Rozmiar rabunku.pdf

(359 KB) Pobierz
Rozmiar
rabunku
(jeden z rozdziałów książki
Stanisława Krajskiego pt. „Polska i masoneria. W
przededniu wielkiego krachu”)
Na początek przytoczmy, tak dla pełnego uświadomienia sobie o czym
mówimy, fragment materiału pt. „Kreacja pieniądza przez kredyt –
kradzież doskonała…”, który można znaleźć na portalu „Salon24”: „Ta
tajemniczość, mglistość i stopień skomplikowania tego procederu są
celowe – bo gdy go za chwilę rozpracujemy i obnażymy – to okaże się,
że to zwykłe oszustwo, wyłudzenie i kradzież o niewyobrażalnej,
globalnej skali, którego ofiarami jesteśmy wszyscy (poza bankierami
oczywiście) – czyli całe społeczeństwo – niezależnie od tego czy
braliśmy kredyt czy nie”
(patrz:
http://free.dom.salon24.pl/477288,kreacja-pieniadza-przez-kredyt-
kradziez-doskonala).
Pusty pieniądz wciąż się w Polsce mnoży na wiele innych sposób.
Opisujemy to szczegółowo w następnej książce pt. Masoneria polska
2014”. Przypływa, między innymi, szerokim strumieniem z zagranicy.
„Polskie” banki, po wyczerpaniu możliwości kreacji pieniądza w oparciu
o depozyty klientów, pożyczają bowiem puste pieniądze z zagranicy.
Często nie są to w istocie nawet pożyczki. Po prostu zagraniczny bank
„matka” przekazuje „pieniądze” bankowi „córce”.
Banki pożyczają też pieniądze z Narodowego Banku Polskiego. On
udziela im kredytu na niski procent. One udzielają w oparciu o ten
kredyt wysokooprocentowane kredyty swoim klientom. Państwo polskie
nie może brać pieniędzy z NBP. Takie przepisy obowiązują w Polsce.
Zaciąga kredyty w bankach. One udzielają mu ich w oparciu o kolejne
kredyty zaciągnięte w NBP.
1. Ile pustych pieniędzy krąży po Polsce?
Tego chyba jednak nikt do końca nie wie.
Autor cytowanego na początku rozdziału materiału twierdzi, że pusty
pieniądz stanowi 96, 5% całego polskiego pieniądza (tamże). Jest to
logiczne, bo wynika z mechanizmu opisanego w poprzednim rozdziale.
Autor tego materiału pisząc, że kreowanie pieniądza stanowi „rabunek
w biały dzień” stwierdza, że do zrabowania jest jeszcze 28 razy więcej.
W tym momencie można zapytać: czy jednak faktycznie nie wykreowano
o wiele więcej niż te 96, 5% pieniądza – czy nie wykreowano go, na
różne sposoby, np. 10 razy więcej.
Sprawdzenie tego precyzyjnie i do końca nie jest chyba możliwe przy
zastosowaniu obowiązujących procedur.
Nad systemem bankowym w Polsce czuwa siedmioosobowa Komisja
Nadzoru Finansowego, której przewodniczącego mianuje Prezes Rady
Ministrów, a której cele są następujące: „bezpieczeństwo środków
pieniężnych gromadzonych na rachunkach bankowych”; „zgodność
działania banków z przepisami ustawy o prawie bankowym, ustawy o
NBP, statutem banku oraz decyzją o wydaniu zezwolenia na utworzenie
banku”; „zgodność działalności prowadzonej przez banki z przepisami
ustawy prawa bankowego, ustawy o obrocie instrumentami
finansowymi oraz statutem”.
Można jednak mieć wątpliwości co do tego czy ta Komisja jest w stanie
(i czy tego na pewno chce), te cele zrealizować.
Już w 1997 r. Fritz Leutwiler, były prezes Banku Rozrachunków
Międzynarodowych napisał w „The Economist”, że wzrost transakcji
elektronicznych utrudni „dokładną ocenę” tego, czy banki komercyjne
są wypłacalne i spowoduje, że banki centralne nie będą mogły określić,
jak ilość pieniądza jest w obiegu.
Ustalenie ile jest pustego pieniądza w Polsce byłoby, chyba, możliwe
tylko przy zastosowaniu dwóch procedur „specjalnych”.
Można by np. zastosować procedurę, którą uruchomił Franklin Delano
Roosevelt. Rozpoczął on swoją prezydenturę od wypowiedzenia wojny
bankom (później zmienił front przechodząc na ich stronę).
W dniu 6 marca 1933 r. (dwa dni po objęciu urzędu prezydenta)
Roosevelt nakazał zamknąć wszystkie banki w USA „aż do momentu –
jak czytamy w pracy Songa Hongbinga „Wojna o pieniądz” – kiedy
zostanie zakończone dochodzenie dotyczące salda na wszystkich
rachunkach bankowych”. Było to bezprecedensowe wydarzenie w
historii bankowości. Stan ten trwał 10 dni.
Druga procedura kiedyś uruchomi się sama.
W materiale pt. „Kreacja pieniądza przez kredyt – kradzież doskonała…”
czytamy: „Jeśli w obrębie systemu bankowego znajduje się jakaś ilość
pieniędzy – powiedzmy ilość X, która stanowi 100% – to z tych 100%,
ogromna większość pieniędzy cały czas krąży wewnątrz systemu
bankowego – w skarpecie – a tylko niewielka część (powiedzmy 3,5 %)
wpływa i wypływa POZA SYSTEM bankowy – czyli krąży na zewnątrz
skarpety. Ludzie przelewają sobie pieniądze z konta na konto, używają
kart płatniczych, robią zakupy i opłaty przez Internet itd. – jednym
słowem gotówka leży sobie w szufladach banków – a obrót pieniędzmi
odbywa się tylko poprzez zmiany cyferek na naszych kontach w
systemie bankowym. I gdyby nagle ktoś sobie przywłaszczył tą całą
gotówkę z bankowych szuflad – to nikt na zewnątrz systemu
bankowego się nie zorientuje, bo cyferki na naszych kontach będą się
zmieniać tak samo jak przedtem – niezależnie czy mają pokrycie w
realnych pieniądzach (przechowywanej w bankach gotówce) czy nie.
Dopóki klienci banków nie zgłoszą się masowo po swoje pieniądze (tzw.
run na banki) – to ta kradzież jest nie do wykrycia”.
Polacy wpadną kiedyś w (uzasadnioną zapewne niesłychanym
wzrostem ilości pustego pieniądza) panikę i rozpoczną szturm na banki
wypłacając na gwałt pieniądze. Zdarzy się wtedy, jak wszystko na to
wskazuje, to samo, co zdarzyło się, gdy ludzie taki atak przypuścili na
Amber Gold: Taki stan nie będzie, zatem trwał długo. NBP, zakładnik
masonerii, ratując banki zacznie dodrukowywać pieniądze próbując
zażegnać panikę. Będą kilometrowe, wielogodzinne (a być może
wielodniowe) kolejki do banków. Rząd i media będą uspakajać ludzi.
Banki będą opóźniać wypłaty wprowadzając spowalniające wypłacanie
gotówki „kryzysowe procedury”. Rząd ogłosi w pewnym momencie, że
kryzys został zażegnany i nie ma powodu do paniki, bo pieniądze
Polaków są już bezpieczne. Jeśli Polacy w to uwierzą to swoista,
drastyczna, spontaniczna procedura sprawdzająca zostanie przerwana.
Jeśli Polacy nie uwierzą zostanie doprowadzona do końca. NBP będzie
dodrukowywał całe tiry banknotów. Wartość złotówki spadnie
drastycznie do kilku procent jej pierwotnej wartości, a być może do
kilku setnych procenta. Oznaczać to będzie, że ceny wzrosną nawet o
kilkaset, czy kilka tysięcy procent.
Jednym z podstawowych skutków funkcjonowania na rynku dużej ilości
pustego pieniądza jest kruchość całego systemu finansowego, jego
niestabilność i podatność na wstrząsy, kryzysy, różne typu „choroby”,
w tym „śmiertelne”.
2. Rabunek na wiele sposobów – „strzyżenie owiec”
Taki ustrój finansowy, jaki panuje obecnie w Polsce został po raz
pierwszy wprowadzony w życie w USA. Jego wprowadzanie zakończyło
się w 1971 r. Spowodowało to zjawisko „strzyżenia owiec” – rabowania
społeczeństwa. „Owce strzyżono” na wiele sposobów. Amerykańscy
obywatele zaczęli być systematycznie ograbiani ze swoich
oszczędności i pozbawiani majątków. Ich realne dochody zaczęły
gwałtownie spadać.
W 1992 r. w „Consumer Reports” opublikowano raport dotyczący
spadku realnych dochodów Amerykanów. W raporcie tym czytamy
między innymi: „Przeciętne amerykańskie gospodarstwo domowe
utrzymuje standard życia w dużej mierze, dlatego, że rodziny pracują
teraz dłużej. W przeciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat miliony kobiet
weszły na rynek pracy. W 1970 r. na pełnym etacie pracowało około
dwadzieścia jeden milionów kobiet. Obecnie liczba ta wynosi ponad
trzydzieści sześć milionów. Pomogło to rodzinom utrzymać siłę
nabywczą. Jednak dla wielu rodzin reprezentuje ona teraz pracę dwóch,
a nie jednej osoby zarabiającej”.
Wiele lat później G. Edward Griffin napisał: „Rzeczywiste płace w
Ameryce zmalały. Młode pary z jednym źródłem dochodu cieszą się
niższym standardem życia niż ich rodzice. Rzeczywiste zarobki netto
przeciętnego gospodarstwa domowego spadają mimo dwóch źródeł
dochodu. Ilość czasu wolnego się kurczy. Procent Amerykanów, którzy
posiadają własny dom, maleje. Podnosi się wiek, w którym rodzina
nabywa swój pierwszy dom. Coraz mniej rodzin zalicza się do klasy
średniej. Maleje wielkość oszczędności rodziny. Liczba ludzi żyjących
poniżej formalnie określonego poziomu ubóstwa rośnie. Współczynnik
prywatnych bankructw potroił się w porównaniu do lat
sześćdziesiątych. Ponad dziewięćdziesiąt procent Amerykanów zostaje
bez grosza w wieku sześćdziesięciu pięciu lat”.
