Jodi Ellen Malpas - Ten mężczyzna 03 - Jego namiętność.pdf

(873 KB) Pobierz
Ten Mężczyzna
Tom 3
Jego Namiętność
Jodie Ellen Malpas
Rozdział 1
Z trudem zbieram siły, żeby pójść dziś do pracy. To już piąty dzień,
odkąd nie widziałam Jessego Warda. Piąty dzień cierpienia, pustki i
płaczu Za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę go. Z pewnego
siebie, przystojnego mężczyzny, który mnie całkowicie zauroczył,
zmienia się w napastliwego i pijanego drania, który mnie zniszczył. Bez
niego czuję się pusta i wybrakowana. Sprawił, że go pragnę, a teraz go
nie ma.
W ciemności widzę jego twarz, a w ciszy słyszę jego głos. Nie mogę
od tego uciec. Nie zwracam uwagi na otaczający mnie świat. Każdy
dźwięk jest niczym odległy szum, a każdy obraz przypomina rozmytą
plamę. Znalazłam się w piekle. Pusta. Niepełna. Jestem w bolesnej
agonii. Ostatniej niedzieli zostawiłam go pijanego, krzyczącego i
potykającego się w penthousie. Od dnia kiedy wyszłam od niego, nie
odzywał się do mnie. Nie dzwoni, nie pisze, nie wysyła kwiatów... nic.
Sam nadal regularnie pojawia się u Kate, ale wie, że lepiej nie
rozmawiać ze mną o Jessem. Trzyma się z daleka i nie wypytuje.
Niełatwo ze mną teraz przebywać. Jak mężczyzna, którego znam
zaledwie od kilku tygodni, doprowadził mnie do takiego stanu? Jednak
podczas tych kilku tygodni poznałam go, dowiedziałam się, że jest nie
tylko namiętny, porywczy i dominujący, lecz także łagodny, czuły i
troskliwy. Bardzo tęsknię za tym Jessem. Jednak pijany, płytki
mężczyzna, którego zobaczyłam w penthousie, to nie Jesse, w którym
się zakochałam. Wolę dominującego Jessego od pijaka.
Najwidoczniej jego powrót do alkoholu był moją winą. Mówił mi w
pijackim bełkocie, że jeśli go zostawię, źle to się skończy. Ostrzegał
mnie. Po prostu nie wyjaśnił, jak źle to się skończy. Powinnam była
drążyć temat, ale mnie całkowicie zauroczył. Nie mogłam się na niczym
skupić, byłam zaślepiona pożądaniem i namiętnością. Nigdy bym nie
przypuszczała, że okaże się seksownym Lordem z Rezydencji. I z
pewnością nie pomyślałabym, że okaże się alkoholikiem. Dosłownie
miałam oczy szeroko zamknięte.
Na szczęście udało mi się uniknąć niewygodnych pytań Patricka o
projekcie dla pana Warda, kiedy za sprawą Warda na konto bankowe
Rococo Union wpłynęło sto tysięcy funtów. Byłam mu niezmiernie
wdzięczna. Dzięki tak dużej zaliczce mogłam bez trudu zbyć Patricka –
wystarczyło powiedzieć, że pan Ward jest za granicą w delegacji i
dlatego prace nad projektem zostały wstrzymane. Wiem, że w końcu
będę musiała się z tym zmierzyć, ale teraz nie czuję się na siłach i nie
jestem pewna, kiedy będę. Może nigdy.
Biedna Kate starała się wyciągnąć mnie z mrocznej otchłani, w
której się znalazłam. Wyciągnęła mnie na lekcje jogi, drinki w pubie i
dekorowanie ciast. Ale czuję się szczęśliwsza, leżąc w łóżku i zawsze w
porze lunchu Kate mnie właśnie tam znajduje. Nie jem, bo samo
przełknięcie jedzenia przez ściśnięte gardło jest bolesne.
Jedyną rzeczą, na którą czekam, to poranny spacer. Nie mogę spać,
więc wstanie o piątej rano jest stosunkowo łatwe.
Powietrze jest świeże i ożywcze. Idę do miejsca w Green Park, gdzie
opadłam z sił, kiedy Jesse wyciągnął mnie na jeden z męczących
maratonów po ulicach Londynu. Siedzę nieruchomo i spoglądam na
pokrytą rosą trawą, aż czuję, że moje plecy są zdrętwiałe i wilgotne.
Jestem gotowa, aby wolnym krokiem wrócić i przygotować się na
kolejny dzień bez Jessego. Jak długo zdołam tak wytrzymać?
