
okolicznościach.
Z korytarza wiodły schody na piętro, gdzie Amelia natychmiast po zwiedzeniu parteru
się udała. Tam dziewczynę zachwyciło duże i jasne - mimo okien niemytych chyba od
stuleci - mieszkanie z salonem, o przybrudzonych wprawdzie ścianach, ale za to z
drewnianym parkietem na podłodze i balkonem o ręcznie kutej, żeliwnej balustradzie,
wychodzącym na rynek. Po drugiej stronie korytarzyka znajdowały się dwie
sypialnie, z których jedna także posiadała niewielki balkonik, i duża jasna kuchnia.
Wszystkie te pomieszczenia miały okna wychodzące na ogródek, tak samo
zaniedbany jak cały dom. Od czego są jednak dobre chęci? Tych Amelia miała pod
dostatkiem...
Jej pracowitej ręki dopraszała się także łazienka, w której królowała stara wanna na
wygiętych nóżkach, stojąca pod oknem, również wychodzącym na zieleń.
Piętro Amelię zachwyciło. Bez dwóch zdań.
Poddasze, tajemnicze i zakurzone, gdzie zajrzała na chwilę - również. Nie zdążyła
jednak dokładnie zwiedzić i jego, bo do drzwi na parterze zapukano głośno i
stanowczo.
Amelia zbiegła po schodach, złapała swoją kurtkę, którą w nocy zostawiła na poręczy
schodów, narzuciła ją na nocną koszulę i mogła witać gości.
Otworzyła drzwi na całą szerokość i widząc dwie starsze kobiety i trzecią, nieco
młodszą, szerokim gestem zaprosiła je do środka. Zmieszały się, widząc tę
nieudawaną serdeczność i uśmiech w oczach dziewczyny, ale nie odpowiedziały tym
samym.
- Dzień dobry - odezwała się pierwsza z nich. - Jestem Olena Ryska, wójtowa.
- Amelia - powiedziała Amelia.
- Emilia Kurz - przedstawiła się druga z kobiet. - Radna.
- A ja - wskazała na siebie trzecia, jakby Amelia miała podejrzenia, że mówi o kim
innym - Magda Wiesławska, gospodyni domowa.
Dziewczyna powtórzyła swoje: - Amelia - i... no właśnie, dokąd poprowadzić gości?
Żaden z pokojów nie nadawał się na podanie najskromniejszego nawet poczęstunku.
Zresztą Amelia nie miała nawet herbaty, że o ciasteczkach do niej nie wspomnieć.
Nieco skonsternowana spojrzała na stojące w korytarzu kobiety.
- Przepraszam, ale nie mam czym pań ugościć.
- Ależ my tylko na chwilkę! - Olena, wójtowa, zamachała rękami. - Nie turbuj się,
kochana. Po prostu ten dom stał pusty od paru ładnych lat, prawdą jest, że gdy tu
nastałam, już w nim nikt nie mieszkał, a tu nagle zjawiasz się ty, moja kochana, i w
negliżu pozdrawiasz nas, niczym papież jakiś.
Jeśli liczyła, że tym dziewczynę zawstydzi, to musiała się rozczarować. Amelia
parsknęła śmiechem i odparła:
- Tak. Czasem bywam zbyt spontaniczna. Ale tak mi się ten dom i to miasteczko
spodobało... Musiałam, po prostu musiałam wyskoczyć z tym „Gooood
moooorning...”.
Magda, gospodyni domowa, uśmiechnęła się mimowolnie, ale uśmiech ten zgasł
natychmiast pod surowym spojrzeniem wójtowej. Ta ciągnęła dalej:
- Wiedz, kochana, że nie jesteśmy tu zwyczajni obcych, szczególnie tak...
ekstrawaganckich... - obrzuciła Amelię i jej nocną koszulę spojrzeniem pełnym
dezaprobaty.
- Ekstrawaganckich? - zdumiała się dziewczyna. - Nie używacie tutaj nocnych
koszul?
- Używamy, a jakże, jednak nie biegamy w nich po ulicy!
- Ja też nie - uspokoiła ją Amelia. - Ale na schodkach własnego domu mogę się w niej
czasem pojawić. Rzadko - dodała w następnej chwili, widząc zgorszoną minę
wójtowej.
- Opalać się topless na balkonie, moja kochana, nie będziesz? - to nie było pytanie,
raczej groźba, ale Amelia zupełnie się tym nie przejęła. Po prostu z uśmiechem
pokręciła głową.
- To nie w moim stylu - stwierdziła. - Za to cała reszta, owszem. Dom jest naprawdę
piękny, a miasteczko sprawia wrażenie bardzo sympatyczne.
- I takie jest - zapewniła Magda, nic sobie nie robiąc ze spojrzeń wójtowej.
- No cóż, witamy w Zabajce - w głosie Oleny nie było entuzjazmu. - A skoro już tu
jesteś, moja kochana, nie będziesz więcej siała zgorszenia, prawda?
Amelia odpowiedziała z głębokim przekonaniem: - Będę. Stanowczo będę.
Kobiety wyszły - Olena urażona do żywego - więc Amelia mogła powrócić do
eksplorowania domu. Musi znaleźć czajnik, najlepiej elektryczny, kubek i jakieś
sztućce. Może gdzieś, w kącie kredensu, poniewiera się choć jedna marna torebeczka
Zgłoś jeśli naruszono regulamin