W Europie Zachodniej sytuacja wygląda podobnie. W samych,
najbogatszych przecież, Niemczech ceny, po wprowadzeniu euro,
wzrosły prawie dwukrotnie, a pensje się w sposób istotny nie
zwiększyły. Obywatele USA i Europy Zachodniej długo jednak cieszyli
się wzrastającym dobrobytem i te „owce” jest z czego „strzyc”.
Oczywiście w pewnym momencie będzie to „strzyżenie” wprost „przy
samej skórze” i owocem tego będzie utrata dobrobytu. W Polsce
„owce” mają bardzo „krótkie runo”. Tak więc nieustanne „strzyżenie”
polskich „owiec” prowadzi szybko do skutków katastrofalnych dla
społeczeństwa.
3. Rabunek przez inflację
Gdy banki kreują pieniądze mnożąc je elektronicznie (pojawiają się one
najpierw w formie zapisu w komputerach) to dokonuje się dokładnie taki
sam proces jakby dodrukowywano banknoty.
Tak ten typ rabunku opisuje autor cytowanego wyżej materiału:
„Bogactwa nie przybyło – a ktoś się jednak wzbogacił – jak to
pogodzić? Co się, więc tak naprawdę stało? Otóż postawione pytanie
zawiera już w sobie odpowiedź –skoro ktoś się wzbogacił a bogactwa
nie przybyło – to znaczy, że zmienił się podział bogactwa: jeden ma
teraz więcej – a inni muszą mieć mniej– skoro łącznie bogactwa jest tyle
samo. Nastąpił magiczny transfer bogactwa z jednych kieszeni do
drugich – a właściwie od wszystkich, od całego społeczeństwa – do
mnie, do „drukarza”. Mówiąc wprost WZBOGACIŁEM SIĘ WASZYM
KOSZTEM. Podstępem i tajemniczym sposobem „drukarz” odebrał
całemu społeczeństwu pieniądze, czyli okradł wszystkich – ale na
skutek efektu skali nikt tego nawet nie zauważy! 100 tys. zł dla jednego,
to jest kradzież niecałego grosza (0, 26 grosza) od każdego z 38 mln
rodaków – i to jest właśnie „efekt skali”. Ten „tajemniczy sposób” na
transfer bogactwa od całego społeczeństwa do „drukarza” pieniędzy –
to spadek wartości pieniądza, – czyli inflacja (według pierwotnego
znaczenia tego słowa) powodująca wzrost cen.
Siła nabywcza wykreowanego nowego pieniądza to siła nabywcza
odebrana naszym, istniejącym pieniądzom”.
Kiedyś, gdy pieniądz opierał się w 100 % na parytecie złota tego
zjawiska praktycznie nie znano. Przez 113 lat historii USA inflacji w
ogóle nie było. Nie było jej w krajach europejskich. Teraz zaczęła
galopować. W 1971 r. uncja złota kosztowała 35 dolarów, w 2006 r. już
630 dolarów, w 2010 r. jej cena przekroczyła 1200 dolarów. Dzisiejszy
dolar jest wart 5, 6 centa z roku 1971. Jego siła nabywcza spadła w tym
czasie o 94,4%.
W Polsce w 1990 r. inflacja wynosiła prawie 600%, w 1991 r. wynosiła już
„tylko” trochę ponad 70% W latach następnych było to około 30%. Pod
sam koniec XX w wahała się od 20 do 10%. Od 2001 r. kolejne rządy
podawały jako swój sukces jej bardzo niski wskaźnik (wahała się od 5,
5% do 0,8%). Jeśli jednak zadamy pytanie „na ile spadła wartość
złotówki od stycznia 2000 r. do listopada 2013 r.?”, to odpowiedź nie
będzie pocieszająca. W tym okresie inflacja, bowiem wyniosła 46,5%.
Jeśli zatem w styczniu, 2000 r. pan Kowalski miał oszczędności rzędu
100 tys. zł (bo np. otrzymał spadek) i liczył, że będzie to zabezpieczenie
na starość, to w 2013 r. oszczędności te zmniejszyły się (licząc jako
podstawę siłę nabywczą złotówki ze stycznia 2000 r.) do 53, 5 tys.
złotych. Ukradziono mu prawie połowę jego majątku. Ktoś powie: „A
procenty bankowe?”. Oczywiście, jeżeli pan Kowalski trzymałby te
pieniądze na lokatach terminowych jego straty byłyby mniejsze.
Straciłby wtedy tylko „jakieś” 10 tys. zł, ale jeśli chciałby te pieniądze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin