Kiecana Beata -Stosunki mega przerywane.pdf

(625 KB) Pobierz
Beata Kiecana
Stosunki mega
przerywane
NA NOWEJ DRODZE...
Znowu zaczynam nowe życie. Mam trzydzieści
dwa lata. Ile jeszcze razy będę trzaskać za sobą
drzwiami i mówić, że „nigdy więcej...”? Aż do
skutku? Tyle że teraz już nie wierzę w miłość. Wierzę
za to w siebie. I o tę wiarę jestem silniejsza.
Wynajęłam mieszkanie, zarobiłam na czynsz i kaucję.
Ja! Sama! Jeszcze tylko kilka dni i będę wolna od
faceta, który nie był wart tego, bym dzieliła z nim
łóżko i życie. Nie mogę uwierzyć, że kiedyś,
zaledwie cztery lata temu, powierzyłam mu swoją
macicę, mówiąc: „Kocham cię, chcę mieć z tobą
dziecko”. Jeszcze tylko kilka dni i będę wolna.
Mieszkanie jest piękne. Co prawda to tylko
trzydzieści dwa metry kwadratowe, ale od razu
poczułam się jak u siebie. W dodatku w bloku obok
mieszka Margo, moja przyjaciółka od serca.
Zabawne, że nawet w myślach ją tak nazywam, mimo
że znamy się tak krótko. Odkryłam to powinowactwo
dusz, będąc w jej toalecie. Tam właśnie, siedząc na
jej sedesie, zobaczyłam na półce powieść
Sołżenicyna
Oddział chorych na raka.
Kto dziś czyta
Sołżenicyna? No właśnie – ja i Margo. W domu
miałam tę samą powieść, otwartą na tej samej stronie.
To znak. Kiedy wynajęłam to mieszkanie i chciało mi
się płakać z przerażenia, bo decyzja, że odchodzę od
ojca mojego dziecka, zapadła, Margo przysłała mi
SMS–a, którego nigdy nie wykasuję: „Beti, nie
denerwuj się, będzie dobrze, będę Ci pomagać. Ciesz
się, że zaczynasz nowe życie”. Może gdyby nie ten
SMS, wycofałabym się jeszcze. I tak już raz było
blisko, kiedy pijąc z nią kawę, policzyłam swoje
miesięczne wydatki. Pięć tysięcy jak nic na same
opłaty. Nawet ona, która zawsze mówiła mi: „Dasz
radę”, spuściła głowę i powiedziała:
– Kurwa, Beti, nie dasz rady!
– Dam! Muszę! – powiedziałam na przekór i
chcąc nie chcąc, uwierzyłam we własne słowa.
– Masz jaja! – odpowiedziała. Cała Margo.
***
Naprawdę postanawiam zmienić wszystko. Krok
pierwszy: prawo jazdy! Zaraz po tym, jak robię
zabójczy dla mojego konta przelew za nowe
mieszkanie, przelewam kasę za kurs. Będę jeździć!
W wyobraźni już wiozę dziecko do przedszkola,
potem jadę do pracy, parkuję, wysiadam, trzaskając
drzwiami, z cudowną pewnością siebie spełnionej
kobiety. Tylko ten mój instruktor jakiś dziwnie
zakręcony. Wysyłam mu SMS–y, że chcę się umówić
na jazdy, a on mi odpisuje: „Tak, tak, jutro podam
Pani termin”. I tak przez kilka dni. W końcu o piątej
rano dostaję SMS–a: „A dziś o której Pani może?”.
Totalnie zamotany gość. I on nauczy mnie jeździć?
Ciekawe! A w ogóle to dlaczego, mieszkając na
Targówku, robię kurs na Mokotowie? Ponoć
niezbadane są wyroki boskie i jak widać, niektóre
moje decyzje też...
***
Idę na jazdy. Błąkam się po placu i nie mogę
znaleźć mojego instruktora. Dzwonię do niego i nagle
się pojawia. W jednej dłoni trzyma komórkę, a drugą
kładzie na piersi i kłania mi się. To coś nowego. Nikt
nigdy nie ukłonił się na mój widok. Wspominałam
już, że to dziwak? Do tego upał trzydzieści stopni, a
ten w bluzie z długim rękawem. Zawzięcie tłumaczy
mi, gdzie są światła, wycieraczki, gaz i hamulec.
Kiwam głową mechanicznie, bo i tak nic nie
zapamiętałam. Mój umysł jest odporny na technikę,
wytwarza naturalne przeciwciała. Jakimś cudem
jednak wyjeżdżam na miasto i jadę. To drugi w
historii Cud nad Wisłą.
***
Sobota. Impreza u Margo. Jest stały skład: ja,
Marta i Brygida. Od roku spotykamy się na tzw.
winie. Dodam, że niejednym. Punkt wspólny:
wszystkie mamy dzieci w wieku trzech lat, jednak
poza tym coraz mniej nas łączy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin