Wyprawy krzyzowe. Armie ludow t - Andrzej Michalek.pdf

(26110 KB) Pobierz
Okładkę i stronę tytułową projektował:
MICHAŁ BERNACIAK
Korekta:
HANNA ŚMIERZYŃSKA
Opracowanie graficzne, skład i łamanie:
MAREK ZWIERZYŃSKI
82-300 Elbląg
ul. Obrońców Pokoju 33/5
Naświetlanie:
Studio Grafiki Komputerowej Domu Wydawniczego Bellona ATENA PRESS
tel. (0-22) 620-20-44 w. 440
1
O Copyright by Andrzej Michałek 2001
Copyright by Dom Wydawniczy Bellona 2001
scan - zawisza
ISBN 83-11-09173-0
Dom Wydawniczy Bellona prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek
za zaliczeniem pocztowym z 20-procentowym rabatem od ceny detalicznej.
Nasz adres:
Dom Wydawniczy Bellona
ul. Grzybowska 77
00-844 Warszawa
tel./fax: (22) 652-27-01 (Dział Wysyłki)
internet: http://www.bellona.pl
e-mail: biuro@bellona.pl
infolinia: 0 801 120367
Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne S.A.
SPIS TREŚCI
Wstęp
Najdawniejsze dzieje ludów tureckich
Dzieje Turków w kalifacie
Konflikt
Krucjata chrześcijańska
Awantura króla Gwidona
Seldżucki
sułtanat
Ar-Rumu
z
Bizancjum
7
10
46
66
100
164
194
230
288
Sytuacja w Anatolii w XIII wieku-narodziny państwa Osmanów
Odrodzenie Turcji
5
WSTĘP
Każdemu czytelnikowi biorącemu tę
książkę do ręki już po pobieżnym jej
przewertowaniu nasunie się na pewno
wniosek, że jej treść jest nieadekwatna
do tytułu.
Chronologia wydarzeń zaczyna się
gdzieś na początku ery nowożytnej,
a miejscem akcji są azjatyckie stepy. Rów­
nież główni bohaterowie to nie Europej­
czycy, lecz mongoloidalni koczownicy.
Gdzie tu wyprawy krzyżowe?
Gdzie europejskie rycerstwo?
Proszę jednak o cierpliwość, wszyst­
ko to pojawi się na kartach tej książki.
Zmagania na Ziemi Świętej będą za­
sadniczą jej częścią, tylko że we właści­
wym czasie. Co ciekawe, postaram się
udowodnić Państwu, że epoka wypraw
krzyżowych nie skończyła się wraz
z upadkiem ostatniej twierdzy w Palesty­
nie, lecz trwała o wiele, wiele dłużej.
Aby jednak nie pozostawiać Państwa
w niepewności, już teraz zdradzę, że głów­
nymi bohaterami tej książki nie są Euro­
pejczycy, lecz ich przeciwnicy...
W dotychczasowych opracowaniach,
zwłaszcza tych dotyczących wojskowo­
ści europejskiej, skupiano się przede
wszystkim na losach rycerstwa. Muzuł­
mańscy przeciwnicy stanowili zawsze tyl­
ko tło. Dlatego też Europejczycy, dyspo­
nując niewielką w gruncie rzeczy wiedzą,
wytworzyli sobie pewien ich stereotyp.
Tymczasem sprawa była o wiele bar­
dziej skomplikowana, ich dzieje zaś czasa­
mi o wiele barwniejsze niż rycerski epos.
Żeby jednak poznać dokładnie tych
przeciwników, musiałem sięgnąć aż do ich
prapoczątków.
Dla książki tej miało to bardzo duże zna­
czenie, nie jest to bowiem dzieło sensu stric-
to historyczne, lecz przede wszystkim hi­
storia woj skowości.
Głównym jej zaś celem jest przedstawie­
nie ewolucji, jaka dokonała się zarówno
w sferze uzbrojenia, jak i taktyki walki.
Aby zrozumieć specyfikę wschodniej
wojskowości, niezbędne jest poznanie
faktów, które ją kształtowały, nieraz z bar­
dzo zamierzchłej przeszłości. Muszę
w tym miejscu zaznaczyć, że choć opisu­
ję tu wojskowość Wschodu, to jednak
czynię to głównie w ten sposób, w jaki
postrzegali j ą Europej czy cy.
O tym, że jednak jest to książka o woj­
skowości doby wypraw krzyżowych, naj­
lepiej świadczy fakt mojego skoncentro-
wania się na jednej ze wschodnich nacji
- Turkach. Prawda bowiem jest taka, że
to właśnie ta nacja przez stulecia była
głównym przeciwnikiem europejskiego
rycerstwa.
Dlaczego do tego doszło, a przede
wszystkim, skąd się oni tam wzięli? Na to
pytanie, jak i na wiele innych czytelnik znaj­
dzie odpowiedź w tej właśnie książce.
Zaręczam, że jest to historia fascynu­
jąca, a co najbardziej zaskakujące dla Eu­
ropejczyka - zupełnie wymykająca się
standardom naszego myślenia. Bo czy
można mówić o państwie, narodzie oraz
jego ciągłości historycznej, jeżeli dana
społeczność nie posiada własnego języ­
ka, kultury i obyczajów (o słowie pisa­
nym nie wspomnę)? Jeśli tego jeszcze
mało, to możemy dorzucić brak wiedzy
o własnej genealogii oraz zmianie z po­
kolenia na pokolenie nawet fizycznych
cech etnicznych! To znaczy wszystkie te
rzeczy posiada, tylko że nie swoje, lecz
zapożyczone od obcych i wciąż ulegają­
ce zmianom w zależności od korzyści, ja­
kie można w danej chwili osiągnąć.
Tak bowiem rzecz się miała z tożsamo­
ścią koczowniczych plemion Wielkiego
Stepu. Gdy koczowali nad Chińskim Mu­
rem, większość z nich posługiwała się ję­
zykiem chińskim, co nie może dziwić, bio­
rąc pod uwagę fakt, że ich matkami
w większości były chińskie branki.
Przy ogromnej różnorodności języ­
ków, gwar i narzeczy występujących nie­
raz nawet w jednej ordzie język chiński
był jedynym wspólnym umożliwiającym
wzajemne porozumiewanie się.
Gdy koczowiska przeniosły się nad
granice kalifatu, rzecz wyglądała tak
samo, tyle tylko że wspólny był język arab­
ski, nowe pokolenie zaś dzięki małżeń­
stwom z Arabkami z wolna zatracało ce­
chy mongoloidalne na rzecz semickich...
Jedynym pismem, jakie znali (aktórym
głównie ze względów politycznych musieli
się posługiwać), było pismo bardziej roz­
winiętych cywilizacyjnie osiadłych sąsia­
dów - przeciwników. Nawiasem mówiąc,
bardzo rzadko sami się go uczyli, woląc po­
wierzać funkcję pisarzy obcokrajowcom
trzymanym na dworach. Wszelka bowiem
działalność intelektualna była przez nich
traktowana z pogardą, i to bardzo, bardzo
długo (jeszcze w XVI wieku ogół Turków
niechętnie odnosił się do ludzi wykształco­
nych ze swojej nacji).
Co do strojów i obyczajów, to sytuacja
wyglądała podobnie - zazwyczaj naślado­
wano wyżej rozwiniętych sąsiadów (oczy­
wiście jeżeli nie kol idowało to z ich koczow­
niczym stylem życia). Pragnienia te realizo­
wali oczywiście głównie przez rabunek lub
kupno (bardzo rzadko), a nie przez organi­
zowanie własnej wytwórczości.
Nie jest prawdą, że koczownicy nie ży­
wili podziwu dla rzeczy pięknych. Uwiel­
biali wszystko co cenne, a zwłaszcza oka­
załe, pod warunkiem jednak, że było ich
własnością. Gdy było nieosiągalne (czy­
taj nie nadawało się do wywiezienia), z ty­
pową dla wszystkich barbarzyńców logi­
ką, woleli to zniszczyć, aby nie zdobiło
wrogów. To było być może głównym po­
wodem ich niszczycielskich zapędów na
budowle ich osiadłych przeciwników.
Bardzo charakterystyczne było wśród
koczowników opiewanie chwalebnych
czynów swoich przodków, choć - rzecz
zaskakująca, nazwiska szacownych an­
tenatów dość często się zmieniały w za­
leżności od politycznej koniunktury. Dzia­
łał tu bowiem dość prosty system -
wszystkie rody i plemiona przyznawały
się do powinowactwa z protoplastą rodu
najsilniejszego w okolicy wodza. Gdy
upadł i miejsce jego zajął inny jego ante­
nat, to on stawał się „chwalebnym" pro­
toplastą.
Wszystko było tu więc płynne, na­
wet skala wartości moralnych, jakimi kie­
rował się człowiek, wciąż się zmieniała.
Niezmienny był tylko step ze swym pra­
wem, „że przeżywa tylko najsilniejszy".
Stałą była więc też nieustanna wojna.
Ona kładła się przemożnym cieniem na
całej ich egzystencji. Jej chroniczność
była normą ukierunkowującą ich wszel­
kie działania.
Z uwagi na temat książki mojągłówną
uwagę skierowałem na dzieje ludów tu­
reckich -jedną z wielu populacji, jakie
wówczas zamieszkiwały Wielki Step.
W zasadzie będzie to opis ich dziejów aż
do czasów, kiedy stali się osiadłym spo­
łeczeństwem, co - o ironio - miało miej­
sce dopiero w połowie XV wieku. W za­
sadzie będzie to jeszcze bardziej zawężo­
ny opis tureckich nomadów - dotyczyć
będzie bowiem tylko tego ich odłamu, któ­
ry skierował się w swej ekspansji w ogól­
nym kierunku na Bliski Wschód, gdzie
w efekcie utworzył dwa wielkie imperia
-mamelucki Egipt i Osmańską Turcję.
7
Zgłoś jeśli naruszono regulamin