Mój brat, Dan, jutro wraca do Londynu z odwiedzin u rodziców w
Kornwalii. Powinnam być zadowolona, że się spotkamy. W końcu nie
widzieliśmy się od sześciu miesięcy. Ale skąd wezmę energię, żeby
udawać, że wszystko jest w porządku?
Dzwoniący telefon na moim biurku przywraca mnie do
rzeczywistości. To Ruth Quinn. Warczę z niezadowolenia w duchu.
Ruth jest nową klientką i od samego początku widać, że współpraca
będzie trudna. Zadzwoniła we wtorek i domagała się spotkania tego
samego dnia. Wyjaśniłam, że jestem zajęta i zaproponowałam, że ktoś
inny może się z nią spotkać, jednak nalegała na mnie. Ostatecznie
ustaliłyśmy datę spotkania, które odbędzie się dziś. Od tego dnia
codziennie do mnie dzwoni, żeby mi o tym przypomnieć.
– Dzień dobry, pani Quinn – mówię zmęczonym głosem.
– Avo, jak się masz?
Zawsze o to pyta, co jest miłe. Jednak nie mówię jej prawdy.
– Dobrze, a pani?
– Doskonałe – szczebiocze. – Chciałam jedynie potwierdzić nasze
spotkanie.
– Czwarta trzydzieści, pani Quinn – mówię trzeci dzień z rzędu to
samo. Chyba zacznę to liczyć.
– Doskonale, nie mogę się doczekać.
Odkładam telefon i spokojnie wydycham powietrze.
O czym myślałam, umawiając się z nowym, trudnym klientem na
koniec tygodnia?
Victoria wpada do biura. Jej długie blond loki kołyszą się nad
ramionami. Wygląda inaczej. Jest pomarańczowa!
– Co ci się stało? – pytam zaniepokojona. Wiem, że dzisiaj nie
wszystko dokładnie widzę, ale jej kolor skóry nie pozostawia złudzeń.
Wznosi oczy i z torebki Mulberry wyciąga lusterko, żeby spojrzeć na
swoją twarz.
– Nic nie mów! – ostrzega mnie. – Chciałam brąz. – Wyciera twarz
chusteczką. – Głupia baba użyła złej butelki. Wyglądam jak serowy
chrupek! – Zdenerwowana Victoria nie przerywa pocierać twarzy.
– Kup sobie peeling do ciała i twarzy – doradzam, odwracając się do
komputera.
– Nie wierzę! Dlaczego musiało mnie to spotkać? – rozpacza. – Drew
zabiera mnie wieczorem na randkę. Ucieknie na kilometr, jak mnie
zobaczy!
– Gdzie idziecie? – pytam.
– Do Langana. Wezmą mnie za jakąś tanią celebrytkę. Nie mogę się
tak pokazać!
Dla Victorii to kompletna katastrofa. Z Drew spotyka się dopiero od
tygodnia. Kolejny związek, o którym muszę słuchać. Brakuje jeszcze,
żeby pojawił się Tom i oznajmił, że bierze ślub. Samolubnie nie cieszę
się niczyim szczęściem.
Sally, nasz chłopiec na posyłki, wybiega z kuchni. Gdy dostrzega
Victorię, nagle się zatrzymuje.
– Wow, Victoria, wszystko w porządku? – pyta. Uśmiecham się, gdy
Sally rzuca w moim kierunku zaniepokojone spojrzenie. No cóż, mała
główka Sal nie ogarnia zabiegów upiększających.
– Doskonale! – warknęła Victoria.
Sally skrywa się za szafkami z materiałami biurowymi, unikając
wściekłej Victorii i nieszczęśliwej mnie.
– Gdzie Tom? – pytam w nadziei, że odwrócę myśli Victorii od
katastrofy z samoopalaczem.
Zatrzaskuje lusterko i odwraca się do mnie. Gdybym miała więcej
energii, roześmiałabym się. Victoria wygląda okropnie.
– Jest u pani Baines. Koszmar najwyraźniej trwa – wzdycha,
odrzucając blond loki.
Zostawiam Victorię i jej lśniącą twarz, i dalej bezmyślnie wpatruję
się w ekran komputera. Nie mogę się doczekać wieczoru, kiedy wsunę
się do łóżka i nie będę musiała nikogo widzieć i z nikim rozmawiać.
Punktualnie przyjeżdżam do olśniewającego domu przy Lansdowne
Crescent. Drzwi otwiera pani Quinn. Jestem zaskoczona, ponieważ jej
głos ani trochę nie pasuje do wyglądu.
Sądziłam, że jest starą panną, typem nauczycielki gry na
fortepianie, ale nie mogłam się bardziej mylić. Jest niezwykle
atrakcyjną kobietą. Ma długie blond włosy, duże niebieskie oczy i
gładką, jasną cerę. Założyła na siebie ładną czarną sukienkę i wysokie
koturny.
Uśmiecha się.
– Ava, prawda? Proszę, wejdź. – Prowadzi mnie do olbrzymiej
kuchni.
– Pani Quinn, moje portfolio – podaję teczkę, którą chętnie ode mnie
bierze. Ma naprawdę ciepły uśmiech. Może źle ją odebrałam.
– Mów mi Ruth. Wiele słyszałam o twojej pracy, Avo – mówi,
przeglądając moją teczkę. – Zwłaszcza o Lusso.
– Naprawdę? – odpowiadam zaskoczonym tonem, choć nie jestem.
Patrick był zachwycony reklamą, jaką dało nam Lusso. Wolałabym
zapomnieć o wszystkim związanym z tym miejscem, jednak raczej nie
ma na to szans.
– Tak, oczywiście! Wszyscy o tym mówią. Dokonałaś cudów.
Napijesz się czegoś?
– Poproszę kawę.
Uśmiecha się i zaczyna przygotowywać napój.
– Usiądź, Avo.
Siadam i wyciągam notatnik.
– W czym mogę ci pomóc, Ruth?
Zaczyna się śmiać i wskazuje łyżeczką na całe pomieszczenie.
– Chyba to oczywiste. Tu jest okropnie – wykrzykuje i wraca do
parzenia kawy.
Ma rację, ale nie mam zamiaru krzyczeć z przerażenia na widok
brązowo-żółtych kolorów i ścian pokrytych sztuczną cegłą.
– Oczywiście – mówi dalej – szukam pomysłów, żeby zmienić tę
potworność. Myślałam o wyburzeniu ściany i zrobieniu dużego,
rodzinnego salonu. Chodź, pokażę ci. – Podaje mi kawę i wskazuje,
żebym poszła za nią do drugiego pokoju. Wystrój jest tak samo ponury
jak w kuchni.
Ruth wygląda dosyć młodo, na jakieś trzydzieści kilka lat, więc
domyślam się, że wprowadziła się tu stosunkowo niedawno. Dom nie
był malowany od dobrych czterdziestu lat.
Po godzinie rozmowy jestem pewna, że wiem, co Ruth chce
osiągnąć. Ma dobrą wizję.
– Przygotuję kilka projektów, uwzględniając twoje pomysły i budżet i
przekażę ci wraz z moim cennikiem – mówię, wychodząc. – Czy
powinnam uwzględnić coś konkretnego?
– Nie. Chciałabym, żeby w kuchni znalazło się podstawowe
wyposażenie. – Uprzejmie ściskam rękę, którą mi podaje. – No wiesz,
lodówka na wina – zaczyna się śmiać.
– Oczywiście – uśmiecham się lekko. Wspomnienie alkoholu mrozi
mi krew w żyłach. – Będziemy w kontakcie, pani Quinn.
– Mów mi Ruth – kręci głową. – Nie mogę się doczekać.
Wlokę się do domu Kate w nadziei, że jej nie zastanę. Mam ochotę
schować się w swoim pokoju, zanim Kate wniesie misję Popraw nastrój
Avie.
– Ava!
Zatrzymuję się i widzę Sama. Opuszcza szybę w samochodzie i
wolno podjeżdża w moim kierunku.
– Cześć, Samuel – mówię z wymuszonym uśmiechem, nie
zatrzymując się.
– Avo, proszę, też masz zamiar mnie olewać? Bo się będę musiał
wyprowadzić.
Parkuje swoje porsche i wysiada. Stoimy razem na chodniku przed
domem Kate. Jak zawsze wygląda luzacko: ma luźne szorty, koszulkę z
Rolling Stonesami i brązowe włosy w nieładzie.
– Przepraszam, od kiedy mieszkasz tu na stałe?! – pytam, unosząc
brew. Sam ma duże, eleganckie mieszkanie w Hyde Parku, ale
ponieważ Kate ma pracownię na parterze, nalega, żeby Sam zostawał u
niej.
– Nie, nie mieszkam, ale Kate powiedziała, że o szóstej będziesz w
domu. Miałem nadzieję, że cię spotkam.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin